Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: podlasie (Strona 1 z 3)

Przewodnik po województwie białostockim

W czasach, gdy podróże egzotyczne stały się prawie niemożliwe, z większą uwagą podchodzimy do wycieczek lokalnych. Zwiedzamy Polskę, odkrywamy zapomniane miejsca, zaglądamy do sąsiadów. W klimat ów rewelacyjnie wpisuje się wydana właśnie książka. Jest to „Przewodnik ilustrowany po województwie białostockim” pióra wybitnego autora szeregu publikacji z dziedziny turystyki i krajoznawstwa, dr Mieczysława Orłowicza. Oryginalnie przewodnik ukazał się w 1937 roku, a jedno z wydawnictw wypuściło właśnie jego reprint. Cieszy starannością w odwzorowaniu oryginału, ta sama twarda oprawa i eleganckie, tłoczone litery. Z całą pewnością trud ten docenią miłośnicy książek.

Sokółka i powiat sokólski omówione zostały przy okazji trasy Białystok – Grodno.

Na szczególną uwagę zasługuje zawartość publikacji. Na 480 stronach przewodnik opisuje miejscowości, trasy, zabytki i atrakcje turystyczne terenu, który po drugiej wojnie światowej rozerwany został granicą ZSRR, a dziś należy do  trzech państw: Polski, Litwy i Białorusi. Tak więc obok Białegostoku, Kruszynian, Tykocina, Ostrołęki i Suwałk, mamy też Druskienniki, Grodno, Wołkowysk, Bohatyrowicze i Świsłocz. Co istotne, omówione zostały też miejscowości zupełnie małe, nieduże wsie i punkty topograficzne. Warto zajrzeć do indeksu i dokładnie przestudiować spis treści, bo informacje zawarte w przewodniku, mogą okazać się interesujące nie tylko dla miłośników turystyki, ale też dla pasjonatów historii regionalnej. Na pewno z przyjemnością zajrzy tam każdy, kto szuka informacji na temat swoich rodzinnych stron.

Obiekty, których już nie ma…

Dużą dawkę wiedzy niesie zagadnienie stanu turystyki z lat 30. XX wieku. Myślę, że niejedną osobę zaskoczyć może poziom jej rozwoju. Mieczysław Orłowicz opracował przewodnik bardzo starannie, opisane są połączenia autobusowe, hotele, restauracje, ceny dorożek, kina, teatry, biura podróży i właściwie wszystko, czego potrzebował ówczesny turysta. Dzięki temu dowiemy się między innymi tego, gdzie przed wojną w Białowieży znajdowały się przystanki autobusowe oraz jak często kursował autobus do Białegostoku.

Wartością przewodnika są opisy i zdjęcia obiektów, których już nie ma. Na fotografii zobaczymy między innymi drewnianą synagogę w Zabłudowie oraz pałac carski w Białowieży.

Szczegółowy indeks.

Książka zawiera skrót w języku esperanto, opracowany przez Jakuba Szapiro.

Informacje podstawowe:
Reprint przewodnika z 1937 roku.
Autor: Mieczysław Orłowicz
Tytuł: „Przewodnik ilustrowany po województwie białostockim. Z ilustracjami, planami i mapami”.
Wydawca: Manufaktura Podlaska
Rok wydania: 2021.
Stron: 480.
Oprawa twarda.
Ilustracje: Tak, czarno-białe.

Do kupienia w sklepie internetowym.

W drodze na Mazury

W artykule tym pojawią się m.in. takie miejscowości, jak: Kruklanki, Prostki, Bogusze, Jeleniewo, Bakałarzewo, Korycin i Szelment, czyli spora grupa punktów na turystycznej mapie Polski Nieoczywistej.

Cel wyjazdu: domek nad jeziorem Gołdapiwo

Rzecz dotyczy drogi na Mazury, ale zjawisko ma też wymiar ogólny. Schemat jest ten sam. Wybieramy się na dłuższe wakacje lub choćby tylko na weekend. Wyznaczamy punkt docelowy, wrzucamy trasę do takiej lub innej nawigacji i jedziemy. Najchętniej szybko i sprawnie, by dotrzeć jak najszybciej. Po drodze mijamy mniejsze lub większe atrakcje. Do części z nich trzeba odrobinę zjechać z trasy. Czy warto? To oczywiście zależy od naszych preferencji i oczekiwań. Lubię jechać bocznymi drogami, powoli, kontemplując krajobraz. Lubię zatrzymywać się i oglądać – miejsca nieznane, nowe, ale również te, w których byłem już wcześniej. Tak rozumiem drogę i z tego punktu widzenia lepsze to, niż szybka teleportacja z punktu A do punktu B. Lubię korzystać z faktu, że w czasie przeznaczonym na urlop, nie trzeba się spieszyć.

Bywa, że warto zjechać odrobinę z głównej trasy

Początek lipca. Jedziemy na Mazury, w okolice Kruklanek. Nie znam tego miejsca. Choć region nie jest oczywiście obcy, to akurat w tej gminie nigdy nie byłem. Tak jakoś wyszło. A teraz, dlaczego właśnie tam? Bo koncepcja wyjazdu pojawiła się ledwie dzień wcześniej i szybka kwerenda w internecie potwierdziła to, czego się spodziewaliśmy – w dobrej jakości domkach z bezpośrednim dostępem do jeziora, wolnych miejsc brak! Wszystko zarezerwowane do końca wakacji. Tymczasem na jednym z popularnych portali ktoś przed chwilą zamieścił ogłoszenie, że zwolnił się dom letniskowy. Do wynajęcia od dziś na cztery dni. Dziś już nie zdążymy, ale jutro jedziemy. Zrobimy sobie dłuższy weekend.

Zabytkowy słup graniczny, okolice Prostek i wsi Bogusze

Najprostsza droga z Białegostoku wiedzie przez Ełk. Trasa dobrze znana, oswojona w czasie kolejnych wypadów na Mazury. Mijamy Knyszyn, Mońki i Grajewo. W okolicach Osowca przekraczamy Biebrzę. Ładnie, zielono, wiejsko. Cieszymy się krajobrazem. Z tego punktu widzenia, to dobrze, że nie ma tu autostrady albo obłożonej ekranami drogi ekspresowej.

Tablica informacyjna

Tym razem przystanek robimy w okolicach Prostek, czyli niedaleko granicy polsko-niemieckiej z czasów II Rzeczpospolitej. Zjeżdżamy w prawo i po chwili, zatrzymujemy się przy historycznym słupie granicznym, ustawionym w 1545 roku, w miejscu styku trzech granic: Korony Królestwa Polskiego, Wielkiego Księstwa Litewskiego i będących lennem Polski – Prus Książęcych. Byłem tu już wcześniej, ale ładnych kilka lat temu, a pamięć warto odświeżać.  Miejsce jest dobrym przykładem atrakcji „po drodze”, takiej, którą łatwo ominąć, nie zauważyć i nie skorzystać z okazji. A zaczynając z tego historycznego punktu, łatwo zbudować opowieść o zmianie granic Rzeczpospolitej na przestrzeni stuleci, o relacjach z Litwą i Prusami. To fascynujący temat, na bazie którego można zrealizować wiele wycieczek, a już na pewno wycieczki szkolne. Trójstyk granic z połowy XVI wieku? Zobaczyć trzeba koniecznie, ale dodatkowo, przydałaby się atrakcyjna opowieść, w prosty sposób, tłumacząca zawiłą historię.

Jeziorowskie nieopodal Kruklanek

W drodze powrotnej z Kruklanek do Białegostoku wybraliśmy inną trasę, przez Olecko do Bakałarzewa. Przecięliśmy sporą część Suwalszczyzny, na obiad zajeżdżając do restauracji „Pod Jelonkiem” w Jeleniewie (kartacze, ryby i zupa z pokrzywy). Region ten, to z całą pewnością czołówka kierunków nieoczywistych, nie odkrytych jeszcze przez masowego turystę. Z Mazur, gdzie spędziliśmy trzy dni, do Bakałarzewa jest ledwie 50 km, ale odległość ta rozdziela dwa światy. Tam, gdzie byliśmy, turystyka kwitnie, mnóstwo kwater, ośrodków wypoczynkowych, pensjonatów i domków do wynajęcia. W Kruklankach, niewielkiej miejscowości, działa kilka dużych restauracji (my korzystaliśmy z pięknie położonego „Zajazdu nad Sapiną”) oraz informacja turystyczna, dobrze wyposażona w niezbędne publikacje. W niedzielę próbowaliśmy zajrzeć do położonego tuż obok Giżycka. Żadnych szans na wolne miejsce parkingowe w pobliżu portu i kanału. Masa turystów, więc z przyjemnością wróciliśmy na obiad do Kruklanek i na plażę nad jeziorem Gołdapiwo.

Informacja Turystyczna w Kruklankach. Jedną z większych atrakcji regionu jest Szlak Fortyfikacji Mazurskich

Jadąc w stronę Suwalszczyzny można obserwować jak zmienia się biznesowy krajobraz. Mniej turystyki, więcej działalności typowo rolniczej. W okolicach Bakałarzewa już tylko pojedyncze agroturystyki, aż trudno uwierzyć, że świat może się tak zmienić. Są tu przecież jeziora i rzeki, rewelacyjna, nieskażona przyroda, ale niemal w ogóle nie ma turystów. Zajeżdżamy na plażę miejską. Jest lipiec, świeci słońce, szczyt sezonu, a na plaży nie ma ani jednej osoby! Zupełnie pusto!

Mostek nad Rospudą, okolice Bakałarzewa

Zaglądamy jeszcze nad jezioro Szelment Wielki, żeby sprawdzić jak tego lata radzi sobie ośrodek sportów wodnych, posiadający między innymi wyciąg do nart wodnych. Ktoś na nartach się ślizga, ale plaża obok i duży pomost, świecą pustkami. Jak na szczyt sezonu letniego, to z biznesowego punktu widzenia, nie wygląda to najlepiej. Z drugiej strony, jeśli ktoś szuka miejsca bez tłumów turystów, to Suwalszczyzna na pewno spełni jego oczekiwania.

Wyciąg nart wodnych nad Szelmentem

A dalej, to już przez Augustów i Suchowolę do Białegostoku. Znowu przekraczamy Biebrzę, tym razem w Sztabinie. Przejeżdżając przez Korycin zauważamy, że na wiatraku pojawiły się banery reklamujące nocleg w tym zabytkowym obiekcie. Byłem tam tydzień temu, zbierałem materiały do artykułu dla Wirtualnej Polski (zobacz: Truskawkowy Korycin), robiłem zdjęcia wiatraka, zdążyłem jeszcze na widok bez reklam.

Wiatrak w Korycinie, zdjęcie z czerwca tego roku

Trzy noce, cztery dni, od piątku do poniedziałku. Niewiele, ale wystarczyło, by cieszyć się porankami i zachodami słońca nad jeziorem, pozwiedzać, zobaczyć coś nowego oraz spróbować miejscowej kuchni. I po raz kolejny doświadczyć faktu, że turystyczną atrakcją jest nie tylko samo miejsce, do którego zmierzamy, ale i droga, która nas tam prowadzi.

Zobacz też: Turystyczna Polska Wschodnia.

Przewodnik po województwie białostockim z 1937 roku.

Polska nieoczywista

Niniejszy artykuł zapowiada nowy cykl. Będą to materiały poświęcone miejscom pozostającym na uboczu, ciągle jeszcze mniej popularnym. Takim, w których nie spotkamy tłumów.

Wiadomo, że rok ten sprzyja tego typu rozwiązaniom. W dobie zagrożenia koronawirusem spora część turystów szuka miejsc zacisznych, pozostających poza ruchem masowym.

Sioło Budy niedaleko Białowieży

W ciągu lat, taki kierunek myślenia o turystyce przewijał się już na tym blogu. Powstało sporo artykułów o atrakcjach turystycznych położonych poza głównymi szlakami. Dotyczą one całych regionów, ale też i zupełnie małych ojczyzn; punktów na mapie, ale też zjawisk, świąt i fenomenów kulturowych. Oto garść przykładów:

Turystyczna Polska Wschodnia
Polska egzotyka. Główne atuty regionu, to wielokulturowość, bogactwo tradycji i wspaniała przyroda. Nie bez znaczenia jest także położenie, za miedzą mamy Litwę oraz Białoruś. Ta ostatnia ma opinię kraju mniej dostępnego, ale od nas, z Białegostoku, bez żadnego problemu organizujemy tam piękne wycieczki…

Bywa i tak, jak na tym zdjęciu. Fot. I. Smerczyński

Suwalszczyzna
Kraina prawie 150 jezior! Znajdziemy tu zarówno akweny z piaszczystymi plażami, jak i śródleśne, malownicze jeziorka o stromych brzegach. Przez region przepływa kilka rzek znanych wszystkim miłośnikom kajakarstwa. To Czarna Hańcza i Rospuda…

Suwalszczyzna, jezioro Wigry, w tle klasztor pokamedulski

Kraina Otwartych Okiennic
Jest czymś takim, jak katowicki Nikiszowiec. Żyjącym zabytkiem i atrakcją w europejskiej skali. Trzymam tę krainę, jak asa w rękawie. Słabo rozpropagowana, więc mało kto o niej wie. I kiedy z gośćmi mamy już zaliczoną Białowieżę i Szlak Tatarski, to mówię, że jest też taka niedoceniana perełka. Jedziemy i to zawsze robi wrażenie. Miejsce jest trochę jak z innego świata…

Szlak Tatarski, zabytkowy meczet w Kruszynianach w ujęciu malarskim

Tykocin. Trzeba zobaczyć!
Ważny punkt turystycznych szlaków Podlasia. Położony niedaleko Warszawy, w otoczeniu pięknej przyrody, przyciąga prowincjonalnym urokiem. Atmosfera sielskości, sława dawnych czasów, wyjątkowe zabytki i regionalna kuchnia składają się na wachlarz atrakcji…

Kościół św. Trójcy w Tykocinie

Puńsk, Litwini w Polsce
Jeśli przyjedziecie w okolice Suwałk, pofatygujcie się do Puńska. Mało jest tak oryginalnych gmin. Aż 80 proc. mieszkańców to Litwini. To szczególny przypadek, kiedy mniejszość jest większością…

Kraina Otwartych Okiennic, cerkiew w Trześciance

Duch puszczy, samogon z Podlasia
Jest jedną z wizytówek regionu. Pojawia się na niejednej imprezie. Króluje na ogniskach i kuligach. To „duch puszczy”, czyli leśny trunek. Alkohol pędzony w ukryciu, nocą, gdzieś głęboko w puszczy. Mocny (dobry powinien mieć powyżej 55 procent). Szlachetny – pod warunkiem, że wiemy od kogo kupić. Choć formalnie zakazany, to po cichu staje się turystycznym hitem…

Supraśl, na Szlaku Tatarskim

Sylwester 13 stycznia!
W czasie gdy cała Polska odpoczywa po sylwestrowych imprezach spora część mieszkańców Podlasia dopiero myśli o nadchodzącej zabawie. Tu żegnają stary rok i witają nowy z opóźnieniem, zgodnie z kalendarzem juliańskim. Niektórzy obchodzą Sylwestra dwa razy, pierwszy raz 31 grudnia, a drugi 13 stycznia…

Kulig z okazji juliańskiego Sylwestra

Już wkrótce kolejne artykuły. Zapraszam do lektury, ale również do śledzenia tej tematyki na Facebooku oraz Instagramie.

Długi weekend czerwcowy

Właśnie trwa. Na Podlasiu i Suwalszczyźnie pogoda sprzyja wypoczynkowi, znajomi podsyłają zdjęcia z Augustowa, na plaży dużo ludzi, a z fotografii wynika, że dystans społeczny mający chronić przed koronawirusem nie istnieje. Z kolei nad Bałtykiem pogoda w kratkę, wczoraj było deszczowo. Niektórzy więc zmokną i zmarzną, jak to na wakacjach w Polsce.

Nie Bajkał, ale jezioro Hańcza (najgłębsze w Polsce). Byliśmy tam wczoraj, cicho i spokojnie.

To drugi długi weekend w tym roku, który nam się nie udał. Mimo, że sprzedaż szła dobrze i zaplanowanych było sporo wycieczek. W naszym biurze były to m.in. Armenia, Serbia – Bośnia i Hercegowina, Gruzja, Moskwa, Albania z Kosowem…

Majówka nie wypadała korzystnie. Z kalendarza wynikało, że w prezencie dostajemy tylko jeden wolny dzień – 1 maja. Wszystko przez to, że Święto Konstytucji 3 Maja przypadało w niedzielę. Zupełnie inaczej, niż w roku 2019, kiedy to wolne zaczynało się już w środę – wtedy weekend majowy był naprawdę długi i idealnie pasował do niejednej wycieczki. Zobacz: Wielka majówka.

Armenia, jedna z naszych wycieczek właśnie powinna tam być. Na zdjęciu średniowieczny klasztor Norawank.

Imprezy projektujemy z rocznym wyprzedzeniem. Wiosną zeszłego roku, patrząc w kalendarz zakładaliśmy, że majówka 2020 może być mniej atrakcyjna, więc tym bardziej, postanowiliśmy wykorzystać czerwiec. Boże Ciało dość wyjątkowo przypada w pierwszej połowie miesiąca, a to idealny czas w przypadku wielu kierunków. Z przyjemnością zwiedza się kraje pogodowo zbliżone do Polski, a w tych położonych dalej na południe, upału jeszcze nie ma. To świetny czas choćby na Kaukaz czy Bałkany, gdzie góry zachwycają soczystą zielenią, a łąki pełne są kwiatów. Znaczenie ma też długość dnia. Jednym słowem – turystycznie to świetny czas!

Weekend czerwcowy mieliśmy więc zapełniony. A później przyszła epidemia, która z czasem zyskała miano pandemii.

Albania, jeden z naszych ulubionych kierunków. Na zdjęciu Berat zwany miastem tysiąca okien.

W lutym, kiedy straszyły nas doniesienia z Chin, bałem się o majówkę, w marcu miałem nadzieję, że uda się uratować czerwiec. Łatwiej było pogodzić się ze stratami z kwietnia i maja (zobacz: Majówki nie będzie!) jeśli w perspektywie było dużo wycieczek w kolejnym miesiącu. To dawało wiarę w przyszłość. Później stało się jasne, że i długi weekend czerwcowy również stracimy, a w dalszej kolejności cały miesiąc. Dwa tygodnie temu, a więc pod koniec maja, zaczęliśmy odwoływać wycieczki przewidziane na lipiec. Anulowaliśmy je, bo nie mieliśmy zielonego pojęcia, że w dniu 10 czerwca, z zupełnego zaskoczenia, premier ogłosi, iż za trzy dni granice zostaną otwarte! Jednym słowem, to znowu rząd narobił nam szkód! Nie sam koronawirus, ale sposób zarządzania tym kryzysem.

Tak więc z lipca, ważnego, wakacyjnego miesiąca do tej pory zostały nam tylko dwie imprezy przewidziane na sam jego koniec: Petersburg oraz Bajkał.

Kanion rzeki Uvac w Serbii. Ten kierunek również był przewidziany na długi weekend czerwcowy.

W tym miejscu chciałby odwołać się do artykułu sprzed kilku dni: Rząd, turystyka i syndrom gotowanej żaby. To, co wyżej opisałem było właśnie takim gotowaniem żaby. W roli nieszczęsnego płaza wystąpiliśmy my, polscy przedsiębiorcy z branży turystycznej. Zwodzono nas komunikatami, które wydłużały zamknięcie granic o kolejne dwa tygodnia, wbijając w ten sposób w coraz większe koszty. Dlaczego tak? Próba odpowiedzi znajduje się w linkowanym artykule, zachęcam do lektury.

Korzystającym z tych kilku wolnych dni długiego weekendu życzę udanego wypoczynku!

PS
Jak można po trzech miesiącach zamknięcia granic, ogłosić ich otwarcie z trzydniowym wyprzedzeniem?!! Z punktu widzenia branży turystycznej, to tak nieracjonalne, jak tylko można sobie wyobrazić! A może ktoś wie dlaczego właśnie 13 czerwca, a nie na przykład 10 lub 20? Na podstawie jakich czynników ta decyzja została podjęta i – co najważniejsze – tak naprawdę kiedy ją podjęto?!

Mapa drogowa dla turystyki

Wczoraj w „Radiu Białystok”, dziś „Radio i” oraz „Kurier Poranny”. Rozmawialiśmy o turystyce, o obecnej sytuacji oraz możliwych do przewidzenia planach na przyszłość. Kilka tez i wniosków z tych trzech wywiadów postanowiłem zebrać i zamieścić tu. Oto one:

Brak czegoś w rodzaju mapy drogowej zawierającej daty etapów odmrażania turystyki. Na przykład, nie wiemy kiedy zostaną otwarte granice i w pierwszej kolejności które. Nie wiemy do kiedy będzie obowiązywał zakaz lotów, więc linie lotnicze zawieszają rejsy na własne ryzyko, podając przeróżne daty, przesuwając terminy z tygodnia na tydzień. W efekcie mamy bałagan, zamieszanie i niemożność planowania. W turystyce nic nie dzieje się z dnia na dzień, rezerwacje i zamówienia usług, to proces rozciągnięty w czasie, bez wiążącego zarysu działań w okresie najbliższych miesięcy działać nie sposób. Co więcej, taka sytuacja powiększa straty, ponieważ nie wiadomo czy wycieczki odwoływać, czy też może jest szansa na ich realizację.

„Kurier Poranny” 8 maja 2020

Kraje doceniające role turystyki takie plany już ogłaszają, dla przykładu wczoraj zrobiła to Gruzja.

Stan niepewności i niejasnych komunikatów płynących ze strony decydentów dotyczy wielu obszarów. Na przykład, branża kolonii i obozów młodzieżowych. Jedyny sygnał, jaki do tej pory otrzymała, to luźna wypowiedź ministra zdrowia, że wakacyjnych wyjazdów dzieci i młodzieży raczej sobie nie wyobraża. Nie wiem czy pan minister widzi to tak, że młodzież szwendająca się po galeriach i wisząca na trzepakach będzie epidemiologicznie bezpieczniejsza, ale jeśli tak, to gotów jestem z tym polemizować.

Dosłownie przed chwilą, Paweł Niewiadomski, prezes Polskiej Izby Turystyki, przekazał informację, że 13 maja Komisja Europejska wyda wskazówki odnośnie bezpieczeństwa zdrowotnego w turystyce. Może tam będzie więcej konkretów.

Tak na marginesie, jednym z pierwszych odmrożonych obszarów, z wyraźnym planem, co kiedy i na jakich zasadach, są rozgrywki piłki nożnej. Rozumiem takie działania w krajach, gdzie ligi są jednym z motorów gospodarki, na przykład w Niemczech, ale w Polsce?! Za jaką część PKB odpowiada Ekstraklasa, jakie segmentom gospodarki wspiera? Dla jasności, nie mam nic przeciwko rozgrywkom ligowym, niech zaczynają i wszystko dobrze im się rozwija. Po prostu, zaskoczony jestem, że akurat ten obszar został wyróżniony.

Kiedy nastąpi odmrożenie  turystyki? Mam nadzieję, że stanie się to szybciej, niż nam się w tej chwili wydaje, że ktoś w strukturach rządowych odkryje karty, których my jeszcze nie znamy. Bo to, co jest dziś, ma bardzo ograniczony sens i wątpliwą ekonomicznie rację bytu. Hotele przy tych obostrzeniach będą przynosić straty. Może okazać się, że łatwiej jest je zamknąć i nie generować kosztów, niż działać na ćwierć gwizdka. Zobacz: Wyjątkowy hotel w Suwałkach.

Rząd nie bardzo ma wyjście, musi odmrażać. Turystyka jest olbrzymim i istotnym sektorem gospodarki. Jeśli nie ruszą autokary, jeśli turyści indywidualni nie zatankują samochodów, nie kupią kanapek, sprzętu turystycznego, odzieży oraz wielu, wielu innych produktów i usług,  to krach gospodarczy będzie olbrzymi.

Co oczywiste, na początku w ruch pójdzie turystyka lokalna. Ludzie będą postrzegać podróżowanie po własnym kraju, jako bezpieczniejsze. Wyjeżdżając blisko, łatwiej uwierzyć, że ryzyko zakażenia jest mniejsze. Dlatego też, w interesie władz lokalnych jest zrobienie wszystkiego, żeby turystów przyciągnąć do siebie. Z racji na to, że duża cześć sezonu jest już stracona, to w czasie, który jeszcze pozostał, trzeba wycisnąć jak najwięcej. Dlatego też, łatwo przewidzieć, że za chwilę rozpocznie się walka państw i regionów o turystów.

Interesujące mogą być próby tworzenia rynków lokalnych we współpracy z sąsiadującymi krajami, które uporały się już z epidemią. Od nas blisko jest na Litwę, a turyści z państw nadbałtyckich w epoce przed koronawirusem stanowili sporą część hotelowych gości w Augustowie i na Suwalszczyźnie. Warto pokusić się o odtworzenie tego obszaru ekonomicznego. Potrzebne są dwie rzeczy: otwarcie granicy dla obywateli Litwy, Łotwy i Estonii oraz promocja. Z oczywistych powodów podobny projekt mógłby dotyczyć turystów z Niemiec.

W obecnej sytuacji Podlasie ma spore atuty. Łatwiej tu o bezpieczeństwo epidemiologiczne, bo u nas jest bez tłoku i na łonie przyrody. Do tego gro miejsc noclegowych mamy w agroturystyce, domkach letniskowych, pensjonatach oraz niewielkich hotelach. Zakładamy, że turyści ostrożniej niż zwykle podchodzić będą do wypoczynku w dużych resortach all inclusive. Otwiera się więc szansa na przejęcie części klientów, w poprzednich latach wybierających między innymi Turcję i Hiszpanię.

Tak, jak w każdym kryzysie, to, co dla jednych jest stratą, dla innych staje się szansą. W efekcie tych zmian, turystyczny krajobraz może ulec znaczącemu przemodelowaniu. Oby w tę lepsza stronę.

Zobacz też: Turystyka po koronawirusie oraz: Malownicze Podlasie.

Na zdjęciu głównym: podróżujący na ośle wg Niko Pirosmaniego.

Malownicze Podlasie

Gdzieś mi się wyświetlił, na Facebooku albo Instagramie. Polubiłem, a później kupiłem. Obraz przedstawiający cerkiew we wsi Puchły. Drewniana i zabytkowa architektura sama w sobie jest piękna, a tu zyskała jeszcze dodatkową wartość – oryginalne malarskie ujęcie. Puchły to jedna z trzech wsi Krainy Otwartych Okiennic.

Obraz autorstwa Katarzyny Krauze – Romejko, 2017 r. Tu do kupienia w formie inkografii.

Przy tej okazji przyszedł mi do głowy pomysł, żeby pójść za ciosem i zainspirować Autorkę do pracy nad kolejnym atrakcjami Podlasia. Tematy narzucają się same: Kruszyniany, Supraśl, Tykocin, Białowieża… Obrazy powstają, a ja liczę na coś w rodzaju kolekcji podlaskiej.

Meczet w Kruszynianach, akryl na kartonie. Zobacz w ofercie galerii.

Tego typu malarstwo może mieć walor promocyjny. Nasz region potrzebuje reklamy. Mimo wielu unikatowych atrakcji ciągle pozostaje na uboczu masowego ruchu turystycznego. Trzeba by nad tym popracować. Może warto sięgnąć też po sztukę i na przykład zorganizować plener malarski zapraszając modnych dziś malarzy? Byłoby to ciekawe i nośne medialnie wydarzenie, a prace powstałe w jego trakcie mogłyby ozdobić jedno z regionalnych muzeów.

Oraz inna wersja meczetu w Kruszynianach, Katarzyna Krauze – Romejko, 2018 r.

Tak też sobie myślę, że malarstwo (roboczo nazwijmy je „turystycznym”) ma przed sobą dobry czas. Zdjęcia mocno się opatrzyły, jesteśmy nimi zarzuceni. Tak bardzo, że doszliśmy do podstawowej trudności: wydaje się, że wszystko już było. W tej sytuacji problem jest oczywisty: jak stworzyć jeszcze lepsze, jeszcze bardziej atrakcyjne zdjęcie?! Mam wrażenie, że dochodzimy do kresu możliwości. Tym bardziej, że fotografuje i publikuje niemal każdy. A skoro coś jest tak powszechne, to staje się również pospolite i mało warte. Traci na sile i znaczeniu. Dzieje się tak paradoksalnie, mimo tego, że weszliśmy w okres cywilizacji obrazkowej (Instagram, Pinterest).

Wojciech Brewka, Żubr, 2018 r.

Jeśli więc właśnie teraz następuje renesans malarstwa…? Jak zawsze, wygra ten, kto zareaguje w porę. Oczywiście, nie chodzi o malarstwo realistyczne, bo to już mamy za sobą. Chodzi raczej o twórczą i oryginalną interpretację. Potrzebujemy atrakcji turystycznych malowanych tak, jak Tadeusz Dominik przedstawiał ogród i pejzaż oraz przemyśleń podobnych do dzieł Leona Tarasewicza inspirowanych krajobrazem podlaskich pól. Czegoś świeżego, czegoś, co na nowo zwróciłoby naszą uwagę na dawno opatrzone motywy.

Edward Dwurnik, Białystok, 2015 r.

Może właśnie w tym tkwi rynkowy sukces Edwarda Dwurnika malującego jedno miasto za drugim? Może jest to chłonna, czekająca na zagospodarowanie nisza? Sponsorzy wydają się oczywiści: urzędy marszałkowskie, gminy, regionalne organizacje turystyczne, hotele…

Zacznijmy od Podlasia!

Prace Katarzyny Krauze-Romejko w ofercie galerii.

PS. Gdyby ktoś z Państwa zajmował się tego typu sztuką, to proszę o kontakt.

Fragment obrazu Katarzyny Krauze – Romejko, 2018 r.

Zobacz także: Turystyczna Polska Wschodnia oraz Suwalszczyzna.

Białystok. Podróże z łososiem (lub śledziem)

Przeglądam półki i witryny księgarskie. Ciągle i regularnie. Nie mogę pozbyć się tego nawyku. W Białymstoku, obok budynku uniwersytetu, w którym spędziłem kilka najlepszych lat (i dlatego wciąż jest to miejsce bliskie) znajduje się moja ulubiona księgarnia. Powstała dawno temu. Mieszkańcom miasta znana był kiedyś z wydawnictw o profilu rolniczym. Ale to dawne dzieje. Dziś króluje tam literatura, jest też spory dział reportażu. W czasie studiów, po skończonych zajęciach zachodziłem najpierw do niej, oglądałem i długo trzymałem w dłoniach książki, na które nie było mnie stać. Masę czasu spędziłem przy półkach z napisami historia, religia i filozofia.

Później szło się kilka kroków dalej, do księgarni Akcent przy Rynku Kościuszki, posiadającej wtedy największy asortyment z obszaru nauk humanistycznych. Z dawnej księgarni została już tylko nazwa. Zdaje się, że to miasto, będące właścicielem lokalu, wymusiło przerobienie sklepu z książkami na restaurację i pub (też z książkami!). Można więc zjeść tam sałatkę i napić się piwa, ale książek nie znajdzie się wiele. Są obecne połowicznie, stanowiąc tło, dyskretną dekorację i alibi dla kotleta.

Piłkarze Jagiellonii na spacerze przy księgarni (kawiarni) Akcent, 11.03.2017, przed meczem z Koroną Kielce.

Piłkarze Jagiellonii Białystok na spacerze przy księgarni (kawiarni) Akcent, 11.03.2017, przed meczem z Koroną Kielce

Obchód kończyliśmy w antykwariacie na ulicy Lipowej. Tam kupowaliśmy najwięcej. Zapomniane, nikomu niepotrzebne klasyczne pozycje z filozofii, sztuki, religioznawstwa i historii w cenie od pięciu do dwunastu złotych. Były akurat na kieszeń biednego studenta. Wychodząc stamtąd z tomem, na którym nam zależało, można było uznać dzień za udany. Czytanie zaczynało się już na pobliskim przystanku autobusowym, w drodze do domu. Ileż wtedy, w taki właśnie sposób, człowiek się nauczył! Ileż wiedzy zdobył! To były drugie, równoległe studia, a Alma Mater był antykwariat.

Tak więc, przeglądam półki księgarskie. Przechodząc przy placu Uniwersyteckim (łapię się na tym, że specjalnie tak parkuję) zaglądam w witrynę ulubionej księgarni. A nóż wypatrzę coś interesującego! Zwalniam kroku i omiatam wzrokiem wielkie okna. Dziś dostrzegłem książkę, o której parę tygodni temu słyszałem w radiu. Słyszałem i zapomniałem. Gdyby nie ta witryna, to pewnie zapomniałbym na dłużej. Umberto Eco, Podróże z łososiem*. Zainteresowałem się z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na autora, po drugie – z uwagi na „podróże”; słowo, na które mój umysł jest szczególnie wyczulony. Całość niesie nadzieję na przyjemną i inspirującą lekturę.

Wziąłem książkę do ręki, szybko stało jasne, że z podróżami ma niewiele wspólnego. Zachęcały tytuły ledwie kilku rozdziałów. Reszta obejmował mało atrakcyjny obszar tematyczny, od wyrabiania wtórnika prawa jazdy po tworzenie katalogów bibliotecznych. Co więcej, sporą część książki stanowiły teksty wydane już wcześniej w tomie Zapiski na pudełku od zapałek. Mimo to kupiłem. Pragnienie dobrej lektury jest wielkie. Na bezrybiu i rak ryba, a tonący brzytwy się chwyta. Może choć jedna strona, może choć jedna myśl stanie się inspiracją.

Siadłem do lektury. Przerzuciłem kilka pierwszych rozdziałów i szybko zapomniałem o czym były. Książkę uratował jeden tekst. Ten tytułowy. Oto znamienity autor wybiera się w podróż. W planie dwa kraje, w których odbędą się spotkania z czytelnikami. Najpierw jedzie do Szwecji. Tam kupuje dużą porcję wędzonego łososia. Ryba jest hermetycznie zapakowana, więc Umberto Eco ma nadzieję dowieźć ją do domu. Tyle, że po drodze musi spędzić jeszcze kilka dni w Wielkiej Brytanii. Wydawca zarezerwował mu dobry hotel w Londynie. Autor wie, że łososia trzeba przechowywać w lodówce, ale ta w jego pokoju jest zajęta na minibar. Pełno w nim buteleczek z alkoholem, soków i napojów wszelakich oraz orzeszków i innych przekąsek. Wyjmuje więc całą tę zawartość i umieszcza w wielkiej szufladzie jednego z mebli. Pakuje rybę do lodówki i zadowolony idzie spotkać się z czytelnikami. Wieczorem po powrocie do pokoju widzi, że obsługa hotelu wyjęła łososia i położyła na stole, a lodówkę napełnia nowymi buteleczkami. Pisarz nie daje za wygraną i robi to samo, co wczoraj, tym razem zapełniając kolejną szufladę. Ale hotelarze też są konsekwentni, więc następnego dnia historia się powtarza. I kolejnego również. W efekcie, wykwaterowując się z hotelu, Umberto Eco, sława światowej prozy, musi zapłacić astronomiczny rachunek za kilkakrotne wyczyszczenie minibaru i z zepsutą rybą wraca do Włoch. Zabawna historia, akurat dla pilota wycieczek. Do wykorzystania w pracy. Przez lata mogę ją opowiadać ku radości kolejnych grup turystów. W sumie wyszła więc z tego niezła inwestycja. Za jedyne 35 złotych.

* Wchodząc do sklepu poprosiłem panią o najnowszą książkę Umberto Eco, Podróże ze śledziem! Zupełnie nie wiem dlaczego. Skąd mi się wziął ten śledź?! Nie wiem. W każdym bądź razie mój mózg z sobie tylko znanych powodów podróże ze śledziem uznał za atrakcyjniejsze od tych z łososiem.

…..

Krzysztof Matys Travel. Autorskie biuro podróży. Wycieczki do Gruzji, Armenii, Mołdawii, Uzbekistanu, Iranu

 

Sylwester juliański

Na Podlasiu okresu świąteczno-noworocznego ciąg dalszy. Dziś wieczorem w regionie huczne świętowanie. Ponownie wystrzelą fajerwerki i korki od szampanów. Tu nowy rok wita się dwa razy. Wierni kościołów wschodnich święta obchodzą według kalendarza juliańskiego, a zgodnie z nim rachuba dat przesunięta jest o 13 dni.

Dzień ten można potraktować jak turystyczną atrakcję i zrobić z tego coś w rodzaju produktu regionalnego. Ściągnąć turystów. Pokazać w telewizji. Szkoda, że nie myślą o tym ani władze regionu, ani urzędnicy odpowiedzialni za promocję województwa podlaskiego. Robimy to sami, od kilku lat organizujemy imprezy w Supraślu. Przyjeżdżają na niego ludzie z całej Polski, dla wielu z nich jest to pierwsza wizyta w naszych stronach. Poza balem jest jeszcze kulig i zwiedzanie Szlaku Tatarskiego. Program znajduje się tu: Sylwester w Supraślu.

Supraśl zimą

Supraśl zimą

Popularnie nazywany jest juliańskim lub prawosławnym Sylwestrem. Ale to nazwa sztuczna, utworzona na podstawie kalendarza gregoriańskiego. W Kościele katolickim św. Sylwester wspominany jest 31 grudnia. Patronem ostatniego dnia roku w kalendarzu juliańskim jest św. Melania, stąd też noworoczne zabawy nazywane są „małanką” lub „mełanką”.

Wśród prawosławnych mieszkańców Podlasia funkcjonuje też jako „szczodry wieczór” – od obfitości potraw na stole. W tradycji ten aspekt ostatniego dnia roku był bardzo istotny. W niezbyt zamożnych domach, na ten jeden moment szerzej otwierano spiżarnie. Na stołach pojawiały się sycące i tłuste potrawy. Bywało nawet bardziej bogato niż w czasie świąt Bożego Narodzenia.

O tym jak był i jak teraz jest obchodzony przeczytacie tu: Sylwester 13 stycznia.

W niedzielę, 15 stycznia, mieszkańcy województwa podlaskiego będą musieli wrócić do rzeczywistości i wziąć udział w referendum. Pytanie jest jedno: czy chcemy mieć lotnisko? Kilka dni temu odbyła się debata na ten temat. Miałem przyjemność wziąć w niej udział. Zapis z organizowanego przez „Kurier Poranny” i „Gazetę Współczesną” wydarzenia można zobaczyć tu.

Kraina Otwartych Okiennic

Jest czymś takim, jak katowicki Nikiszowiec. Żyjącym zabytkiem i atrakcją w europejskiej skali.

Koniec maja, słoneczne popołudnie, zaraz będzie dobre światło, ciepłe, takie, które pomaga robić zdjęcia. Jadę więc. Z Białegostoku to ledwie 30 kilometrów. Na rondzie w Zabłudowie drogą w kierunku Białowieży (nie pomylić z trasą na Bielsk Podlaski!). Wąska, kręta szosa prowadzi przez las. Młody, sosnowy, wygląda jak zalesione grunty porolne. Pola tu biedne, piaski. Ludzi wyciągnął stąd Białystok. Dziś te wsie, to raczej domy na weekend, mieszkania i ogródki dziadków, którzy za nic nie chcą ich opuścić.

Cerkiew w Trześciance

Cerkiew w Trześciance

Jeżdżę tam od lat. Sam i w towarzystwie podróżników, co to wiele już widzieli. Trzymam tę krainę jak asa w rękawie. Słabo rozpropagowana, więc mało kto o niej wie. I kiedy z gośćmi mamy już zaliczoną Białowieżę, Szlak Tatarski i Tykocin, to mówię, że jest też taka niedoceniana perełka. Jedziemy i to zawsze robi wrażenie. Miejsce jest trochę jak z innego świata. Jakbyśmy po drodze przekroczyli granicę. Może to już Białoruś, a może Rosja?

Jeszcze  z piętnaście lat temu było tu trochę wstydu. Bo biednie, bo małe domki, bo drewniane. Stąd się wyjeżdżało. A kto wyjechał, chciał zapomnieć, oderwać się. W tamtych czasach poznałem kilka osób z tych wsi. Byli młodzi, mieszkali w mieście, dobrze zarabiali. Nie rozumieli co może zachwycać. Na początku nie dowierzali. Trzeba było przekonywać, że mówię serio. Zresztą ten schemat widzę w wielu innych miejscach. Dopiero gdy ktoś z zewnątrz dowartościuje, to miejscowi uwierzą. Najlepiej jakby to był ktoś z dużego miasta, super jeśli z Warszawy. A gdyby tak z zagranicy, to już w ogóle rewelacja. Zobacz np. Chińczycy na Podlasiu.

Jeszcze kilka lat przy wjeździe do wsi Soce stała taka tablica. Gdzieś zniknęła, już jej nie widzę.

Jeszcze kilka lat przy wjeździe do wsi Soce stała taka tablica. Ale gdzieś zniknęła, już jej nie widzę. Szkoda, była ładną wizytówką tego miejsca.

W tamtych czasach nie było tu żadnej turystyki. Kwater, pensjonatów, pokoi do wynajęcia. Nic. A dziś? Jest już lepiej. Jeżdżąc wczoraj zauważyłem, że pojawiły się miejsca, w których można się przespać. Spotkałem dwójkę rowerzystów. Przyjechali z daleka, odpoczywają, odkrywają nieznany kawałek Polski.

Sięgam po przewodniki sprzed kilkunastu lat. „Polska na weekend” wydawnictwa Pascal, z 1999 roku. O Krainie Otwartych Okiennic nie ma ani słowa. Nie pojawiają się też nazwy wsi, które ją tworzą. Nie ma ich na mapie. Choć autorzy przewodnika są całkiem blisko, omawiają obszar pomiędzy Białymstokiem a Białowieżą. Po prostu, wtedy nie było jeszcze tego tematu. Biała plama.

W dokładnym i szczegółowym przewodniku Tomasza Darmochwała „Północne Podlasie, Wschodnie Mazowsze”, wydanym w 2003 roku, nazwy wsi są już wymienione, ale omówione są skrótowo, po dwa zdania na każdą. Nie pojawia się jeszcze termin Kraina Otwartych Okiennic.

Początki turystyki wiążą się z działalnością Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Kraina jest projektem zainicjowanym przez PTOP. Zaczęło się w 2001 roku, od odnowienia kilku domów. Obecnie przedsięwzięciu patronuje Stowarzyszenie Dziedzictwo Podlasia. Zrealizowano już wiele przedsięwzięć, konkursów i zamierzeń promujących Krainę. Działania te wywołały  dumę  mieszkańców. Stare domy, tradycja i lokalna gwara nabrały wartości.

Największa w okolicy jest Narew. Dziś to wieś, ale od 1514 do 1934 roku miała prawa miejskie. Zawdzięczała je królowi Zygmuntowi Staremu. W I Rzeczpospolitej Narew była ważnym ośrodkiem żeglugi rzecznej, na szlaku z Wilna i Grodna do Lublina i Krakowa. Każdy, kto choćby tylko przejechał przez Narew, musiał widzieć dwie piękne i zabytkowe świątynie. Obie drewniane, wpisują się w specyfikę architektoniczną regionu. To kościół katolicki z 1775 roku oraz prawosławna cerkiew z XIX wieku. Malownicze, zwracają uwagę tych, którzy robią zdjęcia.

Jeden z domów Krainy Otwartych Okiennic

Jeden z domów Krainy Otwartych Okiennic

W odległości kilku kilometrów od Narwi leżą trzy wsie tworzące Krainę Otwartych Okiennic. To Soce, Puchły i Trześcianka. Najbardziej znana jest ta ostatnia. Prowadzi przez nią asfaltowa trasa łącząca Białystok z Białowieżą. Klasyczna ulicówka z drewnianymi domkami ustawionymi szczytami do drogi. Piękna. Zachowało się sporo budynków. Ozdobiona dodatkowo śliczną cerkwią pw. św. Michała Archanioła (1867 r.). Tyle, że ruch tu spory, ciągną samochody.

Inny świat zaczyna się tuż obok. Soce i Puchły. Wsie bez asfaltu, na uboczu. Cicho tu i spokojnie. Na ławkach przed domami starsi ludzie. Kontemplują, czekają na przyjazd dzieci, wnuków i sąsiadów. Można podejść, zagadać. Miejscowi posługują się lokalną gwarą, będącą wypadkową kilku słowiańskich języków, zaliczaną do grupy północnoukraińskiej. Ale mówią oczywiście też po polsku. Kulturowo blisko im do tradycji białoruskiej.

Krzyż wotywny na granicy wsi Soce

Krzyż wotywny na granicy wsi Soce

Soce to wieś założona w XVI wieku, zasiedlona przez Rusinów wyznania prawosławnego. Nazwa pochodzi najprawdopodobniej od socenia czyli sączenia wody, w pobliskim strumyku. W 2012 r. decyzją podlaskiego konserwatora zabytków została wpisana do rejestru zabytków.

Jedną z wizytówek Krainy jest drewniana cerkiew pod wezwaniem Opieki Matki Bożej w Puchłach. Takich perełek w okolicy jest więcej. Przebiega tędy Szlak Świątyń Prawosławnych. Jak czytamy na stronie internetowej gminy Narew: Turysta przemierzający szlak może podziwiać zabytkowe, drewniane, różnorodne w stylu i wieku cerkwie i inne obiekty kultu religijnego Prawosławia, takie jak kapliczki oraz przydrożne krzyże wotywne.

Jest wiele domów bardziej kolorowych i zdobnych, ale ten zachwycił mnie w sposób szczególny

Jest wiele domów bardziej kolorowych i zdobnych, ale ten zachwycił mnie w sposób szczególny

Krainę przecina Podlaski Szlak Bociani (ciekawa przyrodniczo trasa z Białowieży przez Tykocin aż do Goniądza, zobacz więcej w artykule: Dzień bociana). W Socach gniazda na słupach jedno obok drugiego. Poletka tu niewielkie, podzielone miedzami i laskami. Sporo łąk. Nie ma jeszcze wielkopowierzchniowych monokultur, które nie sprzyjają bocianom. Dlatego na Podlasiu ptaków nie ubywa, w przeciwieństwie do innych regionów kraju.

Urok miejsca tworzy szczególna architektura. Drewniane domy i cerkwie. Bogate zdobienia snycerskie. Kolory. Niespotykana w innych regionach Polski ornamentyka nawiązuje do rosyjskiego budownictwa ludowego. Drugą wartością jest przyroda. Zielono tu i pięknie. Akurat na rower. Jeździ się nie wybetonowanym ścieżkami, a zwykłymi polnymi drogami. Warto pojechać dalej, wzdłuż doliny Narwi przez kolejne malownicze wsie: Ciełuszki, Kaniuki, Dawidowicze, Pawły i Ryboły. Lokalny  folklor i gwara stanowią kolejną atrakcję. Cieszę się gdy spotykam turystów. Do tej pory było to miejsce zupełnie nieskomercjalizowane. Dziś jest już agroturystyka. Od lipca w Puchłach będzie można kupić lokalne pamiątki. Niech się rozwija!

Zobacz też: Turystyczna Polska Wschodnia.

Wieś Soce, fot. Justyna Wasyluk

Wieś Soce, fot. Justyna Wasyluk

PS

W okolicy z powodzeniem organizuje się też spływy kajakowe. Z Narwi do Puchł jest około 3 godzin wiosłowania, z Puchł do Plosek około 5 godzin. Krainę Otwartych Okiennic można włączyć też w dłuższą trasę kajakową, rozpoczynając spływ w Narewce, na terenie Puszczy Białowieskiej. Trwa 3 lub 4 dni.

In English: Wooden architecture in Podlasie.

Zapisz

Wielkanoc w Gruzji i na Podlasiu

Poniedziałek wielkanocny. W tym roku późno, drugiego maja. Miesiąc po świętach katolickich. W Kachetii wiosna w pełni. Jak na warunki Gruzji to teren nizinny, ledwie sześćset metrów nad poziomem morza, dlatego ciepło. Nie to co w górach, gdzie jeszcze leży śnieg. W Kachetii trawa już wysoka, na drzewach kwiaty. Słońce opala twarze.

Cmentarz w Gruzji

Cmentarz w Gruzji

Cmentarze. Widzieliśmy ich kilka. Zlokalizowane przy drodze, więc wszystko widać z samochodu, nawet nie trzeba wysiadać z auta. Pikniki. Drugiego dnia Świąt Wielkanocnych Gruzini odwiedzają zmarłych. Idą na cmentarze. Zabierają ze sobą jedzenie i wino. Wspominają i ucztują. Jakiś czas temu niecierpliwi kaukascy górale szli na groby dzień wcześniej, ale zaprotestował patriarcha tutejszej Cerkwi. Ogłosił, że nie wolno, bo niedziela poświęcona jest żywym. A, że Gruzini słuchają Eliasza (cieszy się tu on wielkim autorytetem) to wstrzymali się. Pokornie czekają do poniedziałku. I wtedy masowo ruszają na cmentarze. Odchodząc zostawiają malowane jajka. Położone na grobach od razu rzucają się w oczy. Szczególnie nam, katolikom, u których nie ma takiego obyczaju. Razem z pisankami leżą babki wielkanocne.

Cmentarz w Białymstoku

Cmentarz na Podlasiu. Malowane jajka obok zniczy

Kilka lat temu obserwowałem podobny obyczaj w Mołdawii. Tyle, że tam, podobnie jak na sporym obszarze prawosławia, cmentarze odwiedza się w niedzielę przypadającą tydzień po Wielkanocy. Na groby bliskich schodzą się całe rodziny. Ucztują, piją alkohol. To bardzo ważny moment w roku. W Kiszyniowie miałem wrażenie, że ludzie żyją tylko tym. Trzeba było przekładać spotkania, bo wszyscy powyjeżdżali na wieś, na groby przodków.

We wtorek, trzeciego dnia Świąt, byliśmy już w zachodniej Gruzji. Tuż obok Kutaisi znajduje się monaster Gelati. Wzniesiony w XII wieku, słynie z pięknych średniowiecznych fresków. Tu pochowano też jednego z największych władców kraju – Dawida IV Wielkiego. Ładny poranek, jesteśmy sami. Ciszę przerywają tylko wiosenne śpiewy ptaków. Idziemy na pobliski cmentarz. Chcemy z bliska zobaczyć świadectwa wielkanocnego obyczaju. Na grobach leżą malowane jajka. Zostawiono je tu wczoraj, razem ze świątecznymi babkami. Na części mogił stoją też butelki z winem. Zobacz też: Wielkanoc w Jerozolimie.

Z Gruzji wróciłem do Białegostoku. Tydzień po prawosławnej Wielkanocy, w poniedziałek, poszedłem na duży prawosławny cmentarz. Chciałem sprawdzić na ile obyczaj ten utrzymuje się również u nas. Są pisanki! Na części grobów. Tradycyjne, bordowe, farbowane w wywarze z łupin cebuli. Ale widziałem też nowoczesne, wielokolorowe, oklejone wzorzystymi nalepkami. Są też znicze. Dużo zniczy, część pali się jeszcze. Niektóre od wczoraj, inne zapalone zostały dziś rano. Robię zdjęcia. Tak, żeby w jednym kadrze było malowane jajko i znicz. Kwiaty. Sporo sztucznych, ale z racji na to, że prawosławna Wielkanoc w tym roku wypadła późno, to widać też kwiatki naturalne. Wszystko razem komponuje się w ujmujący obraz. Jest coś szczególnego w takim zestawieniu. Nieodwracalność grobu, status zmarłego i ciała pogrzebanego na wieki wywołuje smutek. Ale w tym przypadku wrażenie to złamane zostaje symbolem jajka, które kryje w sobie życie. Zmartwychwstanie. Przedchrześcijański motyw pisanki w przypadku Wschodu nie ogranicza się tylko do żywych spotykających się przy świątecznym stole. Wychodzi dalej. Na cmentarze. By przypominać o odrodzeniu. A wiosna temu sprzyja. Przyroda budzi się do życia. Stąd wydaje się to bardzo naturalne, logiczne i wpisane w rytm świata.

W Białymstoku, 9 maja

W Białymstoku, 9 maja

A gdyby ktoś chciał zobaczyć coś tak szczególnego, to szansa będzie jeszcze w najbliższą niedzielę. Część osób, ze względów praktycznych, rozkłada wizyty na grobach na dwa tygodnie. Zapewne najbardziej ujmujące obrazy powstaną na wiejskich cmentarzach. Zapraszamy na Podlasie!

Polecamy artykuł o prawosławnych obyczajach wielkanocnych: Orthodox Easter.

Mój blog o Gruzji.

Zobacz też: Sylwester 13 stycznia!

Strona 1 z 3

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén