Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: ukraina

Choroba holenderska i wojna na Ukrainie

Tekst ten zacząłem pisać 1 marca, jako jeden z rozdziałów nowej książki. Początkowo nie chciałem publikować go na blogu. Zmieniłem zdanie pod wpływem dziesiątków komentarzy jakie na kilku facebookowych forach wywołał post sprzed paru dni (Co z turystyką?). Widać z nich jak bardzo żyjemy tym tematem, jak jest ważny. I jak ciężko nam zrozumieć to, co się wydarzyło. Dlaczego wojna?! Po co, na co?! Przez jednego człowieka?! Mam nadzieję, że tych kilka zdań rzuci nieco światła na ten problem.

Choroba holenderska

Dotyczy gospodarki. Pojawia się wtedy, gdy kraj tak bardzo skupia się na eksploatacji surowców, że zapomina o pozostałych gałęziach przemysłu. Rozwija się, gdy energia państwa koncentruje się na jednym obszarze, na kopalniach i odwiertach. Angielski termin dutch disease wprowadził w 1977 r. tygodnik „The Economist”, opisując gospodarcze konsekwencje odkrycia dużych złóż gazu ziemnego w Holandii.

Choroba ta charakteryzuje się brakiem równomiernego rozwoju i prowadzi do regresu gospodarczego. Blisko stąd do innego zjawiska zwanego „klątwą surowcową” lub „paradoksem bogactwa”, w ramach którego, kraje pomimo posiadania dużych złóż surowców, charakteryzują się niskim poziomem rozwoju gospodarczego. Innymi słowy, eksploatują bogactwa naturalne, ale nie potrafią przełożyć tego na dobrobyt obywateli. Przykładem są tu takie państwa, jak Meksyk, Wenezuela i Rosja.

Co istotne, łatwo przychodzące pieniądze wykoślawiają nie tylko ekonomię (zapóźnienie całych sektorów gospodarki), ale psują też standardy społeczne (korupcja i nierównomierny podział dóbr).

To, co właśnie dzieje się z Rosją jest przykładem tego typu zjawisk. Olbrzymia gotówka z eksportu surowców energetycznych, w dobrze pomyślanym państwie, wywołałaby szereg pozytywnych procesów w wielu obszarach, od rozbudowy infrastruktury, przez ochronę zdrowia po rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Moskwa skupiła się jednak na umocnieniu władzy i przebudowie armii; lekceważąc cały szereg obowiązków nowoczesnego państwa. Zamieniła się w niezbyt pociągającą krzyżówkę stacji benzynowej z czołgiem. Żyła z gazu i straszyła wojną. Nie miała innej propozycji. Nic, czym mogłaby przekonać do siebie, wzbudzić sympatię i zachęcić do naśladownictwa. Żadnej oferty cywilizacyjnej, którą chcielibyśmy zaimportować. Tylko strach i uzależnienie od rur z paliwami. Chore państwo, niedorosłe do warunków dwudziestego pierwszego wieku.

Kilka dni wojny z Ukrainą bezwzględnie obnażyło tę prawdę. Ukazała nam się armia słabsza niż spodziewaliśmy się zobaczyć. Miejscami żołnierze mizerni, słabo wyszkoleni i nieświadomi tego, co robią. Nie ma w ogóle mowy o społeczeństwie obywatelskim, za to jest totalna indoktrynacja, cenzura i są drakońskie kary za mówienie prawdy.

Winą za nieszczęście obarczamy Putina, dywagując nad stanem jego psychiki. Tym samym, zbyt łatwo abstrahujemy od istoty kraju, od mechanizmów nim rządzących. Nie zaryzykuję zbyt wiele twierdząc, że do konfliktu dojść musiało. Musiało, bo wojna (lub straszenie nią) była jedyną drogą, którą Moskwa mogła wypracowywać taką pozycję w Europie, na jakiej jej zależało. W to inwestowała, tę zdolność rozwijała. Kreml potrzebuje mocno osadzić się w Europie, bo stąd czerpie kapitał, technologie i cywilizacyjne wartości. Potrzebuje Zachodu również jako przeciwwagi dla Chin. Najlepsze dla Moskwy jest balansowanie pomiędzy tymi dwoma biegunami. Rosja na obrzeżach Europy jest bardziej podatna na naciski, wypchnięta poza nawias, stanie się całkowicie zależna od Pekinu. Uderzając na Ukrainę, Putin rozpoczął walkę o miejsce na kontynencie. Zdobyć je może tylko kosztem swoich sąsiadów (w tym i Polski!). Stąd ta wojna.

Stąd też wielkie obawy w Mołdawii, niedużym kraju, pozbawionym ochrony NATO i Unii Europejskiej. Moi znajomi z Kiszyniowa obawiają się, że ich ojczyzna może być kolejnym celem rosyjskiego ataku.

Patrząc z historycznego punktu widzenia, to Rosja była ważną, wręcz podstawową częścią panującego na kontynencie ładu wtedy, gdy obejmowała tereny Europy Środkowo-Wschodniej. To cały XIX wiek, aż po pierwszą wojnę światową. Gdy przez odradzającą się Polskę, w wyniku wojny 1920 roku, została odrzucona daleko na wschód, to wypadła poza margines europejskiego układu sił i współpracy. Wróciła do niego w 1939 roku, zajmując wschodnią część II Rzeczpospolitej. To prosta zależność. Rosja odsunięta gdzieś w okolice granicy Rzeczpospolitej Obojga Narodów gwałtownie traci na znaczeniu. Rosja ulokowana nad Bugiem i Wisłą staje się ważną częścią europejskiego ładu, współtworzy go i uczestniczy w rządzeniu kontynentem. Wtedy staje się najważniejszym partnerem Niemiec i Francji. O to właśnie gra Moskwa!

Mamy więc motyw. Potrzebna była jeszcze sposobność. Tę zapewniły pieniądze z Zachodu. I tu wracamy do „choroby holenderskiej”. W jej wyniku pojawia się nie tylko regres gospodarczy. Kolejnym skutkiem może być nadzwyczaj optymistyczne szacowanie swoich możliwości. Mam pieniądze, łatwo mi przychodzą, więc porywam się na rzeczy kosztowne, z fantazją, na granicy możliwości. Jeśli się nie uda i wszystko stracę, to nic, przecież ropa i gaz przyniesie kolejne fundusze. Na tej zasadzie Emiraty Arabskie budują Dubaj, a Rosja rozpoczyna wojnę. Duża kasa dała Kremlowi duże możliwości. Każda importowana baryłka ropy, każdy wagon węgla, przybliżał Putina do wojny. Łatwo zarobione pieniądze przyniosły tragiczne skutki. Dla Ukrainy, ale i dla Rosji.

Zobacz też: Ukraina

Co z turystyką?

Wojna zawsze zastaje nas w trakcie czegoś. W trakcie nauki, rozwoju firmy, budowy domu, koszenia trawy, skręcania mebli lub wybierania sali weselnej. W moim przypadku to głównie praca. Wycieczki zostały zaplanowane pół roku wcześniej. W obecnej sytuacji, coraz bardziej realnym staje się pytanie o to, czy czas oraz pieniądze poświęcone na rezerwowanie biletów lotniczych, hoteli, reklamę i sprzedaż oferty, nie pójdą na marne? Czy nie powtórzy się historia sprzed dwóch lat? (Na ten temat zobacz artykuł: Pół roku pracy za darmo). Grupy już prawie zebrane, w niektórych brak wolnych miejsc, ale czy wyjazdy będą mogły się odbyć?! Czy polecą? Na przykład Mołdawia przewidziana na początek maja.

Sercem z Ukrainą!

Jestem w kontakcie ze znajomymi z Kiszyniowa. Boją się. Są przekonani, że ich kraj będzie kolejnym celem ataku. Obawa jest o tyle zasadna, że Mołdawia byłaby stosunkowo łatwym łupem. Kraj niewielki i słabo uzbrojony, a do tego ze sporą prorosyjską mniejszością. Ponadto nie jest w NATO, ani w Unii Europejskiej. I ma Naddniestrze, czyli separatystyczną republikę, oderwaną od Mołdawii w wyniku wojny na początku lat 90. XX wieku. W Naddniestrzu stacjonują rosyjskie wojska. Do tej pory było to całkiem sympatyczne miejsce, odwiedzaliśmy je w ramach wycieczek do Mołdawii, ale jak będzie teraz? Jak zachowają się obywatele tego pseudopaństwa? Czy rosyjscy żołnierze z Naddniestrza odegrają jakąś rolę w wojnie z Ukrainą?! Jest ich tam niewielu, ale teoretycznie mogliby uderzyć od zachodu, otwierając kolejny front. Zobacz artykuł: Naddniestrze – Lenin w Tyraspolu.

Naddniestrze, pomnik Lenina w Tyraspolu

Na razie zamknięto lotnisko w Kiszyniowie. Bo leży blisko Ukrainy i jeszcze bliżej Naddniestrza. Bo nie wiadomo co może się wydarzyć. LOT skasował połączenia do końca marca. Wprowadzono stan wyjątkowy, który ma zapobiec prorosyjskim demonstracjom i ewentualnym rozruchom na tym tle. Wszystko działa niby normalnie, hotele, restauracje i rewelacyjne największe na świecie piwnice z winem są otwarte, ale zamiast przyjmować turystów, kwaterują uchodźców z Ukrainy i wydają im posiłki.

Turyście pytają też o Gruzję. Tradycyjnie mamy sporo wycieczek. Pierwsze przewidziane na koniec kwietnia. Kolejne w maju i w czerwcu. Niektórzy dzwonią i piszą maile z pytaniami czy wyjazdy dojdą do skutku. W tym przypadku, przynajmniej na dziś, nie ma żadnych wątpliwości. Wszystko zgodnie z planem. Gruzja nie graniczy z Ukrainą. Tam nie ma żadnych problemów. Samoloty oczywiście polecą bezpieczną trasą, nad Turcją. Zobacz: Gruzja i Armenia. Informacje w związku z sytuacją na Ukrainie.

Ukraińska restauracja w Tyraspolu, Naddniestrze

Podobnie z innymi wyjazdami na Wschód, z Uzbekistanem czy Armenią. Wydaje się, że nie ma też przeszkód, żeby poleciały wycieczki do Emiratów Arabskich i Libanu.

Pod jednym z naszych postów na Facebooku ktoś napisał: „Ja nie wiem jak w takiej sytuacji można podróżować…”. Dostał sporo polubieni. Myślę, że podróżować można tak samo, jak wykłada się towar na sklepowe półki czy zawiązuje krawat idąc do pracy w korporacji albo w urzędzie. Taki zawód. Tak zarabiamy na życie i od tego, co zarobimy płacimy podatki. Co niby mielibyśmy zrobić, odwołać wszystkie wycieczki?! A co ze spektaklami teatralnymi, wystawami, koncertami i weselami? Też odwołać?! Rolnik ma nie zasiać pola, a pisarz nie wydać książki?!

Mołdawia, twierdza w Sorokach, na granicy z Ukrainą

Rozumiem, że entuzjazm może być mniejszy i  radość nie ta. Bo przecież wojna! Ale z drugiej strony, kto wie ile jeszcze wycieczek przed nami?! Wydawało się, że czas pokoju, dobrobytu i wzrostu będzie już zawsze, że zawsze będą otwarte granice. Tymczasem… wszyscy widzimy co się dzieje. Może więc właśnie, to jest najlepszy czas, by pojechać?! Teraz! Bo przyszłość różnie może się ułożyć.

Zobacz też: Ukraina oraz Parapaństwa: Naddniestrze, Górski Karabach…

Ukraina

Od tygodni obserwujemy gromadzenie rosyjskiego wojska wokół Ukrainy. Rośnie napięcie, piętrzą się dywagacje. Wejdą czy nie wejdą, a jeśli tak, to kiedy?! Dziś, 20 stycznia, kiedy piszę ten tekst, rosyjska agresja wydaje się bardzo prawdopodobna. Moskwa na Białoruś ściąga jednostki z drugiego końca kraju, znad granicy z Chinami. Dzięki temu będą mogli oskrzydlić Ukrainę. Kijów może być zaatakowany z trzech stron, niezagrożona pozostaje tylko zachodnia granica.

Rynki chyba również uwierzyły w wojnę. Spada kurs rubla, inwestorzy wycofują się z Rosji. Odbija się to również w Polsce, rosną ceny złota i srebra, znowu drożeje dolar. Jeśli rozpocznie się konflikt, osłabienie naszej waluty będzie jeszcze bardziej widoczne, co oczywiście odbije się na cenach zagranicznych wyjazdów.

Ukraińskie okno

Rosyjskie siły z Białorusi mogą zaatakować północ Ukrainy, mogą też uderzyć na Polskę. Grodno z Białegostoku oddalone jest zaledwie o 80 km! Atak z tamtego kierunku postępowałby zapewne na linii Sokółka – Białystok, bo w tych dwóch miastach mamy duże i strategiczne węzły kolejowe. A następnie trasą na Warszawę, gdzie pierwszym realnym punktem oporu mogłaby być rzeka Narew, o szerokiej i podmokłej dolinie, niełatwej do sforsowania przez oddziały wyposażone w ciężki sprzęt. W tym sensie patrzę na otoczenie mojego domu, jak na potencjalny teren walki. Gdy rozmawiam ze znajomymi, to odnoszę wrażenie, że nikt jeszcze nie myśli o tym, jak o czymś naprawdę realnym, ale po ewentualnej agresji na Ukrainę, to się szybko zmieni. Wtedy jasnym się stanie, że tak, jak po Gruzji przyszedł czas na Ukrainę, tak po Ukrainie wojna zapuka nam do okien. A przynajmniej, naprawdę na serio należy brać to pod uwagę.

Dniestr, granica mołdawsko-ukraińska. Widok na Ukrainę z twierdzy w Sorokach

Inaczej zapewne patrzą na to mieszkańcy Szczecina czy Wrocławia… Oni poza Narwią mają jeszcze zaporę w postaci Bugu i Wisły. Nas od Białorusi (dziś czytaj: Rosji) nie oddziela żadna rzeka. Obecna granica jest granicą sztuczną. Białystok i Grodno to jedna i ta sama ziemia, zawsze były w tym samym organizmie politycznym, najpierw w Wielkim Księstwie Litewskim, później w zaborze rosyjskim, następnie w województwie białostockim II Rzeczpospolitej. Jak będzie w przyszłości?!

Znając dobrze wydarzenia z przeszłości porównuję Ukrainę z Gruzją. Latem 2008 roku wybuchła krótka, pięciodniowa wojna. Jej głównym celem było skompromitowanie rządu w Tbilisi, a tym samym zablokowanie gruzińskiej drogi do NATO i Unii Europejskiej. Putin miał też cele poboczne, wśród nich między innymi wzięcie odwetu za uznanie niepodległości Kosowa. W sensie militarnym każde zwycięstwo było sukcesem. Wariant minimum to wprowadzenie na stałe rosyjskich wojsk do Abchazji i Osetii Południowej. Wariant maksimum to zajęcie całej Gruzji, może zamontowanie w Tbilisi prorosyjskiego rządu. Część się udała, część nie (na skutek interwencji Zachodu, między innymi Polski). Teraz może być podobnie. Moskwa posunie się tak daleko, jak okoliczności jej na to pozwolą, ale z całą pewnością ma jakiś cel minimum, który uzna za satysfakcjonujący.

odessa_opera_krzysztof_matys

Odessa, gmach opery

Na zakończenie warto wspomnieć o jeszcze jednym fakcie. Otóż wojna rosyjsko-gruzińska wybuchła, gdy rozpoczynały się igrzyska olimpijskie w Pekinie. Między innymi ten fakt świadczył na niekorzyść Gruzji, bowiem przywódcy państw udali się do Chin, media skupione były na święcie sportu, opinia światowa nie miała głowy do jakiegoś tam konfliktu na niewielkim skrawku Kaukazu.

Mamy zatem jeszcze jedno podobieństwo między sytuacją z lata 2008 roku, a tym co dzieje się obecnie. Niebawem igrzyska znowu zawitają do Państwa Środka. Tym razem rywalizować będą sportowcy dyscyplin zimowych. Czy to jest ten moment, którego obawiać się należy najmocniej?!

Zobacz też: Ukraińska Besarabia oraz Naddniestrze – parapaństwo pomiędzy Ukrainą i Mołdawią.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Ukraina i Mołdawia

Właśnie wróciliśmy z wycieczki. W programie Odessa, Mołdawia i Naddniestrze. Interesujące zestawienie. Jest to obszar położony blisko Polski, ale jeszcze niezbyt popularny wśród naszych turystów.

Akerman

Białogród Dniestrowski (Akerman)

Na Ukrainę jeździ się raczej do Lwowa, Kijowa, na Krym i szlakiem polskich twierdz nadgranicznych. Znacznie mniej popularna jest Odessa. Niesłusznie. Samo miasto jest ciekawe, warto je odwiedzić (zobacz artykuł Odessa). A chyba jeszcze bardziej interesujące są jej okolice. W pierwszej kolejności leżący nad deltą Dniestru Białogród Dniestrowski. To tu znajdowały się opiewane przez Mickiewicza stepy Akermanu. W Białogrodzie zwiedzić należy twierdzę, a w drodze powrotnej zajrzeć do winnicy Szabo (oferuje całkiem dobre wina). Kupiona i unowocześniona przez Gruzina produkuje m.in. białe wina wytwarzane w glinianych kwewri. Turystyka winiarska jest coraz bardziej atrakcyjnym tematem. Szkoda, że w Polsce ciągle zapatrzeni w inne strony świata nie doceniamy win ze wschodu. Gruzja i Mołdawia mają do zaoferowania wyjątkowe, bardzo dobrej klasy trunki. Oczywiście trzeba wiedzieć, co wybrać. Specyfiki, które znajdujemy na półkach popularnych polskich sklepów niekoniecznie oddają bogactwo tych krajów. Również Ukraina coraz śmielej staje w szranki. Do zaoferowania ma wina z Szabo i bardziej znane masandryjskie z Krymu. Zobacz artykuł: Enoturystyka – podróże z winem.

Wilkowo

Niewielka miejscowość skrywa się gdzieś na końcu świata. Położona 250 km od Odessy (słabe drogi) tuż przy granicy z Rumunią przyciąga tylko specjalnych gości. Tych, którzy chcą zobaczyć deltę Dunaju i mieszkających tu lipowan – wyznających prawosławie staroobrzędowców o bogatej historii i ciekawym folklorze. Długa droga między Odessą a Wilkowem daje możliwość ujrzenia prawdziwej ukraińskiej prowincji. Mijamy wsie, w których ludzie utrzymują się z dorywczej pracy i przydomowej hodowli drobiu. Dawno nie widziałem tylu gęsi. Dorodne, odkarmione, całymi stadami zalegają ogrody i przydrożne pasy. Sprzedawane są następnie na bazarze w Odessie. Wielu mieszkańców miast nie stać na żywność ze sklepów. Ratunkiem są znacznie tańsze targowiska. Część rodzin pomaga sobie jeszcze inaczej. Idą do pracy na wsi (w ramach urlopu na przykład). I za kilka dni pomocy przy wykopkach otrzymują zapas ziemniaków.

wilkowo_gospodyni_krzysztofmatys

Gospodyni w Wilkowie

Nazwa Wilkowa pochodzi od widelca (ros. „wiłka”). Dunaj przed ujściem do morza rozgałęzia się, tworząc formę, która miejscowym kojarzyła się właśnie z widelcem. Jest to druga pod względem wielkości europejska delta i największy transgraniczny obszar chroniony. Uczestniczą w nim aż cztery państwa: Ukraina, Rumunia, Mołdawia oraz Bułgaria. Co tu oglądamy? Atrakcją jest rejs łodzią po kanałach delty. Turyści z naszej wycieczki nazwali to miejsce Mekongiem, bo klimat rzeczywiście podobny. Właściwie wszystko jest tu na tyle oryginalne, że stanowi turystyczny rarytas. Obiad ze świeżo złowionych olbrzymich karpi, domowe wino, gospodyni w dowcipny sposób zmuszająca każdego żeby zjadł i wypił oraz muzyka i tańce ludowe, którymi powitano nas w przystani i odprowadzono do autokaru.

Mołdawia

Przejście graniczne między Ukrainą a Mołdawią znajduje się o godzinę jazdy z Odessy. Miasto i jego port lotniczy (bezpośrednie połączenia z Warszawy) są dobrą bazą wypadową w kierunku Mołdawii – kraju, który śmiało można nazwać ostatnim nieznanym europejskim lądem. A od granicy do Kiszyniowa jest już tylko 140 km. Drogę między Odessą, a stolicą Mołdawii można więc pokonać  w cztery godziny. W połowie trasy warto zatrzymać się w Purcari. Znajduje się tu jedna z lepszych mołdawskich winnic. Niewielka, nowoczesna wysyła w świat interesujące trunki. Przez lata Negru de Purcari trafiało do Wielkiej Brytanii na stół Elżbiety II! Dlatego zwą tu je królewskim winem.

O Mołdawii można by napisać sporo. Zainteresowanych tym krajem zapraszam tu: moldawia.krzysztofmatys.pl. O największych turystycznych atrakcjach można przeczytać też w artykule Mołdawia.

Mołdawia. Fot. Krzysztof Matys

Mołdawski krajobraz

Wkrótce Kiszyniów mocniej przyciągnie naszą uwagę. Tym razem chodzi o politykę. Pod koniec listopada w Wilnie odbędzie się szczyt Partnerstwa Wschodniego. Spotkanie to przygotowywane jest od dawna. Cel to kolejny krok na drodze integracji europejskiej. Planowano, że w Wilnie Ukraina podpisze umową stowarzyszeniową z Unią Europejską, a Armenia, Gruzja i Mołdawia taką umowę parafują. Zaskoczeniem dla unijnych polityków  było nagłe wycofanie się Armenii. Pozostałe kraje od kilku miesięcy są poddawane intensywnym rosyjskim naciskom. Mołdawia jest w trudnej sytuacji. Rząd w Kiszyniowie chce parafować umowę, ale uzależniony jest od rosyjskiego gazu. Wicepremier Rosji straszył niedawno nadchodzącą zimą. W trakcie tej wycieczki rozmawiałem z miejscowymi. Obawiają się, że będą marzli, i że w odwecie za prozachodni kierunek Moskwa zamknie granice dla Mołdawian pracujących w Rosji oraz wstrzyma import wina. Szczyt w Wilnie będzie bardzo interesującym wydarzeniem. Mołdawii życzę jak najlepiej. Dobrze by było gdyby ten piękny kraj doczekał się w końcu lepszych czasów.

Zobacz film o turystycznych atrakcjach Mołdawii.

Tyraspol. Lenin. Fot. Krzysztof Matys

Pomnik Lenina przed siedzibą rządu w Tyraspolu

Na drodze do Unii Europejskiej Mołdawia napotyka jeszcze jedną przeszkodę. Chodzi oczywiście o Naddniestrze, quasi-państwo formalnie podlegające rządowi w Kiszyniowie. W rzeczywistości jest to niezależna republika. Posiada swój rząd, prezydenta, walutę, armię i granice. Korzysta z rosyjskiego wsparcia. I nie wybiera się do UE.  Dla nas Naddniestrze stanowi jedną z  turystycznych atrakcji regionu. Odwiedzić trzeba je koniecznie. Jest bezpiecznie, granice z Mołdawią przekracza się bez żadnych trudności. Nad stołecznym Tyraspolem opiekę sprawuje Lenin, a miejscowy Kvint słynie z przednich koniaków. Ale to już temat na inną opowieść. Więcej w artykule: Naddniestrze. Lenin w Tyraspolu.

Wycieczka do Mołdawii i Naddniestrza

Odessa

Są dwa miasta o tej samej nazwie. Leżą obok siebie. Blisko. Bywa nawet, że zachodzą jedno na drugie. Przenikają się i łączą tworząc przedziwny organizm. Czasem odwrotnie – zderzają się. Niby są razem, ale tak do siebie nie pasują, że wręcz niedorzecznością byłoby posądzanie ich o jakiekolwiek związki. To Odessa.

odessa_pasaz_krzysztof_matys

Pasaż

Najpierw zobaczyłem Odessę starą. Przygarbioną i bezsilną. Wiekowe domki, nieremontowane od dziesięcioleci przyciskają się do nierównych chodników. Jakby ze wstydu chciały się w nich schować. Całe ulice wyglądają w ten sposób. Przed upałem chronią je kasztanowce i platany. Krajobraz właściwy tej części świata. Znamy dobrze tego typu miasta. Są domeną obszaru byłego ZSRR.

Wszystko to razem, mimo oczywistej biedy i niedostatków nie przeraża. Jest w tym jakiś urok. Może przez sam kontrast do naszego, zachodniego, wyremontowanego i uładzonego świata. Lubię takie miejsca. Szukam ich. Tak zwane „gorszy światy” są ciekawsze. Wbrew pozorom maja więcej do zaoferowania. Za starymi, osypującymi się tynkami jest coś jeszcze, coś ważnego. Bardzo ludzkiego.

Są na świecie takie miejsca. Życie kwitnie mimo rozsypujących się budynków. Ludzie przywykli do takiego stanu i przestali zwracać na to uwagę. Bo co innego mogliby zrobić? Trwają. Sytuacja została oswojona. Żyć, brać śluby i urządzać pogrzeby można i wśród odpadających tynków.

odessa_opera_krzysztof_matys

Opera

Ale jest i druga Odessa. Odważna i ekspansywna. Głośna. Nic sobie nie robi z przylegających biednych dzielnic. Centrum rządzi! To obszar położony najbliżej słynnych Schodów Potiomkinowskich. Nadmorski bulwar jest ślicznym deptakiem, tu jest trochę ciszej i spokojniej, niewielka enklawa w turystycznym rozgardiaszu. Na ławeczkach, w cieniu rozłożystych drzew, odpoczywają starsze osoby. Ale już kawałek dalej zaczyna się królestwo rozrywki. Pełno tu dobrych restauracji. Kawiarniane ogródki wyszły na chodniki (wcześniej zbudowano je od nowa, na tych starych nie dałoby się ustawić niczego). Najgłośniejsze są dwie ulice, Deribasiwska i Katerynska.

Odessa jest młodym miastem. Ma nieco ponad 200 lat. Choć w starożytności istniały tu greckie osady handlowe, a później, w okresie średniowiecza, niewielkie porty i twierdze (na początku XV wieku pod kontrolą Wielkiego Księstwa Litewskiego!) to dziś nie ma po tym śladu. Odessa może nas zauroczyć pałacami i kamienicami pochodzącymi z XIX i z początku XX wieku! Część z nich to architektoniczne perełki. Jak rewelacyjna secesja!

odessa_nowa_giełda

Nowa Giełda

Wizytówką Odessy jest imponujący budynek opery. Wzniesiony w latach 1884 – 1887 przez znanych wiedeńskich architektów Fellnera i Helmera, robi spore wrażenie. Mnie najbardziej do gustu przypadła Nowa Giełda. Piękny gmach z końca XIX w. we florentyńskim stylu zaskakuje swoją architekturą. Dziś mieści się tu filharmonia. W skrzydle bocznym znajduje się przyjemny kawiarniany ogródek – najlepsze zdjęcia budynku można zrobić właśnie stąd.

Odessa jest miastem nastawionym na rosyjską turystykę. Ceny jak w zachodniej Europie, a nawet wyższe! A standard niekoniecznie. Różny. Za dobry hotel trzeba dobrze zapłacić. Czy warto? Warto!

Zobacz też artykuł: Ukraina i Mołdawia.

Mołdawia

Kraj ten nie zagościł jeszcze w świadomości polskich turystów. Próżno szukać go w katalogach biur podróży. Kilku organizatorów proponuje wycieczki autokarowe, z dojazdem przez Ukrainę lub Rumunię. Wycieczek samolotowych prawie nie ma. Zobacz też artykuł: Mołdawia nieznana.

Twierdza w Sorokach w 2019 r. Położona nad Dniestrem, należała do tego samego systemu umocnień, co Chocim, Bendery i Akerman

A tymczasem to bardzo atrakcyjna destynacja. Przede wszystkim dla turystów świadomie dokonujących wyboru. Może być interesująca dla miłośników wypraw egzotycznych. Kraj ten jest najbliższym Polski nieznanym lądem. Niedaleko, a już egzotycznie. Jestem przekonany, że Mołdawię, przynajmniej turystycznie, czekają dobre czasy. Przez podróżników z Zachodu została już odkryta i doceniona.

Moldawia, Soroki. Twierdza

I ta sama twierdza w 2013 roku. Kilka lat temu przeszła renowację, dodano m.in. dachy nad basztami. Jest to jeden z najważniejszych mołdawskich zabytków. Więcej w artykule: Soroki

Potrzebujemy takich miejsc. Świeżych, dopiero pojawiających się w obszarze turystyki. Spora część klientów zainteresowanych podróżami kieruje uwagę w stronę atrakcyjnych nowości. Tak od kilku lat jest z Gruzją, teraz podobnie zaczyna się dziać z Armenią. Mołdawia jest o krok… I gdybym miał prognozować rozwój sytuacji, to zaryzykowałbym twierdzenie, że Mołdawia może powtórzyć komercyjny sukces Gruzji.

Na granicy z autonomią Gagauzji, niezmiernie oryginalnym regionem południowej Mołdawii

Sprzyjać temu będzie postępujące zbliżenie Mołdawii do struktur europejskich. Kraj ten ma sporo do zaoferowania i leży w takim miejscu, że z powodzeniem może rozgrywać rywalizację między Unią Europejską a Rosją. Jest na dobrej drodze.

Wróćmy jednak do turystyki. Co ciekawego w Mołdawii? Zobacz film o Mołdawii.

Fontanna wina w Milestii Mici

Kraj wina

Tu znajdują się największe na świecie piwnice winne. Kompleks w Milestii Mici ma aż 200 km podziemnych sal i korytarzy (wpis do Księgi rekordów Guinnessa)! Zwiedzać je można tylko samochodem lub autobusem. Są tak rozległe, że przemieszczanie się na piechotę nie wchodzi w grę. Drugą co do wielkości jest Cirkova (130 km wydrążonych w skale tuneli!). Znaną na całym świecie wytwórnią wina jest też Purcai – zwycięzca niejednego międzynarodowego konkursu. Każdą z tych trzech piwnic można zwiedzać, a wizyta tam połączona jest z degustacją miejscowych trunków.

moldawia mielestii mici piwnice

Piwnice w Milestii Mici

Podobnie jak w Gruzji czy Armenii, także i w Mołdawii, obok dobrej jakości winna, duszę rozweselają również winogronowe destylaty. W sklepach znajdziemy przyjemne brandy (najsłynniejsze marki Kvint z Naddniestrza), a w niemal każdym wiejskim gospodarstwie domowy samogon.

Dopełnieniem dobrej jakości trunków będzie oczywiście oryginalna kuchnia. Wszyscy kojarzą Mołdawię z mamałygą, zwana słońcem na talerzu, ale kraj ten oferuje całe bogactwo oryginalnych potraw. Na stołach znajdziemy też dania ukraińskie, rosyjskie i gagauskie.

Festiwal wina w Kiszyniowie. Centralny plac miasta zamienia się w barwne miejsce, pełne folkloru, regionalnych potraw i oryginalnych trunków

Polskie kresy

Rubieże I Rzeczpospolitej sięgały aż tu. Na terenie dzisiejszej Mołdawii i Naddniestrza miały miejsce wydarzenia opisywane przez Sienkiewicza w „Panu Wołodyjowskim” oraz „Ogniem i mieczem”. W tych okolicach, w jarze nad Waładynką wiedźma Horpyna więziła Helenę. A Basia z panem Michałem spędzali miłe chwile w pobliskim Raszkowie. Tu na pal wbity został Azja Tuhajbejowicz.

Jeśli w hotelowej restauracji do śniadania serwują nam szampana, to znak, że jesteśmy w Mołdawii

Przedstawioną wyżej twierdzę w Sorokach, polska załoga opuściła w 1699 roku. Dziś odwiedzając ten zabytek oglądamy tam ekspozycję poświęconą polskim obrońcom zamku.

Granica imperium rzymskiego

Gdzie równie blisko Polski szukać drugiego miejsca, które miałoby tak wielokulturową historię? Śmiało można powiedzieć, że kolejno przenikały się tu cywilizacje, każda zostawiając swój ślad. W starożytności był to obszar graniczny cesarstwa rzymskiego. Na pamiątkę do dziś zostały fragmenty wałów Trajana. W późniejszym okresie tereny te poddane były trzem silnym wpływom. Sięgająca z Polski i Węgier kultura łacińska napotykała na prawosławie i islam (Turcy i Tatarzy). W XIX i na początku XX wieku obszar ten rozdzierany był pomiędzy tworzącą się właśnie Rumunię oraz zajmującą nowe obszary Rosję. Konkretny efekt tych wpływów mamy dziś w postaci podziału na prozachodnią Mołdawię i Naddniestrze – samozwańczą republikę funkcjonującą dzięki rosyjskiej pomocy. Do tego trzeba dodać wyraźne piętno nadane w czasach ZSRR. W Mołdawii jest o czym opowiadać  turystom. To pasjonująca historia!

Wykuta w skale cerkiew w Starym Orgiejowie

Egzotyka

Przenikające się fermenty kulturowe stworzyły coś jedynego w swoim rodzaju, oryginalnego i egzotycznego. W tym niewielkim kraju z jednej strony mamy zasiedziałych od dawna katolickich Polaków, z drugiej przybyłych z Rosji starowierców, którzy właśnie tu znaleźli schronienie przed prześladowaniami. Turyści z równym zainteresowaniem oglądają pocztówkową twierdzę w Sorokach, co leżącą tuż obok dzielnicę cygańskich pałaców. Czymś zupełnie wyjątkowym jest autonomiczny region na południu kraju. Zamieszkują go Gagauzi. Są albo sturczonymi Bułgarami, albo odwrotnie – Turkami poddanymi słowiańskim wpływom. A może nawet Grekami, którzy przeszli zagmatwane koleje losu… Co ciekawe, wyznają prawosławie. Mają swój język, hymn, godło i flagę. I oczywiście oryginalną kuchnię.

Moldawia, monaster, mnich

Mnich w jednym z klasztorów

Krajobraz i zabytki

Ziemie położone między Dniestrem, a Prutem tworzą niezapomniane widoki. Pagórkowate tereny, pocięte rzeczkami i strumieniami, obfitują w jary, wąwozy i skalne urwiska. Okolice Raszkowa zwane są „Naddniestrzańską Szwajcarią”. Pejzaż wzbogacony jest malowniczymi cerkwiami i monastyrami. Dumą Mołdawii jest region Orheiul Vechi (Stare Orhei). Na niewielkim obszarze zobaczyć można wiele typowych dla tego kraju elementów: tradycyjną wiejską kulturę, ciekawą architekturę, meandrującą rzekę, biel skał i soczystą zieleń stepów. Te ostatnie mają swoją legendę. Będąc w Mołdawii szukamy oczywiście mickiewiczowskich stepów akermańskich. Tuż obok, już po ukraińskiej stronie leży i sam Akerman, czyli Białogród nad Dniestrem (starożytna grecka kolonia Tyras).

Muzyka do kolacji. Wśród instrumentów m.in. cymbały oraz multanka

Niedaleko Styrczy (polskiej wsi, zwanej „małą Warszawą”) znajduje się wąwóz Butesti. Bardzo interesujący, bo wyżłobiony w… rafie koralowej! Kiedyś rozciągało się tu Morze Sarmackie. Zobacz blog o Mołdawii.

Inna Europa

Wycieczka do Mołdawii jest okazją do spojrzenia na nasz kontynent z odmiennej perspektywy. Inaczej wyglądają wsie i miasta; nieporównywalna jest architektura krajobrazu. Inne relacje między ludźmi, odmienny stosunek do świata i religii. Więcej radości życia, mniej komercji. Trochę prowizorki i bezładu. Przybysza z Zachodu nieco drażnią, ale i pobudzają do refleksji. To po prostu inny kraj. Blisko i egzotycznie. Ciekawie.

Wycieczka do Mołdawii.

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén