Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: koronawirus (Strona 1 z 3)

Przekraczanie granic, reguły wjazdu i błędne informacje MSZ

Rzecz odnosi się do informacji opublikowanych na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych i dotyczących reguł wjazdu do Armenii (www.gov.pl/web/dyplomacja/armenia).

MSZ, Armenia, 19 lipca 2021

Wchodząc na rządową stronę dowiadujemy się między innymi, że osoby zaszczepione mogą wjechać do Armenii bez konieczności robienia testów PCR, ale zaświadczenie o szczepieniu powinno być podpisane oraz opatrzone pieczęcią przez kierownika placówki medycznej, w której wykonano szczepienie. Ponadto zawierać musi dane teleadresowe oraz nazwisko kierownika placówki medycznej i numer paszportu osoby zaszczepionej. O tym, że powinno być wydrukowane na papierze firmowym wspominać już chyba nawet nie muszę, bo to przecież oczywiste.

Zrzut ekranu ze strony: gov.pl/web/dyplomacja/armenia (lipiec 2021)

Jeśli ktoś przed zaplanowanym wyjazdem do Armenii przeczytał te informacje, to od razu musiał zadać sobie pytanie skąd wziąć taki dokument. Przecież na zaświadczeniach generowanych z internetowego konta pacjenta takich danych nie ma. Nie było ich na wcześniejszych potwierdzeniach, nie ma ich też na obecnych tzw. paszportach covidowych.

Pieczątka i podpis na dokumencie elektronicznym?! Do tego numer paszportu i papier firmowy placówki medycznej?! Niewykonalne, nikt w Polsce takiego zaświadczenia nie otrzyma!

Skąd więc taka informacja na stronie polskiego MSZ? I najważniejsze, czy jest prawdziwa?!

Odpowiem od razu. Nie jest! Każda zaszczepiona osoba wjeżdża do Armenii na podstawie standardowego zaświadczenia generowanego z internetowego konta pacjenta. Nie są potrzebne pieczątki, podpisy i papier firmowy! Sprawdziłem to w praktyce, na podstawie tzw. paszportów covidowych z całą grupa turystów w lipcu tego roku przekroczyliśmy granicę w Erywaniu. Odbyliśmy wycieczkę (było pięknie!) i wróciliśmy do kraju.

Widok na górę Ararat z okolic klasztoru Chor Wirap (lipiec 2021)

Skąd więc takie dane na rządowej stronie? Otóż wydają się być kopią informacji zamieszczonych przez stronę armeńską (www.gov.am/en/covid-travel-restrictions/), gdzie czytamy:

The certificate should be in Armenian, Russian or English printed on the official letterhead and should contain the following information:

– all contacts and the name of the head of the medical institution where the test/vaccination was taken,

– the name, surname, date of birth, and passport number of the examined/vaccinated person,

– the result of the test, the vaccine manufacturing name and the product’s serial number, the dates of the first and the second dosages, signed by the head of the medical institution with its seal․

Na pierwszy rzut wszystko się zgadza. Rząd Armenii opublikował, to rząd w Warszawie skopiował, przetłumaczył na język polski i przedstawił swoim obywatelom. Proste. O co więc pretensje?! Otóż o to, że tej informacji nie zweryfikowano, nie sprawdzono jak rzecz wygląda w praktyce. A przecież powinno się to zrobić, biorąc pod uwagę fakt, że kryteria przedstawione przez stronę armeńską na pierwszy rzut oka wydawały się niemożliwe do spełnienia.

Kaskady w Erywaniu

Nie mogąc liczyć na polski MSZ sami wykonaliśmy tę pracę. Nasi ormiańscy współpracownicy zadali pytania m.in. w armeńskim Ministerstwie Zdrowia oraz odpowiednim służbom na lotnisku w Erywaniu. Uzyskali informacje, że unijny paszport covidowy w zupełności wystarczy i nie są potrzebne żadne pieczątki ani podpisy. Sprawdzili też stronę praktyczną odnajdując turystów z krajów UE, którzy na podstawie takiego zaświadczenia do Armenii wjechali. Z kolei my, w Warszawie dopytywaliśmy na lotnisku Chopina przy stanowiskach odprawy LOT-u i też uzyskaliśmy zapewnienie, że żadne certyfikaty szczepień z pieczęciami nie są potrzebne. Co ciekawe, gdy wysłałem maila do LOT-u z pytaniem o reguły wjazdu do Armenii, to otrzymałem odpowiedź, że należy kierować się wskazówkami na stronie internetowej MSZ!

Spróbujcie wyobrazić sobie dyskomfort organizatora wycieczki. Ma zebraną grupę, turyści chcą jechać, wszyscy są zaszczepieni. Ale na stronie polskiego MSZ jest informacja, że zaświadczenia o szczepieniu nie wypełniają kryteriów, więc trzeba wykonać testy PCR. Robić je czy nie, skoro odpowiednie służby w Erywaniu informują, że unijne zaświadczenia w zupełności wystarczą?! Kogo słuchać? A może lepiej w ogóle odwołać wycieczkę i nie ponosić ryzyka?!

W centrum Erywania, okolice placu Republiki i Wernisarzu, gdzie turyści robią zakupy

Wszyscy powołują się na dane zawarte na stronie internetowej polskiego MSZ. Powszechnie uważa się, że informacje tam podane są sprawdzone i obowiązujące. A co jeśli tak nie jest, jeśli zamiast pomagać i ułatwiać, wprowadzają w błąd?! Przedstawiona wyżej historia pokazuje, że jest to możliwe. A przecież wcale tak być nie musiało, w przypadku Armenii wystarczyło sprawdzić i zweryfikować. Ambasadzie w Erywaniu zajęłoby to chwilę, zapewne wystarczyłoby wysłać kilka maili i wykonać parę telefonów.

Na zakończenie mam jedną uwagę. Branża turystyczna dotkliwie ucierpiała z powodów obiektywnych (pandemia, strach turystów przed przemieszczaniem się), ale część naszych kłopotów wynika też z nielogicznych, niezrozumiałych i chaotycznych regulacji wprowadzanych przez rządy kolejnych państw, przy czym władzom w Warszawie można by przyznać nagrodę specjalną za osiągnięcia w tej dziedzinie. W serii artykułów zamieszczonych na tym blogu podanych zostało sporo przykładów z poprzedniego roku (tag: koronawirus). Jeszcze więcej znajdą Państw w dwóch moich książkach poświęconych tej tematyce: O podróżowaniu (2020) i Spragnieni podróży (2021).

Klasztor Norawanak (13-14 wiek)

Ale jakby tego było mało, to również teraz, gdy po miesiącach przestoju i strat biura podróży próbują w końcu zarobić jakiekolwiek pieniądze, to zamiast wsparcia otrzymują utrudnienia i przeszkody. Utrudnienia, które przecież niczemu nie służą, nie powodują wzrostu bezpieczeństwa epidemicznego, a wynikają chyba zwyczajnie z ignorancji i niechlujności urzędników. W tym konkretnym przypadku oczekiwałbym od polskiego MSZ, że przed podaniem tak istotnych informacji sprawdzi czy są prawdziwe. Tego właśnie zabrakło.

Zobacz blog poświęcony Armenii.

PS. Armenia to piękny i gościnny kraj. Jest bezpiecznie, śmiało można jechać. Polecamy artykuł: Dziesięć powodów, żeby pojechać do Armenii.

Majówki nie będzie

Minister Niedzielski ogłosił właśnie, że hotele pozostaną zamknięte do 3 maja. Oznacza to, że legalna majówka w Polsce się nie odbędzie. W związku z czym, mam kilka uwag.

  1. Walka z pandemią polegająca na blokowaniu wybranych branż ma taki sam sens, jak ograniczanie skutków wypadków drogowych poprzez powszechny zakaz działania stacji benzynowych. Przy zastosowaniu takiego rozwiązania liczba ofiar zmaleje, ale nie oznacza to przecież, że dystrybutorzy paliw ponoszą odpowiedzialność za bezpieczeństwo na drogach.
  2. Hotele padają ofiarą metody, która polega na zniechęcaniu ludzi do przemieszczania się. Nie ma żadnych badań potwierdzających, że hotele same w sobie generują większe ryzyko. Wręcz odwrotnie, doświadczenia z całego pandemicznego roku i efekty kontroli sanitarnych potwierdzają raczej, że pod względem epidemicznym hotele są miejscem bezpiecznym.
  3. Straty ekonomiczne i społeczne wynikające z zamykania całych sektorów gospodarki są niewyobrażalnie wielkie, a korzyści mocno wątpliwe. Zimą, w wielu krajach hotele były otwarte; działały ośrodki narciarskie, ferie były pełne turystów, a mimo to kraje te nie doświadczają obecnie takich wzrostów zakażeń jak Polska! Co sugeruje, że to nie narty, hotele i restauracje stwarzają zagrożenie. Podam przykład Serbii, w której zima była turystyczna, z otwartymi hotelami, wyciągami narciarskimi oraz restauracjami i kraj ten żadnego pandemicznego dramatu nie przechodzi. Dlaczego? Może dlatego, że w okresie świąteczno-noworocznym dla masowo wracających do kraju Serbów wprowadzono obowiązkowe testy?! Obszerniej wątek ten poruszamy w książce: Spragnieni podróży. Rozmowy o turystyce.
  4. Zamknięcie hoteli w Polsce, nad którymi ma się kontrolę sanitarną, przy równoczesnym zezwoleniu na wyjazdy w świat, do miejsc, nad którymi polskie służby sanitarne nie mają żadnej kontroli, nie wygląda na logiczne podejście do problemów epidemii.
  5. Nie będzie majówki legalnej, ale odbędzie się ta nieoficjalna, schowana w szarej strefie, unikająca licencji, certyfikacji i podatków. Bo kogo skontrolować najłatwiej? Tych, którzy mają wszystko legalne, zarejestrowane i prowadzone jak trzeba. Kogo kontrole omijają? Tych, którzy funkcjonują w cieniu, nigdzie nie są zarejestrowani i zgłoszeni, więc z natury rzeczy, kontrole ich omijają. W turystyce to znane od lat zjawisko, dość powszechne, z którym pomimo wielu apeli organizacji branżowych administracja państwowa niewiele robiła. W obecnej sytuacji, problem tylko urośnie, bo jeśli ktoś może skorzystać z lockdownów, to właśnie szara strefa.
  6. Zapewne również część podmiotów działających legalnie zastosuje twórcze podejście. We wspomnianej wyżej książce przywołuję zimową metodę, w której „formalnie kupuje się drewno do kominka, a kominek z salonem i trzema sypialniami jest już tylko luźnym dodatkiem do kilku łatwopalnych pieńków”. Weekend majowy w Polsce może być jeszcze chłodny, więc patent z drewnem można dalej stosować, ale mogą też pojawić się i bardziej twórcze rozwiązania. Na przykład, opłata za korzystanie z pomostu lub wypożyczenie wędki – to na Mazurach, a w Białowieży – opłata za widok na puszczę, w której mieszkają żubry. Coś mi się zdaje, że Polacy tak łatwo się nie poddadzą i pojawi się wysyp tego typu rozwiązań, tworzących bogate spektrum „narodowego dziedzictwa absurdów państwowych”.
  7. W obecnej sytuacji, przy tak dojmującym kryzysie branży hotelarskiej i przy tak ogromnych zobowiązaniach państwa, powinno się raczej myśleć o tym, co zrobić, jak wspomóc hotele, żeby w odpowiednim reżimie mogły przyjmować gości – z punktu widzenia budżetu państwa warto do tego dopłacić. Zamiast tego zamyka się obiekty i dopłaca do tego, by nie pracowały, nie zarabiały i nie płaciły podatków!

PS. Rok temu na tym blogu pojawił się artykuł o takim samym tytule: Majówki nie będzie! Minął rok, a my jesteśmy w tym samym miejscu….

Turystyka 2020

Ostatnie dni grudnia to czas podsumowań, a kończący się właśnie rok, z całą pewnością mocno zapisze się w historii. Powstanie mnóstwo publikacji, analiz i monografii. Dokładam swoją cegiełkę, pracuję właśnie nad kolejną książką (roboczy tytuł: „Turystyka 2020”). Rozpoczyna się tak:

„Rok zapowiadał się dobrze. Biznesowo, wszystko było już zaplanowane. Ustalone kierunki i terminy wycieczek, zarezerwowane bilety lotnicze i hotele. Większość oferty sprzedana, trochę wolnych miejsc zostało w grupach przewidzianych na drugą część sezonu, ale i te niebawem miały się zapełnić. Wiedzieliśmy więc właściwie, ile zarobimy. Sporo. Więcej, niż w latach poprzednich, bo miał to być kolejny rekordowy rok.

W turystyce dobrze się działo, choć zaczynał doskwierać brak rąk do pracy. Walczyliśmy też o miejsca w hotelach i samolotach, z konieczności rezerwując je nawet z rocznym wyprzedzeniem. Takie właśnie mieliśmy problemy, jeszcze zupełnie niedawno.

W nowy rok wchodziliśmy z optymizmem. Rodzinnie polecieliśmy na narty do Livingno, zatrzymując się przy okazji w Mediolanie. W trakcie pobytu dotarły do nas pierwsze informacje o nowym wirusie, ale wiadomości dotyczyły wyłącznie Chin. Z synem wybraliśmy się na mecz Brescia – AC Milan (z Krzysztofem Piątkiem w składzie). Stadion wypełniony był po brzegi, do hotelu wracaliśmy zatłoczonym metrem. Sądząc z późniejszych doniesień, to wirus już tam był, a chwilę później Lombardia stała się europejskim centrum pandemii. Do Polski wracaliśmy na początku lutego. Przed wylotem chcieliśmy kupić maseczki, ale w Como, mieście, które odwiedziliśmy po drodze, nie było ich w żadnej z aptek. Na lotnisku w Mediolanie nie uruchomiono jeszcze procedur zabezpieczających. Wszystko wyglądało zupełnie normalnie, jakby nie działo się nic szczególnego. Spokojnie wylądowaliśmy w Warszawie”.

Dalej to już rollercoaster. Tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu… I o tym będzie ta książka. O tym jak załamał się nasz świat i jak próbowaliśmy się bronić. O tym kto nam pomógł, a kto przeszkadzał. Bez owijania w bawełnę. Niech będzie, niech zostanie jako jedno ze świadectw. Historycy ocenią.

Do pewnego stopnia publikacja ta będzie kontynuacją pierwszej części książki „O podróżowaniu”.

Oczywiście, trzeba się postarać, żeby nie wyszła z tego lektura dojmująco smutna, wręcz depresyjna. Większość książki już jest napisana, więc powiedzieć mogę, że nie będzie to rzecz skupiona na krzywdach i niepowodzeniach. Raczej jest to coś w rodzaju potwierdzenia, że pomimo tego, co się wydarzyło, żyjemy i próbujemy iść do przodu. Pojawia się więc nutka optymizmu.

A, że właśnie żegnamy stary i witamy nowy rok, to chciałbym wszystkim życzyć, żebyśmy w końcu zsiedli z tego rollercoastera i zajęli się tym, co lubimy i na czym się znamy. Niech wracają podróże!

PS. Na głównym zdjęciu wyżej, pod choinką, znajduje się produkowany przez nas worek SPRAGNIENI PODRÓŻY.

Kwarantanna narodowa w turystyce

Dyskusja o sensie i skutkach tak zwanej narodowej kwarantanny przybiera różne formy, od komediowej (rządowe konferencje), po dramatyczne (wypowiedzi przedsiębiorców, którym owa kwarantanna rujnuje firmy).

Na blogu tym – jak zwykle zresztą – skupimy się na aspekcie turystycznym. Otóż jedno z biur podróży (i tylko przez przypadek tak wyszło, że jest to nasze biuro), wprowadziło nowy produkt, pod tytułem: „Kwarantanna narodowa”. Innowacyjny, więc wypada podziękować rządowi za stworzenie warunków, w których takie oryginalne działania mogą się rozwijać!

O szczegółach przeczytają Państwo tu: Kwarantanna narodowa.

Na zdjęciu u góry znajduje się fragment z naszej koszulki z nazwą „Polska” w różnych językach, od gruzińskiego i ormiańskiego, po perski i białoruski. Jest to wyśmienity gadżet turystyczny, zwróci uwagę w każdym miejscu na świecie, które odwiedzimy. Polecamy! Zobacz: T-shirt Polska.

Więcej takich urzędników!

Pracuję nad kolejną publikacją, będzie ona kontynuacją książki wydanej przed miesiącem (zobacz: O podróżowaniu). Przyglądam się więc wydarzeniom z szeroko rozumianego obszaru turystyki, a ostatnio dzieje się sporo. W sobotę wicepremier Gowin pozamykał wyciągi narciarskie, ale już w poniedziałek je otworzył. Wystarczyła jedna niedziela, by przypomniał sobie skąd pochodzi jego zastępca i jakie interesy reprezentuje. Fakt ten zauważyły media i politycy opozycji.

Jak donosi portal TokFm, Borys Budka, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, wraził zdziwienie aktywnym udziałem Andrzeja Gut-Mostowego w rozmowach dotyczących stoków narciarskich i podkreślił, że „dla przejrzystości polityki wiceminister powinien się wyłączyć od spraw, które mogą dotyczyć jego potencjalnych interesów”. Bo, jak powszechnie wiadomo, Gut-Mostowy i jego żona mają udziały w dużej stacji narciarskiej na Podhalu.

No cóż, mógłbym spytać, gdzie byli politycy opozycji, gdy ten sam urzędnik tak dziarsko tworzył wakacyjny bon 500 plus, czyli program, z którego skorzystał rodzinnie powiązany z nim hotel?!

Ale tak naprawdę, to chciałbym zwrócić uwagę na coś innego. Chciałbym podpowiedzieć, by na problem spojrzeć z drugiej strony, bo w sumie, to szkoda, że w Ministerstwie Rozwoju jest tylko jeden taki urzędnik. Powinni być jeszcze wiceministrowie, którzy posiadają (oni sami lub ich rodziny) biura podróży, firmy autokarowe i atrakcje turystyczne. Wtedy może również i my moglibyśmy liczyć na wsparcie i realną pomoc! Właściwie to można by zrobić z tego ustawową regułę: po jednym wiceministrze z każdego segmentu turystyki. Dbając o siebie, dbasz o branżę! Oto prosta zasada, akurat na nasze polityczne standardy.

W związku z tym postuluję: więcej takich urzędników! Możemy w branży zrobić prawybory i wytypować kilku kandydatów. W każdym bądź razie, służymy pomocą!

Zobacz też: Biura podróży i koronawirus. To, co najważniejsze!

Książka: O podróżowaniu. Rok 2020

Trudno pisać o swojej książce. Głównie z tego powodu, że to o czym chciało się powiedzieć, zostało już zamknięte i stanowi osobny byt. Wydrukowane, żyć będzie swoim życiem. Nie ma co dopisywać nowych rozdziałów, mieszać i uzupełniać. Postaram się więc krótko i zwięźle.

Publikacja składa się z dwóch części. W pierwszej pt. „Rok 2020” omówione zostały perturbacje, nadzieje i rozczarowania naszej branży. Część ta rozpoczyna się rozdziałem „Koniec turystyki”. Gdy wiosną zaczynałem pisać ów tekst, w założeniu miał być trochę prowokacją, trochę przestrogą, przed najczarniejszym scenariuszem, który wtedy jeszcze nieśmiało rysował się na horyzoncie. Dziś wiemy, że to, czego najmocniej się obawialiśmy, właściwie już się stało. Turystyka jaką znaliśmy przestała istnieć. W przyszłości trzeba będzie zaczynać od zera.

Czy jest to zatem lektura smutna? Niektóre fragmenty części pierwszej radością nie porażają, ale za to mają olbrzymi walor popularyzatorski. Osobom spoza branży pomagają zrozumieć procesy, które rozpoczęły się wiosną tego roku. Im większa liczba turystów i klientów biur podróży o tym się dowie, tym lepiej. Dziś, jak chyba nigdy wcześniej, potrzebujemy zrozumienia.

Ale są też i fragmenty weselsze, humorystyczne, jak choćby te omawiające poczynania odpowiedzialnego za turystykę Ministerstwa Rozwoju. Bo tylko do jakiegoś momentu antykryzysową politykę rządu wobec naszej branży da się traktować serio. Dalej to już kabaret.

Część ta, to około 80 stron układających się w coś na kształt zapisu rozwoju coraz dramatyczniejszej sytuacji, w której kronikarzem jest osoba z branży, będąca w centrum wydarzeń. Jest to z całą pewnością pierwsza tego typu publikacja na polskim rynku. Mam nadzieję, że sięgną do niej również wykładowcy i studenci kierunków turystycznych. W zrozumieniu tematu pomóc może zainteresowanym dziennikarzom. I oby pomogła też politykom! Od kilku osób usłyszałem, że książkę trzeba wysłać posłom i senatorom, pisze o tym m.in. Grzegorz Micuła w recenzji, pt. „O podróżowaniu bez podróży”.

Tak, niektóre z tekstów zawierają jasno wyrażone opinie na temat polityki rządu wobec turystyki. Chodzi o nieudolność, manipulacje, wprowadzanie opinii publicznej w błąd oraz marnotrawienie publicznych pieniędzy. Ale, żeby było uczciwie, krytycznym okiem patrzę też na nas samych, na nasze zaniechania i błędy. Mam na myśli również to, że tak łatwo daliśmy się wyprowadzić w pole politycznym cwaniakom. Nie kryję zdania na temat roli organizacji branżowych.

O części drugiej napiszę niebawem.

Podstawowe dane o książce:
Rok wydania: 2020, wydanie I
Wydawnictwo Paśny Buriat
ISBN: 978-83-956824-7-6
Liczba stron: 230
Format: 148×210, oprawa miękka ze skrzydełkami
Dostępna również w formie e-booka.

Książka do kupienia w internetowej księgarni Wydawnictwa.

Rozmowa o książce w Polskim Radiu.

Iluzja tarczy antykryzysowej

W piątek 14 sierpnia Sejm przyjął ustawę określaną jako „kolejna pomoc dla turystyki”. Za głosowało 430 posłów, nikt nie był przeciw, tylko jedna osoba się wstrzymała. W atmosferze ponadpartyjnej zgody dokonano kolejnego propagandowego aktu. Ustawa ta bowiem ma się zupełnie nijak do potrzeb i dramatycznej sytuacji branży. Jest, co najwyżej sprytną przykrywką, mającą stworzyć wrażenie, że pomoc została udzielona.

Przyznać trzeba natomiast, że akt ów przeprowadzono rewelacyjnie. Do ostatniej chwili skrywano projekt ustawy, nie dając tym samym szansy na rzeczową analizę. Gdy już pojawił się na kilka godzin przed głosowaniem, to się okazało, że szybkie wniknięcie w decydujące szczegóły zapisów jest zgoła niemożliwe, ze względu na wyjątkowo zagmatwaną i niejasną formę tekstu. W błyskawicznym pierwszym czytaniu w ramach Komisji Finansów Publicznych, ani posłowie opozycji, ani obecni na sali przedstawiciele Oddolnej Inicjatywy Ratowania Turystyki, nie byli w stanie odnieść się do wszystkich niuansów, skutkujących iluzorycznością deklarowanej pomocy. Podkreślono te najbardziej rażące, ale cóż z tego, skoro przedstawiciele Ministerstwa Rozwoju, odpowiadający za ustawę, bądź je ignorowali, bądź zbywali niejasnymi tłumaczeniami.

Dziś w Senacie, przedstawiciele Oddolnej Inicjatywy Ratowania Turystyki spotkali się między innymi z marszałkiem Tomaszem Grodzkim.

Aktu dopełnił przekaz medialny. Wczorajsze Wiadomości TVP poinformowały, że: Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny wyręczy biura podróży i zwróci klientom pieniądze za niezrealizowane usługi. Przewodnicy i piloci wycieczek dostaną postojowe.

„Wyręczy” jest w tym przypadku słowem-kluczem, sugerującym, że to Fundusz pokryje zobowiązania biur podróży. Można by rzec, że tylko pozazdrościć firmom turystycznym. Otóż przedsiębiorstwa wzięły od klientów zaliczki i nie mogą ich teraz zwrócić, ponieważ pieniądze te zostały przekazane kontrahentom, polskim i zagranicznym, a ci wpłat nie oddają. Mają więc nie lada kłopot, ale to nic, bo państwo bierze problem na siebie i „wyręczy” w tym biura podróży, czyli odda te pieniądze za nich. Wygląda to więc na darowiznę, na bezzwrotną subwencję. A jaka jest rzeczywistość?

Otóż zgodnie z przyjętą w piątek ustawą ów Fundusz pożyczy biurom pieniądze na zwrot zaliczek. Pożyczy na określonych warunkach, z których najważniejszym jest ten, że pożyczka ta będzie wiązała się z kosztami. Występując o kredyt, biuro będzie musiało w ciągu 7 dni, zapłacić 10% (w przypadku podmiotu mniejszego) i aż 11,6% (w przypadku większego przedsiębiorstwa). Z czego 2,5% lub 4,1%, w zależności od wielkości firmy, jest opłatą bezzwrotną, a pozostałą część biuro odzyska pomniejszając o tę kwotę kolejne raty przy spłacie pożyczki. Czyli mówiąc krótko: jest to kredyt z prowizją 2,5 lub 4,1%, a dodatkowo, żeby ów kredyt uruchomić, przedsiębiorca musi na samym początku, z własnych środków wyłożyć całkiem sporą sumę.

Organizatorzy turystyki, szczególnie ci więksi, którzy mają wielki problem z zaliczkami, mocno zabiegali w Ministerstwie Rozwoju o pomoc. Oczywiście nie liczyli na żadne darowizny. Mieli nadzieję na pożyczkę, ale nieoprocentowaną, bo tylko taka byłaby realnym ratunkiem. Biur po katastrofie, jaka nastąpiła w tym roku, po prostu nie stać na żadne procenty, zdecydowanie nie wszyscy udźwigną dodatkowe koszty. Nie mówiąc już o tym, że w tej sytuacji, konieczność wpłacenia 10 lub 11,6% na dzień dobry, może być zaporą nie do przejścia. Myślę, że nie o taką pomoc chodziło.

Ale to nie koniec problemów biur podróży. W rozmowach z Ministerstwem Rozwoju, prowadzonych od czerwca, podkreślaliśmy potrzebę przedłużenia zwolnień z ZUS-u i postojowego. Być może nie dla wszystkich podmiotów z branży, ale na przykład tylko dla tych, które notują spadki minimum 70%. Rozwiązanie wydawało się oczywiste, ponieważ przedsiębiorstwa dalej nie mogły normalnie pracować, nadal nie przynosiły dochodu. I tak, jakimś cudem, utrzymały działalność i zatrudnienie. Tyle, że w ustawie przegłosowanej w piątek, ani zwolnienia z ZUS-u, ani postojowego, w przypadku organizatorów turystyki, nie ma! Na pytanie przedstawiciela Oddolnej Inicjatywy Ratowania Turystyki, minister Gut-Mostwy odpowiedział, że touroperatorzy nie zostali objęci tą pomocą, ponieważ uznano, że Fundusz zwracający zaliczki, jest już wsparciem wystarczającym.

I tu dochodzimy do sedna. Utworzenie Funduszu udzielającego oprocentowanych kredytów na zwrot zaliczek stało się pretekstem do nieudzielenia jakiekolwiek innej pomocy! Funduszu, którego pomoc ze względu na spore koszty, może okazać się iluzoryczna. Zagrywka perfekcyjna. Szach i mat.

Co więcej, wiele biur takiego Funduszu w ogóle nie potrzebuje, ponieważ nie ma problemów z zaliczkami. Do tej pory, nie mogąc doczekać się żadnych wiążących deklaracji ze strony państwa, albo zwrócili zaliczki klientom z własnych, prywatnych środków, albo klienci zgodzili się przyjąć voucher, czyli przenieść wpłacone pieniądze na poczet wycieczek planowanych na przyszły rok. Podobnie biura zajmujące się turystyką przyjazdową do Polski – im również takie rozwiązanie w niczym nie pomoże. W związku z tym argumentowanie, że organizatorom turystyki nie należy się pomoc, ponieważ takową otrzymali już w postaci Funduszu pożyczającego pieniądze na zwrot zaliczek, jest argumentem co najmniej nieuczciwym.

Wróćmy do wczorajszych Wiadomości TVP. Powiedziano w nich również o postojowym dla pilotów i przewodników. Tak, to prawda, dostaną, ale tylko ci, którzy pracowali sezonowo i okresowo zawieszali swoją działalność. Widzicie tu gdzieś sens i logikę?! Pilot wycieczek, który cały rok płaci ZUS, niczego nie zawiesza, pomocy nie otrzyma. Ale ten, który danin państwowych odprowadzał mniej, bo pracował tylko sezonowo, na wsparcie państwa może liczyć. To tym bardziej, szalone rozwiązanie, że w tym roku wszyscy nie pracują jednakowo. Nie pracują, bo nie mogą. A przecież bardzo by chcieli. Od siebie mogę jeszcze dodać, że rząd miał wystarczająco dużo czasu (to już pół roku!) żeby opracować program częściowego przekwalifikowania tych ludzi. Ich wiedzę i doświadczenie można przecież wykorzystać w innych miejscach, na przykład w szkołach, domach kultury czy domach seniora. Niech opowiadają i pokazują zdjęcia, niech pomogą nauczycielom geografii i historii. Podnosiliśmy ten temat, mówiłem o nim na spotkaniu w Ministerstwie Rozwoju w czerwcu. Do tej pory nic. Kompletna indolencja ze strony państwowych instytucji.

Dziś, kilka osób z Oddolnej Inicjatywy Ratowania Turystyki działa w Senacie, spotykając się miedzy innymi z marszałkiem Tomaszem Grodzkim. Senat jest teraz tą instytucją, która może dokonać najważniejszych poprawek w ustawie. Jest też szansą na uruchomienie wreszcie poważnej i merytorycznej dyskusji o sytuacji w branży turystycznej.

Bardzo potrzebujemy takiej debaty. Staramy się, pomimo wakacji i sezonu ogórkowego, działamy na zdwojonych obrotach. W czwartek byłem w Sejmie. Na zaproszenie Klubu Parlamentarnego Lewica, razem z Darkiem Panufnikiem, wzięliśmy udział w konferencji prasowej poświęconej branży turystycznej. Bez określania takich czy innych sympatii politycznych, wsparliśmy posłów Dariusza Wieczorka i Arkadiusza Iwaniaka, którzy zechcieli zająć się tematem. Na stronie internetowej Klubu Parlamentarnego pojawiła się relacja z konferencji, a w niej między innymi, taki fragment:

Należy przypomnieć, iż turystyka wytwarza 6% PKB i tworzy ponad 1,5 mln miejsc pracy, ale przede wszystkim przynosi wielkie dochody do krajowego budżetu. Jeżeli rząd nie wprowadzi odpowiednich rozwiązań i nie pomoże firmom, tej branży grożą masowe zwolnienia.

Oczekujemy od rządu rozmów oraz prac nad uruchomieniem specjalnego programu sektorowego nakierowanego na pomoc zagrożonym firmom. Przedstawiciele branży ostrzegają, że straty będą długofalowe, lukę pozostawioną przez upadające polskie firmy szybko zapełnią firmy z krajów, które już dziś wspierają swoich przedsiębiorców.

Składamy wniosek do pani marszałek Elżbiety Witek o pilne zwołanie Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki, abyśmy mogli porozmawiać o problemach, z którymi mierzy się branża turystyczna.

Można podsumować to tak, że wreszcie w polskim Parlamencie padły oczekiwane słowa. W szóstym miesiącu paraliżu polskiej turystyki!

Oczywiście, ani po zeszłotygodniowych spotkaniach w Sejmie, ani po dzisiejszych w Senacie nie wpadamy w przesadny entuzjazm. Wiemy, że od słów do czynów długa droga, a rola opozycji w konstruowaniu wchodzących w życie aktów prawnych jest znikoma, ale może zdarzy się przynajmniej tyle, że wielki problem sporej części polskiej gospodarki, do tej pory pomijany, wreszcie zostanie podniesiony w takim stopniu, na jaki zasługuje. I może uda się wyjść poza propagandowe frazesy.

PS
W ustawie z 14 sierpnia jest więcej arcyciekawych kwiatków. Zaskakujące zapisy i niejasności, to standard tego aktu prawnego. Niepewność dotyczy choćby agentów turystycznych, o czym z całą pewnością będzie jeszcze okazja wspomnieć.

Zobacz też: Biura podróży i koronawirus. To, co najważniejsze!

Biura podróży i koronawirus. To, co najważniejsze!

Próbujemy nagłośnić temat. Chcemy, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o sytuacji, w jakiej znalazł się olbrzymi sektor polskiej gospodarki. Szukamy zrozumienia i wsparcia. W interesie nas wszystkich, a więc: przedsiębiorstw, pracowników, ale też turystów i polskiego podatnika. Stąd kolejny artykuł. Tym razem w skrócie, to, co najważniejsze:

1. Potrzebujemy programu pomocowego adresowanego do biur podróży, małych i dużych, organizatorów i agentów oraz – co ważne – pilotów i przewodników. Dlaczego nie wystarczy tarcza ogólna, skierowana do wszystkich przedsiębiorców? Ponieważ u nas straty wynoszą nie 25 czy 30 proc., ale niemal 100! Co więcej, obejmują swym zasięgiem pracę, którą wykonujemy od jesieni zeszłego roku, a nie tylko od marca. Więcej na ten temat w artykule: Pół roku pracy za darmo!

2. Ewentualny bon 500+ jeśli odrobinę w ogóle pomoże, to tylko niewielkiej części branży, dlatego absolutnie nie można traktować go, jako wsparcia całej turystyki. Skorzystają na nim może ośrodki noclegowe w popularnych turystycznych miejscowościach. Poza nim, bez wsparcia, pozostaną tysiące przedsiębiorstw i setki tysięcy pracowników! Tu znajdą Państwo rozmowę ze mną na ten temat: Bon turystyczny to propaganda.

3. Warto pomóc polskim biurom podróży, ponieważ jest to przyszłościowy sektor gospodarki. Przez ostatnie lata, każdy kolejny rok był rekordowy, nasza branża notowała duże wzrosty. Za rok czy dwa znowu będziemy odprowadzać podatki i zatrudniać, a to opłaci się wszystkim obywatelom. Z punktu widzenia państwa, jest to inwestycja.

4. Jeśli nie dostaniemy pomocy, to w nasze miejsce wejdą biura niemieckie czy chińskie, bo tym przedsiębiorcom ich kraje dopłacą do zdobywania nowych rynków. Zagraniczne duże firmy będą transferować zyski i nie zapłacą podatków w Polsce.

5. Nasze oczekiwania wobec państwa wynikają również z tego, że w trudne położenie, w jakim teraz jesteśmy, wpadliśmy w dużej mierze dzięki takiej, a nie innej polityce rządu. Więcej o tym w artykule: Rząd, turystyka i syndrom gotowanej żaby.

6. Polska turystyka, to teraz modne hasło. Ministerstwo rozwoju promuje wakacje w kraju. I dobrze, tu też wypoczywajmy, ale mamy jednocześnie całą listę uwag:

a) Jeśli organizuję egzotyczne wycieczki, ale prowadzę biuro w Polsce, to też jestem „polską turystyką”, bo tu płacę podatki i tu zatrudniam ludzi! Dlaczego więc rząd dzieli branżę na tych, którzy skorzystają z pomocy państwa i na tych, którzy mają się cieszyć, że inni skorzystali? Stąd nasza akcja: #totezjestpolskaturystyka.

b) Nie da się przestawić popytu wyłącznie na turystykę krajową. No chyba, że zamkniemy granice na dłużej i nie pozwolimy ludziom wyjeżdżać! Chęć zagranicznych podróży jest olbrzymia. Tym, którzy promują wypoczynek w Polsce i tylko w Polsce, proponuję proste zadanie intelektualne. Skoro to jest tak dobre rozwiązanie, to zastosujmy je również w obrębie innych dóbr konsumpcyjnych. Proponuję zacząć od kawy i herbaty, pijmy tylko taką, która wyrosła w Polsce!

Oczywiście, że nie da się zastąpić Morza Śródziemnego Bałtykiem, a Armenii Augustowem. Nasi klienci w ciągu jednego roku pojadą na jedną czy dwie wycieczki zagraniczne, ale w międzyczasie wypoczywają też w Polsce. To są dwie uzupełniające się oferty i obie wymagają uwagi i troski ze strony państwa.

c) I na zakończenie. Naprawdę ktoś dziś, w połowie czerwca uważa, że wypoczynek w Polsce będzie bardziej bezpieczny? Przy tej skali zakażeń, jaką teraz notujemy w kraju i przy tym tłoku, jaki obserwowaliśmy w trakcie długiego weekendu w popularnych turystycznie miejscowościach?!

Zobacz też: Koronawirus, rezygnacja z wycieczki a ustawa o imprezach turystycznych.

Długi weekend czerwcowy

Właśnie trwa. Na Podlasiu i Suwalszczyźnie pogoda sprzyja wypoczynkowi, znajomi podsyłają zdjęcia z Augustowa, na plaży dużo ludzi, a z fotografii wynika, że dystans społeczny mający chronić przed koronawirusem nie istnieje. Z kolei nad Bałtykiem pogoda w kratkę, wczoraj było deszczowo. Niektórzy więc zmokną i zmarzną, jak to na wakacjach w Polsce.

Nie Bajkał, ale jezioro Hańcza (najgłębsze w Polsce). Byliśmy tam wczoraj, cicho i spokojnie.

To drugi długi weekend w tym roku, który nam się nie udał. Mimo, że sprzedaż szła dobrze i zaplanowanych było sporo wycieczek. W naszym biurze były to m.in. Armenia, Serbia – Bośnia i Hercegowina, Gruzja, Moskwa, Albania z Kosowem…

Majówka nie wypadała korzystnie. Z kalendarza wynikało, że w prezencie dostajemy tylko jeden wolny dzień – 1 maja. Wszystko przez to, że Święto Konstytucji 3 Maja przypadało w niedzielę. Zupełnie inaczej, niż w roku 2019, kiedy to wolne zaczynało się już w środę – wtedy weekend majowy był naprawdę długi i idealnie pasował do niejednej wycieczki. Zobacz: Wielka majówka.

Armenia, jedna z naszych wycieczek właśnie powinna tam być. Na zdjęciu średniowieczny klasztor Norawank.

Imprezy projektujemy z rocznym wyprzedzeniem. Wiosną zeszłego roku, patrząc w kalendarz zakładaliśmy, że majówka 2020 może być mniej atrakcyjna, więc tym bardziej, postanowiliśmy wykorzystać czerwiec. Boże Ciało dość wyjątkowo przypada w pierwszej połowie miesiąca, a to idealny czas w przypadku wielu kierunków. Z przyjemnością zwiedza się kraje pogodowo zbliżone do Polski, a w tych położonych dalej na południe, upału jeszcze nie ma. To świetny czas choćby na Kaukaz czy Bałkany, gdzie góry zachwycają soczystą zielenią, a łąki pełne są kwiatów. Znaczenie ma też długość dnia. Jednym słowem – turystycznie to świetny czas!

Weekend czerwcowy mieliśmy więc zapełniony. A później przyszła epidemia, która z czasem zyskała miano pandemii.

Albania, jeden z naszych ulubionych kierunków. Na zdjęciu Berat zwany miastem tysiąca okien.

W lutym, kiedy straszyły nas doniesienia z Chin, bałem się o majówkę, w marcu miałem nadzieję, że uda się uratować czerwiec. Łatwiej było pogodzić się ze stratami z kwietnia i maja (zobacz: Majówki nie będzie!) jeśli w perspektywie było dużo wycieczek w kolejnym miesiącu. To dawało wiarę w przyszłość. Później stało się jasne, że i długi weekend czerwcowy również stracimy, a w dalszej kolejności cały miesiąc. Dwa tygodnie temu, a więc pod koniec maja, zaczęliśmy odwoływać wycieczki przewidziane na lipiec. Anulowaliśmy je, bo nie mieliśmy zielonego pojęcia, że w dniu 10 czerwca, z zupełnego zaskoczenia, premier ogłosi, iż za trzy dni granice zostaną otwarte! Jednym słowem, to znowu rząd narobił nam szkód! Nie sam koronawirus, ale sposób zarządzania tym kryzysem.

Tak więc z lipca, ważnego, wakacyjnego miesiąca do tej pory zostały nam tylko dwie imprezy przewidziane na sam jego koniec: Petersburg oraz Bajkał.

Kanion rzeki Uvac w Serbii. Ten kierunek również był przewidziany na długi weekend czerwcowy.

W tym miejscu chciałby odwołać się do artykułu sprzed kilku dni: Rząd, turystyka i syndrom gotowanej żaby. To, co wyżej opisałem było właśnie takim gotowaniem żaby. W roli nieszczęsnego płaza wystąpiliśmy my, polscy przedsiębiorcy z branży turystycznej. Zwodzono nas komunikatami, które wydłużały zamknięcie granic o kolejne dwa tygodnia, wbijając w ten sposób w coraz większe koszty. Dlaczego tak? Próba odpowiedzi znajduje się w linkowanym artykule, zachęcam do lektury.

Korzystającym z tych kilku wolnych dni długiego weekendu życzę udanego wypoczynku!

PS
Jak można po trzech miesiącach zamknięcia granic, ogłosić ich otwarcie z trzydniowym wyprzedzeniem?!! Z punktu widzenia branży turystycznej, to tak nieracjonalne, jak tylko można sobie wyobrazić! A może ktoś wie dlaczego właśnie 13 czerwca, a nie na przykład 10 lub 20? Na podstawie jakich czynników ta decyzja została podjęta i – co najważniejsze – tak naprawdę kiedy ją podjęto?!

Pół roku pracy za darmo! Prawdziwy obraz sytuacji w biurach podróży

W branży burza. Zaczęło się wczoraj wieczorem. Turystyczne  fora chyba nigdy nie były tak rozgrzane. Najlżejsze epitety krążyły wokół słowa „skandal”, a spora część wypowiedzi ze względu na ich mocno emocjonalny charakter, nie nadaje się do zacytowania.

Co się stało?

O godz. 19:00 odbyła się wideokonferencja z udziałem pani minister Jadwigi Emilewicz. Z jednej strony przedstawiciele branży, prezesi organizacji branżowych skupiających tysiące przedsiębiorstw, z drugiej urzędnicy Ministerstwa Rozwoju. Zapis z tego roboczego spotkania znajduje się na stronie ministerstwa, polecam obejrzeć, to wiele mówiący materiał.

Konferencja w Ministerstwie Rozwoju, 8 czerwca 2020 r.

A jeśli ktoś chce szybciej uzyskać informacje na temat tego spotkania, to polecam np. te dwa artykuły: Branżo turystyczna, giń w ciszy oraz: Emilewicz: Bon turystyczny – tak. Inna pomoc dla turystyki – nie.

W czym rzecz? Wczoraj Ministerstwo Rozwoju miało kapitalną i wyjątkową okazję wsłuchać się w głos branży, skorzystać z naszych diagnoz i pomysłów. Albo przynajmniej pokazać, że pochyla się nad problemami sektora odpowiadającego za około 1,5 mln miejsc pracy. Że interesuje się losem setek tysięcy ludzkich dramatów – osób, którym świat spod nóg ucieka, bo ich firmy bankrutują, a przez ostatnie trzy miesiące na ratowanie przedsiębiorstw wydali prywatne oszczędności.

Tymczasem co? Nic! Arogancja i buta, brak zrozumienia. Konferencja właściwie była reklamą bonu 500 plus.

Czekając na wczorajsze spotkanie i biorąc za dobrą monetę zapewnienie nadesłane z Kancelarii Premiera, że rząd pochyli się nad problemami branży, odwołaliśmy przewidzianą na dziś demonstrację w Warszawie. Już wiemy, że to był błąd.

Wygląda na to, iż rządzący liczą na to, że społeczeństwo nie zrozumie istoty rzeczy i przyjmie za pewnik, że skoro dano „500 plus”, to branża turystyczna otrzymała pomoc i po problemie.

Skoro tak, to trzeba powiedzieć, jak rzecz wygląda naprawdę. Jedna z osób prowadząca biuro podróży napisała prostą rzecz, z której ludzie spoza branży mogą nie zdawać sobie sprawy. Cytuję:

WYOBRAŹ SOBIE, ŻE PRACUJESZ CAŁY WRZESIEŃ, PAŹDZIERNIK, LISTOPAD, GRUDZIEŃ, STYCZEŃ, LUTY…….A TU PRZYCHODZI MARZEC…….I MUSISZ ODDAĆ CAŁE SWOJE WYNAGRODZENIE.

No właśnie. Jeśli komuś zamknięto gabinet fryzjerski czy siłownię, to jest to dramat finansowy, brak możliwości zarabiania przez kilka miesięcy, to jasne. Ale w przypadku biur podróży pozbawiono nas dochodu nie z trzech miesięcy licząc od kwietnia do czerwca, ale odebrano nam to, co zarobiliśmy pracując od września roku zeszłego! Od siebie mogę dodać, że co najmniej od września, bo na przykład w naszym biurze, nad wycieczkami zaczynamy pracować przynajmniej rok wcześniej.

Tak więc we wrześniu roku 2019 roku zaczynamy tworzyć produkt (wycieczkę) przewidzianą na maj 2020. To jest sporo pracy, od układania programu, poprzez wyceny, jeżdżenie i sprawdzanie hoteli, restauracji, etc., rezerwację świadczeń, po reklamę, rozmowy z klientami, podpisywanie umów, księgowanie wpłat, raporty do Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego, zgłoszenia do ubezpieczyciela i księgowość. Praca twórcza, kreatywna, ale też sporo biurokratycznych obowiązków. Koszty działania biura, pracownicy, reklamy… Licznik bije. Robimy to wszystko po to, żeby zarobić na tej wycieczce. Kiedy zarobimy? Gdy wycieczka zostanie zrealizowana, czyli w maju 2020 roku. I teraz już rozumiecie?! Maja 2020 r. nie było! To, na co pracowaliśmy od września do marca poszło na marne, straciliśmy wszystko. To tak, jakby komuś w marcu kazać zwrócić całą pensję zarobioną w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Pół roku pracy za darmo!

Ale na tym nie koniec problemów. Gdybyśmy tak po tym, jak marzec odebrał nam wynagrodzenie za pół roku, mogli pójść do domu, by płakać lub odpocząć albo zając się inną pracą. Ale gdzież tam! Trzeba przecież posprzątać, to znaczy odwoływać wycieczki, zabiegać u kontrahentów o zwrot zaliczek, po to, żeby oddać je turystom, tłumaczyć klientom, itd. Czyli dalej praca, i dalej za darmo!

By znowu użyć porównania. Wyobraźmy sobie firmę budowlaną, w której ktoś zamówił budowę domu, zapłacić miał na koniec, odbierając obiekt. Tuż przed odbiorem, gdy wszystko było już niemal gotowe, przyszła powódź i dom zniszczyła. Zamawiający oczywiście nie płaci. Firma budowlana nie tylko, że nie dostanie ani grosza za całą pracę, to jeszcze zalega pieniądze dostawcom materiałów użytych do budowy i na swój koszt musi posprzątać bałagan. Tak właśnie wygląda sytuacja biur podróży.

Zobacz też: Rząd, turystyka i syndrom gotowanej żaby.

Nie jest to wyłącznie nasz problem. Jesteśmy powiązani siecią zależności. Pracowali dla nas piloci i przewodnicy, oni również od miesięcy pozostają bez żadnego dochodu. W dramatycznej sytuacji jest sektor transportowy, bo wycieczki przecież jak nie jeździły, tak dalej nie jeżdżą.

Na kryzysie straciło mnóstwo przedsiębiorstw. Ale proszę porównać dane. Straty w biurach podróży, to nie 25 czy 50 procent, ale w okolicach 100!

Dlatego na wczorajszym spotkaniu apelowaliśmy do pani minister Emilewicz o dedykowany naszej branży program pomocy sektorowej. Usłyszeliśmy, że program już niebawem będzie i nazywa się „500 plus”. Naprawdę! Zdaniem szefowej Ministerstwa Rozwoju ten bon ma dać pracę pilotom wycieczek zagranicznych, przewodnikom pracującym w Polsce z grupami obcokrajowców, hotelom w dużych miastach, firmom transportowym, agentom i doradcom turystycznym oraz takim biurom, jak nasze, zajmującym się wycieczkami egzotycznymi. Śmiać się czy płakać?!

Zobacz: Ministerstwo (NIE)turystyki.

Na zakończenie raz jeszcze, bo to ważne:
WYOBRAŹ SOBIE, ŻE PRACUJESZ CAŁY WRZESIEŃ, PAŹDZIERNIK, LISTOPAD, GRUDZIEŃ, STYCZEŃ, LUTY…….A TU PRZYCHODZI MARZEC…….I MUSISZ ODDAĆ CAŁE SWOJE WYNAGRODZENIE.

Czy będziemy protestować, urządzać demonstracje? Nie wiem. Jest jeszcze jakaś iskierka nadziei, że może Senat zajmie się naszą sprawą, że może premier się obudzi i naprawi to, co zepsuła pani minister Emilewicz. Natomiast z całą pewnością czekać już nie ma na co!

Strona 1 z 3

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén