Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Kategoria: Polska Nieoczywista (Strona 1 z 3)

W drodze na Mazury

W artykule tym pojawią się m.in. takie miejscowości, jak: Kruklanki, Prostki, Bogusze, Jeleniewo, Bakałarzewo, Korycin i Szelment, czyli spora grupa punktów na turystycznej mapie Polski Nieoczywistej.

Cel wyjazdu: domek nad jeziorem Gołdapiwo

Rzecz dotyczy drogi na Mazury, ale zjawisko ma też wymiar ogólny. Schemat jest ten sam. Wybieramy się na dłuższe wakacje lub choćby tylko na weekend. Wyznaczamy punkt docelowy, wrzucamy trasę do takiej lub innej nawigacji i jedziemy. Najchętniej szybko i sprawnie, by dotrzeć jak najszybciej. Po drodze mijamy mniejsze lub większe atrakcje. Do części z nich trzeba odrobinę zjechać z trasy. Czy warto? To oczywiście zależy od naszych preferencji i oczekiwań. Lubię jechać bocznymi drogami, powoli, kontemplując krajobraz. Lubię zatrzymywać się i oglądać – miejsca nieznane, nowe, ale również te, w których byłem już wcześniej. Tak rozumiem drogę i z tego punktu widzenia lepsze to, niż szybka teleportacja z punktu A do punktu B. Lubię korzystać z faktu, że w czasie przeznaczonym na urlop, nie trzeba się spieszyć.

Bywa, że warto zjechać odrobinę z głównej trasy

Początek lipca. Jedziemy na Mazury, w okolice Kruklanek. Nie znam tego miejsca. Choć region nie jest oczywiście obcy, to akurat w tej gminie nigdy nie byłem. Tak jakoś wyszło. A teraz, dlaczego właśnie tam? Bo koncepcja wyjazdu pojawiła się ledwie dzień wcześniej i szybka kwerenda w internecie potwierdziła to, czego się spodziewaliśmy – w dobrej jakości domkach z bezpośrednim dostępem do jeziora, wolnych miejsc brak! Wszystko zarezerwowane do końca wakacji. Tymczasem na jednym z popularnych portali ktoś przed chwilą zamieścił ogłoszenie, że zwolnił się dom letniskowy. Do wynajęcia od dziś na cztery dni. Dziś już nie zdążymy, ale jutro jedziemy. Zrobimy sobie dłuższy weekend.

Zabytkowy słup graniczny, okolice Prostek i wsi Bogusze

Najprostsza droga z Białegostoku wiedzie przez Ełk. Trasa dobrze znana, oswojona w czasie kolejnych wypadów na Mazury. Mijamy Knyszyn, Mońki i Grajewo. W okolicach Osowca przekraczamy Biebrzę. Ładnie, zielono, wiejsko. Cieszymy się krajobrazem. Z tego punktu widzenia, to dobrze, że nie ma tu autostrady albo obłożonej ekranami drogi ekspresowej.

Tablica informacyjna

Tym razem przystanek robimy w okolicach Prostek, czyli niedaleko granicy polsko-niemieckiej z czasów II Rzeczpospolitej. Zjeżdżamy w prawo i po chwili, zatrzymujemy się przy historycznym słupie granicznym, ustawionym w 1545 roku, w miejscu styku trzech granic: Korony Królestwa Polskiego, Wielkiego Księstwa Litewskiego i będących lennem Polski – Prus Książęcych. Byłem tu już wcześniej, ale ładnych kilka lat temu, a pamięć warto odświeżać.  Miejsce jest dobrym przykładem atrakcji „po drodze”, takiej, którą łatwo ominąć, nie zauważyć i nie skorzystać z okazji. A zaczynając z tego historycznego punktu, łatwo zbudować opowieść o zmianie granic Rzeczpospolitej na przestrzeni stuleci, o relacjach z Litwą i Prusami. To fascynujący temat, na bazie którego można zrealizować wiele wycieczek, a już na pewno wycieczki szkolne. Trójstyk granic z połowy XVI wieku? Zobaczyć trzeba koniecznie, ale dodatkowo, przydałaby się atrakcyjna opowieść, w prosty sposób, tłumacząca zawiłą historię.

Jeziorowskie nieopodal Kruklanek

W drodze powrotnej z Kruklanek do Białegostoku wybraliśmy inną trasę, przez Olecko do Bakałarzewa. Przecięliśmy sporą część Suwalszczyzny, na obiad zajeżdżając do restauracji „Pod Jelonkiem” w Jeleniewie (kartacze, ryby i zupa z pokrzywy). Region ten, to z całą pewnością czołówka kierunków nieoczywistych, nie odkrytych jeszcze przez masowego turystę. Z Mazur, gdzie spędziliśmy trzy dni, do Bakałarzewa jest ledwie 50 km, ale odległość ta rozdziela dwa światy. Tam, gdzie byliśmy, turystyka kwitnie, mnóstwo kwater, ośrodków wypoczynkowych, pensjonatów i domków do wynajęcia. W Kruklankach, niewielkiej miejscowości, działa kilka dużych restauracji (my korzystaliśmy z pięknie położonego „Zajazdu nad Sapiną”) oraz informacja turystyczna, dobrze wyposażona w niezbędne publikacje. W niedzielę próbowaliśmy zajrzeć do położonego tuż obok Giżycka. Żadnych szans na wolne miejsce parkingowe w pobliżu portu i kanału. Masa turystów, więc z przyjemnością wróciliśmy na obiad do Kruklanek i na plażę nad jeziorem Gołdapiwo.

Informacja Turystyczna w Kruklankach. Jedną z większych atrakcji regionu jest Szlak Fortyfikacji Mazurskich

Jadąc w stronę Suwalszczyzny można obserwować jak zmienia się biznesowy krajobraz. Mniej turystyki, więcej działalności typowo rolniczej. W okolicach Bakałarzewa już tylko pojedyncze agroturystyki, aż trudno uwierzyć, że świat może się tak zmienić. Są tu przecież jeziora i rzeki, rewelacyjna, nieskażona przyroda, ale niemal w ogóle nie ma turystów. Zajeżdżamy na plażę miejską. Jest lipiec, świeci słońce, szczyt sezonu, a na plaży nie ma ani jednej osoby! Zupełnie pusto!

Mostek nad Rospudą, okolice Bakałarzewa

Zaglądamy jeszcze nad jezioro Szelment Wielki, żeby sprawdzić jak tego lata radzi sobie ośrodek sportów wodnych, posiadający między innymi wyciąg do nart wodnych. Ktoś na nartach się ślizga, ale plaża obok i duży pomost, świecą pustkami. Jak na szczyt sezonu letniego, to z biznesowego punktu widzenia, nie wygląda to najlepiej. Z drugiej strony, jeśli ktoś szuka miejsca bez tłumów turystów, to Suwalszczyzna na pewno spełni jego oczekiwania.

Wyciąg nart wodnych nad Szelmentem

A dalej, to już przez Augustów i Suchowolę do Białegostoku. Znowu przekraczamy Biebrzę, tym razem w Sztabinie. Przejeżdżając przez Korycin zauważamy, że na wiatraku pojawiły się banery reklamujące nocleg w tym zabytkowym obiekcie. Byłem tam tydzień temu, zbierałem materiały do artykułu dla Wirtualnej Polski (zobacz: Truskawkowy Korycin), robiłem zdjęcia wiatraka, zdążyłem jeszcze na widok bez reklam.

Wiatrak w Korycinie, zdjęcie z czerwca tego roku

Trzy noce, cztery dni, od piątku do poniedziałku. Niewiele, ale wystarczyło, by cieszyć się porankami i zachodami słońca nad jeziorem, pozwiedzać, zobaczyć coś nowego oraz spróbować miejscowej kuchni. I po raz kolejny doświadczyć faktu, że turystyczną atrakcją jest nie tylko samo miejsce, do którego zmierzamy, ale i droga, która nas tam prowadzi.

Zobacz też: Turystyczna Polska Wschodnia.

Przewodnik po województwie białostockim z 1937 roku.

Polska nieoczywista

Niniejszy artykuł zapowiada nowy cykl. Będą to materiały poświęcone miejscom pozostającym na uboczu, ciągle jeszcze mniej popularnym. Takim, w których nie spotkamy tłumów.

Wiadomo, że rok ten sprzyja tego typu rozwiązaniom. W dobie zagrożenia koronawirusem spora część turystów szuka miejsc zacisznych, pozostających poza ruchem masowym.

Sioło Budy niedaleko Białowieży

W ciągu lat, taki kierunek myślenia o turystyce przewijał się już na tym blogu. Powstało sporo artykułów o atrakcjach turystycznych położonych poza głównymi szlakami. Dotyczą one całych regionów, ale też i zupełnie małych ojczyzn; punktów na mapie, ale też zjawisk, świąt i fenomenów kulturowych. Oto garść przykładów:

Turystyczna Polska Wschodnia
Polska egzotyka. Główne atuty regionu, to wielokulturowość, bogactwo tradycji i wspaniała przyroda. Nie bez znaczenia jest także położenie, za miedzą mamy Litwę oraz Białoruś. Ta ostatnia ma opinię kraju mniej dostępnego, ale od nas, z Białegostoku, bez żadnego problemu organizujemy tam piękne wycieczki…

Bywa i tak, jak na tym zdjęciu. Fot. I. Smerczyński

Suwalszczyzna
Kraina prawie 150 jezior! Znajdziemy tu zarówno akweny z piaszczystymi plażami, jak i śródleśne, malownicze jeziorka o stromych brzegach. Przez region przepływa kilka rzek znanych wszystkim miłośnikom kajakarstwa. To Czarna Hańcza i Rospuda…

Suwalszczyzna, jezioro Wigry, w tle klasztor pokamedulski

Kraina Otwartych Okiennic
Jest czymś takim, jak katowicki Nikiszowiec. Żyjącym zabytkiem i atrakcją w europejskiej skali. Trzymam tę krainę, jak asa w rękawie. Słabo rozpropagowana, więc mało kto o niej wie. I kiedy z gośćmi mamy już zaliczoną Białowieżę i Szlak Tatarski, to mówię, że jest też taka niedoceniana perełka. Jedziemy i to zawsze robi wrażenie. Miejsce jest trochę jak z innego świata…

Szlak Tatarski, zabytkowy meczet w Kruszynianach w ujęciu malarskim

Tykocin. Trzeba zobaczyć!
Ważny punkt turystycznych szlaków Podlasia. Położony niedaleko Warszawy, w otoczeniu pięknej przyrody, przyciąga prowincjonalnym urokiem. Atmosfera sielskości, sława dawnych czasów, wyjątkowe zabytki i regionalna kuchnia składają się na wachlarz atrakcji…

Kościół św. Trójcy w Tykocinie

Puńsk, Litwini w Polsce
Jeśli przyjedziecie w okolice Suwałk, pofatygujcie się do Puńska. Mało jest tak oryginalnych gmin. Aż 80 proc. mieszkańców to Litwini. To szczególny przypadek, kiedy mniejszość jest większością…

Kraina Otwartych Okiennic, cerkiew w Trześciance

Duch puszczy, samogon z Podlasia
Jest jedną z wizytówek regionu. Pojawia się na niejednej imprezie. Króluje na ogniskach i kuligach. To „duch puszczy”, czyli leśny trunek. Alkohol pędzony w ukryciu, nocą, gdzieś głęboko w puszczy. Mocny (dobry powinien mieć powyżej 55 procent). Szlachetny – pod warunkiem, że wiemy od kogo kupić. Choć formalnie zakazany, to po cichu staje się turystycznym hitem…

Supraśl, na Szlaku Tatarskim

Sylwester 13 stycznia!
W czasie gdy cała Polska odpoczywa po sylwestrowych imprezach spora część mieszkańców Podlasia dopiero myśli o nadchodzącej zabawie. Tu żegnają stary rok i witają nowy z opóźnieniem, zgodnie z kalendarzem juliańskim. Niektórzy obchodzą Sylwestra dwa razy, pierwszy raz 31 grudnia, a drugi 13 stycznia…

Kulig z okazji juliańskiego Sylwestra

Już wkrótce kolejne artykuły. Zapraszam do lektury, ale również do śledzenia tej tematyki na Facebooku oraz Instagramie.

Malownicze Podlasie

Gdzieś mi się wyświetlił, na Facebooku albo Instagramie. Polubiłem, a później kupiłem. Obraz przedstawiający cerkiew we wsi Puchły. Drewniana i zabytkowa architektura sama w sobie jest piękna, a tu zyskała jeszcze dodatkową wartość – oryginalne malarskie ujęcie. Puchły to jedna z trzech wsi Krainy Otwartych Okiennic.

Obraz autorstwa Katarzyny Krauze – Romejko, 2017 r. Tu do kupienia w formie inkografii.

Przy tej okazji przyszedł mi do głowy pomysł, żeby pójść za ciosem i zainspirować Autorkę do pracy nad kolejnym atrakcjami Podlasia. Tematy narzucają się same: Kruszyniany, Supraśl, Tykocin, Białowieża… Obrazy powstają, a ja liczę na coś w rodzaju kolekcji podlaskiej.

Meczet w Kruszynianach, akryl na kartonie. Zobacz w ofercie galerii.

Tego typu malarstwo może mieć walor promocyjny. Nasz region potrzebuje reklamy. Mimo wielu unikatowych atrakcji ciągle pozostaje na uboczu masowego ruchu turystycznego. Trzeba by nad tym popracować. Może warto sięgnąć też po sztukę i na przykład zorganizować plener malarski zapraszając modnych dziś malarzy? Byłoby to ciekawe i nośne medialnie wydarzenie, a prace powstałe w jego trakcie mogłyby ozdobić jedno z regionalnych muzeów.

Oraz inna wersja meczetu w Kruszynianach, Katarzyna Krauze – Romejko, 2018 r.

Tak też sobie myślę, że malarstwo (roboczo nazwijmy je „turystycznym”) ma przed sobą dobry czas. Zdjęcia mocno się opatrzyły, jesteśmy nimi zarzuceni. Tak bardzo, że doszliśmy do podstawowej trudności: wydaje się, że wszystko już było. W tej sytuacji problem jest oczywisty: jak stworzyć jeszcze lepsze, jeszcze bardziej atrakcyjne zdjęcie?! Mam wrażenie, że dochodzimy do kresu możliwości. Tym bardziej, że fotografuje i publikuje niemal każdy. A skoro coś jest tak powszechne, to staje się również pospolite i mało warte. Traci na sile i znaczeniu. Dzieje się tak paradoksalnie, mimo tego, że weszliśmy w okres cywilizacji obrazkowej (Instagram, Pinterest).

Wojciech Brewka, Żubr, 2018 r.

Jeśli więc właśnie teraz następuje renesans malarstwa…? Jak zawsze, wygra ten, kto zareaguje w porę. Oczywiście, nie chodzi o malarstwo realistyczne, bo to już mamy za sobą. Chodzi raczej o twórczą i oryginalną interpretację. Potrzebujemy atrakcji turystycznych malowanych tak, jak Tadeusz Dominik przedstawiał ogród i pejzaż oraz przemyśleń podobnych do dzieł Leona Tarasewicza inspirowanych krajobrazem podlaskich pól. Czegoś świeżego, czegoś, co na nowo zwróciłoby naszą uwagę na dawno opatrzone motywy.

Edward Dwurnik, Białystok, 2015 r.

Może właśnie w tym tkwi rynkowy sukces Edwarda Dwurnika malującego jedno miasto za drugim? Może jest to chłonna, czekająca na zagospodarowanie nisza? Sponsorzy wydają się oczywiści: urzędy marszałkowskie, gminy, regionalne organizacje turystyczne, hotele…

Zacznijmy od Podlasia!

Prace Katarzyny Krauze-Romejko w ofercie galerii.

PS. Gdyby ktoś z Państwa zajmował się tego typu sztuką, to proszę o kontakt.

Fragment obrazu Katarzyny Krauze – Romejko, 2018 r.

Zobacz także: Turystyczna Polska Wschodnia oraz Suwalszczyzna.

Białystok. Podróże z łososiem (lub śledziem)

Przeglądam półki i witryny księgarskie. Ciągle i regularnie. Nie mogę pozbyć się tego nawyku. W Białymstoku, obok budynku uniwersytetu, w którym spędziłem kilka najlepszych lat (i dlatego wciąż jest to miejsce bliskie) znajduje się moja ulubiona księgarnia. Powstała dawno temu. Mieszkańcom miasta znana był kiedyś z wydawnictw o profilu rolniczym. Ale to dawne dzieje. Dziś króluje tam literatura, jest też spory dział reportażu. W czasie studiów, po skończonych zajęciach zachodziłem najpierw do niej, oglądałem i długo trzymałem w dłoniach książki, na które nie było mnie stać. Masę czasu spędziłem przy półkach z napisami historia, religia i filozofia.

Później szło się kilka kroków dalej, do księgarni Akcent przy Rynku Kościuszki, posiadającej wtedy największy asortyment z obszaru nauk humanistycznych. Z dawnej księgarni została już tylko nazwa. Zdaje się, że to miasto, będące właścicielem lokalu, wymusiło przerobienie sklepu z książkami na restaurację i pub (też z książkami!). Można więc zjeść tam sałatkę i napić się piwa, ale książek nie znajdzie się wiele. Są obecne połowicznie, stanowiąc tło, dyskretną dekorację i alibi dla kotleta.

Piłkarze Jagiellonii na spacerze przy księgarni (kawiarni) Akcent, 11.03.2017, przed meczem z Koroną Kielce.

Piłkarze Jagiellonii Białystok na spacerze przy księgarni (kawiarni) Akcent, 11.03.2017, przed meczem z Koroną Kielce

Obchód kończyliśmy w antykwariacie na ulicy Lipowej. Tam kupowaliśmy najwięcej. Zapomniane, nikomu niepotrzebne klasyczne pozycje z filozofii, sztuki, religioznawstwa i historii w cenie od pięciu do dwunastu złotych. Były akurat na kieszeń biednego studenta. Wychodząc stamtąd z tomem, na którym nam zależało, można było uznać dzień za udany. Czytanie zaczynało się już na pobliskim przystanku autobusowym, w drodze do domu. Ileż wtedy, w taki właśnie sposób, człowiek się nauczył! Ileż wiedzy zdobył! To były drugie, równoległe studia, a Alma Mater był antykwariat.

Tak więc, przeglądam półki księgarskie. Przechodząc przy placu Uniwersyteckim (łapię się na tym, że specjalnie tak parkuję) zaglądam w witrynę ulubionej księgarni. A nóż wypatrzę coś interesującego! Zwalniam kroku i omiatam wzrokiem wielkie okna. Dziś dostrzegłem książkę, o której parę tygodni temu słyszałem w radiu. Słyszałem i zapomniałem. Gdyby nie ta witryna, to pewnie zapomniałbym na dłużej. Umberto Eco, Podróże z łososiem*. Zainteresowałem się z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na autora, po drugie – z uwagi na „podróże”; słowo, na które mój umysł jest szczególnie wyczulony. Całość niesie nadzieję na przyjemną i inspirującą lekturę.

Wziąłem książkę do ręki, szybko stało jasne, że z podróżami ma niewiele wspólnego. Zachęcały tytuły ledwie kilku rozdziałów. Reszta obejmował mało atrakcyjny obszar tematyczny, od wyrabiania wtórnika prawa jazdy po tworzenie katalogów bibliotecznych. Co więcej, sporą część książki stanowiły teksty wydane już wcześniej w tomie Zapiski na pudełku od zapałek. Mimo to kupiłem. Pragnienie dobrej lektury jest wielkie. Na bezrybiu i rak ryba, a tonący brzytwy się chwyta. Może choć jedna strona, może choć jedna myśl stanie się inspiracją.

Siadłem do lektury. Przerzuciłem kilka pierwszych rozdziałów i szybko zapomniałem o czym były. Książkę uratował jeden tekst. Ten tytułowy. Oto znamienity autor wybiera się w podróż. W planie dwa kraje, w których odbędą się spotkania z czytelnikami. Najpierw jedzie do Szwecji. Tam kupuje dużą porcję wędzonego łososia. Ryba jest hermetycznie zapakowana, więc Umberto Eco ma nadzieję dowieźć ją do domu. Tyle, że po drodze musi spędzić jeszcze kilka dni w Wielkiej Brytanii. Wydawca zarezerwował mu dobry hotel w Londynie. Autor wie, że łososia trzeba przechowywać w lodówce, ale ta w jego pokoju jest zajęta na minibar. Pełno w nim buteleczek z alkoholem, soków i napojów wszelakich oraz orzeszków i innych przekąsek. Wyjmuje więc całą tę zawartość i umieszcza w wielkiej szufladzie jednego z mebli. Pakuje rybę do lodówki i zadowolony idzie spotkać się z czytelnikami. Wieczorem po powrocie do pokoju widzi, że obsługa hotelu wyjęła łososia i położyła na stole, a lodówkę napełnia nowymi buteleczkami. Pisarz nie daje za wygraną i robi to samo, co wczoraj, tym razem zapełniając kolejną szufladę. Ale hotelarze też są konsekwentni, więc następnego dnia historia się powtarza. I kolejnego również. W efekcie, wykwaterowując się z hotelu, Umberto Eco, sława światowej prozy, musi zapłacić astronomiczny rachunek za kilkakrotne wyczyszczenie minibaru i z zepsutą rybą wraca do Włoch. Zabawna historia, akurat dla pilota wycieczek. Do wykorzystania w pracy. Przez lata mogę ją opowiadać ku radości kolejnych grup turystów. W sumie wyszła więc z tego niezła inwestycja. Za jedyne 35 złotych.

* Wchodząc do sklepu poprosiłem panią o najnowszą książkę Umberto Eco, Podróże ze śledziem! Zupełnie nie wiem dlaczego. Skąd mi się wziął ten śledź?! Nie wiem. W każdym bądź razie mój mózg z sobie tylko znanych powodów podróże ze śledziem uznał za atrakcyjniejsze od tych z łososiem.

…..

Krzysztof Matys Travel. Autorskie biuro podróży. Wycieczki do Gruzji, Armenii, Mołdawii, Uzbekistanu, Iranu

 

Sylwester juliański

Na Podlasiu okresu świąteczno-noworocznego ciąg dalszy. Dziś wieczorem w regionie huczne świętowanie. Ponownie wystrzelą fajerwerki i korki od szampanów. Tu nowy rok wita się dwa razy. Wierni kościołów wschodnich święta obchodzą według kalendarza juliańskiego, a zgodnie z nim rachuba dat przesunięta jest o 13 dni.

Dzień ten można potraktować jak turystyczną atrakcję i zrobić z tego coś w rodzaju produktu regionalnego. Ściągnąć turystów. Pokazać w telewizji. Szkoda, że nie myślą o tym ani władze regionu, ani urzędnicy odpowiedzialni za promocję województwa podlaskiego. Robimy to sami, od kilku lat organizujemy imprezy w Supraślu. Przyjeżdżają na niego ludzie z całej Polski, dla wielu z nich jest to pierwsza wizyta w naszych stronach. Poza balem jest jeszcze kulig i zwiedzanie Szlaku Tatarskiego. Program znajduje się tu: Sylwester w Supraślu.

Supraśl zimą

Supraśl zimą

Popularnie nazywany jest juliańskim lub prawosławnym Sylwestrem. Ale to nazwa sztuczna, utworzona na podstawie kalendarza gregoriańskiego. W Kościele katolickim św. Sylwester wspominany jest 31 grudnia. Patronem ostatniego dnia roku w kalendarzu juliańskim jest św. Melania, stąd też noworoczne zabawy nazywane są „małanką” lub „mełanką”.

Wśród prawosławnych mieszkańców Podlasia funkcjonuje też jako „szczodry wieczór” – od obfitości potraw na stole. W tradycji ten aspekt ostatniego dnia roku był bardzo istotny. W niezbyt zamożnych domach, na ten jeden moment szerzej otwierano spiżarnie. Na stołach pojawiały się sycące i tłuste potrawy. Bywało nawet bardziej bogato niż w czasie świąt Bożego Narodzenia.

O tym jak był i jak teraz jest obchodzony przeczytacie tu: Sylwester 13 stycznia.

W niedzielę, 15 stycznia, mieszkańcy województwa podlaskiego będą musieli wrócić do rzeczywistości i wziąć udział w referendum. Pytanie jest jedno: czy chcemy mieć lotnisko? Kilka dni temu odbyła się debata na ten temat. Miałem przyjemność wziąć w niej udział. Zapis z organizowanego przez „Kurier Poranny” i „Gazetę Współczesną” wydarzenia można zobaczyć tu.

Białoruś znosi wizy. Grodno i Kanał Augustowski

Tytuł atrakcyjny, dlatego spotkał się z entuzjastyczną reakcją polskiego internetu. Zareagowały chyba wszystkie większe portale, zarówno te piszące o turystyce, jak i specjalizujące się w tematyce międzynarodowej. Trudno się dziwić. Chcemy tam jeździć,  a z perspektywy biura podróży widać wzrost zainteresowania wycieczkami na Białoruś.

Gdyby rzeczywiście Mińsk zniósł wizy byłoby to wydarzenie epokowe, ale wydaje się, że w przewidywalnej perspektywie takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Białorusi oczywiście zależy na zwiększeniu ruchu turystycznego*, tyle, że w grę wchodzą co najwyżej ściśle określone programy, dopuszczające ograniczony ruch bez konieczności posiadania wizy. (Znane są już szczegóły programu, tu można dowiedzieć się jak w praktyce wygląda ruch bezwizowy do Grodna).

Bezwizowe przejście graniczne Białowieża - Piererow

Bezwizowe przejście graniczne Białowieża – Piererow

Pierwszy taki projekt działa już od roku i dotyczy terenu Puszczy Białowieskiej. Obejmuje jedno przejście graniczne Białowieża (Grudki) – Piererow i ograniczone jest do ruchu pieszego oraz rowerowego. By przekroczyć granicę trzeba uzyskać przepustkę, rejestrując się na dedykowanej temu stronie internetowej oraz wykupić przynajmniej dwie usługi turystyczne z terenu białoruskiej Puszczy Białowieskiej. W pierwszej połowie tego roku granice w ten sposób przekroczyło około 3 tys. osób. Więcej informacji o warunkach tego projektu w artykule.

A jeśli chodzi o ogłoszony właśnie „ruch bezwizowy” w obszarze Kanału Augustowskiego i Grodna, to ciągle mamy za mało danych, żeby przesądzić jak to będzie wyglądać w praktyce. Póki co wiemy, że:

  • W dniu 23 sierpnia Aleksander Łukaszenko podpisał odpowiedni dekret, ale jego szczegółami dopiero teraz zajmuje się Ministerstwo Sportu i Turystyki. Prezydencki  dekret wchodzi w życie po dwóch miesiącach, a więc program ma zacząć działać 23 października. Wstępnie przewidziany jest do końca 2017 r.
  • Ograniczony jest do terenu białoruskiej części Kanału Augustowskiego i Grodna.
  • Obok paszportu trzeba będzie posiadać też dokument uprawniający do zwiedzania parku Kanał Augustowski. Szczegóły tego dokumentu nie są jeszcze znane.
  • Obcokrajowcy bez wiz będą mogli znajdować się na terenie Białorusi maksymalnie pięć dni.
  • Będzie dotyczył kilku przejść granicznych, z terenu Polski i Litwy. W przypadku Polski są to dwa przejścia: w Rudawce na Kanale Augustowskim oraz w Kuźnicy Białostockiej.
Jeden z zabytków Grodna - wzniesiona w XII wieku cerkiew na Kołoży

Jeden z zabytków Grodna – wzniesiona w XII wieku cerkiew na Kołoży

Sporym zaskoczeniem jest włącznie do programu przejścia Kuźnica Białostocka – Bruzgi. Od kilku lat mieliśmy nadzieję na uruchomienie bezwizowego ruchu w ramach Kanału Augustowskiego na granicy w Rudawce(przejście działa sezonowo i przeznaczone jest dla kajakarzy), a w pakiecie znalazła się również Kuźnica (ruch samochodowy i kolejowy). I właśnie to, a także włączenie do projektu Grodna spowodowało tak entuzjastyczne reakcję. Niektórzy pewne zrozumieli to w ten sposób, że wystarczy wziąć paszport, wsiąść do samochodu i pojechać na obiad do Grodna. Co prawda szczegółów jeszcze nie znamy, ale wątpię by wyglądało to w ten sposób. Na podstawie szczątkowych informacji oraz dotychczasowych doświadczeń można wnioskować, że program będzie przypominał sprawdzone rozwiązanie z terenu Puszczy Białowieskiej, a więc trzeba będzie uzyskać dokument/przepustkę (być może za pomocą strony internetowej), wykupić ubezpieczenie oraz jakieś usługi turystyczne na terenie przewidzianym programem. Najbardziej interesującą kwestią są warunki, jakie trzeba będzie spełnić, żeby bez wizy pojechać do Grodna, bo zdaje się, że właśnie to miasto będzie głównym magnesem przyciągającym turystów. Może być tak, że wyjazd do Grodna będzie wiązał się z koniecznością wykupienia usług turystycznych na terenie parku Kanał Augustowski.

Poczekamy spokojnie na szczegóły programu, a póki co można powiedzieć, że Białoruś już zyskała – bezpłatną reklamę. Pojawiła się w mediach w pozytywnym świetle. To dobrze! Od lat podkreślamy, że turystycznie jest to atrakcyjne miejsce. Bezpieczne i naprawdę warto się tam wybrać. W 2017 roku należy się spodziewać wzrostu zainteresowania Białorusią. W niepewnej światowej sytuacji coraz więcej osób postrzega naszego wschodniego sąsiada jako miejsce stabilne, a za tym i bezpieczne. Po uruchomieniu „bezwizowego” ruchu turystów będzie jeszcze więcej. To ważne dla osób i grup planujących wycieczki. Kraj nie ma mocno rozbudowanej infrastruktury. Szczególnie w sezonie i w długie weekendy może brakować miejsc w hotelach. Wydaje się, że Białoruś na przyszły rok warto zaplanować ze sporym wyprzedzeniem.

Centrum Grodna

Centrum Grodna

Ciekawe możliwości stwarza też  nowe połączenie kolejowe z Krakowa do Grodna (przez Warszawę i Białystok). Pociąg będzie kursował już od września. Idealne rozwiązanie chociażby dla wycieczek szkolnych. A, że każdy polski uczeń powinien odwiedzić miejsca związane z naszą historią, to wręcz oczywiste. Więcej o tym w artykule: Grodno – historia i zabytki.

* Według rankingu Światowe Organizacji Turystyki Narodów Zjednoczonych Białoruś jest jednym z najrzadziej odwiedzanych krajów Europy. W 2014 roku na Białorusi było ledwie 137 tys. turystów. Dla porównania Polskę w tym samym czasie odwiedziło około 16 mln turystów, a zajmującą pierwsze miejsce Francję aż 83 mln.

Wycieczka na Białoruś

P.S.
Od lutego 2017 roku wchodzi w życie program umożliwiający bezwizowy wjazd na teren Białorusi przez lotnisko w Mińsku. W tym przypadku nie ma żadnych ograniczeń terytorialnych i można przemieszczać się po obszarze całego kraju. Szczegółowe informacje znajdują się tu: Do Mińska bez wiz.

 

Kraina Otwartych Okiennic

Jest czymś takim, jak katowicki Nikiszowiec. Żyjącym zabytkiem i atrakcją w europejskiej skali.

Koniec maja, słoneczne popołudnie, zaraz będzie dobre światło, ciepłe, takie, które pomaga robić zdjęcia. Jadę więc. Z Białegostoku to ledwie 30 kilometrów. Na rondzie w Zabłudowie drogą w kierunku Białowieży (nie pomylić z trasą na Bielsk Podlaski!). Wąska, kręta szosa prowadzi przez las. Młody, sosnowy, wygląda jak zalesione grunty porolne. Pola tu biedne, piaski. Ludzi wyciągnął stąd Białystok. Dziś te wsie, to raczej domy na weekend, mieszkania i ogródki dziadków, którzy za nic nie chcą ich opuścić.

Cerkiew w Trześciance

Cerkiew w Trześciance

Jeżdżę tam od lat. Sam i w towarzystwie podróżników, co to wiele już widzieli. Trzymam tę krainę jak asa w rękawie. Słabo rozpropagowana, więc mało kto o niej wie. I kiedy z gośćmi mamy już zaliczoną Białowieżę, Szlak Tatarski i Tykocin, to mówię, że jest też taka niedoceniana perełka. Jedziemy i to zawsze robi wrażenie. Miejsce jest trochę jak z innego świata. Jakbyśmy po drodze przekroczyli granicę. Może to już Białoruś, a może Rosja?

Jeszcze  z piętnaście lat temu było tu trochę wstydu. Bo biednie, bo małe domki, bo drewniane. Stąd się wyjeżdżało. A kto wyjechał, chciał zapomnieć, oderwać się. W tamtych czasach poznałem kilka osób z tych wsi. Byli młodzi, mieszkali w mieście, dobrze zarabiali. Nie rozumieli co może zachwycać. Na początku nie dowierzali. Trzeba było przekonywać, że mówię serio. Zresztą ten schemat widzę w wielu innych miejscach. Dopiero gdy ktoś z zewnątrz dowartościuje, to miejscowi uwierzą. Najlepiej jakby to był ktoś z dużego miasta, super jeśli z Warszawy. A gdyby tak z zagranicy, to już w ogóle rewelacja. Zobacz np. Chińczycy na Podlasiu.

Jeszcze kilka lat przy wjeździe do wsi Soce stała taka tablica. Gdzieś zniknęła, już jej nie widzę.

Jeszcze kilka lat przy wjeździe do wsi Soce stała taka tablica. Ale gdzieś zniknęła, już jej nie widzę. Szkoda, była ładną wizytówką tego miejsca.

W tamtych czasach nie było tu żadnej turystyki. Kwater, pensjonatów, pokoi do wynajęcia. Nic. A dziś? Jest już lepiej. Jeżdżąc wczoraj zauważyłem, że pojawiły się miejsca, w których można się przespać. Spotkałem dwójkę rowerzystów. Przyjechali z daleka, odpoczywają, odkrywają nieznany kawałek Polski.

Sięgam po przewodniki sprzed kilkunastu lat. „Polska na weekend” wydawnictwa Pascal, z 1999 roku. O Krainie Otwartych Okiennic nie ma ani słowa. Nie pojawiają się też nazwy wsi, które ją tworzą. Nie ma ich na mapie. Choć autorzy przewodnika są całkiem blisko, omawiają obszar pomiędzy Białymstokiem a Białowieżą. Po prostu, wtedy nie było jeszcze tego tematu. Biała plama.

W dokładnym i szczegółowym przewodniku Tomasza Darmochwała „Północne Podlasie, Wschodnie Mazowsze”, wydanym w 2003 roku, nazwy wsi są już wymienione, ale omówione są skrótowo, po dwa zdania na każdą. Nie pojawia się jeszcze termin Kraina Otwartych Okiennic.

Początki turystyki wiążą się z działalnością Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Kraina jest projektem zainicjowanym przez PTOP. Zaczęło się w 2001 roku, od odnowienia kilku domów. Obecnie przedsięwzięciu patronuje Stowarzyszenie Dziedzictwo Podlasia. Zrealizowano już wiele przedsięwzięć, konkursów i zamierzeń promujących Krainę. Działania te wywołały  dumę  mieszkańców. Stare domy, tradycja i lokalna gwara nabrały wartości.

Największa w okolicy jest Narew. Dziś to wieś, ale od 1514 do 1934 roku miała prawa miejskie. Zawdzięczała je królowi Zygmuntowi Staremu. W I Rzeczpospolitej Narew była ważnym ośrodkiem żeglugi rzecznej, na szlaku z Wilna i Grodna do Lublina i Krakowa. Każdy, kto choćby tylko przejechał przez Narew, musiał widzieć dwie piękne i zabytkowe świątynie. Obie drewniane, wpisują się w specyfikę architektoniczną regionu. To kościół katolicki z 1775 roku oraz prawosławna cerkiew z XIX wieku. Malownicze, zwracają uwagę tych, którzy robią zdjęcia.

Jeden z domów Krainy Otwartych Okiennic

Jeden z domów Krainy Otwartych Okiennic

W odległości kilku kilometrów od Narwi leżą trzy wsie tworzące Krainę Otwartych Okiennic. To Soce, Puchły i Trześcianka. Najbardziej znana jest ta ostatnia. Prowadzi przez nią asfaltowa trasa łącząca Białystok z Białowieżą. Klasyczna ulicówka z drewnianymi domkami ustawionymi szczytami do drogi. Piękna. Zachowało się sporo budynków. Ozdobiona dodatkowo śliczną cerkwią pw. św. Michała Archanioła (1867 r.). Tyle, że ruch tu spory, ciągną samochody.

Inny świat zaczyna się tuż obok. Soce i Puchły. Wsie bez asfaltu, na uboczu. Cicho tu i spokojnie. Na ławkach przed domami starsi ludzie. Kontemplują, czekają na przyjazd dzieci, wnuków i sąsiadów. Można podejść, zagadać. Miejscowi posługują się lokalną gwarą, będącą wypadkową kilku słowiańskich języków, zaliczaną do grupy północnoukraińskiej. Ale mówią oczywiście też po polsku. Kulturowo blisko im do tradycji białoruskiej.

Krzyż wotywny na granicy wsi Soce

Krzyż wotywny na granicy wsi Soce

Soce to wieś założona w XVI wieku, zasiedlona przez Rusinów wyznania prawosławnego. Nazwa pochodzi najprawdopodobniej od socenia czyli sączenia wody, w pobliskim strumyku. W 2012 r. decyzją podlaskiego konserwatora zabytków została wpisana do rejestru zabytków.

Jedną z wizytówek Krainy jest drewniana cerkiew pod wezwaniem Opieki Matki Bożej w Puchłach. Takich perełek w okolicy jest więcej. Przebiega tędy Szlak Świątyń Prawosławnych. Jak czytamy na stronie internetowej gminy Narew: Turysta przemierzający szlak może podziwiać zabytkowe, drewniane, różnorodne w stylu i wieku cerkwie i inne obiekty kultu religijnego Prawosławia, takie jak kapliczki oraz przydrożne krzyże wotywne.

Jest wiele domów bardziej kolorowych i zdobnych, ale ten zachwycił mnie w sposób szczególny

Jest wiele domów bardziej kolorowych i zdobnych, ale ten zachwycił mnie w sposób szczególny

Krainę przecina Podlaski Szlak Bociani (ciekawa przyrodniczo trasa z Białowieży przez Tykocin aż do Goniądza, zobacz więcej w artykule: Dzień bociana). W Socach gniazda na słupach jedno obok drugiego. Poletka tu niewielkie, podzielone miedzami i laskami. Sporo łąk. Nie ma jeszcze wielkopowierzchniowych monokultur, które nie sprzyjają bocianom. Dlatego na Podlasiu ptaków nie ubywa, w przeciwieństwie do innych regionów kraju.

Urok miejsca tworzy szczególna architektura. Drewniane domy i cerkwie. Bogate zdobienia snycerskie. Kolory. Niespotykana w innych regionach Polski ornamentyka nawiązuje do rosyjskiego budownictwa ludowego. Drugą wartością jest przyroda. Zielono tu i pięknie. Akurat na rower. Jeździ się nie wybetonowanym ścieżkami, a zwykłymi polnymi drogami. Warto pojechać dalej, wzdłuż doliny Narwi przez kolejne malownicze wsie: Ciełuszki, Kaniuki, Dawidowicze, Pawły i Ryboły. Lokalny  folklor i gwara stanowią kolejną atrakcję. Cieszę się gdy spotykam turystów. Do tej pory było to miejsce zupełnie nieskomercjalizowane. Dziś jest już agroturystyka. Od lipca w Puchłach będzie można kupić lokalne pamiątki. Niech się rozwija!

Zobacz też: Turystyczna Polska Wschodnia.

Wieś Soce, fot. Justyna Wasyluk

Wieś Soce, fot. Justyna Wasyluk

PS

W okolicy z powodzeniem organizuje się też spływy kajakowe. Z Narwi do Puchł jest około 3 godzin wiosłowania, z Puchł do Plosek około 5 godzin. Krainę Otwartych Okiennic można włączyć też w dłuższą trasę kajakową, rozpoczynając spływ w Narewce, na terenie Puszczy Białowieskiej. Trwa 3 lub 4 dni.

In English: Wooden architecture in Podlasie.

Zapisz

Białowieża według Lonely Planet

W rankingu Best in Travel opiniotwórcze wydawnictwo Lonely Planet opisało 10 państw, które warto odwiedzić w 2016 roku. W tej dziesiątce są tylko dwa państwa europejskie: Polska i Łotwa. Poza tym m.in. tak egzotyczne miejsce jak Republika Paulu. Ale są też Japonia, USA i Australia. Więcej informacji o tym rankingu znajduje się tu: Best in Travel 2016.

Rezerwat Pokazowy Żubrów

Rezerwat Pokazowy Żubrów

Znaleźliśmy się zatem w bardzo ciekawym gronie. I dobrze! Czas na polską turystykę przyjazdową. Ranking ten na pewno zainspiruje wielu turystów.

Na Podlasiu mamy szczególny powód do radości. Wśród miejsc wartych odwiedzenia wymieniona została Białowieża. Ze względu na pierwotną puszczę i żubry. Wspomniane są też rysie i wilki oraz… „słynna polska wódka Żubrówka”.

Lonely Planet zachęca także do odwiedzenia Wrocławia (Europejska Stolica Kultury), Wieliczki i Krakowa (wspomniane są Światowe Dni Młodzieży), Łodzi oraz Szczecina.

Dobrze, że ranking choć trochę wychodzi poza utarte schematy. Oczywiście jest też klasyka, czyli Kraków, bo trudno go pominąć, szczególnie kiedy zdobywa kolejne tytuły najlepszego turystycznego miasta Europy. Więcej na ten temat: Kraków best European city trip.

Najstarszy budynek w Białowieży, dawny dworek myśliwski (1845 r.)

Najstarszy budynek w Białowieży, dawny dworek myśliwski (1845 r.)

Ale wydawnictwo postawiło też na mniej popularne miejsca. Zauważona została m.in. Łódź, ze względu na zabytkową dziewiętnastowieczną architekturę. Z nazwy pojawia się też ulica Piotrkowska. Zaskoczeniem może być fakt, iż Lonely Planet wymienia pola golfowe nieopodal Szczecina (Binowo Park). Bo to, że pojawił się sam Szczecin jest już mniejszą niespodzianką. W ciągu ostatniego roku miasto zyskało piękną promocję dzięki nowemu budynkowi Filharmonii Szczecińskiej. Śmiała forma architektoniczna zachwyciła wielu znawców i zaowocowała nagrodą dla najpiękniejszego budynku Europy 2015 roku! Swoją drogą, to dobry przykład dla władz lokalnych z innych regionów Polski. W Białymstoku wydano duże pieniądze na budowę opery, a budynek architektonicznie jest zupełnie przeciętny. Z tego punktu widzenia miasto zmarnowało nadarzającą się okazję.

A wracając do Białowieży. Po raz kolejny przypomina o swoim znaczeniu. W zestawieniu Lonely Planet cała Polska Wschodnia, wielki region na wschód od Wisły reprezentowany jest tylko przez Białowieżę! Można powiedzieć, że dobre i to, ale z drugiej strony, chyba za mało robimy, żeby pokazać światu pozostałe atrakcje ściany wschodniej. A przecież jest ich sporo. I to na europejską skalę. Więcej o tym w artykule: Polska Wschodnia.

Białowieża Towarowa

Białowieża Towarowa

U nas w kraju chyba wszyscy kojarzymy Białowieżę. Od razu przychodzą na myśl żubry i jedyny w Europie pierwotny  las nizinny. Znamy ją z wycieczek szkolnych, weekendowych wypadów oraz często organizowanych tam konferencji i szkoleń. Piękne miejsce! W czerwcu zeszłego roku pojawiła się nowa atrakcja: możliwość bezwizowego przekroczenia granicy z Białorusią. Więcej o tym tu: Na Białoruś bez wiz.

Zobacz też: Chińczycy na Podlasiu.

Turystyczna Polska Wschodnia

Piękne miejsce, polska egzotyka. Główne atuty regionu, to wielokulturowość, bogactwo tradycji i wspaniała przyroda. Nie bez znaczenia jest także położenie, za miedzą mamy Litwę oraz Białoruś. Ta ostatnia ma opinię kraju mniej dostępnego, ale od nas, z Białegostoku, bez żadnego problemu organizujemy tam piękne wycieczki. Zobacz: Wycieczka na Białoruś.

Takie widoki tylko u nas! Żubr na ulicy w Białowieży. Fot. I. Smerczyński

Takie widoki tylko u nas! Żubr na ulicy w Białowieży. Fot. I. Smerczyński

Na blogu jest już trochę materiału na ten temat. Przez lata zamieściłem sporo wpisów o poszczególnych miejscowościach, od Sejn po Zamość. Pisałem też o interesujących faktach i zjawiskach z naszego regionu, m.in. o coraz słynniejszym duchu puszczy i prawosławnym sylwestrze, obchodzonym 13 stycznia.

Niestety, jest to też region niewykorzystanych możliwości turystycznych. Są oczywiście perełki, takie jak chociażby Białowieża, tyle, że to pojedyncze punkty, niczym wyspy na oceanie. Dlaczego tak jest? Brakuje promocji. W części wynika to z podejścia władz w Warszawie, które nasz region od lat traktują jako klasyczną Polskę B. Pamiętam jak dwa lata temu przekonywałem Polską Organizację Turystyczną do idei promocji naszego regionu wśród chińskiej branży turystycznej. Łatwo nie było. Sporo czasu zajęło zanim zdołałem wytłumaczyć centrali POT w Warszawie, że Polska Wschodnia jest atrakcyjna. Więcej o tym w artykule: Chińczycy na Podlasiu.

Na Białorusi, tuż za granicą. Siedziba Dziadka Mroza

Na Białorusi, tuż za granicą. Siedziba Dziadka Mroza

Próbuję jakoś temu zaradzić. Korzystam ze znajomości powstałych przez lata podróżowania i własnym sumptem przekonuję kogo mogę, że warto do nas przyjeżdżać. W tym celu stworzyłem anglojęzyczną stronę internetową: Eastern-Poland. Jest tam sporo zdjęć, informacji i krótkich filmów. Mam nadzieję, że z czasem przyniesie to efekt. Jeśli ktoś chciałby mi w tym pomóc, to zapraszam do współpracy. Udostępniajcie, polecajcie, niech cały świat się dowie jak u nas pięknie!

Mam też nadzieję, że już tej wiosny, wielu polskich turystów ruszy na wschód od Wisły. Oto kilka powodów:

Wielokulturowość

Tu spotyka się Wschód z Zachodem. Obok siebie wznoszą się neogotyckie kościoły i drewniane cerkwie. Krajobraz jest świadectwem dawnych czasów, kiedy na porośniętych lasami terenach osiedlali się Rusini ze wschodu (zobacz: Kraina Otwartych Okiennic) i Polacy z Mazowsza. Trochę później pojawili się również Tatarzy, wzbogacając krajobraz o orientalne akcenty.

Szlak Tatarski, meczet w Kruszynianach

Szlak Tatarski, meczet w Kruszynianach

W ciągu krótkiej wycieczki trafiamy na świadectwa funkcjonowania kilku wyznań i religii. Najpierw mocne spotkanie z prawosławiem. Zaczynamy od bardzo ciekawego Muzeum Ikon w Supraślu. Następnie położona tuż obok cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny (wzniesiona na początku XVI wieku). To absolutny unikat, jedyna na terenie Polski świątynia łącząca cechy gotyku i architektury bizantyjskiej.

Z Supraśla wjeżdżamy na Szlak Tatarski, odwiedzamy Bohoniki i Kruszyniany, wsie znane z zabytkowych meczetów. Na obiad obowiązkowo oryginalna kuchnia tatarska.

W położonych tuż obok Krynkach wspomnimy dawnych mieszkańców miasteczka. Do II wojny światowej Żydzi stanowili 60 proc. mieszkańców. Zachowały się pozostałości synagog oraz kirkut. Miłośnicy judaiców konieczne odwiedzić powinni Tykocin, jedną z podlaskich perełek, w którym jakimś cudem straszne czasy II wojny światowej przetrwała Wielka Synagoga. Obiekt wzniesiony w 1642 roku jest atrakcją w skali Polski i Europy. Zajrzeć trzeba do jednej z tutejszych restauracji, serwujących kuchnię żydowską.

W północnej części regionu, na Suwalszczyźnie zobaczymy molennę Staroobrzędowców, bazylikę i synagogę w Sejnach oraz odwiedzimy Puńsk, wyjątkową gminę, w której litewska mniejszość jest większością (zobacz artykuł: Puńsk, Litwini w Polsce).

Po drodze z Białowieży do Białegostoku zatrzymamy się w kilku wsiach, żeby zrobić zdjęcia pięknym drewnianym cerkwiom na Szlaku Otwartych Okiennic. A w samej Białowieży zajrzymy do zbudowanej dla cara Aleksandra III, wyjątkowej bo murowanej cerkwi, skrywającej absolutny unikat – ikonostas z porcelany!

Przyroda

Wszystkie wspomniane wyżej miejsca otacza pełna uroku natura. Supraśl leży na terenie olbrzymiego kompleksu leśnego Puszczy Knyszyńskiej. Kruszyniany, Bohoniki i Krynki znajdują się na jej obrzeżach, dlatego właśnie w tamtych okolicach często można zobaczyć żubry, wychodzące z puszczy na okoliczne łąki i pola.

Takie o to znaki ostrzegawcze spotykamy w Puszczy Knyszyńskiej

Takie o to znaki ostrzegawcze spotykamy w Puszczy Knyszyńskiej

O Białowieży nie ma co się rozwodzić. Wszyscy przecież pamiętamy, że to jedyny w Europie nizinny las naturalny. Skarb absolutny, przyciągający przyrodników z całego świata. Od czerwca zeszłego roku dodatkowym atutem Białowieży jest bezwizowy ruch na Białoruś. Z udogodnienia tego skorzystać może każdy turysta. Więcej informacji znajdziecie tu: Na Białoruś bez wiz.

Koniecznie za to wspomnieć należy o Biebrzy i Narwi. Obszar ten sukcesywnie zyskuje na znaczeniu i cieszy się coraz większa popularnością wśród miłośników przyrody. To m.in. tu można odbywać pasjonujące widokowe loty balonem. Pozostając dalej w klimatach związanych z wodą przenosimy się nieco na północ i trafimy do Wigierskiego Parku Narodowego, który udanie łączy ochronę przyrody z rozwojem turystyki. Na południu warto zwrócić uwagę na dolinę Bugu oraz Roztoczański Park Narodowy. A dalej, to już oczywiście Bieszczady, wartość których dobrze znamy.

Wigry. W tle klasztor pokamedulski

Wigry. W tle klasztor pokamedulski

Turystyka aktywna

Mam takie wrażenie, że gusta polskich turystów zmieniają się i idą w dobrym kierunku. Po latach pogoni za hotelami all inclusive w Egipcie i Turcji, świadomie wybieramy coś ciekawszego. Rajdy piesze i konne, turystyka rowerowa, kajaki i żagle. Plus poszukiwania oryginalnych smaków, zdrowej i ciekawej kuchni regionalnej. Wschodnia Polska jest wymarzonym miejscem na tego typu wakacje. Sama tylko Suwalszczyzna wystarczy na dwutygodniowy, piękny urlop. A przy okazji można w łatwy sposób urządzić jedno lub dwudniową wycieczkę do Wilna.

Warto wspomnieć o Green Velo. Co prawda wielki projekt, który miał rozruszać tę część Polski, w praktyce na razie wygląda tak sobie, ale mam nadzieję, że zakrojona na szeroką skalę reklama szlaku przyniesie efekt w postaci większego zainteresowania turystów Wschodnią Polską.

Sioło Budy

Sioło Budy

Jesteśmy po drodze

Przed zaborami przez Podlasie przebiegała granica między Koroną a Litwą, czyli tu był środek Rzeczpospolitej! Dlaczego o tym piszę? Żeby pokazać, że za Białymstokiem i za Suwałkami świat się nie kończy. Wręcz przeciwnie, zaczyna się coś nowego i ciekawego. Jeśli zawitacie na Podlasie, na Szlak Tatarski, do Tykocina czy Białowieży, pomyślcie o chociażby krótkim wypadzie na Białoruś. Takie miejsca jak Grodno, Zaosie czy Nowogródek powinien odwiedzić każdy Polak. Jadąc do Augustowa lub Suwałk rozejrzyjcie się za możliwością zorganizowania wycieczki na Litwę. Da się to łatwo zrobić. Stąd to już i do Rygi jest blisko. I to jest kolejny atut naszego regionu.

Serdecznie zapraszamy!

Zdjęcie żubra w Białowieży: Irek Smerczyński. Pozostałe fotografie: Krzysztof Matys.

Przewodnik po woj. białostockim z 1937 r.

More information in English: Eastern-Poland.eu

Krynica i Tylicz

O tej porze roku temat to zupełnie oczywisty. Śnieg i narty. Z racji na zawodowe obowiązki częściej bywam w górach gdzieś w świecie, rzadziej w Polsce. Tak jakoś dziwnie się porobiło, że bliżej na Kaukaz niż w Tatry. Więcej na ten temat w artykule: Narty w Armenii, Iranie i Gruzji. Brakuje czasu, ale jednak każdego roku staram się, choć na kilka dni, ruszyć w nasze góry.

Jeden ze stoków w Tyliczu. Jak widać, śniegu nie brakowało

Jeden ze stoków w Tyliczu. Jak widać, śniegu nie brakowało

Najczęściej wybieram Bieszczady i okolice Krynicy. Tak też wyszło i tym razem. Udało się wygospodarować trochę wolnego czasu, więc pędem do Krynicy-Zdroju.

Ruszyliśmy z pewnymi obawami o śnieg, ale na miejscu okazało się, że całkiem dobrze trafiliśmy. Od poniedziałku do piątku, przez wszystkie dni naszego pobytu były dobre warunki narciarskie. Dużo śniegu i temperatura w okolicach zera. Pięknie się zjeżdżało. Krynica i jej okolice ma chyba jakiś specyficzny mikroklimat, bo jak wiadomo, w innych regionach polskich gór ze śniegiem było krucho.

Pięć dni bawiliśmy się na stokach w Tyliczu. Warunki dobre, ceny umiarkowane (w odróżnieniu od drogiej Jaworzyny) i niezbyt wielu ludzi. Szczególnie polecam tanie poranki (do godz. 11.00) i nocną jazdę (od 16.00 do 20.00).

Zabytkowa Witoldówka w Krynicy-Zdroju

Zabytkowa Witoldówka w Krynicy-Zdroju

Lubię Tylicz. Latem i zimą. Zawsze zahaczam o kościół pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Obiekt wzniesiony w 1612 roku zachwyca piękną architekturą, więc mimo tego, że widziałem go wielokrotnie, jakoś nie mogę się oprzeć, zatrzymuję się i robię zdjęcia.

To reguła generalna, interesują mnie miejsca z historią. Takie, gdzie są zabytki i muzea. Nawet jeśli jest to wyjazd typowo narciarski, to w przerwie chcę coś zobaczyć i choć trochę pozwiedzać. Region ma niezaprzeczalny atut w postaci Szlaku Architektury Drewnianej, do którego należy również wspomniany wyżej kościół w Tyliczu. Zabytków jest jednak znacznie więcej. W całym województwie małopolskim szlak liczy aż 252 obiekty.

Tuż obok Krynicy znajduje się Powroźnik. To wieś z bogatą historią, pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XIV wieku! Znajduje się tu cerkiew greckokatolicka św. Jakuba Młodszego (obecnie kościół rzymskokatolicki). Zbudowana została w 1600 r. i jest najstarszą cerkwią w polskich Karpatach. W 2013 r., wraz z grupą innych obiektów po polskiej i ukraińskiej stronie, została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO.

Kościół w Tyliczu

Kościół w Tyliczu, 1612 rok

Mieszkamy w Krynicy. Od lat korzystamy z tego samego pensjonatu i ulubionej restauracji. Dużą zaletą miasta jest rozbudowana baza noclegowa. Każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy tu szeroki wachlarz miejsc noclegowych, od hoteli o wysokim standardzie, po kwatery prywatne w cenie 25 zł za osobę w pokoju z łazienką! W restauracjach też atrakcyjnie, dobra golonka za 15 zł, a obok w Jadłodajni, obiad za kilkanaście złotych.

Nie ma Krynicy bez Nikifora! Do muzeum genialnego malarza-prymitywisty wstępuję niemal jak do świątyni. Który to już raz tu jestem? Nie pamiętam. Zawsze z przyjemnością. (Mam słabość do tego typu artystów, więcej o tym np. w artykule: Niko Pirosmani, malarz Gruzji). Choć obrazów tu niezbyt dużo (większa kolekcja jest w Nowym Sączu), to wrażenie potęgują przedmioty osobiste artysty, w tym jego farby, kredki i charakterystyczne okulary. Dobrze prezentuje się też siedziba Muzeum, czyli zabytkowa willa „Romanówka”. Wszystko pasuje i współgra ze sobą, również wyświetlany tu kilkuminutowy film o Nikiforze.

Jeden z obrazów Nikifora. Charakterystyczny styl rozpoznamy na pierwszy rzut oka

Jeden z obrazów Nikifora. Charakterystyczny styl rozpoznamy na pierwszy rzut oka

Wyjeżdżamy zadowoleni z pobytu. Było sporo nart, trochę zwiedzania i całkiem przyjemna kuchnia (tym razem najbardziej zapamiętałem pierogi po łemkowsku). Na pewno będziemy tu wracać. A w drogę powrotną ruszyła z nami Śliwowica Łącka, która jak żaden inny trunek, kojarzy mi się z Beskidami. (Zobacz też: Duch puszczy, samogon z Podlasia).

PS. Polecany pensjonat i restauracja: krynica-gorska.pl

Strona 1 z 3

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén