Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: pieniądze

Nowa waluta turystyczna

7 września 2021 roku. Od dziś bitcoin jest legalnym środkiem płatniczym w Salwadorze. Informację tę podają wszystkie serwisy ekonomiczne. Fakt jest istotny, bo to pierwszy kraj, który z kryptowaluty uczynił oficjalną walutę państwową. Granica została przekroczona, furtka otwarta. Pytanie co dalej!

Nepalskie rupie z nosorożcem

Może to już czas, by wprowadzić walutę turystyczną? Niech się nazywa turcoin. Albo globcoin. A może uda się znaleźć bardziej wdzięczną i lepiej brzmiąca nazwę. Coś z obietnicą przygody i nutką romantyzmu, czyli z wartościami, jakie niosą ze sobą podróże.

Kursy walut w Naddniestrzu, nieuznawanym przez świat parapaństwie. Więcej informacji o Naddniestrzu.

Jak mocno taka waluta ułatwiłaby życie turysty! Żadnych przewalutowań i kantorów. Po prostu, doładowujesz sobie konto wirtualnymi turcoinami i jedziesz w świat. Kraj i kontynent nie ma znaczenia. Płacisz wszędzie, w każdym miejscu. Co więcej, każdy chce przyjmować tę walutę, bo jej wartość stale rośnie. Na przykład, jesteś hotelarzem i za wyświadczoną usługę inkasujesz od turysty jednego globcoina. Cieszysz się, bo za miesiąc ten jeden coin będzie miał już wartość dwóch coinów, więc nie tylko zarabiasz, ale jeszcze inwestujesz. Szaleństwo ktoś powie. Oczywiście, ale czym innym jak nie szaleństwem są kryptowaluty! A przecież istnieją, liczone są w miliardach dolarów i konsekwentnie zyskują na znaczeniu.

Etiopia. 1 birr

Turcoin byłby praktyczny nie tylko w czasie podróży. Można by go wykorzystywać już na etapie jej planowania. Załóżmy, że myślimy o przyszłorocznych wakacjach. Kupujemy piętnaście globcoinów, za które dziś stać nas na tydzień pobytu w trzygwiazdkowym hotelu. Ale za rok, gdy wartość tej waluty wzrośnie, kupimy za nią wczasy w hotelu pięciogwiazdkowym i zostanie jeszcze na kilka dobrych kolacji w lokalnej restauracji.

Plastikowe monety przypominające żetony lub elementy gry planszowej. Gdzie? Zobaczcie!

Piękne? Piękne! Z jednym małym niuansem. Co się stanie z naszymi wakacjami, jeśli wartość turcoina spadnie?! Jedno jest pewne, gdyby istniał przed 2020 roku, to w czasie pandemii, mocno straciłby na wartości.

Polecam też artykuł: Pieniądze. Białoruś, Kuba, Uzbekistan…

Pieniądze, cz.2: Etiopia, Mołdawia, Japonia, Naddniestrze…

Wyjątkowymi pieniędzmi posługujemy się w Naddniestrzu. Plastikowe monety. Wprowadzono je niedawno. W obiegu są jeszcze poprzednie, metalowe, bardziej cenione przez miejscowych. Do tych z plastiku jakoś nie mają zbyt dużego zaufania. Tyraspol, stolica nieuznawanej republiki. Kupujemy owoce i kwas chlebowy. Sprzedawczyni na straganie z chęcią wymienia wszystkie plastiki jakie ma na dźwięczące blaszki. Mówi, że tych nowych nie lubi, że pieniądze nie powinny tak wyglądać. Podobne są do żetonów. Różne kształty. Jedynka jest okrągła, trzy ruble to kwadrat z zaokrąglonymi rogami, piątka to pięciokąt. Moneta dziesięciorublowa ma aż sześć boków. Bardziej przypominają zabawki czy też może elementy gry planszowej. Nawet przedstawione na nich postacie jakoś tracą na powadze. A przecież to twarze, które kojarzą się serio, nawet bardzo. Potiomkin, Suworow, Katarzyna II. Rosjanie, zaadaptowani na miejscowych bohaterów. W drugiej połowie osiemnastego wieku kładli podwaliny pod to, co dziś nazywamy Naddniestrzem. Przyłączyli ten obszar do imperium carów, przesądzając już wtedy o jego dalszych losach.

Naddniestrzańskie plastikowe monety

Naddniestrzańskie plastikowe monety

Przy okazji przypomina mi się historia z 2004 roku, kiedy to ukraińscy celnicy zatrzymali ciężarówkę, którą przewożono naddniestrzańskie monety wybite przez Mennicę Polską. Wybuchł mały skandal, bowiem separatystyczne Naddniestrze formalnie nie istnieje, a terytorium to zgodnie z prawem międzynarodowym należy do Mołdawii. Takie organizmy nazywa się pseudo lub parapaństwami i obkłada całym systemem obostrzeń – wśród nich są również te natury gospodarczej. Było więc wstyd przed rządem w Kiszyniowie, któremu ukraińscy celnicy przekazali nielegalny transport. Zarząd Mennicy Polskiej tłumaczył się wtedy, że nie produkował pieniędzy, ale właśnie „żetony”, mimo tego, że były to zupełnie normalne, metalowe monety.

Teren Naddniestrza jest jednym z tych obszarów, gdzie nie przydadzą się nam karty, ani płatnicze, ani kredytowe. Nie działają tam. Żaden polski, niemiecki, francuski czy amerykański bank nie może współpracować z partnerami z nieuznawanego kraju. Tak więc tylko gotówka. Choć w tym szczególnym przypadku może być plastikowa.

Wycieczka Mołdawia i Naddniestrze

Etiopia. Kiedyś jeździłem tam z wycieczkami. Były to czasy, gdy do Addis Abeby docierały nieliczne grupy turystów. W podróży na południe ważne były niskie nominały. Każdy chciał mieć ich pokaźny pakiet. Przynajmniej sto, a jeszcze lepiej dwieście lub trzysta banknotów. Był to niezbędny składnik wyprawy w okolice doliny Omo. Jeździło się tam, żeby zobaczyć ostatnie naturalnie żyjące plemiona Afryki. Najmocniej przyciągali Mursi, słynni z glinianych krążków zdobiących usta kobiet. Odwiedzaliśmy też wsie zamieszkałe przez plemiona Hamer, Konso, Ari i Banna.

Etiopia. 1 birr

Etiopia. 1 birr

Najwięcej pieniędzy wydawaliśmy wśród Mursich. Tam każdy chciał, by go fotografować. Byli natarczywi, wręcz żądali, by robić im zdjęcia. Odpłatnie oczywiście. Kosztowało to 2 birry za zdjęcie. Każdej osobie. Jeśli więc przypadkowo w kadr weszło pięć osób, to trzeba było wypłacić 10. Tyle, że jeden banknot o nominale 10 birrów nie rozwiązywał sprawy. Trzeba było podzielić sprawiedliwie, każdemu po 2 pieniążki. Nie sposób było tego unikać! Jeśli już się tam przyjechało, to trzeba było wziąć udział  w tym szaleństwie. W trakcie spotkań z turystami Mursi nauczyli się sprawdzać jaka fotografia została zrobiona! Mężczyźni są tam wielcy i silni. Bez ceregieli brali nasze aparaty i na monitorach oglądali fotografie. Nie próbowaliśmy się opierać. Co drugi na ramieniu miał kałasznikowa, a przy pasku nóż. Nad porządkiem w rachunkach czuwała staruszka siedząca na dachu jednej z chatek. Z góry wszystko widziała i skrupulatnie liczyła. Efekt był taki, że po godzinnym pobycie zostawaliśmy bez grosza. Z fotograficznego szału wyrywała nas nie kończąca się właśnie klisza fotograficzna czy rozładowane baterie, ale brak pieniędzy o niskich nominałach. Jednym z obowiązkowych punktów podróży po południowej Etiopii były więc banki. Nieduże, lokalne, w małych miasteczkach. Raz zdarzyło się nam pobrać z takiej placówki wszystkie banknoty o nominale jednego birra. Żartowaliśmy wtedy, że rozbiliśmy bank.

Na wszystkich banknotach mołdawskich jest Stefan Wielki

Na wszystkich banknotach mołdawskich jest Stefan Wielki

Jedna z największych niespodzianek? Japonia. A dokładniej fakt, że ciężko wymienić tam dolary na jeny, że można dokonać tego tylko w nielicznych punktach, że trzeba wypisywać kwity podając pełne dane paszportowe, i że jest limit wymiany na jedną osobę. Czegoś takiego prędzej spodziewałbym się w Iranie czy Rosji, ale nie tam! Wybrałem się do Japonii zupełnie nieprzygotowany, jako turysta, bez choćby elementarnej wiedzy. Głupio, ale dzięki temu przekonałem się na własnej skórze, jak bardzo wyobrażenie może rozmijać się z rzeczywistością.

Świat jest różnorodny. W przypadku pieniędzy rzecz dotyczy nie tylko w kwestii nazewnictwa i form graficznych. Zaskoczyć może nas znacznie więcej. Coś, do czego przywykliśmy w krajach dotychczas odwiedzanych wcale nie musi potwierdzić się w kolejnym. Na podstawie doświadczeń z podróży za oczywiste uznajemy rady, by na lotnisku nie wymieniać, że kurs tam jest bardzo niekorzystny. Tymczasem, są miejsca, gdzie reguła ta nie ma zastosowania. Na przykład w Gruzji. Po przylocie do Tbilisi zamieniam dolary na miejscową walutę. Kurs jest taki, jak w każdym innym miejscu.

Nepalskie rupie z nosorożcem

Nepalskie rupie z nosorożcem

W pieniądzach kryje się wiele znaczeń. Można je analizować na różnych płaszczyznach. Istotne jest choćby to, co na nich przedstawiono. Kraje dają to, co mają najlepszego. Zasłużone postaci i wyjątkowe zabytki. Zdarza się, że krajobrazy, a nawet zwierzęta. Na nepalskich rupiach są nosorożce, jaki, słonie i tygrysy. Zresztą zwierzęta często pojawiają się na banknotach różnych krajów. Nosorożce zdobią papierowe pieniądze również w Indiach, RPA, Mozambiku, Tanzanii, Sudanie, Indonezji i zapewne jeszcze w kilku innych krajach, których nie odnotowałem.

Na białoruskich rublach nie ma postaci. Kraj jest młody, bez większych państwowych tradycji, brakuje więc bohaterów, władców, wielkich i znanych na świecie artystów. Na pierwszych banknotach, obowiązujących w latach 1992 – 1999, były zwierzęta, od zająca po żubra, stąd powszechnie zwane były zajczykami. Po denominacji w 2000 r. pojawiły się nowe ruble, przedstawiające budynki, współczesne i zabytkowe, wśród nich zamki w Mirze i Nieświeżu. Aktualnie obowiązujące banknoty (te podobne do euro) wykorzystują te same motywy, zobacz poprzedni artykuł: Pieniądze. Białoruś, Kuba, Uzbekistan…

Białoruskie "zajczyki"

Białoruskie „zajczyki”

Za to na banknotach mołdawskich króluje Stefan Wielki. Na wszystkich! Od jednego do tysiąca lei (skrót międzynarodowy: MDL). W sumie na dziesięciu nominałach. Na każdym ta sama postać. Jest taki mołdawski dowcip opowiadany turystom. Jak sprawdzić czy nie wciśnięto nam podrobionych pieniędzy? Trzeba chwycić banknot za koniuszek i mocno potrząsnąć. Jeśli Stefanowi korona z głowy nie spadnie, to pieniądz jest prawdziwy.

Myślę, że w szczególnych przypadkach, w sposobie traktowania banknotów odzwierciedla się stosunek do materii jako takiej. W niektórych krajach, np. w Indiach czy Egipcie, na porządku dziennym są pieniądze zniszczone, pomięte, naderwane, a przede wszystkim niemiłosiernie brudne. Z trudnością dostrzegamy w nich jakąkolwiek wartość. Wschód – powiemy i pomyślimy od razu, że to wiele wyjaśnia. Ale na tym samym Wschodzie jest przecież Japonia, w której brudne i zniszczone banknoty są nie do pomyślenia. Tak, pieniądze to coś znacznie więcej, niż prosty środek płatniczy. W papierkach tych, i w stosunku do nich, odbija się lokalna tradycja, kultura, uwarunkowania społeczne i polityczne. Podróżujący, którzy chcą poznać kraj bardziej, niż jest to przewidziane założeniami standardowej wycieczki, mają tu spory obszar do eksploatacji.

Wycieczki dla koneserów

Pieniądze. Białoruś, Kuba, Egipt, Uzbekistan…

Banknoty i monety. Różne. Mimo postępującej globalizacji. Pomimo łączenia rynków i znoszenia granic. Wie to każdy, kto jeździ po świecie. A dowiaduje się o tym jeszcze przed wyjazdem. Przygotowania do wycieczki pociągają za sobą konkretne pytania. Jaką walutę zabrać? Lepsze dolary czy euro? Niezmiennie, od lat wyraźna jest przewaga USD. No, może z wyjątkiem Kuby, gdzie od dolarów pobierany jest ekstra podatek. Kraj ten zresztą jest nie lada ciekawostką, funkcjonują tam obok siebie dwie równoległe waluty: peso kubańskie (CUP) i peso wymienialne (CUC) – dla turystów i bogatszych mieszkańców wyspy. Więcej na ten temat tu: Kubańska waluta.

A jeśli dolary, to jakie roczniki wchodzą w grę? W części krajów te starsze nie cieszą się powodzeniem i mogą być trudności z ich wymianą. Czy można liczyć na płatności kartą i na bankomaty? Gdzie wymienić pieniądze, jaki kurs? Na co trzeba uważać? Pytań jest mnóstwo.

Kuba. Peso wymienialne

Kubańskie peso wymienialne, banknot z pomnikiem Che Guevary

Turysta wybierający się na zorganizowaną wycieczkę otrzymuje takie informacje z biura podróży. Naszym klientom przygotowujemy więc pakiet tego, co niezbędne i przydatne w procesie planowania podróży. Ważne, żeby z rozpędu nie powtórzyć informacji, które w międzyczasie zdążyły się zdezaktualizować. Właśnie po raz kolejny sprawdzam czy w Uzbekistanie nie zaszły jakieś zmiany. Na pytanie o to, jaką walutę zabrać, od znajomego z Taszkentu otrzymuję informację, że „better USD, but EUR is okay too”. Czyli jak zwykle.

Banknotów i monet z różnych krajów mam całą szufladę. To znaczy pewnie zapełniłyby szufladę, gdybym zrobił z nimi porządek. Bo póki co, to zalegają w różnych miejscach. Na półkach w biurze i w szafkach w domu. Pomiędzy książkami i pamiątkami. Co nieco znajdzie się też w torbach i plecakach, które zabieram na wyjazdy. A także w szkatułce, w której lądują drobiazgi cechujące się brakiem ściśle określonego przeznaczenia.

Mam je wcale nie dlatego, że zbieram. Nie jestem kolekcjonerem. Po prostu zawsze coś zostaje. Kończę wycieczkę i wracam z drobnymi. Nie przejmuję się tym i nie wydaję na siłę, bo przecież wiem, że wrócę. To jedna z cech mojego podróżowania. Wracam, bywa, że wielokrotnie. Zdarza się, że w ciągu roku jestem w danym kraju nawet kilka razy.

Często znajduję banknoty w książkach. Niektóre po kilku latach, dawno już zapomniane. Książki jeżdżą ze mną w świat i jeśli trafię na ładny, nowy banknot, to wykorzystuję go jako zakładkę. Z pełną świadomości, że zostanie tam na lata. Rzecz jasna los taki spotyka banknoty niezbyt cenne, warte co najwyżej kilka złotych. Odkładając je na lata (lub po prostu na zawsze), rezygnuję z ich siły nabywczej. Można by uznać to za oczywistą stratę, ale mam jakieś nieodparte wrażenie, że banknot przechodzący do historii nie całkiem umiera i nie traci pełnej wartości. Nie potrafię tego udowodnić, ale upierałbym się, że coś zostaje. I to coś cennego.

Pieniądze różnych krajów. Ileż to historii! Ile przeżytych emocji. Problemów, pomyłek, stresów i niespodziewanych pozytywnych zakończeń. Ile nauki i lekcji pokory.

Złote czasy egipskiej turystyki. Jakieś piętnaście lat temu. Byłem wtedy pilotem i przewodnikiem na rejsach po Nilu. Piękna, choć męcząca praca. Każdego tygodnia nowa wycieczka. Każdy z turystów musiał wymienić pieniądze z dolarów na miejscowe funty. Przez jakiś czas na rynku były dwa kursy, oficjalny – obowiązujący w kantorach i bankach oraz czarnorynkowy – podobnie jak w Polsce kilkadziesiąt lat temu. Ten drugi oczywiście wyższy, ale trudno dostępny dla turystów. Nielegalny, funkcjonujący w konspiracji. Kogoś, kto wymieni nie było łatwo znaleźć, a do tego wiązało się to z ryzykiem oszustwa. W rolę pośredników doraźnie wcieliliśmy się my, piloci, rezydenci i przewodnicy. Dorabialiśmy sobie trochę. Przestałem się w to bawić, kiedy aresztowano miejscowego cinkciarza, odbierającego od nas dolary w hurtowych ilościach. Ech młodość, szumna i durna. Więcej o Egipcie z tamtych czasów m.in. w artykule: Egipt po raz pierwszy.

Nowe białoruskie ruble. Porównanie do euro. Zdjęcie pochodzi stąd.

Nowe białoruskie ruble. Porównanie do euro. Zdjęcie pochodzi stąd.

Dziś podobny mechanizm spotykamy w Uzbekistanie. Państwo próbuje tam regulować różne rzeczy, również kursy walut. W efekcie, poza oficjalnym jest również czarnorynkowy. Ten państwowy jest oczywiście dużo niższy. Dlatego wszyscy, również turyści, wymieniają na ulicy, najczęściej w okolicach bazarów. I choć formalnie jest to zabronione i wysoko karane (kilkuletnia zsyłka do obozu pracy) to powszechna praktyka zdaje się sugerować, że dzieje się to za cichym przyzwoleniem władz. Jak wygląda to w praktyce opisałem wcześniej w artykule: Uzbekistan – tu zostaniesz milionerem.

Białoruś. Jeszcze niedawno nie potrafiłem liczyć tamtejszych banknotów, ani szybko zorientować się w ich wartości. Było ich za dużo i były do siebie zbyt podobne. Wielkie nominały, kwoty liczone w setkach tysięcy i milionach. Miałem z tym kłopot mimo tego, że jeździłem tam całkiem często i wydawało się, że powinienem się oswoić. Dobrze, że w zeszłym roku przeprowadzono denominację ucinając aż cztery zera.  Jest znacznie prościej. Dolar, który kosztował aż 20 tys. rubli, teraz wart jest 2 ruble. Co ciekawe, po raz pierwszy w historii Białorusi w obiegu pojawiły się również monety. Wcześniej były tylko banknoty.

To zresztą nie pierwsza denominacja na Białorusi. I w związku z tym nie pierwsza zmiana oznaczenia według standardu ISO. Do 2000 r. rubel białoruski miał skrót BYB, później BYR, a od lipca 2016 r. oznaczony jest symbolem BYN.

Przy okazji okazało się, że nowe monety nie wcale takie nowe. Na części z nich zauważono ciemne plamki przypominające rdzę. Przedstawiciele banku centralnego tłumaczyli to tym, że pieniądze zostały wyprodukowane osiem lat wcześniej. Przez  ten czas leżały spokojnie w sejfach i czekały na polityczną decyzję o denominacji. Tak długo, że niektóre z nich uległy częściowemu utlenieniu.

Popatrzcie na nowe białoruskie banknoty i monety. Przypominają euro. Białorusinom nie omieszkali wytknąć tego Rosjanie. Od razu pojawiły się komentarze, że to może zapowiedź epokowych zmian. Tym bardziej, że podobno nowe białoruskie banknoty były drukowane w kilku państwach należących do Unii Europejskiej. Białoruś – poradnik turysty.

W części drugiej artykułu pojawią się informacje o pieniądzach w Japonii, Etiopii i Naddniestrzu.

Zobacz też: Kuba. Relacja osobista.

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén