Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Ile gwiazdek, tyle szczęścia

Za chwilę pełną parą ruszy wakacyjny sezon. A wraz z nim faza na poszukiwanie „najlepszych ofert”. Klienci wezmą udział w intensywnym objeździe biur podróży. Od jednego do drugiego. Istne tour de oferta. W nadziei, że może w tym kolejnym mają coś bardziej atrakcyjnego. Raczej nie mają. W Polsce jest mnóstwo biur agencyjnych, tzn. takich, które są wyłącznie sklepami. Sprzedają produkty touroperatorów, głównie tych największych, powszechnie znanych, takich jak Itaka czy Rainbow. W ofercie prawie wszyscy mają te same produkty, identyczne wycieczki i wakacje. Co więcej, ceny też jednakowe, ponieważ agenci nie mogą udzielać rabatów. Zabraniają tego umowy z organizatorami. Za złamanie tych warunków grożą kary finansowe oraz zerwanie współpracy. Do tego agenci, w olbrzymiej większości, pracują na tym samym systemie informatycznym. Jest to program MerlinX, który porównuje oferty olbrzymiej większości polskich touroperatorów. Dlatego bieganie od agenta do agenta nie ma sensu.

Taka promocja

Taka promocja

Czym zatem mogą różnić się sklepy z wakacjami? Jakością obsługi, umiejętnościami kontaktu z klientem i wiedzą na temat krajów i hoteli. Dobry agent dobrze doradzi.

Właściwie to siadłem do pisania tego tekstu z inną myślą. Chodzi o kwestię postawioną w tytule postu. Od jakiegoś czasu fenomen poszukiwania „najlepszych ofert” zajmuje mnie na tyle, że wszedł w obręb dociekań natury niemal filozoficznej.

Mamy oto cały segment turystyki, w którym wybieramy i kupujemy szczęście. A przynajmniej jego obietnicę. Trzy gwiazdki – małe szczęście, pięć gwiazdek – wielkie szczęście. W równaniu tym są jeszcze fazy przejściowe, niepewności, odcienie, większe lub mniejsze przechylenia w jedną lub drugą stronę. I duża porcja stresu. Bo przecież, jeśli płacimy za coś tak istotnego jak szczęście, to wybieramy bardzo starannie, z uwagą, żeby to było szczęście możliwie największe. Są klienci, którzy podchodzą do wyboru wakacji, jak do kupna domu czy innej inwestycji na całe życie. Śmiertelnie poważnie.

Stać nas na pięć gwiazdek. Zatem przeprowadzamy casting wśród hoteli. Oceniamy co tylko się da. Nie tylko położenie, plażę, basen i jedzenie. Co jeszcze? W jakich godzinach jest all inclusive, jak duże są pokoje, jaki wystrój łazienek, jakie kanały w TV, animacje… Ostatnio jeden z klientów przyniósł kilkustronicowy elaborat w formie tabeli, w której według wykreślonych przez niego kryteriów pogrupowane były hotele. Ile czasu mu to zajęło? Kilka godzin. Po co? Taka forma rozrywki? Może.

Ale chyba bardziej prawdopodobny jest strach. Tyle, że nie przed skandalicznie słabym hotelem, paskudnym jedzeniem i zmarnowanymi wakacjami. Nie! Raczej obawa, że nasz sen o szczęściu się nie spełni. To byłoby zbyt bolesne. To ten specyficzny strach motywuje nas do poszukiwań. Do wędrówki od biura do biura i sprawdzania wszystkiego w internecie.

W takiej konstrukcji hotel nie jest miejscem, w którym mamy odpocząć po dniu pełnym wrażeń wynikłych z pobytu w kraju o ciekawej kulturze i historii. Nie jest jednym z elementów infrastruktury, której potrzebujemy do odbycia podróży (jak samolot, autokar, walizka i ubezpieczenie turystyczne). Nie jest środkiem prowadzącym do celu. Jest celem samym w sobie! Oto hotel stał się fetyszem. Obrazem szczęścia, synonimem realizacji, prestiżu i znaczenia.

Świadomie wybieram inną turystykę. Aktywną, kulturową, z jakimiś aspiracjami. Sensem podróży jest poznanie. Czegoś więcej niż hotelowy basen.

Jutro ruszam do Albanii.

 

Poprzednie

Quo vadis Litwo?

Następne

Albania. Tirana

Komentarzy: 4

  1. Nie rozumiem, co Pana tak dziwi. Polacy wyjeżdżają w roku na 1,góra 2 tygodnie wakacji. Zasuwają przez ponad 350 dni w roku, za marną kasę, żeby kilka pozostałych dni spędzić na wakacjach. I co w tym dziwnego, że te uciułane z trudem pieniądze chcą wydać dobrze. Polaków nie stać na pomyłki i ryzyko. Kiedy pracowałam w Anglii w hotelu, znajoma sprzątaczka latała na wakacje do MEKSYKU! Ile Pan zna takich sprzątaczek w Polce?! I druga uwaga – nie każdego interesują PODRÓŻE. Niektórzy mają ochotę na WAKACJE, czyli na wyjazd polegający na LEŻENIU, PŁYWANIU i ODPOCZYWANIU, a nie na zwiedzaniu. Mają do tego prawo. Ja staram się jeździć na jedno i na drugie. I zwykle po pierwszym mam wiele wrażeń, ale jestem ZMĘCZONA. Po drugim mam wrażeń niewiele, ale wracam WYPOCZĘTA. I tutaj akurat standard hotelu, wielkość basenu, otoczenie i te wszystkie rzeczy, z których się Pan nabija mają kolosalne znaczenie. Aż dziw bierze, że można tego nie rozumieć

  2. W części oczywiście się z Panią zgadzam. Niestety, ja w przeciwieństwie do Pani mam kilkunastoletnie doświadczenie w branży. Znam ją od środka. Pracowałem jako rezydent – widziałem jak ludzie sami psuli sobie wakacje bo „hotel był słabszy niż w katalogu”. Od lat prowadzę też biuro agencyjne sprzedające wypoczynek – widziałem jak małżeństwa kłóciły się o to jaki hotel wybrać; jak znajomi obrażali się na siebie nie potrafiąc uzgodnić wyboru… Udane wakacje bardziej zależą od naszego nastawienia (kultury) niż od jakości hotelu! Pozdrawiam serdecznie

  3. Oczywiście że każdy ma prawo do własnego wyboru wypoczynku….Niestety,nie każdy posiada kulturę podróżowania czy przebywania w danym kraju. Proszę uwierzyć że nie potrzeba wielkich pieniędzy do odwiedzenia innym krajów. Podróżuję od kilkunastu lat i przerobiłam różne formy wypoczynku-najpierw autokarowe,potem samolotowe z biurami podróży jak i zorganizowane przez siebie samą. Powiem tak: jadąc z biurem podróży niejednokrotnie płacimy kolosalne pieniądze za wypasiony hotel podczas gdy samemu organizując to samo nie zapłacimy nawet połowy. Ba! Śmiem twierdzić że można znaleźć bardzo tani lot i może mniej wypasiony hotel bez całej tej otoczki….Tylko pytanie,czy my Polacy jesteśmy na tyle świadomi kulturowo że da się???My wolimy w większości hotel przynajmniej z kilkoma basenami,wszelkie wypasy,aby-nie coś z tego mieć-a raczej mieć się czym pochwalić….Ostatnio byłam świadkiem rozmowy pewnej pani,która opowiadała o Malcie,oczywiście z biurem podróży. Przysłuchując się rozmowie stwierdziłam że Pani nie pojechała zobaczyć kraju czy spędzić fajnych wakacji a raczej pochwalić się wypasionym hotelem,bo były taaakie baseny,taaakie jedzenie i tyle zapłacili……Słysząc cenę przepraszam za słowa”zwaliła mnie z nóg”. To po co lecieć aż na Maltę???. Szkoda że nie powiedziała o ważnych aspektach Malty,pewnie nie wiedziała-to właśnie kultura podróżowania….Wczasy na Malcie można spędzić też tanio i fajnie wypocząć,nawet jak się pracuje jak Pani trafnie zaznaczyła”350 dni w roku”. Czy nam naprawdę zależy na wypoczynku??? Dobre :”Ile gwiazdek tyle szczęścia”-nic dodać ,nic ująć……..Też wybieram świadomie inną formę wypoczynku a zarazem tańszą:)

  4. Ilu ludzi, tyle motywacji do podróżowania. Dla jednej osoby będzie to potrzeba poznania świata, dla innej chęć doświadczenia luksusu czy nawet blichtru. Turystyka jest rynkiem jak każdy inny i w tym znaczeniu odzwierciedla społeczne potrzeby i uwarunkowania.

Skomentuj Krzysztof Matys Anuluj pisanie odpowiedzi

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén