Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Kategoria: Polska Nieoczywista (Strona 2 z 3)

Hotel w Suwałkach

Jeden z najładniejszych w Polsce. Uwiódł mnie i dlatego zostałem hotelarzem. Co prawda tylko na ćwierć gwizdka, dalej moim podstawowym zajęciem są egzotyczne wycieczki, ale jednak… Coś tam konsekwentnie przy nim robię. To Loft 1898 – najpiękniejszy hotel na Suwalszczyźnie.

Otwarty został wiosną tego roku, a już ma mnóstwo fantastycznych opinii. Na Booking.com ocena 9,5 na 10! Z oznaczeniem „wyjątkowy”! Więcej opinii tu.

Od wielu lat zajmuję się turystyką i jeżdżę po świecie. Naoglądałem się hoteli. Większości nie pamiętam. Podobne jeden do drugiego, poginęły w pamięci. Tym bardziej doceniam obiekty wyróżniające się i ciekawe. Takie, które dają coś więcej niż wygodne łóżko i śniadanie na czas. Co to może być? Szczególne położenie, oryginalna architektura, pomysł na wystrój, wyjątkowa kuchnia…

Pokój w hotelu Loft 1898

Pokój w hotelu Loft 1898

Skąd się wziął nasz hotel? Pod koniec XIX wieku wzniesiono tu carskie koszary. W dwudziestoleciu międzywojennym stacjonował w nich słynny 2. Pułk Ułanów Grochowskich. Więcej na ten temat w artykule: Historia Hotelu Loft. W PRL-u dalej był to teren wojskowy, później popadł w ruinę.  Jeszcze kilka lat temu przedstawiał opłakany widok. Dziury zamiast okien, zniszczony dach, w środku wyrosły młode drzewa. Odwiedzający Suwałki pasjonaci ze Stowarzyszenia Ułanów Grochowski już się pogodzili, że zabytkowy i drogi im obiekt zniknie z mapy miasta, kiedy ku ich zaskoczeniu inwestycja ruszyła. Po kilku latach prac udało się zamienić mocno podniszczony budynek w piękny hotel. Co ważne, zachowano możliwie dużo z oryginalnej substancji budynku. Widać to już z zewnątrz. Wyczyszczenie i odrestaurowanie ceglanej elewacji wiązało się ze sporym wysiłkiem.

Architektura

Uratowano zabytkowe mury, wzbogacając je o nowoczesne elementy. Dzięki temu powstał obiekt o wyjątkowej architekturze. Gościom hotelowym bardzo podobają się loftowe wnętrza i ich ciekawy wystrój. Uwagę zwracają duże fototapety z przedstawieniami najpiękniejszych miejsc Suwalszczyzny. Zobacz pokoje.

Kuchnia

Integralną częścią hotelu jest restauracja Tatarak. Ściśle nawiązuje do specyfiki regionu. To miejsce, w którym można odkryć dawne smaki Suwalszczyzny i rozsmakować się w potrawach typowych dla północno-wschodniej Polski. Specjalnością restauracji  jest kuchnia „fusion”, której zasady, polegające na łączeniu tradycji z nowoczesnymi trendami w gastronomii, doskonale komponują się z wyjątkowym charakterem hotelu. Więcej o restauracji Tatarak.

Loft z zewnątrz

Gdzie leżą Suwałki?

Tuż za Augustowem, a to miasto zna chyba każdy. Jest jedną z wakacyjnych stolic Polski. Latem bywa tu bardzo tłoczno. Nadal działa sława sprzed lat („Beata z Albatrosa”), ale doszły też nowe, udane działania promocyjne. Zaangażowanie radiowej „Trójki” czy imprezy typu „Pływanie na byle czym”. Augustów słusznie cieszy się tak dużym powodzeniem.

Warto pojechać dalej, 30 km za Augustów. Tam, gdzie ludzi znacznie mniej, gdzie piękne okolice i wspaniała przyroda. Zaprasza przyjazny turystom Wigierski Park Narodowy oraz urokliwy Suwalski Park Krajobrazowy. Rzeki, lasy i jeziora. Mnóstwo ścieżek rowerowych i tras kajakowych. Do tego naprawdę wyjątkowa kuchnia! Sięgająca pamięcią do czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego (połączenie wpływów litewskich, białoruskich, tatarskich i karaimskich).

Poza tym, co koniecznie należy podkreślić, Suwałki znajdują się po drodze na Litwę, Łotwę i do Estonii. Stąd już tak blisko do Wilna, że stolicę Litwy da się zobaczyć w ciągu jednodniowej wycieczki. Właśnie o tego typu atrakcje można wzbogacić pobyt na Suwalszczyźnie. Niezależnie od tego czy będą to wakacje czy tylko dłuższy weekend. Tak samo konferencje, szkolenia i sympozja. Byliście już w Białowieży i na Mazurach? Nie chcecie powtarzać wytartych szlaków? Zapraszamy do nas! Będzie nie mniej ciekawie i bardzo elegancko. A do tego zorganizujemy pełną atrakcji wycieczkę na Litwę.

More info about Suwałki Region (Suwalszczyzna) on our website in English: Poland Tour Operator, Suwalki Region.

Tykocin. Trzeba zobaczyć!

Miejsce oczywiste. Żelazny punkt turystycznych tras Podlasia. Mieści się w ścisłej czołówce atrakcji regionu. Położony stosunkowo blisko Warszawy, w otoczeniu pięknej przyrody, przyciąga prowincjonalnym urokiem. Ale to nie atmosfera sielskości napędza turystyczny ruch. Działa raczej sława dawnych czasów. Dzisiejszy Tykocin zawdzięcza swoją popularność historii.

Kościół św. Trójcy

Kościół św. Trójcy z XVIII wieku

Tykocin znamy z „Potopu” Henryka Sienkiewicza. Kojarzymy go też ze Stefanem Czarnieckim, bohaterem polskiego hymnu. Pomnik hetmana zdobi dziś główny plac miasta (jest to najprawdopodobniej drugi po Kolumnie Zygmunta najstarszy pomnik świecki w Polsce, ufundowany w 1763 roku). Kto sięgnie dalej, znajdzie ciekawostki z okresu rywalizacji Polski i Litwy. Leżący na granicy Tykocin pełnił ważną rolę i był łakomym kąskiem dla każdej ze stron. To akurat jest typowe dla naszego regionu. Połowa Podlasia ma taką historię. Pograniczem byliśmy chyba od zawsze. Nawet malutki dziś Korycin, kiedyś miał duże znaczenie, bo był pierwszym miastem w Wielkim Księstwie Litewskim, tuż za graniczną rzeką Brzozówką. Więcej o tym w artykule o Korycinie.

Granice się zmieniały, dziś są w zupełnie innym miejscu, ale pogranicze nam zostało. Z całą jego tradycją, kuchnią i obyczajami. Już chociażby z tego tylko powodu warto do nas przyjechać. Weźmy kulinaria. W jednym miejscu, na niewielkim terenie mamy potrawy tatarskie, litewskie, białoruskie, żydowskie… Znajdą się też wpływy karaimskie i rosyjskie, a we wspomnianym Korycinie, nawet szwajcarskie (słynne sery).

Odbudowany niedawno zamek

Odbudowany niedawno zamek

A wracając do Tykocina. Założony jako gród warowny nad Narwią, był jednym z punktów na trasie z Wilna do Krakowa. Długo należał do Mazowsza, okresowo przechodził w litewskie ręce, by w końcu znaleźć się w rękach Jagiellonów. Król Zygmunt August w Tykocinie umieścił skarbiec i swoją bibliotekę. Zniszczony w czasie potopu szwedzkiego odbudowany został przez hetmana Czarnieckiego, a później stał się własnością Branickich.

Pozostałości pierwszego grodu z okresu wczesnego średniowiecza, nazywane tu Zamczyskiem, znajdują się kilka kilometrów od dzisiejszego miasta, w okolicach wsi Sierki.

Budynek Wielkiej Synagogi

Budynek Wielkiej Synagogi

Nowy rozdział w historii Tykocina rozpoczął się w pierwszej połowie XVI wieku, wraz z pojawieniem się osadnictwa żydowskiego. Właściciel miasta, litewski magnat Olbracht Gasztołd w 1522 r. podarował osadnikom ziemię pod budowę i nadał pierwsze przywileje. W ciągu stu lat gmina żydowska stała się jedną z największych w całym państwie, rozwijając się nieprzerwanie aż do czasu II wojny światowej. W dwudziestoleciu międzywojennym Żydzi stanowili połowę mieszkańców miasta.

I to właśnie ten fakt przyciąga do Tykocina rzesze turystów. Niewielka, skupiona wokół dwóch ulic, żydowska dzielnica – Kaczorowo, cieszy się największym powodzeniem przyjezdnych. Tu znajduje się najsłynniejszy zabytek, Wielka Synagoga. Wzniesiona w 1642 roku, jest jednym z nielicznych żydowskich obiektów religijnych, które przetrwały czasy niemieckiej okupacji. Obecnie w budynku znajduje się muzeum. Wchodząc do niego zobaczymy piękne wnętrze synagogi z birmą i bogato zdobionym aron ha-kodesz (miejsce do przechowywania Tory). Ściany sali głównej pokrywają polichromie z tekstami modlitw. Placówka wystawia liczne judaica.

Przepływająca przez Tykocin Narew

Przepływająca przez Tykocin Narew

Wielka Synagoga otoczona jest zabytkowymi domami z XVIII i XIX wieku. Tuż obok znajduje się też dawny dom talmudyczny, w piwnicy którego ulokowana jest najstarsza tykocińska restauracja Tejsza, specjalizująca się w kuchni żydowskiej. Ma niewiele miejsca i dlatego w sezonie turystycznym bywa, że trzeba długo poczekać na wolny stolik. A co w menu? Karta nie jest zbyt rozbudowana, ale za to bardzo konkretna. Zjemy tu np. kugel, kreplech i cymes świąteczny. Ceny niewygórowane, mam wrażenie, że trochę gorzej z obsługą, która nie radzi sobie z dużym ruchem w restauracji. Kto nie znajdzie tu dla siebie miejsca, niech uda się do znajdującej się po drugiej stronie Wielkiej Synagogi restauracji Regent. Obiekt nowszy, również nastawiony na kuchnię żydowską, sprawiający wrażenie restauracji bardziej wykwintnej.

Przenieśmy się kilkaset metrów dalej, do innej części Tykocina, skupionej wokół Placu Czarnieckiego. Od strony rzeki zamyka go najbardziej charakterystyczny budynek w mieście – kościół św. Trójcy (połowa XVIII wieku). Przyległe uliczki telewidzowie z całej Polski znają z takich filmów jak „Biała sukienka” i „U Pana Boga w ogródku” W tym ostatnim często pojawiała się restauracja Alumnat.

Zabytkowy dom przy głównym palcu miasta

Zabytkowy dom przy głównym palcu miasta

Przejdźmy na drugą stronę rzeki i odwiedźmy wybudowany niedawno z wielką pompą zamek.  Poświęćmy też godzinę na spływ gondolą po Narwi. Co jeszcze? W okolicy na uwagę zasługuje Europejska Wieś Bociania w Pentowie oraz Kiermusy Dworek nad Łąkami, miejsce, w którym przeniesiemy się w sarmackie czasy. Tędy prowadzi Podlaski Szlak Bociani (ponad 400 km pięknej trasy z Białowieży do Stańczyk na Suwalszczyźnie).

Okolice Tykocina znane są z pięknej przyrody. Miasto jest urokliwie położone między Narwiańskim i Biebrzańskim Parkiem Narodowym. Warto zaglądać tu przez cały rok.

Zobacz więcej artykułów na temat turystycznych atrakcji Podlasia.

More info about Tykocin in English: Poland Tykocin.

Korycin. Truskawkowa bitwa

Niewielka miejscowość w województwie podlaskim. Przejeżdżamy tędy jadąc z Białegostoku do Augustowa, Suwałk i dalej na Litwę. Znana z serów korycińskich i najlepszych truskawek.

W trakcie bitwy

W trakcie bitwy

W miniony weekend, 27 i 28 czerwca miały miejsce jubileuszowe, dwudzieste już Ogólnopolskie Dni Truskawki. Spośród wielu atrakcji, konkursów i koncertów, największą uwagę przyciągnęła Bitwa Truskawkowa Korycin – Reszta Świata. Na specjalnie przygotowanym placu ustawiły się dwie drużyny. Wśród zawodników byli gości m.in. z Włoch i Ukrainy. Ubrani w specjalnie na ten cel przygotowane stroje i wyposażeni w okulary ochronne czekali na znak sędziego. W skrzyniach przygotowano amunicję, podobno aż tonę dojrzałych truskawek. Punktualnie o godz. 18.00 rozpoczęła się bitwa. Pełnej śmiechu, kolorowej zabawie przyglądały się rzesze kibiców. Wydarzenie cieszyło się dużym zainteresowaniem mediów.

Wójt gminy Korycin, Mirosław Lech udzielający wywiadu

Wójt gminy Korycin, Mirosław Lech udzielający wywiadu

Ma Hiszpania swoją Tomatinę. Może my doczekamy się międzynarodowej sławy Truskawkowej Bitwy. Dlaczego nie! Trzeba próbować.

Poprzedni raz na Dniach Truskawki byłem w 2010 roku (relacja znajduje się tu: Święto truskawki). W ciągu pięciu lat impreza mocno się rozrosła. Wczoraj na parkingach były setki samochodów. Na festynie tysiące ludzi. Brawo!

Korycin ma ciekawą historię. W czasach I Rzeczpospolitej to właśnie tu przebiegała granica między Koroną a Wielkim Księstwem Litewskim! Miasto leżało na królewskim trakcie i było pierwszą miejscowością po litewskiej stronie. Można więc powiedzieć, że historycznie to już Litwa.

Granicą była pobliska rzeka Brzozówka. Dziś wzdłuż niej prowadzi trasa z Białegostoku do Augustowa. Rzekę przekraczano brodem znajdującym się tuż obok Korycina.

Na samym początku XVII wieku król Zygmunt III Waza ufundował tu kościół i parafię, znaną wtedy jako Dąbrówka – Kumiała. Nazwa Korycin jest nieco późniejsza i wywodzi się najprawdopodobniej od pobliskiego źródła wody. W 1671 roku król Michał Korybut Wiśniowiecki nadał prawa miejskie. Układ przestrzenny rynku miejskiego zachował się do dziś i obecnie znajduje się w rejestrze Podlaskiego Konserwatora Zabytków.

Miasto mocno ucierpiało w trakcie potopu szwedzkiego, gdyż w jego okolicach doszło do dużej bitwy między wojskami szwedzkimi i polsko-litewskimi. W przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieściach znajdujemy informację, że ranni żołnierze pochodzący ze Szwajcarii, kurujący się w pobliskim folwarku Kumiała, nauczyli miejscowych produkcji sera podpuszczkowego. Tak narodziły się znane i cenione w całej Polsce sery korycińskie. W okolicznych wsiach do dziś wytwarza się je tradycyjną metodą. Powstają z dobrego mleka. Nie zawierają konserwantów, ani żadnych ulepszaczy. W 2005 roku „koryciński ser swojski” został wpisany na listę produktów tradycyjnych w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. A w roku 2012 otrzymał Chronione Oznaczenie Geograficzne w ramach Unii Europejskiej.

Po bitwie

Po bitwie

Korycin to moje rodzinne strony. Kibicuję i życzę gminie jak najlepiej!

Dzień Bociana, 31 maja

Święto obchodzimy od 2003 roku. Wprowadzono je z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Przyrody „pro Natura”.

Można powiedzieć, że w samą porę, ponieważ bocian biały wymaga dziś szczególnej uwagi. Przyzwyczailiśmy się, że te ptaki po prostu są. Wrosły w nasz krajobraz. Stały się symbolem kraju. Przynoszą szczęście, wiosnę i dzieci. Od lat powtarzamy, że co piąty bociek to Polak, że w Polsce gniazduje najwięcej bocianów na świecie. Próbujemy wykorzystywać ten fakt do promocji turystyki.

Bocian biały (Ciconia ciconia)

Bocian biały (Ciconia ciconia)

Tymczasem ostatnie dane są mocno niepokojące. Z przeprowadzonego właśnie spisu wynika, że w Polsce bocianów ubywa. W 2004 roku żyło u nas ok. 52 tys. par lęgowych, w tym roku już tylko nieco ponad 40 tys. Wygląda też na to, że Polska straciła palmę światowego pierwszeństwa. Więcej bocianów jest w… Hiszpanii.

Najgorzej jest na zachodzie kraju, gdzie ubytki sięgają nawet 40 procent! W niekorzystnej statystyce przoduje woj. dolnośląskie. Dalej jest opolskie, śląskie i wielkopolskie. Największym zaskoczeniem jest chyba woj. warmińsko-mazurskie. W regionie, który do tej pory uchodził za ostoję tych ptaków, zanotowano znaczący spadek (z 10 tys. par w 2004 roku, do 7 tys. w 2015).

Wygląda na to, że sytuację ratuje woj. podlaskie, gdzie według wstępnych danych, boćków nawet przybyło. Nie będę miał nic przeciwko, jeśli to właśnie Podlasiu przyjdzie nosić zaszczytny tytuł ostoi europejskiego bociana.

Prognozujemy, że w Hiszpanii, która właśnie wyszła na prowadzenie, sytuacja może ulec zmianie. Tamtejsze boćki przestawiły się na śmieciowe jedzenie. Żerują na śmietnikach, trzymają się bardziej miast, niż wsi. Przestały też migrować, zimują na Półwyspie Iberyjskim. Ale do 2020 roku Hiszpania zobowiązana jest zamknąć znaczącą część śmietnisk. Podobna sytuacja jest w Portugalii. Zabraknie łatwego jedzenia (również zimą) i w efekcie zmniejszy się populacja bocianów.

W artystycznej wersji – bocian zielony

Województwo podlaskie próbuje sprostać wyzwaniu. Mamy tu Europejską Wieś Bocianią w Pentowie koło Tykocina.  W 2002 roku utworzono Podlaski Szlak Bociani. Prowadzi przez najcenniejsze przyrodniczo tereny w skali całej Europy. Łączy aż cztery parki narodowe: Białowieski – najstarszy park narodowy w Polsce, Narwiański – zwany polską Amazonią, Biebrzański – największy nasz park oraz znany z pięknych jezior i rzek – Wigierski Park Narodowy. Licząca 412 km trasa wiedzie z Białowieży, przez Narew, Suraż, Tykocin i Goniądz, aż po Stańczyki na Suwalszczyźnie.

Część podlaskiego krajobrazu

Część podlaskiego krajobrazu

Dlaczego w Polsce ubywa bocianów? W opinii specjalistów winna jest zmiana charakteru rolnictwa. Przewidywano to zresztą już 10 lat temu. Wiadomo było, że po wejściu Polski do Unii Europejskiej nastąpią zmiany w infrastrukturze. W niektórych regionach kraju pola zostały zajęte przez wielkopowierzchniowe monokultury. Osuszono to i owo, uregulowano cieki wodne. Bociany lubią mokre łąki, niewielkie poletka i miedze. Lubią też pasące się na łąkach krowy (zwierzęta kopytami płoszą bocianie ofiary: gryzonie, owady i płazy). Ptaki znikają z obszarów, w których pojawiły się wielohektarowe uprawy kukurydzy i rzepaku, ponieważ bociany nie są w stanie tam żerować. W suche lato nie odchowają potomstwa tam, gdzie zlikwidowano mokradła, starorzecza i sadzawki.

Bocian jest szczególnym towarzyszem człowieka. Jego populacja rozwinęła się w wyniku przekształcenia części bezkresnych puszcz w łąki i pola. Na nich, a nie w lesie, mógł znaleźć pożywienie. Stworzyliśmy bocianom dobre warunki, zżyliśmy się z nimi, wpisaliśmy w naszą kulturę i krajobraz. I właśnie rozpoczęliśmy proces zmiany. Żegnamy się z tymi sympatycznymi ptakami. Rozwijamy wsie w kierunku, który bocianom się nie spodoba.

Oraz bocian biały

Jeszcze jeden niepokojący fakt. W wielu miejscach Polski nie ma już prawie jaskółek. Wychowałem się na podlaskiej wsi. W czasie mojego dzieciństwa te ptaki występowały powszechnie, były czymś oczywistym. Tuż przed deszczem latały nisko jedna obok drugiej. Wiejskie budynki, chlewy i chlewiki oblepione były ich gniazdami. A dziś? Rażąco ograniczono, niemal wyeliminowano tradycyjną hodowlę zwierząt. Wybudowano nowoczesne farmy, hermetyczne fabryki mięsa, jaj i mleka. Zniknęły więc i muchy. A z nimi również jaskółki. Grozi nam, że za kilka lat dzieci nie będą rozumiały przysłowia, że pierwsza jaskółka wiosny nie czyni.

Przełom maja i czerwca to dobry moment na bocianie święto. Akurat wykluwają się młode. Oby było ich jak najwięcej! Za kilka tygodni będziemy oglądać ich pierwsze loty.

Puńsk (Punskas). Litwini w Polsce

Jedną z wielu turystycznych atrakcji Suwalszczyzny jest jej wielokulturowość. Obszar niegdyś zamieszkiwany przez Jaćwingów, u schyłku średniowiecza zasiedlony został przez żywioły etniczne idące z kilku kierunków. Poza Polakami i Rusinami znaleźli się tu również Litwini. Później doszli jeszcze Tatarzy, Karaimi, Żydzi, Niemcy i rosyjscy staroobrzędowcy. A wszystko to na stosunkowo niewielkim obszarze. Mieszanka religii, tradycji i języków.

Dwujęzyczna tablica przy wjeździe do wsi

Dwujęzyczna tablica przy wjeździe do wsi

Jeśli przyjedziecie w okolice Suwałk, pofatygujcie się do Puńska. Mało jest tak oryginalnych gmin. Aż 80 proc. mieszkańców to Litwini. To szczególny przypadek, kiedy mniejszość jest większością.

Umówieni jesteśmy z wójtem, Witoldem Liszkowskim. Podjeżdżamy pod urząd gminy. Właśnie skończyła się sesja rady. Przed wejściem do urzędu grupa osób. Rozmawiają. Oczywiście po litewsku. Wójt przyjmuje nas poczęstunkiem (wschodnia gościnność). Pytamy o turystykę w regionie, ale też o specyfikę gminy. Co wyjątkowego? Szkoły, w których językiem nauczania jest litewski (rodzice wybierają czy dziecko będzie uczyło się matematyki i geografii po polsku czy po litewsku). Nazwy miejscowości w dwóch językach. Zespoły folklorystyczne, w których tańczą już czteroletnie dzieci. Kilka wydawnictw. Na pierwszy rzut oka widać, że poczucie przynależności narodowej bardzo tych ludzi łączy i motywuje. Są aktywni. Obserwujemy pracę urzędu, dzwonią telefony, przychodzą interesanci, dominuje język litewski.

Galeria Stara Plebania

Galeria Stara Plebania

Bliżej przyglądamy się turystyce. Miejscowość jest niewielka, położona z daleka od popularnych szlaków, więc i turystów niezbyt wielu. Infrastruktura wcale nie jest zła. Znajdziemy tu kilka naprawdę dobrych regionalnych restauracji (kuchnia litewska). Jest też co zobaczyć. A hotele? Baza noclegowa dla większych grup jest w pobliskich Suwałkach (zobacz: hotel Suwałki). W regionie są kwatery agroturystyczne. Nie ma więc problemu. Czego zatem Puńsk potrzebuje? Chyba promocji. I kilku pomysłów na komercjalizację tego, co ma. Dziś turyści szukają czegoś oryginalnego. Lubią egzotykę i zaskakujące, nieodkryte jeszcze atrakcje. W takim ujęciu Puńsk dysponuje mocnymi atutami! Podobnie zresztą jak spora część Suwalszczyzny i województwa Podlaskiego.

Motywem zdobniczym plakatu jest oczywiście litewska krajka

Plakat na drzwiach pracowni

Zwiedzić i obfotografować należy niewielki, ale uroczy skansen. Obowiązkowo wizyta w muzeum ulokowanym w starej plebanii. Sam budynek jest atrakcją. W środku ciekawe zbiory – świadectwa historii tych ziem. Turystom można organizować warsztaty rękodzieła. W budynku szkoły znalazły swoje miejsce niewielkie pracownie, tkacka i stolarska. Dzieci chętnie uczą się tradycyjnych technik. Najciekawsze wydają się krajki, czyli wzorzyste pasy, towarzyszące człowiekowi od narodzin do śmierci. Nimi dekorowane były kołyski, ubrania dzieci i weselne stroje. Na krajkach spuszczano trumnę do grobu. Wchodzimy do kościoła w Puńsku, ściany udekorowane tym samym wzorem. Jeśli ktoś szuka jednej, typowo litewskiej pamiątki, którą mógłby kupić na Suwalszczyźnie, to będzie to krajka.

Na jak długo trzeba tu przyjechać? To zależy. Jeśli to grupowa, intensywna wycieczka, to wystarczy kilka godzin zakończonych pysznym obiadem (kartacze, soczewiaki lub litewskie bliny, a na deser oczywiście mrowisko – kopiec cienkich faworków polany miodem). Ale jeśli ktoś szuka dłuższego wypoczynku w ciszy i spokoju, znajdzie tu wyśmienite warunki. Puńsk jest malowniczo położony nad niewielkim jeziorkiem. Dookoła pola, laski i pagórki. Sielsko. Na wakacje akurat.

Jak daleko jest do Puńska? Z Suwałk to niecałe 30 km, z Białegostoku 160, a z Warszawy 320. Do przejścia granicznego z Litwą (Budzisko) jest ledwie 8 km.

Litewskie, wielokulturowe tematy czekają na nas również w pobliskich Sejnach. Po drodze do tego ciekawego miasteczka zatrzymajmy się w Osadzie Jaćwiesko-Pruskiej. To mocno oryginalne miejsce. Gospodarz, Piotr Łukaszewicz, własnym sumptem stworzył coś, co ma przypominać o dawnych mieszkańcach tych ziem. Są tu miejsca mocy, ogrodzony palisadą gród obronny i przedchrześcijański święty krąg. Pan Piotr oprowadza po obiekcie, wiele opowiada i stara się zainteresować przybyszów historią przodków.

Skansen w Puńsku

Skansen w Puńsku

Więcej o atrakcjach regionu w artykułach Suwalszczyzna oraz Sejny. Miasteczko na kresach.

Dziękuję Pani Jolancie Łatwis z urzędu gminy w Puńsku za pomoc w organizacji naszej wycieczki!

More info about Suwałki Region (Suwalszczyzna) on our website in English: Poland Tour Operator, Suwalki Region.

Suwalszczyzna

Region turystycznych możliwości. Uważam, że Suwalszczyzna ma przed sobą dobre czasy. Położenie w północno-wschodniej Polsce, tuż przy granicy z Litwą, Białorusią i Obwodem Kaliningradzkim, stwarza olbrzymie możliwości rozwoju turystyki transgranicznej. Zatrzymują się tu Polacy jadący do krajów nadbałtyckich oraz Finowie i Estończycy podróżujący w kierunku Europy Zachodniej.

Zabytkowy klasztor na Wigrach jest jedną z wizytówek Suwalszczyzny.

Zabytkowy klasztor na Wigrach jest jedną z wizytówek Suwalszczyzny

Ciekawostką geograficzną są trójstyki granic. Na Suwalszczyźnie znajdują się aż dwa miejsca, w których spotykają się granice trzech krajów: Polski, Litwy i Rosji (punkt „Wisztyniec” nieopodal Wiżajn) oraz Polski, Litwy i Białorusi (na rzece Marycha w Puszczy Augustowskiej).

Wiadomo, że północno-wschodnia Polska przyrodą stoi. To słynne Zielone Płuca. Na Suwalszczyźnie znajdują się dwa parki narodowe: Wigierski oraz leżący na południowej granicy regionu, Biebrzański Park Narodowy. Oba parki dają duże możliwości turystyczne. W Wigierskim utworzono 250 km oznakowanych szlaków pieszych, rowerowych i ścieżek edukacyjnych.

Do tego aż 21 rezerwatów przyrody! I już tylko z tego powodu warto tu przyjechać. Zobacz też: Turystyczna Polska Wschodnia.

Rzeka Szeszupa

Rzeka Szeszupa

Suwalszczyzna jest krainą prawie 150 jezior! Znajdziemy tu zarówno akweny z piaszczystymi plażami, jak i śródleśne, malownicze jeziorka o stromych brzegach. Przez region przepływa kilka rzek znanych wszystkim miłośnikom kajakarstwa. To Czarna Hańcza i Rospuda. Ale na pewno warto wziąć pod uwagę również Szeszupę i Marychę. Te dwie ostatnie w szczególności polecane są doświadczonym kajakarzom, szukającym kontaktu z naturą, nieskażoną jeszcze masową turystyką.

To kolejna zaleta Suwalszczyzny. Turystów tu jeszcze niezbyt wielu. Wystarczy zejść z najczęściej wykorzystywanych szlaków, by móc do woli cieszyć się kontaktem z przyrodą.

Rewelacyjne warunki turystyczne znajdziemy na obszarze Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Wyjątkowe w skali całej Polski ukształtowanie terenu jest dziełem lodowca, który przesunął się tędy 10 tys. lat temu. Zobaczymy tu najpiękniejsze przykłady moren i naturalnych głazowisk. Wyjątkowo atrakcyjne widoki tworzą wysokie wzgórza, na czele z najbardziej znaną Górą Cisową, oraz głębokie doliny, kryjące malownicze jeziora. W tej okolicy znajduje się najgłębsze w Polsce jezioro – Hańcza (108,5 m).

Jeziora Gałęziste i Samle, fot. H. Stojanowski

Jeziora Gałęziste i Samle, fot. H. Stojanowski

Na terenie Suwalskiego Parku spotykamy wiele archeologicznych świadectw obecności Jaćwingów, dawnych mieszkańców tych ziem. Wśród nich wyróżnia się grodzisko na Górze Zamkowej. Interesującym obiektem jest molenna, czyli świątynia staroobrzędowców we wsi Wodziłki – najstarsza tego typu budowla w Polsce.

Wychowałem się na pograniczu Podlasia i Suwalszczyzny. Tu w czasie I Rzeczpospolitej przebiegała granica między Koroną i Wielkim Księstwem Litewskim. Etnicznie i kulturowo obszar formował się dość późno, u schyłku średniowiecza. Jaćwingowie ustępowali miejsca żywiołom polskim i ruskim. Z czasem doszli jeszcze Żydzi, Niemcy, Tatarzy i Karaimi. Powstała mozaika kultur. Do dziś widać ją w krajobrazie miast i wsi, kuchni, a nawet lokalnej gwarze.

Już krótki rys historyczny wystarczy, by zdać sobie sprawę ze specyfiki regionu. Obszar dzisiejszej Suwalszczyzny podzielony był między Koronę i Wielkie Księstwo Litewskie. Po 1795 roku znalazł się pod zaborem pruskim. Następnie przeszedł w ręce rosyjskie. Po wybuchu I wojny światowej zajęty został przez wojska niemieckie. W dwudziestoleciu międzywojennym podzielony był między Polskę i Niemcy. Dziś spora część historycznej Suwalszczyzny należy do Litwy. Zobacz też: Puńsk. Litwini w Polsce.

Najtrudniej docenić to, co się ma. Może dlatego mieszkańcy tych terenów tak niepewnie promują swój piękny region. Może śmiałości muszą nabrać od kogoś z zewnątrz. Jak tutejsze walory docenią w Warszawie i Londynie, to i oni sami w nie uwierzą.

Widok z góry Zamkowej na jezioro Szurpiły.

Widok z Góry Zamkowej na jezioro Szurpiły

Jeśli ktoś z lokalnych władz, gmina czy jakakolwiek inna jednostka, ma pomysł na swój region, proszę niech się zgłasza. Chętnie pomogę. Od lat zajmuje się światową turystyką. Jest wiele przykładów, które można wykorzystać.

A do turystów mam apel. Nie zatrzymujcie się na Augustowie! Przejedźcie jeszcze 30 km. Tam czeka na odkrycie piękna, wyjątkowa kraina. Naprawdę warto! Dla przyrody, pięknych krajobrazów, mozaiki kultur i wyśmienitej kuchni. Nie macie planów na wakacje? Polecam Suwalszczyznę!

Zobacz także: Sejny – miasteczko na kresach.

Dziękuję Suwalskiej Izbie Rolniczo-Turystycznej za udostępnienie zdjęć.

Polecam piękny hotel w Suwałkach.

PS. Zapraszam na warszawskie targi LATO: 17-19 kwietnia. Suwalszczyzna będzie tam mocno reprezentowana. Przewidziano wiele atrakcji dla dorosłych i dzieci, w tym degustacje specjałów regionalnej kuchni oraz konkursy z nagrodami.  Do wygrania m.in. pobyt w hotelu na Suwalszczyźnie!

 

More info about Suwałki Region (Suwalszczyzna), Podlasie and tourism in Belarus & Lithuania on website in English: Poland Tour Operator.

Szczebrzeszyn. Najstarsza polska cerkiew

Z dwóch powodów chciałem odwiedzić to miasteczko. Przyciągał mnie najsłynniejszy polski chrząszcz, tak pięknie do literatury wprowadzony przez Jana Brzechwę. Wszystkie dzieci wiedzą, że w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie. Pamiętam, że jako dziecko zastanawiałem się czy ten Szczebrzeszyn naprawdę istnieje. A jeśli tak, to gdzie? I jak wygląda? Teraz chciałem to sprawdzić.

Słynny chrząszcz w centrum Szczebrzeszyna

Słynny chrząszcz w centrum Szczebrzeszyna

Powód drugi jest bardziej poważnej natury. Interesowała mnie cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny. To najstarsza prawosławna świątynia w Polsce. Rewelacyjny zabytek, ostatnio odrestaurowany. Ładnie się dziś prezentuje. Jakże wymowna jest historia tego kościółka!

Po raz pierwszy na wzmiankę o cerkwi w Szczebrzeszynie trafiłem przy okazji lektury materiałów dotyczących akcji burzenia prawosławnych świątyń w II Rzeczpospolitej. To mniej zaszczytny moment naszych dziejów. Brzydka rysa na ładnym wizerunku przedwojennej Polski. W powszechnej świadomości niemal zapomniana. Trudno się dziwić, chwalić się wszak nie ma czym.

Zamierzano zburzyć tak wyjątkowy zabytek! W 1938 roku rozpoczęto rozbiórkę. Nie była to żadna spontaniczna akcja, tylko zaplanowany rządowy proces. Zniszczono kopułę i część dachu. Budynek został uratowany przez mieszkańców Szczebrzeszyna. Protestowali, a wspierał ich w tym piętnasty ordynat na Zamościu i były minister spraw zagranicznych, Maurycy Zamoyski. Udało się wstrzymać rozbiórkę.

Historia cerkwi dobrze oddaje skomplikowane dzieje regionu. Najprawdopodobniej zbudowano ją na miejscu wcześniejszego kościoła romańskiego. Ostatnie prace archeologiczne pokazały fundamenty typowe dla średniowiecznych świątyń katolickich. Cerkiew istniała już najprawdopodobniej w połowie XIV wieku (choć znajdziemy też zwolenników teorii o ufundowaniu jej w końcówce wieku XII). W 1596 roku stała się obiektem unickim i w wyniku kolejnych przebudów utraciła architektoniczne cechy świątyni prawosławnej. W drugiej połowie XIX wieku, po likwidacji unii przez władze carskie, wróciła do prawosławia. Po pierwszej wojnie światowej pozbawiona wiernych stała opuszczona. W 1938 znalazła się na liście cerkwi przeznaczonych do wyburzenia w ramach akcji polonizacyjnej.

Cerkiew Zaśnięcia NMP

Cerkiew Zaśnięcia NMP

Szczebrzeszyn jak na tak stare miasto przystało ma więcej zabytków. Dziś najwięcej uwagi poświęca się synagodze. Pochodzący z XVII wieku budynek został spalony przez Niemców. Wyremontowany obiekt jest teraz siedzibą Miejskiego Domu Kultury. W środku znajdziemy ekspozycję poświęconą synagodze. W mieście są też kilkusetletnie kościoły katolickie: św. Mikołaja Biskupa i św. Katarzyny Aleksandryjskiej z zespołem budynków poklasztornych.

Cerkiew Zaśnięcia może spełnić ważną rolę. Z racji na swoją szczególna historię doskonale nadaje się do tego, żeby przy okazji jej zwiedzania mówić o trudnej historii wschodniej Polski, o tolerancji i wielokulturowości. Jako obiekt o tak dużym znaczeniu historycznym zasługuje chyba na większą promocję.

Jeśli będziecie w Zamościu koniecznie zajrzyjcie do pobliskiego Szczebrzeszyna.

Zamość

Turystyką egzotyczną zająłem się dawno temu, jeszcze na studiach. Później życie nabrało tempa i nie było czasu na Polskę. Po powrocie z dalekich krajów, żeby odpocząć zaszywałem się na rodzinnym Podlasiu. Dlatego jest jeszcze wiele miejsc, w których nie byłem. Odkrywam swój kraj. Nadrabiam zaległości.

Ratusz i ormiańskie kamienice

Ratusz i ormiańskie kamienice

Korzystając z zaproszenia hotelu Mercure odwiedziłem Zamość. Od dawna chciałem zobaczyć to „idealne miasto”. Piękne miejsce. Jak wygląda ratusz i otaczające go kamienice oczywiście wiedziałem. Zabytki Zamościa są charakterystyczne, bardzo malownicze i łatwo zapadają w pamięć. Ale spore wrażenie zrobił na mnie rozmach, ilość turystów i atmosfera. Masa ludzi w kawiarnianych ogródkach. Sporo się dzieje. W niedzielne popołudnie trafiliśmy na spektakularne wydarzenie – start trzech balonów z samego centrum zabytkowego rynku.

Zacząłem od poszukiwania miejsc, o których kiedyś słyszałem. W pierwszej kolejności chciałem znaleźć najstarszą w Polsce aptekę (historyk parający się turystyką lubi takie tematy), następnie ruszyłem śladami mieszkających tu kiedyś Ormian (ze względu na moje zainteresowania Armenią). Szybko znalazłem i jedno i drugie. A nawet więcej niż się spodziewałem.

Apteka Rektorska działa od 1609 roku!

Apteka Rektorska działa od 1609 roku!

Urokliwe są kamienice otaczające Rynek Wielki. Te najbardziej efektowne, położone na prawo od ratusza wznieśli Ormianie. W I Rzeczpospolitej byli wpływową i bardzo zamożną społecznością. Dochody czerpali z handlu. To dzięki nim na nasze ziemie trafiały egzotyczne towary, od rodzynek i jedwabi, po broń i wierzchowce. Było to bardzo lukratywne zajęcie, a Ormianie opanowali je do mistrzostwa. Zarobione pieniądze inwestowali w miejscu zamieszkania, współtworząc takie miasta jak Lwów i Zamość.

Kilka słów o hotelu. Lubię takie miejsca i jeśli tylko mam taką możliwość, to z zamysłem je wybieram. Chodzi o hotele z historią, o wartość dodaną, o coś więcej niż dobry standard pokoju. Mercure w Zamościu jest rewelacyjnie położony, tuż obok ratusza. Stworzono go łącząc w jeden obiekt sześć zabytkowych kamienic. Dobrze prezentuje się hotelowe lobby – ciekawe zestawienie nowoczesnej architektury z wiekowymi murami. Fajnie jest zjeść śniadanie (pyszne i elegancko podane) w restauracji, z której wychodzi się bezpośrednio na rynek.

Zresztą Mercure kontynuuje tu hotelarskie tradycje. Pod koniec XIX wieku dokładnie w tym samym miejscu powstał hotel Wiktoria. Przetrwał do 1941 roku.

Starówka choć niewielka, to oczywiście gromadzi większość turystycznego ruchu. Warto wyjść poza jej centralną część. Uroczy jest malutki Rynek Solny. Polecam tamtejsze restauracje. W jednej z nich (szczycącej się kultywowaniem ormiańskich tradycji) znalazłem gęsie pipki – rewelacyjne, dziś niemal zapomniane danie kuchni kresowej (faszerowane gęsie żołądki). Zobacz też: Kulinarne przeboje.

Start balonów z Rynku Wielkiego

Start balonów z Rynku Wielkiego

A wieczorem, już po zachodzie słońca, polecam Rynek Wodny. Urządzono tam wspaniałą zabawę dla dzieci. Z chodnika, pionowo w górę strzelają podświetlanie strumienie wody. W tak upalne lato jak w tym roku, sprawdza się idealnie. Rodziny z dziećmi mają niezłą frajdę. Mimo późnej pory bawiło się tam sporo maluchów. I dobrze. Przypomina to południowe kraje, gdzie wieczorami, turystyczne części miast należą do całych rodzin.

Po zwiedzeniu Zamościa ruszyliśmy do odległego o 20 km Szczebrzeszyna. W poszukiwaniu najsłynniejszego polskiego chrząszcza. Ale to już temat na kolejną opowieść.

Zobacz też: Hotel Loft 1898 w Suwałkach.

More info about tourism in Zamość on website in English: Poland Zamosc.

Chińczycy na Podlasiu

Kilka ostatnich dni spędziłem w towarzystwie dziennikarzy i przedstawicieli chińskiej branży turystycznej. Przyjechali zobaczyć Polskę. Udało się namówić ich również na wizytę w naszym regionie. Grupy z Chin, co prawda niezbyt licznie, ale przyjeżdżają do Polski. Odwiedzają Warszawę, Kraków i może Wrocław. W programie często mają też Oświęcim (sami o to proszą) i Żelazową Wolę (popularność muzyki Chopina). Koniecznie musi być Gdańsk – Chińczycy namiętnie kupują wyroby z bursztynu. Podlasie jednak omijają. Próbujemy to zmienić. Stąd ta wizyta. Zobacz film z tego wydarzenia: Turyści z Chin na Podlasiu.

Podlasie, Soce, Kraina Otwartych Okiennic. "Duch puszczy" przypadł do gustu naszym gościom. Właścicielowi butelki dziękujemy za podarunek!

Podlasie, Soce, Kraina Otwartych Okiennic. „Duch puszczy” przypadł do gustu naszym gościom. Właścicielowi butelki dziękujemy za podarunek!

Nad tematem pracowaliśmy prawie rok. Najpierw była idea, później konieczność wytłumaczenia, że warto tu przyjechać. Jak przekonać Chińczyków, że powinni wybrać się do nas? Łatwo nie było. Niestety, dla sporej części świata jesteśmy turystyczną białą plamą. Albo raczej czarną dziurą. Region ma wiele do nadrobienia. Czas najwyższy na mądrą i konsekwentną promocję. A ta niestety ciągle jest dość przypadkowa, nieprzemyślana i chaotyczna. W zeszłym roku byłem na targach w Moskwie. Podlasie miało malutką część niewielkiego polskiego stoiska. I czym próbowało zachęcić Rosjan do wizyty? Fototapetą z żubrem na tle lasu! Czego jak czego, ale dzikiej przyrody, to Rosjanie mają u siebie pod dostatkiem. Trudno skusić ich żubrem. Łatwiej byłoby żubrówką i obietnicą dobrej zabawy.

Dużo fotografujemy

Dużo fotografujemy

Na co zareagowali Chińczycy? Czym udało się zachęcić ich do przyjazdu? Zadziałały dwa atuty. Po pierwsze, że jesteśmy po drodze na Litwę, Łotwę i Estonię (możliwy przejazd z Warszawy aż do Helsinek) oraz tuż przy Białorusi (koniecznie chcieli zobaczyć granicę polsko-białoruską). Po drugie, jedyny w Europie naturalny las nizinny. To są turyści, którzy zaliczają „największe”, „najstarsze”, „jedyne”, itd. I mimo tego, że padał deszcz i było dość chłodno wszyscy udali się na kilkugodzinną wyprawę do rezerwatu ścisłego PBN. Bo chcieli postawić nogę w tym niepowtarzalnym miejscu!

Bez w roli atrakcji turystycznej

Bez w roli atrakcji turystycznej

Znamy specyfikę kraju, więc dość ostrożnie podchodziliśmy do tematów typu religia i mniejszości narodowe. Ale okazało się, że również ta specyfika Podlasia bardzo ich zainteresowała. Wielokulturowość, to było to, na co zwracali olbrzymią uwagę. Dopytywali szczegółowo. Nie bali się tematów religijnych. Pytali np. dlaczego krzyż prawosławny ma na dole pochyłą poprzeczkę, albo jaka jest różnica między drewnianą architekturą wschodniej części Podlasia, a architekturą rosyjską. Bardzo interesowało ich odbicie różnic kulturowych w tradycyjnej kuchni, strojach i obyczajach. Jedliśmy więc bigos, babkę i kiszkę ziemniaczaną, pierogi z dziczyzną, a nawet nasze podlaskie sało, czyli zaprawianą słoninę z cebulą i czosnkiem. Piliśmy też bimber – znany wszystkim w Polsce jako „duch puszczy”.

Biebrza, tratwy

Biebrza, tratwy

Wycinanki w Nowogrodzie

Wycinanki w Nowogrodzie

Uczyliśmy się bić masło, robić wycinanki kurpiowskie i wódkę z trawą żubrówką. W Nowogrodzie były tańce z zespołem ludowym (pozdrawiamy wspaniałych pasjonatów z Myszyńca!). Nasi przyjaciele z Chin tańczyli i śpiewali razem z Kurpiami! Były spotkania z żubrami i spływ tratwami po Biebrzy. Najtrudniej było wytłumaczyć co to jest łoś. Poradziliśmy sobie porównując łosia z reniferem (sic!).

Piękne są takie wycieczki. Różnice kulturowe i językowe są tak duże, że właściwie wszystko może być atrakcyjne. Trzeba to tylko umiejętnie przedstawić i zaaranżować najprostsze „przypadkowe” zdarzenia. Spotkania tego typu są bardzo wdzięcznym materiałem. Bardzo interesującym również dla organizatorów. To my musimy wyjść poza nasze codzienne przyzwyczajenia i postrzeganie świata. Musimy dostosować się do naszych gości. Uczymy się i bawimy razem z turystami.

Refleksje na zakończenie? Byli zachwyceni! Krajobrazem, przyrodą, drewnianą architekturą, pięknymi cerkwiami okolic Narwi i Hajnówki. Gościnnością i otwartością miejscowych. Byli pod wrażeniem kuchni serwowanej w białowieskich restauracjach. Pielimieni w „Carskiej” i zupa opieńkowa w „Pokusie” okazały się przebojami wycieczki.

Wizyta ta jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że Podlasie jest rewelacyjnym celem wycieczek. Szkoda, że ciągle  w dużym stopniu niewykorzystanym. Mam nadzieję, że to się szybko zmieni. Zapraszamy! Możecie liczyć tu na moc atrakcji i serdeczne przyjęcie.

Polecam i obiecuję, że zrobię wiele, żeby było super! Mój mail: [email protected]

Kurpiowski zespół ludowy z Myszyńca

Kurpiowski zespół ludowy z Myszyńca

Impreza realizowana była przez Polską Organizację Turystyczną we współpracy z innymi podmiotami.

Zobacz również:

Sylwester na Podlasiu – 13 stycznia

Duch puszczy – bimber z Puszczy Knyszyńskiej

nowy rok fajerwerki

Sylwester 13 stycznia

W czasie gdy cała Polska odpoczywa po sylwestrowych imprezach spora część mieszkańców Podlasia dopiero myśli o nadchodzącej zabawie. Tu żegnają stary rok i witają nowy z opóźnieniem, zgodnie z kalendarzem juliańskim. Jak to wygląda w praktyce?

Niektórzy obchodzą Sylwestra dwa razy. Pierwszy raz 31 grudnia, a drugi 13 stycznia, A są i tacy, którzy na pierwszego Sylwestra w ogóle nie zwracają uwagi. Dla nich to żadna okazja do świętowania.

W Białymstoku i w takich miastach jak Bielsk Podlaski czy Hajnówka normalną rzeczą są sylwestrowe bale w nocy z 13 na 14 stycznia. Regionalne rozgłośnie radiowe grają do tańca, a władze zawieszają zakaż używania petard i ogni sztucznych. Zabawa idzie na całego.

nowy rok fajerwerki

Na Podlasiu fajerwerki odpalane są również 13 stycznia

Drugi Sylwester popularny jest wśród prawosławnych mieszkańców Podlasia. Ale biorą w nim udział również katolicy. Znajomi, rodzina…

W sumie należałoby to potraktować jak turystyczną atrakcję. Zrobić z tego produkt regionalny. Ściągnąć turystów. Pokazać w telewizji. Szkoda, że nie myślą o tym ani władze regionu, ani urzędnicy odpowiedzialni za promocję województwa podlaskiego.

Popularnie nazywany jest juliańskim lub prawosławnym Sylwestrem. Ale to nazwa sztuczna, utworzona na podstawie kalendarza gregoriańskiego. W Kościele katolickim św. Sylwester wspominany jest 31 grudnia. Patronem ostatniego dnia roku w kalendarzu juliańskim jest św. Melania, stąd też noworoczne zabawy nazywane są „małanką” lub „mełanką”.

Wśród prawosławnych mieszkańców Podlasia funkcjonuje też jako „szczodry wieczór” – od obfitości potraw na stole. W tradycji ten aspekt ostatniego dnia roku był bardzo istotny. W niezbyt zamożnych domach, na ten jeden moment szerzej otwierano spiżarnie. Na stołach pojawiały się sycące i tłuste potrawy. Bywało nawet bardziej bogato niż w czasie świąt Bożego Narodzenia.

Co poza jedzeniem wyróżniało ten wieczór? Jako, że był szczególny, pomiędzy jednym, a drugim rokiem, to miał specjalne reguły. Dozwolone, a nawet wskazane były psikusy, na które w innych okolicznościach nie można było sobie pozwolić. Na wsiach, pod osłoną nocy zdejmowano i ukrywano sąsiadom furtki, na kryty strzechą dach wciągano drabiniasty wóz, a w oborach podmieniano zwierzęta.

Panny oddawały się wróżbom. Oczywiście przewidywano zamążpójście. Dziewczyny kładły na podłodze garstkę ziaren, a następnie do izby wpuszczano kurę. Ta z panien, której zboże ptak wybrał, miała największe szanse na małżeństwo.

kolędowanie z gwiazdą

Kolędowanie z gwiazdą to jeden z obyczajów, które przetrwały. Kolędnicy odwiedzają też sylwestrowe zabawy. Obraz M. Germaszewa z 1916 r.

Wysypywano ścieżki popiołem lub słomą. Tak w noc sylwestrową łączono pary, często ułatwiając im podjęcie życiowej decyzji. Jeśli było wiadomo, że dwoje ma się ku sobie, to po cichu, usypywano dróżkę od domu chłopaka do domu dziewczyny. Rano było trochę wstydu i sporo żartów, ale mogło zadziałać, bo jak to celnie ujął Edward Redliński w „Konopielce” pogadajo sobie ludzi, pogadajo, już się młode nie wybronio przed wiosko. Ślub był przesądzony.

Dziś większości tych obyczajów już nie ma. Ale pozostał zwyczaj chowania furtek. Na Podlasiu funkcjonuje on również wśród katolików. Pamiętam go dokładnie z mojego dzieciństwa. Są za to sylwestrowe bale. Przy regionalnej muzyce (również białoruskiej i ukraińskiej). Z regionalną kuchnią. Warto wtedy wybrać się na Podlasie. Zapraszamy! To dobra okazja żeby dotknąć wschodniej egzotyki.

Sylwester juliański na Podlasiu.

………………………………………….

13 stycznia to ostatni dzień roku według kalendarza juliańskiego, stosowanego przez Kościoły wschodnie przy ustalaniu dat świąt religijnych. Zgodnie z tym kalendarzem Boże Narodzenie, a więc i Nowy Rok, wypadają później niż w kalendarzu gregoriańskim. Tam, gdzie mieszkają prawosławni, np. w województwie podlaskim, ten wieczór, to okazja do świętowania sylwestra po raz drugi.

Kalendarz juliański – opracowany na życzenie Juliusza Cezara (wprowadzony w życie w I w. p.n.e.). Powszechnie stosowany w Europie: w Polsce do 1582, w Rosji do 1918, w Grecji aż do 1923 r. Zastąpiony przez kalendarz gregoriański, jednak niektóre Kościoły wciąż jeszcze posługują się kalendarzem juliańskim.

Zobacz też: Sylwester po raz drugi.

………………………………………….

Czytelnikom bloga składam jak najlepsze życzenia!

SAMYCH RADOŚCI W NOWYM ROKU!

I dużo pięknych podróży!

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén