Wróciłem z Armenii. Kilka dni temu, na Placu Republiki, w samym centrum Erywania, dwaj turyści z mojej grupy, spotkali turystów z Iranu. Jedni i drudzy, młodzi ludzie, ciekawi świata, próbowali się czegoś o sobie dowiedzieć. Było miło i sympatycznie. Niestety pojawił się niespodziewany problem. Irańczycy w ogóle nie kojarzyli takiego kraju jak „Poland”. Nic, a nic.

 

Wcale nie czuli się z tym głupio. Wręcz odwrotnie, zaskoczeni informacją, niezrażeni sytuacją, próbowali zdefiniować ten nowy dla nich byt. Padły pytania pomocnicze.

 

Jedno, które szczególnie mi się spodobało, brzmiało: Jaki słynny budynek macie? Szeroko otwarte oczy polskich turystów świadczyły, że mają trudności z odpowiedzią. Irańczycy próbowali pomóc. Australia to budynek opery w Sydney; Paryż, to wiadomo; Rzym też; Moskwa – Kreml, itd. A u was? Nasi nie potrafili podać niczego godnego uwagi. Kiedy już było wiadomo, że dalsze próby identyfikacji kraju nic nie dadzą, chwycili się ostatniej deski ratunku. Padło słowo „papież”. Nie zadziałało! No to jeszcze jedna rozpaczliwa próba: „Jan Paweł II”. Też nic! Katastrofa! Rozstali się miło i sympatycznie, ale z dziwnym uczuciem, że mieszkają w państwie-nic. Kraju, które nie ma wizytówki. Ani architektury, ani znanej marki samochodu (komputera, odzieży, piwa, klubu piłkarskiego, etc.).

 

Z rozmowy i zadawanych pytań wynikało, że Irańczycy nie byli skończonymi głąbami. O świecie trochę wiedzieli. O Polsce nic.

 

Dla turystów z mojej grupy było to sporym zaskoczeniem. Jak można nie znać Polski? Jak można nie słyszeć o naszym papieżu?!

 

Przyzwyczaiłem się już do tego. Nie dziwi mnie to i nawet rozumiem. Co więcej, uważam, że winę za to ponosimy my sami! W naszej pięknej, polskiej megalomanii, wydaje się nam, że wystarczy Jan Paweł II by wszyscy nas znali i do tego jeszcze szanowali! To idiotyczne, ale tak właśnie myślimy. Jak się sami nie przekonamy, to nie uwierzymy, że są kraje i cywilizacje, gdzie hasło JPII nic nie mówi, a są i takie, gdzie znane jest, ale szacunkiem wielkim się nie cieszy.

 

Co robimy żeby promować nasz kraj?! Z czasów studiów na Uniwersytecie Kairskim pamiętam, że w tym ogromnym dwudziestomilionowym mieście nie było ani jedno kursu języka polskiego. Nie było żadnej promocji polskiej kultury! Dla porównania prężnie działał Czeski Instytut Kulturowy, a jeszcze lepsza promocję robiła bardzo popularna tam Skoda i Czeskie Linie Lotnicze, które nie wycofały się tak, jak nasz LOT.

 

Ile pieniędzy z publicznych funduszy wydaliśmy przez ostatnie lata na nową architekturę? Budowaliśmy gmachy, urzędy, kościoły. Czy powstał choć jeden obiekt, który mógłby stać się wizytówką kraju? Dlaczego nie?! Ponieważ nikt o tym nie myśli. Chyba wydaje nam się, że dwie osoby, Wałęsa i Karol Wojtyła, zapewnili nam już rozpoznawalność, splendor i szacunek na długie lata.

 

A swoją drogą, miło by było wracać do kraju ładnej architektury. Jak ląduję w Warszawie, siłą rzeczy porównuję ją do miast, w których przed chwilą byłem. Nasza stolica wypada słabo. Ładniejszy jest Erywań. Tbilisi też.

 

  

Wybudowany kilka lat temu most nad rzeką Mtkwarą. Otoczony wiekowymi zabytkami średniowiecznego Tbilisi, szybko stał się charakterystycznym punktem miasta i atrakcją turystyczną. Pięknie iluminowany, ciekawie wygląda również w nocy. Dobry przykład nowoczesnej architektury.

 

Zobacz również: „Łuk triumfalny”