Trwa zażarta dyskusja. Na forach internetowych mnóstwo niewybrednych opinii. Piloci i przewodnicy nie przebierają w słowach. Propozycja ministra Gowina, delikatnie mówiąc, nie przypadła im do gustu.
Ministerstwo Sprawiedliwości przysłało zaproszenie do konsultacji społecznych. Termin nadsyłania opinii upływa 6 kwietnia. Prace idą ostro. Czyżby rząd chciał wyrobić się jeszcze przed latem?
Rzecz jasna, w dyskusji udział biorą również media. Powstał pogląd, że każdy jest za uwolnieniem zawodu, byle nie swojego (tygodnik „Przegląd”). Otóż niekoniecznie. Już jakiś czas temu napisałem, że popieram zniesienie licencji pilota wycieczek. Mimo tego, że sam mam taką licencję. Z prostego powodu. Od lat obserwuję branżę i mam świadomość jak nieskuteczne są dotychczasowe rozwiązania.
Deregulacja zawodów była tematem tygodnia w „Polityce” (11/2012). Jak zwykle w tego typu przypadkach, powtarza się ten sam problem, dziennikarzowi nie starcza specjalistycznej wiedzy. W skutek czego mamy opinię płytką i niezbyt trafioną.
Autor skupia się na zawodzie przewodnika. Tak na marginesie, to z dyskusji medialnej odnoszę wrażenie, ze cześć dziennikarzy nie odróżnia pilota od przewodnika. Nie wiem czy tak jest i w przypadku artykułu zamieszczonego w „Polityce”, ale z całą pewnością, warto by omówić też kwestię pilota.
Nie będzie zwiększonego ryzyka dla turystów.
„Polityka” myli się, stwierdzając, że w wyniku planowanych zmian, na turystów spadnie ryzyko wynajęcia nieprofesjonalnego pilota lub przewodnika. Otóż, to nie turyści wybierają kadrę! Przewodnika zatrudnia organizator wycieczki, czyli biuro podróży. A touroperator do tej pracy nie bierze kogokolwiek. Korzysta z osób zaufanych, sprawdzonych przez siebie lub poleconych przez kogoś z branży. Dlatego też uwolnienie zawodu wcale nie oznacza automatycznego dyktatu przypadku.
Kwestia ta jeszcze mocniej dotyczy pilota wycieczek. O ile w przypadku przewodnika może zdarzyć się sytuacja, że to turyści (podróżujący indywidualnie) sami wybiorą sobie osobę, która oprowadzi ich po starówce jakiegoś miasta, to w przypadku pilota takie praktyki po prostu nie mają miejsca. To biuro podróży zatrudnia pilotów. To ono decyduje z kim pracuje. Biuro ma wiedzę kto jest wystarczająco dobry by powierzyć mu swoich klientów. Ten organizator, który dba o swoją renomę nie angażuje przypadkowych pilotów. Dlatego też, w mojej ocenie, po ewentualnej deregulacji, niewiele się tu zmieni. Dalej w cenie będą dobrzy, sprawdzeni piloci, a turyści nie będą ponosić większego ryzyka niż dzisiaj.
A może będzie trudniej?
Jeszcze jedna rzecz wymaga uwagi. Być może, po wprowadzeniu zmian, wcale nie będzie łatwiej zostać pilotem. W tej chwili przepustką do pracy jest licencja. Często słabą, ale jednak. Niektórzy młodzi adepci, mimo że nie jest łatwo, wchodzą do zawodu. Szczególnie ci, którzy odbyli kurs w renomowanym miejscu lub potrafią pochwalić się czym jeszcze. A po likwidacji uprawnień? Odpadnie podstawowy atut początkującej osoby! Może być tak, że przez pierwsze lata po zmianie, biura nie chcąc ryzykować, będą zatrudniać wyłącznie starych, dobrze znanych, doświadczonych pilotów; tym samym, blokując dostęp do pracy nowym adeptom. W ten sposób, dzieło Gowina obróciłoby się przeciwko przyświecającej mu idei.
~Barbara
W UK jesli pracujesz w jakiejs dziedzinie to zdobywasz kolejne stopnie, tzw NVQ. Maja numeracje od 2 do 7. Na kazdy kolejny stopien robisz kolejny kurs + egzamin. Warunkiem jest ze musisz pracowac w danej dziedzinie. W ten sposob mozna zaczac od zera i systematycznie podnosic swoje kwalifikacje. Laczy sie teorie z praktyka. Rowniez studia daja ci automatycznie pozycje w tym systemie. Jak dla mnie to ma sens. Napewno wiekszy niz nasz system: kurs – papierek – zero praktyki.