Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Odpowiedzialność ministerstwa

Temat uwolnienia zawodu pilota wycieczek pojawiał się już na moim blogu. Pisałem o tym np. tu Pilot bez licencji
 

Dla nas, aktywnych uczestników branży turystycznej, to istotne zagadnienie. Dziś chciałbym poruszyć kilka kontrowersyjnych kwestii.

 

Odpowiedzialność za zeszłoroczne zmiany

 

W ośrodku, który prowadzę właśnie kończymy kurs. Zaczęliśmy jesienią zeszłego roku. Nikt wtedy nie przypuszczał, że rząd tak szybko zajmie się deregulacją. Wręcz odwrotnie. Ministerstwo Sportu i Turystyki ledwie co (w marcu) zaostrzyło kryteria i wydłużyło kurs ze 120 na 150 godzin. Pod nadzorem urzędu marszałkowskiego musieliśmy zmienić wiele rzeczy, sporo papierkowej roboty. Nie byliśmy z tego zadowoleni. Ani my, ani kursanci, którzy musieli więcej zapłacić za szkolenie. Ale wszyscy musieliśmy to zaakceptować. Wydawało się, że to nowe rozwiązanie potrwa przynajmniej kilka lat. A tu cyk. Ni z gruszki, ni z pietruszki, obrót o 180 stopni. Od tak, pomysł Gowina, przekreśla całą cudowną twórczość ministerstwa sprzed roku!

 

Nie ma zmiłuj, będziemy konsekwentnie domagać się informacji kto w ministerstwie, rok temu, podjął decyzję o wydłużeniu kursu i kto za tym lobbował? Jak to uzasadniano? Albo żyjemy w państwie absurdu i można bezkarnie wyczyniać takie wariacje, albo jest to jednak kraj porządku legislacyjnego i za tak przedziwne decyzje trzeba ponosić odpowiedzialność. Do tablicy wzywam urzędników Ministerstwa Sportu i Turystyki. Niech się wytłumaczą kto im wmówił, że kurs 120-godzinny to za mało. Niech wyjaśnią, kto lobbował za przedziwnymi zmianami w ustawie i w idącym za nią rozporządzeniu. Na pierwszy rzut oka wygląda to na rozbój w biały dzień. Tak, jakby ministerstwo tworzyło porządek prawny pod dyktando konkretnego lobby. Wszystkie zmiany wprowadzone w 2011 r. były na korzyść bardzo wpływowego środowiska pilotów i przewodników, reprezentowanego np. przez Polską Federację Pilotażu i Przewodnictwa. Organizacja ta stanowczo występuje przeciwko deregulacji >>> 

 

Rezydent biur podróży

 

Z moich informacji wynika, że to pod wpływem tego lobby, z projektu ustawy wypadł bardzo rozsądny zapis określający funkcję rezydenta. By definicję rezydenta stworzyć, była i jest wyraźna potrzeba. Już chyba w tysiącach można liczyć osoby, które podejmują pracę w tym charakterze. Ale w polskim prawie turystycznym nie ma takiej funkcji! Ani słowa! Dlaczego? Ponieważ wspomnianemu lobby zależało, żeby rezydenta traktować tak samo jak pilota. Żeby było mętnie i niejasno. Dzięki temu udało się wmówić wielu biurom podróży, że od każdej osoby chcącej podjąć pracę rezydenta, trzeba wymagać licencji pilota!!! Dzięki temu pan Zygmunt Kruczek (czołowy obrońca licencji) ma większy ruch na kursach pilota i sprzedaje więcej egzemplarzy swojego „Kompendium pilota wycieczek”. Nie przesadzam nic a nic. Podręcznik ten jest lekturą obowiązkową na kursach oraz podstawą dla komisji w egzekwowaniu wiedzy  egzaminacyjnej! Chcesz zostać pilotem, musisz wkuć na pamięć „Kompendium”. Tak jest od lat (publikacja ma już 11 wydań). Dlaczego? Ponieważ to bardzo wygodne rozwiązanie. Dla wszystkich, dla organizatorów szkoleń, dla wykładowców, dla kursantów i dla komisji egzaminacyjnych.

 

Tyle, że w ten sposób, licencje pilota otrzymują osoby słabo do wykonywania tej roli przygotowane!

 

Szczegółową analiza książki znajduje się tu: „Kruczek na pilotów”.  Podręcznik ten zawiera wiele błędów. Bardzo poważnych, wręcz dyskwalifikujących. Co samo w sobie, w dużym stopniu, świadczy o jakości argumentu, podnoszonego przez część środowisk pilockich, iż tylko ukończony kurs i zdany egzamin, są gwarancją właściwego przygotowania do pracy.

 

Niestety nie ma racji autor bloga „akcja wolne przewodnictwo”,  pisząc, że rezydent jest zawodem wolnym. Ci, którym na tym zależało, postarali się żeby nie był.

 

Właśnie dlatego popieram pomysł deregulacji. Mimo, że mam uwagi i obiekcje. Mimo, że mam świadomość, iż propozycja ministra Gowina w pewnym stopniu jest kolejną polityczną zagrywką. Popieram, ponieważ dotychczasowy wspólny twór urzędników od turystyki i żerującego na nim loby, jest mocno przeregulowany. Zaszli zbyt daleko. W takiej sytuacji nie zostaje nic innego, jak to uciąć.

 

Tu znajdziecie moją wypowiedź dla najnowszego numeru „Rynku Turystycznego” >>>. Jest tam też opinia Marka Śliwki, właściciela znanego biura podróży.

To jest właściwy kierunek! O konsekwencje zmian należy pytać touroperatorów. To oni zatrudniają pilotów i to oni odpowiadają przed turystami za jakość usług. Tak naprawdę liczy się ich zdanie, a nie histeryczne wynurzenia pilotów oraz zagrożonych utratą dochodów właścicieli firm prowadzących szkolenia i wydawnictw publikujących podręczniki.

Dlatego też z satysfakcją odnotowałem stanowisko Polskiej Izby Turystyki, która w komunikacie zamieszczonym na swojej stronie ogłasza, m.in., że „w gospodarce wolnorynkowej to przedsiębiorca winien decydować kogo zatrudnić do obsługi swoich klientów …” >>>

Poprzednie

Zmiana czasu

Następne

Rezydent to nie hiena

Komentarzy: 2

  1. ~racibo.pl

    Kruczka przerabiałem kilka razy. Nie tylko na potrzeby egzaminu. Mi się bardzo nie podoba, że autor radzi by stan licznika autokaru spisać ukradkiem gdy kierowca pomaga pakować bagaże. Przecież jeśli silnik jest wyłączony to pilot raczej nic nie zobaczy… Po drugie, osobiście wolę otwartość i współpracę z kierowcą. Mówię mu co i jak, gdzie jedziemy, gdzie już byłem, jakie mapy mam, czego może oczekiwać. Bez skradania się proszę go o stan licznika bo tego wymaga ode mnie biuro. Kruczkowi chyba jakiś kierowca podpadł i licznik spisuje bez obecności świadków. Pozdrawiam

  2. ~pilot

    Walka z lobby Kruczka to jak kopanie się z koniem, ale z drugiej strony, jeśli tak go pan krytykuje, to może stworzy pan jakąś alternatywę – proszę polecić a jeszcze lepiej napisać podręcznik dla pilotów, czy rezydentów który nie będzie zawierał tylu błędów (faktycznie są i to o wiele więcej – średnio zorientowany czytelnik je odnajduje)

Dodaj komentarz

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén