Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: armenia (Strona 1 z 2)

Przekraczanie granic, reguły wjazdu i błędne informacje MSZ

Rzecz odnosi się do informacji opublikowanych na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych i dotyczących reguł wjazdu do Armenii (www.gov.pl/web/dyplomacja/armenia).

MSZ, Armenia, 19 lipca 2021

Wchodząc na rządową stronę dowiadujemy się między innymi, że osoby zaszczepione mogą wjechać do Armenii bez konieczności robienia testów PCR, ale zaświadczenie o szczepieniu powinno być podpisane oraz opatrzone pieczęcią przez kierownika placówki medycznej, w której wykonano szczepienie. Ponadto zawierać musi dane teleadresowe oraz nazwisko kierownika placówki medycznej i numer paszportu osoby zaszczepionej. O tym, że powinno być wydrukowane na papierze firmowym wspominać już chyba nawet nie muszę, bo to przecież oczywiste.

Zrzut ekranu ze strony: gov.pl/web/dyplomacja/armenia (lipiec 2021)

Jeśli ktoś przed zaplanowanym wyjazdem do Armenii przeczytał te informacje, to od razu musiał zadać sobie pytanie skąd wziąć taki dokument. Przecież na zaświadczeniach generowanych z internetowego konta pacjenta takich danych nie ma. Nie było ich na wcześniejszych potwierdzeniach, nie ma ich też na obecnych tzw. paszportach covidowych.

Pieczątka i podpis na dokumencie elektronicznym?! Do tego numer paszportu i papier firmowy placówki medycznej?! Niewykonalne, nikt w Polsce takiego zaświadczenia nie otrzyma!

Skąd więc taka informacja na stronie polskiego MSZ? I najważniejsze, czy jest prawdziwa?!

Odpowiem od razu. Nie jest! Każda zaszczepiona osoba wjeżdża do Armenii na podstawie standardowego zaświadczenia generowanego z internetowego konta pacjenta. Nie są potrzebne pieczątki, podpisy i papier firmowy! Sprawdziłem to w praktyce, na podstawie tzw. paszportów covidowych z całą grupa turystów w lipcu tego roku przekroczyliśmy granicę w Erywaniu. Odbyliśmy wycieczkę (było pięknie!) i wróciliśmy do kraju.

Widok na górę Ararat z okolic klasztoru Chor Wirap (lipiec 2021)

Skąd więc takie dane na rządowej stronie? Otóż wydają się być kopią informacji zamieszczonych przez stronę armeńską (www.gov.am/en/covid-travel-restrictions/), gdzie czytamy:

The certificate should be in Armenian, Russian or English printed on the official letterhead and should contain the following information:

– all contacts and the name of the head of the medical institution where the test/vaccination was taken,

– the name, surname, date of birth, and passport number of the examined/vaccinated person,

– the result of the test, the vaccine manufacturing name and the product’s serial number, the dates of the first and the second dosages, signed by the head of the medical institution with its seal․

Na pierwszy rzut wszystko się zgadza. Rząd Armenii opublikował, to rząd w Warszawie skopiował, przetłumaczył na język polski i przedstawił swoim obywatelom. Proste. O co więc pretensje?! Otóż o to, że tej informacji nie zweryfikowano, nie sprawdzono jak rzecz wygląda w praktyce. A przecież powinno się to zrobić, biorąc pod uwagę fakt, że kryteria przedstawione przez stronę armeńską na pierwszy rzut oka wydawały się niemożliwe do spełnienia.

Kaskady w Erywaniu

Nie mogąc liczyć na polski MSZ sami wykonaliśmy tę pracę. Nasi ormiańscy współpracownicy zadali pytania m.in. w armeńskim Ministerstwie Zdrowia oraz odpowiednim służbom na lotnisku w Erywaniu. Uzyskali informacje, że unijny paszport covidowy w zupełności wystarczy i nie są potrzebne żadne pieczątki ani podpisy. Sprawdzili też stronę praktyczną odnajdując turystów z krajów UE, którzy na podstawie takiego zaświadczenia do Armenii wjechali. Z kolei my, w Warszawie dopytywaliśmy na lotnisku Chopina przy stanowiskach odprawy LOT-u i też uzyskaliśmy zapewnienie, że żadne certyfikaty szczepień z pieczęciami nie są potrzebne. Co ciekawe, gdy wysłałem maila do LOT-u z pytaniem o reguły wjazdu do Armenii, to otrzymałem odpowiedź, że należy kierować się wskazówkami na stronie internetowej MSZ!

Spróbujcie wyobrazić sobie dyskomfort organizatora wycieczki. Ma zebraną grupę, turyści chcą jechać, wszyscy są zaszczepieni. Ale na stronie polskiego MSZ jest informacja, że zaświadczenia o szczepieniu nie wypełniają kryteriów, więc trzeba wykonać testy PCR. Robić je czy nie, skoro odpowiednie służby w Erywaniu informują, że unijne zaświadczenia w zupełności wystarczą?! Kogo słuchać? A może lepiej w ogóle odwołać wycieczkę i nie ponosić ryzyka?!

W centrum Erywania, okolice placu Republiki i Wernisarzu, gdzie turyści robią zakupy

Wszyscy powołują się na dane zawarte na stronie internetowej polskiego MSZ. Powszechnie uważa się, że informacje tam podane są sprawdzone i obowiązujące. A co jeśli tak nie jest, jeśli zamiast pomagać i ułatwiać, wprowadzają w błąd?! Przedstawiona wyżej historia pokazuje, że jest to możliwe. A przecież wcale tak być nie musiało, w przypadku Armenii wystarczyło sprawdzić i zweryfikować. Ambasadzie w Erywaniu zajęłoby to chwilę, zapewne wystarczyłoby wysłać kilka maili i wykonać parę telefonów.

Na zakończenie mam jedną uwagę. Branża turystyczna dotkliwie ucierpiała z powodów obiektywnych (pandemia, strach turystów przed przemieszczaniem się), ale część naszych kłopotów wynika też z nielogicznych, niezrozumiałych i chaotycznych regulacji wprowadzanych przez rządy kolejnych państw, przy czym władzom w Warszawie można by przyznać nagrodę specjalną za osiągnięcia w tej dziedzinie. W serii artykułów zamieszczonych na tym blogu podanych zostało sporo przykładów z poprzedniego roku (tag: koronawirus). Jeszcze więcej znajdą Państw w dwóch moich książkach poświęconych tej tematyce: O podróżowaniu (2020) i Spragnieni podróży (2021).

Klasztor Norawanak (13-14 wiek)

Ale jakby tego było mało, to również teraz, gdy po miesiącach przestoju i strat biura podróży próbują w końcu zarobić jakiekolwiek pieniądze, to zamiast wsparcia otrzymują utrudnienia i przeszkody. Utrudnienia, które przecież niczemu nie służą, nie powodują wzrostu bezpieczeństwa epidemicznego, a wynikają chyba zwyczajnie z ignorancji i niechlujności urzędników. W tym konkretnym przypadku oczekiwałbym od polskiego MSZ, że przed podaniem tak istotnych informacji sprawdzi czy są prawdziwe. Tego właśnie zabrakło.

Zobacz blog poświęcony Armenii.

PS. Armenia to piękny i gościnny kraj. Jest bezpiecznie, śmiało można jechać. Polecamy artykuł: Dziesięć powodów, żeby pojechać do Armenii.

Wycieczki w kilku obrazkach

Świat zmienia się tak szybko, że blog oparty o słowo pisane stracił nieco na znaczeniu. Zyskały za to inne kanały komunikacji, głównie media społecznościowe z Facebookiem i Instagramem na czele. Obrazy stały się bardziej istotne, stąd też wziął się pomysł na ten post.

W kilku zdjęciach postaram się przedstawić część naszych wycieczek.

Armenia. Kierunek, który promuję od lat. Zachęcam, tłumacze, opowiadam… Na tym blogu jest sporo artykułów (tag: armenia). Powstał też osobny serwis: armenia.krzysztofmatys.pl

Klasztor Norawank

Długo niedoceniana, pozostawała w cieniu sąsiedniej Gruzji. Teraz nadrabia stracony czas. Coraz więcej turystów wie, że warto się tam wybrać oraz, że Armenia atrakcjami wcale nie ustępuje Gruzji, a zdaniem wielu osób, nawet ją przewyższa. Najważniejsze atuty w wielkim skrócie: góry (piękny Kaukaz), wspaniałe zabytki poświadczające tysiące lat rozwoju ormiańskiej kultury, wyśmienita naturalna kuchnia, wino i koniaki.

Malowniczy kanion rzeki Uvac, gdzie poza krajobrazami podziwiamy również olbrzymie sępy płowe. Więcej o atrakcjach Serbii.

Serbia. Przypomina Gruzję sprzed kilku lat, czyli z czasu przed wybuchem masowej turystyki. Jest jeszcze naturalna i autentyczna. Gościnna i wesoła. Jeśli ktoś szuka czegoś spoza głównego nurtu turystycznego, to zdecydowanie polecam! Póki nie ruszyły tam tłumy. Myślę, że mamy ledwie kilka lat, później zrobi się tłoczno.

Mostar

Bośnia i Hercegowina. Sąsiadka Serbii, ale bardziej znana i tłumniej odwiedzana. Decydują popularne atrakcje: piękne Sarajewo, fantastyczny Mostar i uroczy Blagaj. Do tego Medziugorie, przyciągające rzesze pielgrzymów. W efekcie, turystów z Polski jest sporo, ale są to głównie wycieczki autokarowe, w biegu odhaczające kolejne punkty na Bałkanach. Ciągle do odkrycia przez wycieczki samolotowe. My łączymy ją w jeden program: Serbia – Bośnia i Hercegowina.

Baalbek

Liban. Kiedyś był w ofercie, później zniknął, turystów wystraszyła wojna w sąsiedniej Syrii. Rok 2019 zapoczątkował wielki powrót wycieczek, również dzięki bezpośrednim połączeniom LOT-u na trasie Warszawa – Bejrut. Po latach przerwy, wiosną zeszłego roku pojechałem sprawdzić aktualną sytuację (zobacz: Liban – informacje). Turystyka kwitła, w hotelach brakowało miejsc, w bejruckiej Hamrze tłok. Korektę przyniosły jesienne antyrządowe protesty, demonstranci blokowali drogi, telewizyjne relacje zniechęcały do wyjazdu. Tuż po tym mieliśmy wycieczkę, grupa wszystko zobaczyła, bez utrudnień. Za to turystów było mniej, zwiedzało się wygodniej. Liban ma wielki turystyczny potencjał i oby tylko polityka nie szkodziła, to z Polski pojedzie wiele wycieczek i pielgrzymek.

Twierdza w Sorokach w 2019 r.

Mołdawia i Naddniestrze. Największe na świecie piwnice winne, najdalsze polskie kresy, naturalna kuchnia, folklor, dobre wina, zabytki, krajobrazy… Mimo sporej gamy atutów Mołdawii jakoś ciężko przebić się do świadomości polskiego turysty. Brakuje promocji, a i my zwyczajnie nie grzeszymy wiedzą na temat tego regionu, więc zapewne z tego powodu nie wiemy, że warto się tam wybrać. Pisałem o tym już na tym blogu (zobacz na przykład: Mołdawia), od lat prowadzę też osobny serwis: moldawia.krzysztofmatys.pl. Sporym atutem wycieczki jest możliwość odwiedzenia Naddniestrza, jednego z najbardziej tajemniczych miejsc w Europie.

Zdjęcie sprzed kilku lat, dziś ta okolica wygląda już inaczej

Gruzja. Na zdjęciu wyżej pokazana jest Cminda Sameba, czternastowieczna kamienna cerkiew, ulokowana u stóp góry Kazbek. Położony na wysokości ponad 2 tys. m n.p.m. zabytek od lat jest jedną z fotograficznych wizytówek Gruzji. Każdy chce tu być i zrobić zdjęcie. Będąc pierwszy raz, z położonego niżej miasteczka Stepancminda (Kazbegi) szedłem pieszo. Później, dziesiątki razy, z kolejnymi wycieczkami, wjeżdżałem terenówkami po wyboistej górskiej ścieżce, dostarczając niezapomnianych przeżyć tym, którzy pokonywali tę trasę pierwszy raz. Dziś, w miejsce ścieżki mamy asfaltową drogę, a na górze, przy cerkwi, spory parking. Zrobiło się wygodniej, szybciej i tłoczniej. Miejsce stało się łatwiej osiągalne, ale przez to straciło na atrakcyjności. Oczywista konsekwencja rozwoju turystyki masowej, widoczna też w innych miejscach Południowego Kaukazu. Niektórzy gniewają się na to i złorzeczą argumentując, że kiedyś było pięknie, a teraz, to już właściwie nie ma po co jechać. Jasne, dziesięć, a nawet pięć lat temu, było bardziej naturalnie i autentycznie. Miejscowi przyjmowali gości, a nie klientów, kierowali się honorem, a nie perspektywą zysku. Tak, to wszystko prawda, z tamtej Gruzji sporo odeszło i już nie wróci, ale ze względu na to, co zostało, ciągle warto tam się wybrać!

Berat, zwany miastem tysiąca okien

Albania. Kiedyś napisałem artykuł o tym, że „Albania, to nie Afganistan”. Chciałem przez to powiedzieć, że nie ma się czego bać (zła sława Bałkanów sprzed lat). Później wybuchła moda, zdecydowały konkurencyjne ceny oraz dziura na rynku, jaka pojawiła się w wyniku kryzysu w takich krajach, jak Tunezja i Egipt. Albania zapowiada się na jeden z bardziej popularnych kierunków 2020 roku. Z tym, że dotyczy to turystyki masowej, a ta ogranicza się do pękających latem w szwach nadmorskich kurortów (Saranda, Wlora, Durres). Tymczasem Albania ma dużo więcej atrakcji i wartych odwiedzenia miejsc, dlatego też dobrze nadaje się na ambitną wycieczkę objazdową.

Persepolis

Iran. Gdy piszę ten artykuł zaczyna się właśnie kolejna polityczna awantura na linii USA – Iran. W ciągu ostatnich lat przeżyliśmy ich już trochę. Niezależnie od tego, jak polskie media by nie straszyły reżimem w Teheranie, to zawsze na miejscu okazywało się, że jest bezpiecznie, miło i sympatycznie. Z Iranem jest tak, że wielu podróżników chce się tam wybrać, bo kusi magia starożytnej Persji, przyciągają tak atrakcyjne miejsca, jak Sziraz, Persepolis i Isfahan. Nie wszyscy jednak jadą, bo jedni się boją, a inni nie wiedzą, że w ogóle można. Można, przynajmniej na razie, przyszłość wygląda niepewnie, dlatego wycieczki do Iranu nie odkładałbym na później.

Czajchana na Jedwabnym Szlaku

Uzbekistan. Coraz łatwiej dostępny, coraz bardziej zatłoczony. Jeszcze niedawno niezbędne były wizy, a do ich wyrobienia sporo formalności, łącznie z zaświadczeniem o zatrudnieniu. Od kilku lat, stopniowo poluzowywano reguły wizowe, znosząc ten obowiązek ostatecznie w 2019 roku. Rząd w Taszkencie wprowadził też inne ułatwienia (więcej w artykule: Zmiany w Uzbekistanie) w efekcie czego w Samarkandzie, Chiwie i Bucharze pojawiło się więcej turystów z Zachodu. Przypadek ten jest kolejnym potwierdzeniem dobrze znanej prawdy, że warto wybierać cel wycieczki, zanim pojawi się na niego moda.

Wszystkie nasze wycieczki dostępne są na stronie internetowej Matys Travel.

Górski Karabach. Między Armenią i Azerbejdżanem

Jeżdżę tam od lat. Za pierwszym razem z wypiekami na twarzy. Chciałem zobaczyć jeden z tych szczególnych regionów. Nazywamy je parapaństwami, czyli krajami, które niby są, ale tak do końca to nie wiadomo czy aby na pewno. Bo oficjalnie Karabach nie istnieje. Mimo, że ma demokratycznie wybrane władze, policję, armię, flagę, urzędy i granice. Brakuje mu międzynarodowego uznania, więc nigdzie na świecie nie honoruje się wystawionych tam dokumentów (w tym paszportów), nie przyjmuje się prezydenta i ministrów. Nawet nazwać ich w ten sposób nie można, bo od razu protestowałby Azerbejdżan, który posiada oficjalne prawa do tego terytorium. Tak więc nie ma rządu, nie ma granic i paszportów. Nie ma kraju.

Wznoszący się na przedmieściach pomnik "My i nasze góry" stał się symbolem Karabachu

Wznoszący się na przedmieściach Stepanakertu pomnik „My i nasze góry” stał się symbolem regionu

Karabach to po ormiańsku Arcach. Zamieszkuje go ok. 150 tys. ludzi. Stolicą jest Stepanakert (60 tys. mieszkańców). Formalnie jest ormiańską enklawą na terenie Azerbejdżanu. W rzeczywistości Baku nie sprawuje tam żadnej kontroli. Karabach funkcjonuje dzięki pomocy Armenii. Obowiązującą walutą są armeńskie dramy. Mieszkańcy regionu, którzy chcą podróżować za granicę starają się o armeńskie paszporty.

Wciśnięty między Armenię i Azerbejdżan, Górski Karabach na początku kwietnia znalazł się na czołówkach gazet. Wojna! O co ta wojna? Sięgamy pamięcią do lat dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku. Tyle, że wtedy był to Górny Karabach. Błędna nazwa, powstała przez pomyłkę w tłumaczeniu, ale wtedy stosowano ją powszechnie. Używał jej również Ryszard Kapuściński. Cesarz reportażu był w Stepanakercie w czasie konfliktu. Opis tych wydarzeń znajdujemy w „Imperium”, głośniej książce o Związku Radzieckim. Kapuściński pisze tam o Karabachu, że to jeden z najpiękniejszych zakątków świata.

Swoje interesy mają tam światowe potęgi. I to od nich zależy rozwój sytuacji. Głównym rozgrywającym jest Rosja. Armenia jest od niej uzależniona, gospodarczo i politycznie. Moskwa jest gwarantem armeńskich granic. Mały kraj graniczy z dwoma wrogimi krajami: Azerbejdżanem i Turcją. Roczny budżet woskowy Azerbejdżanu równy jest budżetowi całej Armenii. W tej sytuacji Ormianie rozumieją, że zdani są na Rosjan, a Kreml bezwzględnie to wykorzystuje.

Klasztor Gandzasar (XIII wiek) jest jednym z ważniejszych zabytków Karabachu

Klasztor Gandzasar (XIII wiek) jest jednym z ważniejszych zabytków Karabachu

Od pierwszego dnia strzelaniny trwają spekulacje. Kto sprowokował konflikt? Kto za tym stoi? Rosja czy Turcja? Wygląda na to, że pierwsi zaczęli Azerowie. Ale kto im na to pozwolił, kto podpuścił? Rząd w Baku nie jest na tyle szalony by sam z siebie miał ryzykować wojnę z Rosją, a otwarty atak na Karabach tym właśnie grozi. Więc kto?!

Dziś wiemy już trochę więcej. Najbardziej skorzystała na tym Moskwa. Potwierdziła swoją pozycję na Kaukazie. Zachód raz jeszcze przekonał się o jej sile. Premier Miedwiediew odwiedził dwie stolice, był w Erywaniu oraz w Baku. I oznajmił, że Rosja dalej będzie dostarczać broń dwóm zwaśnionym stronom. Z tą zmianą, że teraz zapewne więcej, bo podgrzany konflikt napędza zbrojenia.

Ostatni raz byłem w Karabachu w zeszłym roku. Miejsce całkowicie bezpiecznie. Ludzie przyjaźni, mili, z właściwą Wschodowi gościnnością zapraszający do domów. Stepanakert, stolica nieuznawanego kraju, to ładne miasto. Wysprzątane i eleganckie. W centrum, tuż obok budynków lokalnych władz, dobrej jakości, czterogwiazdkowy hotel Armenia. Mieszkamy w nim lub w jednym z kilku mniejszych pensjonatów. Ruch turystyczny niewielki, ale przez kilka ostatnich lat było widać, że wzrasta, że dzieje się coś pozytywnego.

Oczywiście nie pchaliśmy się w pobliże granicy z Azerbejdżanem. Tam co jakiś czas dochodziło do wymiany ognia. Wiedzieliśmy o tym. Znaliśmy też przyczynę. Konflikt o Karabach jest potrzebny rządzącym w Erywaniu i w Baku. Demokracja w Armenii zostawia wiele do życzenia, a w Azerbejdżanie w ogóle nie ma o niej mowy – łamane są prawa człowieka, system rządów to autorytarny reżim. W jednej i w drugiej stolicy doskonale zdają sobie sprawę, że wokół takiego konfliktu łatwo ludzi jednoczyć i odwracać uwagę od wewnętrznej polityki. W ten sposób przykrywa się korupcję, nepotyzm i biedę sporej części społeczeństwa. Raz na jakiś czas, na wewnętrzny użytek, podgrzewano więc atmosferę. Przywykliśmy do tego, zdając sobie sprawę, że tak już chyba po prostu będzie. Na granicy wojsko, a wewnątrz regionu normalne życie.

Płot zrobiony z samochodowych rejestracji z czasów

Płot z samochodowych tablic rejestracyjnych z czasów, kiedy Karabach był częścią Azerbejdżańskiej SRR

U źródeł konfliktu leżą wydarzenia sprzed lat. Na większa skalę problemy rozpoczęły się w XX wieku. W 1923 r. komuniści radzieccy sprezentowali region Karabachu Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej. W ten sposób obszar zamieszkały w przeważającej większości przez Ormian (chrześcijan) znalazł się w rękach Azerów (muzułmanów). Politykę w stylu dziel i rządź twórczo rozwinął Stalin. Przez cały okres ZSRR osiedlano Azerów w Karabachu. W efekcie tych działań zmieniono strukturę demograficzną regionu. Jeśli na początku XX wieku Ormianie stanowili 90 proc. mieszkańców, to w latach osiemdziesiątych już „tylko” około 70. Rozpadający się Związek Radziecki wywołał burzę. Powaśnione narody chwyciły za broń. Wygrali Ormianie przejmując pełną kontrolę nad Karabachem. Z regionu uciekli wszyscy Azerowie.

Wjechać tu można tylko od strony Armenii. Wymagany jest paszport i wiza, którą można otrzymać w przedstawicielstwie Karabachu w Erywaniu lub odebrać na miejscu, w Stepanakercie. Kosztuje ok. 10 USD i wystawiana jest na luźnej kartce, ponieważ nieuznawane przez świat władze Karabachu nie mają prawa wbijać jej do paszportów. A poza tym taka wiza przekreślałaby szanse na wjazd do Azerbejdżanu.

Czy będziemy tam jeszcze jeździć? Myślę, że tak. Wydaje się, że teraz, po załatwieniu zbrojeniowych interesów przez Miedwiediewa, sytuacja się uspokoi. Będzie jak było.

Więcej informacji o Górskim Karabachu.

Zobacz też: Dziesięć powodów by pojechać do Armenii.

Dziesięć powodów, dla których warto pojechać do Armenii

Bywam tam często, przynajmniej kilka razy w roku. Armenia jest jednym z moich ulubionych kierunków. Artykuły na ten temat pojawiały się już na blogu (więcej pod tagiem Armenia). Niniejszym tekstem chciałbym zwrócić uwagę turystów na ten piękny kraj. W tym roku LOT wznowił bezpośrednie połączenia do Erywania. Jeśli szukacie pomysłu na wycieczkę, weźcie pod uwagę Armenię!

Średniowieczny klasztor Norawank, jeden z wielu zabytków Armenii

Bliska egzotyka

Lot z Warszawy trwa tylko 3,5 godziny. Polacy nie potrzebują wiz i nie muszą spełniać żadnych formalności, wystarczy paszport. A kraj jest piękny i wyjątkowy. Niezbyt często zdarza się takie połączenie. Zazwyczaj miejsca egzotyczne i interesujące są bardziej oddalone i trudniej dostępne. W tym przypadku jest inaczej i już chociażby z tego powodu warto wybrać się do Armenii.

Góry

Aż 40 proc. powierzchni kraju znajduje się na wysokości powyżej 2 tys. m n.p.m.! Armenia to piękne górskie krajobrazy. I do tego bardzo zróżnicowane. Na przykład, w okolicach miejscowości Dilidżan, zwanej armeńską Szwajcarią, oglądamy stoki porośnięte pięknymi lasami, a po 10 minutach, kiedy przejedziemy tunelem na drugą stronę góry, otwiera się przed nami widok na łąki wokół jeziora Sawen. To typowe dla Armenii, gdzie towarzyszą nam szybko zmieniające się krajobrazy. Co jeden to ładniejszy.

Ararat. Po prawej stronie klasztor Chor Wirap

Ararat. Po prawej stronie klasztor Chor Wirap

Wystarczyłyby już same widoki z okien autokaru, bo przecież przekraczamy przełęcze leżące na wysokości większej niż szczyty naszych Tatr! Ale przecież to dopiero początek. Zatrzymujemy się w najbardziej malowniczych miejscach. Arcydzieła zabytkowej architektury położone są wśród wyjątkowych krajobrazów. Wystarczy wymienić klasztor Chor Wirap z widokiem na górę Ararat, Norawank wznoszący się wśród cudownie czerwieniejących skał oraz Tatew, do którego dostajemy się kolejką linową frunąc ponad 300 metrów nad dnem kanionu.

Góry stwarzają możliwość uprawiania turystyki aktywnej. Piesze wędrówki, rajdy konne, a zimą narty. Jest infrastruktura, są możliwości. Zobacz artykuł: Narty w Armenii.

LOT na szczęście znowu lata do Erywania

Rząd w Erywaniu nie promuje w Polsce swojego kraju tak, jak to robi chociażby sąsiednie Tbilisi. W efekcie tego Armenia wśród naszych turystów nie jest tak popularna, jak Gruzja. Trzeba jednak zaznaczyć, że wcale nie jest mniej atrakcyjna!

Zabytki

W Armenii byłem wiele razy, ale do dziś pamiętam swoją pierwszą wizytę. Z wykształcenia jestem historykiem, niby byłem przygotowany, ale i tak to, co zobaczyłem, zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie. Kamienne budowle sakralne z pierwszego tysiąclecia. Do dziś, niemal bez żadnych zmian, istnieją kościoły wzniesione w VII wieku! A zabytków z okresu średniowiecza jest wręcz zatrzęsienie. Trzeba dokonać mądrej selekcji, żeby wybrać te najciekawsze. Inaczej musielibyśmy krążyć po Armenii dobre trzy tygodnie.

Wykute w skale pomieszczenia klasztoru Geghard

Wykute w skale pomieszczenia klasztoru Geghard

Co warto zobaczyć? Część wyśmienitych zabytków znajduje się blisko stołecznego Erywania i da się je odwiedzić w ciągu 2-3 dni. Są to: Eczmiadzyn z kościołami z VII wieku, skalny klasztor Geghard, pochodząca z I wieku rzymska świątynia w Garni i Chor Wirap, położony rewelacyjnie u stóp góry Ararat. Pozostałe obiekty znajdują się dalej i żeby do nich dotrzeć potrzeba więcej czasu. Koniecznie trzeba zobaczyć średniowieczny klasztor Norawank, przy okazji zatrzymując się w sąsiedniej wsi Areni, która słynie z wina (w jednej ze skalnych grot znaleziono tu pozostałości winiarni sprzed 6 tys. lat!). Kolejnym obowiązkowym punktem jest Tatew, monumentalny klasztor-twierdza, do którego docieramy najdłuższą na świecie jednosekcyjną kolejką linową (zobacz). Czymś absolutnie niezwykłym są takie obiekty jak Karahundż (Zorac Karer) zwane armeńskim Stonehunge oraz Zwartnoc – największe skupisko chaczkarów. Do miejsc obowiązkowych należy włączyć też zespół architektoniczny Sewanawank, pięknie ulokowany na skarpie nad jeziorem Sewan. Wycieczka obejmująca wszystkie te obiekty zajmie około 7 dni.

Świątynia w Garni, I wiek n.e.

Historia

Wystarczą dwa dobre muzea i kilka zabytków, żeby nabrać dużego szacunku do historycznego dziedzictwa regionu. Szybko zdajemy sobie sprawę z faktu, że Południowy Kaukaz jest jedną z kolebek cywilizacji. Tu człowiek opanowywał sztukę wytapiania metali, udomowił zboża i niektóre gatunki zwierząt. Stąd pochodzi umiejętność wytwarzania wina. Tradycje winiarskie sięgające 8 tys. lat i żaden region świata pod tym względem nie może konkurować z obszarem dzisiejszej Gruzji i Armenii.

Zorac Karer jest najprawdopodobniej najstarszym na świecie obserwatorium astronomicznym

Zorac Karer jest najprawdopodobniej najstarszym na świecie obserwatorium astronomicznym

To obszar o niezwykle bogatej historii, licząc od czasów głębokiej starożytności, po epokę współczesną. Przewodnik wycieczki ma duże pole do popisu. Musi opanować rozległą wiedzę, ale w zamian będzie mógł zaskakiwać turystów coraz to ciekawszymi opowieściami.

Najstarszy chrześcijański kraj

Król Armenii, Tiridates III, na samym początku IV wieku uczynił chrześcijaństwo religią państwową. W ten sposób Armenia stała się pierwszym tego typu krajem na świecie. Fakt ten jest powodem wielkiej dumy Ormian. Chrześcijaństwo mimo niesprzyjających okoliczności i powtarzających się przez stulecia krwawych najazdów perskich, arabskich, mongolskich i tureckich, przetrwało tam do dziś i jest jednym z podstawowych składników świadomości narodowej Ormian.

Widok na jezioro Sewan z okna hotelowego pokoju

Bogactwem kraju są zabytkowe budowle sakralne, kościoły i klasztory. Kamienne, o specyficznej architekturze, zaświadczają o przebogatej historii tych ziem. Najstarsze, które do dziś przetrwały w niezmienionej postaci, pochodzą z VII wieku. Stoją jak gdyby czas dla nich nie istniał. Są czynne, odprawia się w nich msze. To trzeba zobaczyć!

Ze względu na ten fakt Armenia cieszy się powodzeniem również wśród polskich grup pielgrzymkowych oraz wszystkich osób zainteresowanych historią chrześcijaństwa. Zobacz artykuł: Pielgrzymki do Gruzji i Armenii.

Turyści fotografujący Ararat

Turyści fotografujący górę Ararat

Znajomość świata

Wartością dodaną wycieczki na Południowy Kaukaz jest otwarcie nowej perspektywy. Porównać to można do odkrycia nowego lądu. Bo Armenia nie jest czymś tak turystycznie oczywistym, jak Grecja, Egipt, Meksyk albo Indie. Przez dziesięciolecia znajdowała się poza ofertą biur podróży. Kraj funkcjonował sobie gdzieś tam, bardzo daleko, poza naszą percepcją. Tak patrzymy na Armenię zanim tam nie pojedziemy. Wycieczka wszystko zmienia. Jak po dopłynięciu do nowego kontynentu, z istnieniu którego do tej pory nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę.

Południowy Kaukaz jest jak kontynent. Tak bardzo bogaty w znaczenia, historię i opowieści. I tak bardzo ważny! Również dziś, w polityce światowej. Rozszyfrowywanie zawiłości, które determinują stosunki w regionie jest zajęciem pasjonującym. Znajomość relacji w gronie takich państw jak Armenia, Rosja, Iran, Turcja, Azerbejdżan i Gruzja, poszerzone o wiedzę na temat interesów USA, Izraela, a nawet Polski, może pomóc w zrozumieniu niejednego procesu politycznego ostatnich lat.

Przyroda

W tym niewielkim kraju (dziewięć razy mniejszym od Polski) występuje aż pięć stref klimatyczno-roślinnych i olbrzymia różnorodność świata roślin. Mamy przekrój od terenów półpustynnych po obszary subalpejskie.

Nad jeziorem Sewan

Nad jeziorem Sewan

Jeden z najwyższych wskaźników bioróżnorodności na świecie. Na 1 km kwadratowy przypada aż 100 gatunków! Na tak niewielkim obszarze występuje aż sto gatunków roślin endemicznych. Niektóre z nich są naprawdę rzadkie, jak chociażby odkryty i opisany przez polskiego botanika, dzwonek Massalskiego.

Armenia składa się obszarów leżących na różnych wysokościach. Kiedy na terenach położonych niżej wiosna już dawno minęła, to w wyższych partiach łąki dopiero zaczynają kwitnąć. Przyjedźcie do Armenii o dowolnej porze, od kwietnia do października, a zawsze zobaczycie coś pięknego.

Bogactwo ormiańskich smaków

Kuchnia

W ciągu ostatnich lat wśród turystów z Polski furorę zrobiła kuchnia gruzińska. To o niej pisze się artykuły i opowiada w telewizji. Ormiańska nie jest tak popularna nie dlatego, że w czymś ustępuje gruzińskiej. Raczej ze względu na to, że nie wybuchła jeszcze moda na Armenię. Jeszcze nasi celebryci tam nie pojechali, nie napisali książek i nie nagrali piosenek. Wszystko przed nami.

Podobnie jak w Gruzji zaletą tutejszej kuchni jest ekologia. Nie dotarły tu jeszcze sztuczne owoce i warzywa. Naturalne jest mięso, sery i mąka na tradycyjny ormiański chleb lawasz. Kolejną zaletą jest fakt, że wszystko przygotowywane jest na bieżąco. Nie ma tu półproduktów, potraw w proszku i mrożonek.

Restauracja z widokiem na świątynię w Garni

Restauracja z widokiem na świątynię w Garni

A czego warto spróbować? Specjalnością Ormian są wszelkiego rodzaju marynaty i kiszonki. Zima jest tu długa i surowa, dlatego ludzie nauczyli się zabezpieczać płody ziemi na cały jej okres. Marynuje się tu niemal wszystko, nawet grzebienie kogutów (do kupienia na targu w Erywaniu)!

Pyszne mają tu sery, w wielu odmianach, również owcze i słone.  Dużo je się warzyw ze szczególnym upodobaniem do zieleniny, ale są też szaszłyki i kebaby. Jeśli ktoś nie jadł ormiańskiego kebaba, nie wie jak ten powinien smakować.

Region Areni, centrum ormiańskiego winiarstwa

Wino i inne trunki

W Armenii, podobnie jak w Gruzji, wytwarza się wina. Na pewno warto odwiedzić miejscowość Areni, w której sztuka ta kwitnie od 6 tysięcy lat! Żadne inne miejsce na świecie nie może pochwalić się takimi tradycjami. Co prawda najstarsze ślady tego trunku w postaci soli kwasu winowego znaleziono na terenie dzisiejszej Gruzji (7 tys. lat!), ale to Armenii przypada pierwszeństwo jeśli chodzi infrastrukturę do wytwarzania wina. Co ciekawe, we wsi trunek robi się do dziś, i to w dodatku, z tego samego szczepu!

Największą dumą Armenii są mocniejsze alkohole. W pierwszej kolejności chodzi o koniak, z powodów formalnych zwany „brandy”. Wielkim jego miłośnikiem był Winston Churchill. Stalin wysyłam do Londynu całe skrzynki przedniego trunku. Będąc w Erywaniu warto odwiedzić słynną wytwórnię Ararat.

Erywań. W restauracji wita nas muzyka

Erywań. W restauracji wita nas muzyka

Tradycja

Ormianie są dumnym narodem. Mają świadomość kilku tysięcy lat historii. Tworzą kulturę mocno ukorzenioną. Nie zatracili jej mimo tego, że aż przez sześć stuleci nie posiadali państwa! Przechowali ją przez trudne lata Związku Radzieckiego. Dziś, odwiedzając Armenię, ze zdumieniem możemy stwierdzić, że mimo nowoczesności i szybko zmieniającego się świata, tradycja jest tu czymś żywym i powszechnie obecnym. Przekona się o tym każdy turysta, a wystarczy zaledwie tygodniowy pobyt. Co najciekawszego? Wymieńmy rzeczy oczywiste.

Lawasz, czyli chleb w formie cienkiego jak papier placka. Wyrabiany jest z mąki pszennej, wody i soli. Wypieka się go tak, jak przed setkami lat, przylepiając do wewnętrznych ścian pieca zwanego tondirem. Stanowi dodatek do każdego posiłku. Nie ma ormiańskiego domu bez lawaszu. W 2014 roku został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

Duduk, prosty flet, pasterska fujarka, która dzięki Ormianom weszła na salony. Jego ciepłe, nosowe brzmienie jest podstawą tutejszej muzyki. Tym, kim dla Polaków jest Chopin, dla Ormian jest Komitas, muzykolog i kompozytor, twórca klasycznych dzieł na duduka. Najsłynniejszy współczesny artysta to Dżiwan Gasparian, którego muzykę usłyszymy w takich filmach, jak „Gladiator” i „Ostatnie kuszeniu Chrystusa”.

Zwartnoc (VII wiek), lista UNESCO

Zwartnoc (VII wiek), lista UNESCO

Zakończenie

Kto zwiedzi Armenię, nie będzie żałował. Przy okazji wzbogaci się o wiedzę na temat fascynującego regionu. Warto zaznaczyć, że Armenia mocno różni się od Gruzji! To zupełnie inny kraj, z odmienną kuchnią, muzyką, trunkami i obyczajami. Nawet góry są tu inne. Gorąco polecam!

Program wycieczki do Armenii.

Narty w Armenii, Iranie i Gruzji

W czasie, kiedy śniegu brakuje nawet w Alpach, trzeba myśleć o nowych kierunkach narciarskich. Warto wziąć pod uwagę kraje mniej oczywiste, takie które do tej  pory z nartami wcale się nie kojarzyły. W Gruzji czy Iranie znajdziemy trasy zjazdowe położone na wysokości ponad 3 tys. m n.p.m. Warunki śniegowe są dobre, infrastruktura przygotowana. Nic tylko korzystać! Dodatkowo, wypad narciarski połączyć można ze zwiedzaniem. Oto przykładowa oferta: Narty w Gruzji, narciarski kurort Gudauri.

Gruzja

Chyba jako jedyna z wymienionej trójki państw zdołała przebić się do świadomości Polaków. Kilka lat temu napisałem pierwszy artykuł na ten temat. Do tej pory zorganizowaliśmy już sporo wyjazdów narciarskich w pasmo Wielkiego Kaukazu. W Gruzji są trzy kurorty: Gudauri, Bakuriani i Mestia, ale realnie, jak na razie, liczy się tylko ten pierwszy. Położony najbliżej stołecznego Tbilisi (tu jest lotnisko) posiada też najlepsze warunki. Najwyższy punkt trasy zjazdowej znajduje się na wysokości 3250 m n.p.m. Śnieg leży tu od grudnia do kwietnia. Zaspy po pas widziałem też na początku maja.

Gruzja, Gudauri

Gruzja, Gudauri

W ciągu kilku ostatnich lat powstały dobre hotele, dysponujące krytymi basenami i saunami. Jest też trochę mniejszych, bardziej ekonomicznych obiektów. Zaskoczeniem może być fakt, że w sezonie w Gudauri ciężko o wolne miejsca. Rezerwacje, szczególnie dla grup, należy robić z dużym wyprzedzeniem. Poza tym wcale nie jest tanio. Lepsze hotele mocno trzymają cenę. Nowoczesne wyciągi wykonała austriacko-szwajcarska firma Doppelmayer.

Długość tras zjazdowych to ponad 57 km, a średnia pokrywa śnieżna — 2,5 m. Najniższy punkt trasy narciarskiej leży na wysokości 2050 m n.p.m.

W Gudauri jest specjalny stok dla amatorów jazdy ekstremalnej, tzw. free-ride, a poszukiwacze jeszcze mocniejszych wrażeń mają możliwość uprawiania narciarstwa z helikoptera.

Dzięki bezpośrednim połączeniom lotniczym z Warszawy do Tbilisi łatwo dostać się do Gruzji. Przelot zajmuje nieco ponad 3 godziny, a zimą bilety są tańsze. Z lotniska do Gudauri jest 120 km. Najlepszym rozwiązaniem jest połączenie wyjazdu narciarskiego ze zwiedzaniem, a przynajmniej z degustacją miejscowej kuchni i wina.

Więcej na ten temat w artykule: Narty w Gruzji.

Iran

W górach Alborz znajdują się dwa największe kurorty – Dizin i Szemszak. Blisko Teheranu, ledwie o godzinę jazdy samochodem.

Dizin leży na wysokości 2650 m n.p.m., a najwyższy punkt trasy sięga 3600 m n.p.m.! To największy irański kurort narciarski, polecany głównie dla początkujących i mniej zaawansowanych narciarzy i snowboardzistów oraz dla rodzin z dziećmi.

Iran, Dizin

Iran, Dizin

Kolejny kurort, Szemszak, ma trasy ulokowane na wysokości od 2550 do 3050 m n.p.m. Ze względu strome stoki polecany jest dla zaawansowanych narciarzy.

Dokładne omówienie tego tematu znajduje się w artykule Dominiki Klimowicz: Na narty do… Iranu.

Armenia

Kraj w Polsce mało znany; jeździ tam niewielu turystów. Szkoda, bo jest nie mniej atrakcyjny niż sąsiednia Gruzja. Wspaniałe zabytki, piękne góry, dobra kuchnia i wyjątkowe trunki. Z tych powodów Armenia jest bardzo atrakcyjnym celem wycieczki objazdowej. O turystycznych atrakcjach Armenii pisałem już na tym blogu. Zobacz.

Ze względu na ukształtowanie powierzchni (40 proc. obszaru leży na wysokości powyżej 2 tys. m n.p.m.!) Armenia ma też dobre warunki narciarskie. Najbardziej znany jest Tsakhkadzor, ośrodek wzniesiony w latach 80. XX wieku jako miejsce treningów radzieckiej kadry olimpijskiej. Szeroki przekrój tras daje możliwość uprawiania narciarstwa zjazdowego od osób stawiających pierwsze kroki po zaawansowanych adeptów białego szaleństwa. Sezon trwa od połowy grudnia do połowy marca. Tsakhkadzor znajduje się w odległości 55 km od stołecznego Erywania i międzynarodowego lotniska. Wyciągi zostały wyprodukowane i są obsługiwane przez włoską firmę Leitner. W sumie mają ponad 6 km długości i są w stanie przewieźć prawie 5 tys. pasażerów w ciągu godziny. Trasy rozciągają się od wysokości 1966 m do 2819 m n.p.m. I całkowita długość wynosi 27 km. Tsakhkadzor jest znacznie tańszym ośrodkiem od gruzińskiego Gudauri. Pamiętać należy tylko, że w okresie Nowego Roku i prawosławnych Świąt Bożego Naradzenia, czyli do połowy stycznia jest mocno zatłoczony. Więcej na ten temat tu: Narty w Armenii.

Armenia, mapa tras narciarskich w

Armenia, mapa tras narciarskich w Tsakhkadzor

Inne kierunki

Narciarze i snowboardziści mogą wziąć pod uwagę również Bałkany. Z zimowej olimpiady 1984 roku pamiętamy Sarajewo w dzisiejszej Bośni i Hercegowinie. Funkcjonują tam dwa w ośrodki narciarskie: Bjelasnica i Jahorina. Zimą w Bośni są większe szanse na śnieg niż w Polsce. Na narty można wybrać się też np. do Rumunii i Serbii. W tej ostatniej prym wiedzie duży i dobrze wyposażony kurort Kopaonik.

W ostatnich latach polska turystyka podlega istotnym zmianom. Na popularności zyskują nowe kierunki, do tej pory nieobecne w ofercie biur podróży. Mam wrażenie, że podobny proces dotyczy również zimowego wypoczynku. Być może w krajach tych nie znajdziemy tak dobrych warunków jak w Dolomitach, ale niosą one ze sobą powiew świeżości i odrobinę egzotyki. Warto przyjrzeć się im bliżej.

Zapisz

Stulecie zagłady Ormian

W kwietniu 2015 roku przypada ważna dla Ormian rocznica. Sto lat temu doszło do najtragiczniejszych w dziejach tego narodu wydarzeń. Zaczęło się w Stambule, gdzie aresztowano i wymordowano całą ormiańską inteligencję. To był początek największej fali ludobójstwa na terytorium Imperium Tureckiego. W ciągu dwóch lat zginęło około 1,5 mln osób!

Pamięć strasznych chwil pełni dziś ważną rolę. Na niej budowane jest poczucie więzi narodowej. Zaplanowano duże uroczystości, zaproszeni zostali przywódcy państw, przewidziano sporo wydarzeń z obszaru historii i kultury. 23 kwietnia na głównym placu Erywania wystąpi znany ormiański zespół System of a Down.

Armenia przechodziła różne koleje losu. W starożytności była wielkim i silnym państwem. W okresie największej potęgi kraj rozciągał się od Morza Kaspijskiego do Morza Śródziemnego! W średniowieczu Ormianie stworzyli państwo na terenie pogranicza dzisiejszej Turcji, Syrii i Libanu (Armenia Cylicyjska). Później utracili niepodległość. Naród bez państwa przetrwał 600 lat!

Katedra w Eczmiadzynie. Tu zaplanowano główne uroczystości religijne

Katedra w Eczmiadzynie. Tu zaplanowano główne uroczystości religijne

W drugiej połowie XIX wieku większość zamieszkałych przez nich terenów należała do Turcji. Odróżniali się od dominującej części społeczeństwa religią, językiem i kulturą. Bywało, że razili bogactwem. Ormianie zawsze byli cenionymi fachowcami. Zajmowali się handlem i rzemiosłem, wykonywali też wolne zawody.

Ludobójstwo

Jak to się zaczęło? Trudno wskazać jeden powód. Zadecydował raczej cały ich splot. Nie bez znaczenia były wewnętrzne animozje i uprzedzenia. Obok siebie muzułmanie (sunnici i szyici) jezydzi, Ormianie, Kurdowie, nestorianie i wierni Kościoła chaldejskiego. Nałożyły się na to kolejne wojny w trójkącie Rosja, Turcja i Persja. Chrześcijańskim Ormianom bliżej było do prawosławnych Rosjan, u nich szukali ratunku. W efekcie tego, przez Turków byli traktowani jak piąta kolumna.

Pogromy na dużą skalę rozpoczęły się już w końcówce XIX wieku. W latach 1894 – 1896 zginęło około 300 tys. Ormian. Największa fala okrucieństwa miała miejsce pomiędzy 1915, a 1917 rokiem, ale rzezie ludności cywilnej trwały aż do roku 1923. W sumie, przez te wszystkie lata, zginąć mogło około 2 mln ludzi! Historycy uważają te wydarzenia za pierwszą tak dużą, zaplanowaną akcję unicestwienia całego narodu. Powołał się na nie Hitler w przededniu ataku na Polskę. Nakazując okrucieństwo swoim dowódcom stwierdził, że świat nie pamięta już tego, co zrobiono Ormianom. Miał to być dowód na to, że można bezkarnie mordować.

Uratowali się ci, którym udało się uciec na północ, do Rosji. Przeżyło też trochę dzieci i kobiet. Maluchy były kupowane z rąk tureckich oficerów i odsyłane do Europy. Ocalenie zawdzięczają obcokrajowcom, w tym europejskim misjonarzom, którzy utworzyli w ten sposób niejeden sierociniec. Kobiety stawały się brankami, zmuszane do małżeństwa z oprawcami, cierpiały do końca swych dni.

Pod koniec XIX wieku na terenie Turcji mieszkało około 2,1 mln Ormian. Do 1923 roku przeżyło ledwie 150 tysięcy! Niszczono również materialne ślady ich bytności, w tym bezcenne zabytki.

Tekst Konwencji ONZ w języku ormiańskim i angielskim

Tekst Konwencji ONZ w języku ormiańskim i angielskim

Nie było gdzie szukać sprawiedliwości. Świat biernie się przyglądał. I choć zachodnia prasa pełna była straszliwych doniesień, niewiele zrobiono, by powstrzymać hekatombę. Część zdesperowanych Ormian próbowała ukarać winnych na własną rękę. Tajna organizacja o nazwie Komandosi Sprawiedliwości dokonywała zamachów na wysokich urzędników odpowiedzialnych za zaplanowanie i przeprowadzenie akcji eksterminacyjnej. W 1921 r. w Berlinie zastrzelono Talaata Paszę, byłego ministra spraw wewnętrznych, uważanego za architekta rzezi.

Genocyd

Zabójca z Berlina, złapany przez policję, stanął przed sądem. Groziła mu kara śmierci. Wydarzenie to zwróciło uwagę Rafała Lemkina, młodego studenta prawa Uniwersytetu Lwowskiego. Lemkin pytał, jak to możliwe, że politycy, którzy odpowiadają za śmierć setek tysięcy są bezkarni i mogą spokojnie podróżować po świecie, a zamachowiec za zastrzelenie jednego z nich najpewniej otrzyma najsurowszą karę. Odpowiedź była prosta. Prawo międzynarodowe nie znało jeszcze takiej kategorii jak ludobójstwo. Nie było podstaw by aresztować i osądzić byłych przywódców Turcji.

Od tej pory Rafał Lemkin poświęcił się tej kwestii. Zwieńczeniem jego prawniczej kariery było doprowadzenie do przyjęcia przez ONZ Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa. Lemkin był jej autorem. On też stworzył termin „ludobójstwo” – po angielsku genocide (od gr. genos – rasa i łac. caedere – zabijać).

Tekst Konwencji znajduje się tuż przy wejściu do muzeum na terenie Cicernakaberdu w Erywaniu. Pamiętają tam, że Raphael Lemkin był z pochodzenia Polakiem. Informację tę zamieszczono również na oficjalnej stronie Genocydu.

Pamięć

Do 1991 roku Ormianie pozbawieni byli państwowości. Armenia stanowiła część ZSRR, a władzom w Moskwie wcale nie zależało na upamiętnianiu tamtych wydarzeń i drażnieniu południowego sąsiada (to Lenin przehandlował świętą dla Ormian górę Ararat, przekazując ją Turcji).

Wieczny ogień upamiętnia ofiary Genocydu. Erywań

Udało się dopiero w 1965 roku. Zbliżająca się pięćdziesiąta rocznica zagłady sprowokowała olbrzymie demonstracje, pierwsze tego typu w ZSRR. Ludzie wyszli na ulice, stanął cały Erywań. Domagano się pamięci. Moskwa ustąpiła. Postanowiono wybudować pomnik. Wzniesiono go na wzgórzu, z którego roztacza się piękny widok na stolicę Armenii i znajdujący się już po tureckiej stronie, Ararat.

To właśnie jest Cicernakaberd, czyli Jaskółcza Twierdza. Pali się tu wieczny ogień. Otoczony jest dwunastoma kamiennymi blokami, które symbolizują prowincje dawnej Armenii. W niebo strzela wysoka iglica, a tuż obok znajduje się muzeum (przez ostatni rok zamknięte z powodu remontu). Byłem w nim wiele razy, ale nie chcę pamiętać. Eksponowane tam zdjęcia są zbyt okrutne. Jest też zagajnik iglastych drzewek. Władze Armenii proponują posadzenie świerka odwiedzającym Erywań dostojnikom. Polskie wycieczki oglądają drzewko Jana Pawła II. Tuż obok jest świerk Putina, Miedwiediewa i Kwaśniewskiego.

Cicernakaberd

Cicernakaberd

Ormianie długo nie mogli przebić się z pamięcią o ludobójstwie. Z różnych powodów Zachód wstrzymywał się przez nadawaniem tej kwestii rozgłosu. Nie chciano zatargów z Turcją, ale znaczenie miała też polityka Izraela, konsekwentnie broniąca wyjątkowości Holokaustu. Dlatego Ormianie tak bardzo docenili słowa Jana Pawła II, który na tę kwestię zwrócił uwagę części światowej opinii publicznej. W 2001 r. eksterminację Ormian za ludobójstwo uznał parlament francuski (Ormianie tworzą tam wpływową społeczność, a dobre relacje między obydwoma narodami istnieją od średniowiecza). Polski Sejm odpowiednią uchwałę przyjął w kwietniu 2005 roku.

Uroczyste obchody zaplanowano w wielu krajach, również w Polsce. Zaangażowały się w nie znane osobistości świata kultury. Krzysztof Penderecki, który ma ormiańskie korzenie, skomponował na tę okazję utwór chóralny. Jego premiera będzie miała miejsce w Carnegie Hall w Nowym Jorku. W tym samym programie zabrzmią utwory Chopina oraz Komitasa – najsłynniejszego ormiańskiego kompozytora, który cudem uratował się z pogromu 1915 roku.

Zobacz też: Moja Armenia.

Armenia i Gruzja we Wrocławiu

W piątek 27 lutego w ramach Festiwalu Podróżników będę miał przyjemność gościć na Targach Turystycznych we Wrocławiu. Wszystkich zainteresowanych Gruzją i Armenią serdecznie zapraszam! Moje wystąpienie rozpoczyna się o godz. 13.50. Miejsce: Sala Cesarska w Hali Stulecia.

Gruzja, Cminda Sameba

Gruzja, Cminda Sameba

Na spotkaniu opowiem m.in. o tym:

  • Czy Gruzja i Armenia to jeszcze Europa?
  • Dlaczego w gruzińskich hotelach nie dają śniadań przed ósmą rano?
  •  Jaka jest prawda o letnim wypoczynku w Batumi?
  • Skąd wiemy, że wino pochodzi z Kaukazu?

Zapraszamy miłośników wycieczek, dziennikarzy oraz przedstawicieli biur podróży, którzy chcieliby poznać turystyczne możliwości tych krajów.

Dopełnieniem opowieści będzie pokaz slajdów i prezentacja krótkiego filmu.

Na pewno warto pojawić się w Hali Stulecia. Wystąpi tam również Beata Pawlikowska i Aleksander Doba.

Do zobaczenia!

Zobacz też moje blogi poświęcone Gruzji i Armenii.

Enoturystyka. Podróże z winem w tle

Takie wycieczki zyskują na popularności. Rośnie kultura winiarska, a wraz z nią zapotrzebowanie na tego typu wyjazdy. Ci, którzy mają już za sobą Francję i Włochy, rozglądają się za nowymi kierunkami. W artykule tym chciałbym zwrócić uwagę na trzy bardzo interesujące kraje. Dla każdego winiarza wręcz obowiązkowe!

Winobranie w Kachetii, gruzińskiej stolicy wina

Winobranie w Kachetii, gruzińskiej stolicy wina

Gruzja

Ojczyzna wina! Udomowienie winorośli i umiejętność wytwarzania szlachetnego trunku nastąpiły na Południowym Kaukazie. Gruzja szczyci się siedmioma tysiącami lat winiarskich tradycji! Nadal praktykowany jest tu najstarszy znany sposób wytwarzania wina. W zakopanych w ziemi glinianych kwewri trunek dojrzewa przez całą zimę nad osadem z pestek i skórek. W ten sposób powstaje klasyczne gruzińskie wino tetri, czyli „białe”. Odwiedzamy winnice, przyglądamy się procesowi produkcji i testujemy różne rodzaje trunków. Chętni mogą spróbować picia z rogów. Dopełnieniem degustacji jest czacza – mocny alkohol robiony z winogronowych wytłoczyn. Więcej o specyfice gruzińskiego wina.

Nie ma Gruzji bez supry, czyli uczty z toastami wygłaszanymi przez tamadę. Miejscowa kuchnia jest wyśmienita. Jeśli jedziemy do Gruzji, to również po to, by spróbować narodowych dań. W przerwie warto posłuchać gruzińskiej muzyki i obejrzeć pokaz narodowych tańców.

Przykładowy program wycieczki: Gruzja – szlakiem wina.

Armenia

Razem z Gruzją dzierży miano ojczyzny wina. W niewielkiej miejscowości Areni archeolodzy odnaleźli pozostałości najstarszej na świecie wytwórni (ma 6 tys. lat!). Ciekawostką jest to, że wino robi się tam do dziś. Odwiedzamy Areni i degustujemy tamtejsze trunki. Zwiedzamy również słynną fabrykę koniaków (brandy) Ararat w Erywaniu.

Przyjemność enoturystyki

Przyjemność enoturystyki

Będąc w Armenii warto też spróbować cieszących się olbrzymim szacunkiem domowych trunków, w tym przede wszystkim tutowki, czyli okowity wytwarzanej z owoców morwy. Na szczególną uwagę zasługuje Arcach – tutowaja wodka po 3 latach dojrzewania w dębowych beczkach. Najlepsza pochodzi z Górskiego Karabachu.

Specjalnością Ormian jest również wino z granatów.

W trakcie wizyty w Armenii nie powinno zabraknąć tradycyjnej muzyki i miejscowej kuchni.

W przypadku Południowego Kaukazu znaczenie ma również to, że podstawą produkcji są miejscowe, endemiczne szczepy. W Armenii i w Gruzji nie zadomowiły się europejskie odmiany. Jest to więc zupełnie inny winiarski świat. Oryginalny i bardzo interesujący.

Mołdawia

Miłośnicy wina powinni wybrać się do Mołdawii. Znajdują się tam dwie największe na świecie piwnice winne. Milesti Mici ma ponad 200 km podziemnych korytarzy, a druga w kolejności Cricova, to 120 km piwnic i tuneli. Zwiedzamy je jeżdżąc po nich samochodami! Ozdobą Cricovej jest również jej imponująca kolekcja, najstarsze wino pochodzi z 1902 roku!

Fontanna wina w Milesti Mici

Fontanna wina w Milesti Mici

Degustujemy królewskie wino Negru de Purcari. Od wielu lat trafia na stół Elżbiety II. Czerwone, wytrawne; swój wyrazisty i oryginalny smak zawdzięcza dodatkowi gruzińskiego szczepu saperawi. Odwiedzamy też małe, tradycyjne winiarnie. Próbujemy wina domowego – oczywiście w towarzystwie wyśmienitych potraw miejscowej kuchni. Więcej o mołdawskim winiarstwie.

Będąc w Mołdawii można wybrać się również do Naddniestrza, nie uznawanego przez świat para-państwa. W jego stolicy, Tyraspolu, znajduje się znana wytwórnia koniaków Kvint. Zwiedzamy zakład, degustujemy i kupujemy.

…………………………………….

Kolebką winiarstwa jest Południowy Kaukaz. Tam wszystko się zaczęło. Pierwszy był Noe. To on na stokach Araratu miał zasadzić pierwszą winnicę. Więcej na ten temat w artykule: Gruzja i Armenia – ojczyzna wina. Tradycje winiarskie trwają przynajmniej od 7 tysięcy lat! Żadne inne miejsce na świecie nie ma takiej historii. To tam zachowały się wyjątkowe endemiczne szczepy i unikatowe metody wytwarzania wina w glinianych kwewri (kvevri). Do tej dwójki dodałem Mołdawię. Dlaczego? Ponieważ zasługuje na uwagę, a w Polsce jest mało znana. Do tego ciężko u nas o dobre mołdawskie wina. Łatwiej znaleźć je tam, na miejscu, w niewielkich, a bardzo dobrych winnicach, takich jak Purcari. No i te olbrzymie piwnice. Kilometry wykutych w skale korytarzy, po których poruszamy się busami! Naprawdę warto to zobaczyć!

Święto wina w Kiszyniowie

Polecamy też wycieczkę: Chile – Argentyna. Winnice „Nowego Świata”.

Nasz kanał na YouTube

– filmy z Armenii, Gruzji, Mołdawii…

Zobacz też artykuł: Enoturystyka. Wino i podróże.

 

Co nowego?

Trochę się dzieje. Jak zwykle o tej porze roku. Maj i czerwiec upłynął pod znakiem Gruzji i Armenii. Kilka wypraw na Południowy Kaukaz. Jest jak było – bezpiecznie, gościnnie, super! Więcej na ten temat w artykule: Bezpieczne wycieczki do Gruzji i Armenii.

Jakimś cudem udało mi się wygospodarować kilka dni na wypad do Albanii. Piękny kraj, polecam!
Mój nowy blog o Albanii.

Górski Karabach

Górski Karabach

Zachód jest nudny. Cała nadzieja w takich miejscach, które do tej pory uważaliśmy za zupełnie nieturystyczne. Niesłusznie zresztą. Mają duży potencjał. Są ciekawe. Inspirują, wciągają. Potrafią zafascynować.

Szukam, podróżuję ich śladem. Wiele lat temu odkryłem Gruzję i Armenię, trochę później Mołdawię… Z Syrii i Libanu wyrzuciła nas wojna. Wielka szkoda, to były piękne wycieczki. Lubię bliższą egzotykę. Orient jest w zasięgu 3 godzin lotu. Polscy turyści od lat eksplorują daleką Azję czy Amerykę Południową, a nie byli jeszcze w Gruzji czy Albanii.

A w międzyczasie dużo pisania. Przymierzam się do książki. Na razie powstał nowy serwis poświęcony Gruzji.

Z najnowszych rzeczy: rozmowa o blogowaniu w „Dzienniku Turystycznym”.

Życzę udanych wakacji!

Bezpieczne wycieczki do Gruzji i Armenii

Z rosnącym zdumieniem obserwuję pojawiające się komentarze na temat wyjazdów na Południowy Kaukaz. Dotyczą one obaw związanych w wydarzeniami na Ukrainie. Słyszę od kolegów z branży, że niektórzy odkładają wycieczki do Gruzji i Armenii „ze względu na wojnę”. To naprawdę zaskakujące, ponieważ oba kraje mają dużo mniej wspólnego z wydarzeniami na Ukrainie niż Polska! Ani Gruzja, ani tym bardziej Armenia nie zaangażowała się tak mocno w kijowski Majdan, jak polscy politycy z partii rządzącej.

Gruzja, Cminda Sameba

Gruzja, Cminda Sameba

W Gruzji i Armenii jest bezpiecznie! To, co się obecnie dzieje na Ukrainie nie ma żadnego wpływu na sytuację w Tbilisi czy Erywaniu. Skąd to wiem? Ponieważ tam jeździmy. Wczoraj wróciłem z Armenii. Byliśmy z grupą turystów na wycieczce. I było super! Słoneczna pogoda, piękne góry, ciekawe zabytki, dobre jedzenie i wspaniali, gościnni ludzie. Wszystko, czego potrzebujemy do udanej wyprawy.

W czasie, gdy ja z jedną wycieczką byłem w Armenii, druga nasza grupa zwiedzała Gruzję. Nie napotkali żadnych utrudnień. Nie zmieniło się nic. Jest tak, jak było w zeszłym roku! Gościnnie, sympatycznie, super! Pojutrze znowu lecę do Tbilisi. Z grupą 17 osób.

W jednym i drugim kraju turystyka nie słabnie. Właśnie zaczął się sezon. W dobrych hotelach nie ma wolnych miejsc. Wszystko zajęte. Już teraz płacimy zaliczki za hotele na wrzesień i październik. Nie ma innego wyjścia, bo hotele są rozchwytywane. Jeśli przyjedzie mniej Polaków, to wyrównają to obywatele innych krajów. Południowy Kaukaz zrobił się modny. W Armenii jest dużo Francuzów, Włochów, Koreańczyków; są nawet turyści z Indii.

Warto dodać, że samoloty polskiego LOT-u do Erywania i Tbilisi nie lecą nad Ukrainą! Korytarz powietrzny prowadzi przez Rumunię i Turcję.

Zobacz nasz film z Gruzji.

Armenia, nad jeziorem Sewan

Armenia, nad jeziorem Sewan. Fot. K.Matys

Można zadać pytanie pomocnicze. Czy osoby, które boją się wyjazdu do Gruzji lub Armenii powiedziałyby to samo o Polsce? To znaczy, czy np. Francuzowi odradziłyby wycieczkę do Polski podpierając się wydarzeniami na Ukrainie?! Zapewne obruszylibyśmy się, gdyby Hiszpan nam oznajmił, że nie przyjedzie do Krakowa „z powodu wojny”. Jak popatrzymy na mapę, to zauważymy, że z Odessy jest bliżej do Warszawy niż do Erywania!

Bać się Gruzji ze względu na Ukrainę, to mniej więcej tak, jak zrezygnować z wakacji w Turcji z uwagi na wydarzenia w Syrii.

Mam nadzieję, że większość turystów nie ulegnie psychozie i nie wpadnie w pułapkę nakręcanego przez telewizję strachu.

Podróże mają tę zaletę, że kształcą i dają prawdziwy obraz świata. Kto był w Gruzji lub w Armenii na przestrzeni ostatnich dni, ten wie jak jest w rzeczywistość.

W naszym biurze nie zauważamy wyraźnego spadku zainteresowania. Niedawno mówiłem o tym branżowemu portalowi Tur-info. Już w tej chwili, na wrzesień, do samej tylko Gruzji mamy zapisanych ponad 150 osób. Jak na wycieczki objazdowe o wysokim standardzie, to naprawdę niezły wynik. Można powiedzieć, że jest dobrze.

Gruzja, wino i wyśmienita kuchnia.

Gruzja, wino i wyśmienita kuchnia.

Dlaczego więc piszę ten artykuł? Ponieważ w interesie wszystkich biur podróży jest powstrzymanie irracjonalnej spirali obaw. Im więcej ludzie wiedzą, tym lepiej. Nie ma lepszej metody niż rzeczowa informacja.

Gruzja i Armenia to kierunki niszowe, w skali polskiej turystyki mniej istotne. Znacznie bliżej Ukrainy jest Bułgaria, a tam latem wypoczywa wielu Polaków. Co będzie jeśli turyści wystraszą się również tego kierunku? A po nim przyjdą kolejne?! Oby nie.

Więcej informacji na moich blogach:

Armenia.blog.pl

Gruzja-Armenia.blog.pl

Nasze wycieczki do Gruzji i Armenii.

Zobacz opinie klientów o biurze Krzysztof Matys Travel.

Strona 1 z 2

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén