Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: durres

Turystyka w Albanii

Wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej tam nie byłem. Bardziej atrakcyjne wydawały się dalekie lądy. Pędziło się za egzotyką, kusiły odległe kontynenty. Podejście zmieniłem kilka lat temu. Przyszedł czas na Gruzję, Armenię, Mołdawię… Blisko i też ciekawie. W końcu dotarłem do Albanii. (Polecam wycieczkę Albania i Kosowo).

Tirana. Plac Skandenberga

Tirana. Plac Skanderbega

Pojechałem latem. Żałuję, że na krótko, że nie zobaczyłem więcej. Wiem, że wrócę. Kilka miesięcy temu napisałem o Tiranie. Turystyczne centrum stolicy, to dawna dzielnica komunistycznych dygnitarzy. Kiedyś zamknięta i pilnie strzeżona, dziś przyciąga ludzi z całego świata. Tu króluje życie, rozrywka i pieniądze. Najdroższe piwo wypiłem w modnym klubie sąsiadującym z willą Hodży, dyktatora, który przez dziesięciolecia idiotycznej polityki doprowadził kraj do ruiny. Kiedyś straszne miejsce, dziś z nową energią i wesołymi barwami. Podoba mi się podejście Albańczyków. Na turystyczną atrakcję zamieniają nawet chore dzieło Hodży – bunkry, które wrosły w krajobraz miast i wsi. Planował wybudować ich milion. Zdążył wznieść 700 tysięcy, każdy o wartości kilkupokojowego mieszkania.

Są na świecie miejsca, w których odzyskuję wiarę w sens przemian. Jednym z nich jest Albania. Wystarczyło pozwolić ludziom działać, ukrócić przestępczość i korupcję. Efekty? Gospodarka rozwija się błyskawicznie, a firmy przenoszą tu chociażby Włosi, zmęczeni biurokracją w swoim kraju.

Jedna z plaż

Jedna z plaż

Jest bezpiecznie, śmiało można jechać. Wiem, że kontrastuje to z powszechną opinią na temat Albanii, ale bać się naprawdę nie ma czego. Reformy ostatnich lat przyniosły zdumiewający efekt. Podobnie jak kilka lat wcześniej w Gruzji.

Rozmawiałem z Albańczykiem. Zaprosił dwóch młodych Brytyjczyków. Przygotowali się niemal jak na wojnę. Myśleli, że po powrocie do domu pochwalą się wyprawą do jednego z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie. Jakież było ich zdumienie! Już pierwsze dwa dni w Tiranie całkowicie zmieniły opinię o Albanii. Więcej na ten temat w artykule Albania to nie Afganistan.

A turystyczne atrakcje? Jest ich trochę.

Najważniejsze jest morze. Albania ma długi pas wybrzeża, a na nim sporo pięknych, szerokich plaż. Część z nich jest już całkiem dobrze wykorzystana. To na południu kraju, w okolicach Sarandy – tu wypoczywają również Grecy (bo taniej niż na pobliskim Korfu). Na północy, bliżej Tirany, w okolicach Durrës jest mniej tłocznie. W czerwcu cieszyłem się pustymi plażami. Infrastruktura przygotowana, hotele, restauracje, leżaki i parasole. Tylko turystów mało. Ceny bardzo atrakcyjne. W hotelach o standardzie turystycznym, powiedzmy odpowiadającym 2 czy 3 gwiazdkom, pokój dwuosobowy ze śniadaniem kosztuje ok. 30-40 euro. Tłoczniej jest w lipcu i sierpniu. Więcej na ten temat: Plaże Albanii.

Kruja

Kruja

Góry. Tu zachowały się tradycje, kuchnia i klimat. Miejscowi mówią, że kto nie widział gór, ten nie zna Albanii. Najładniejsze są na północy, przy granicy z Czarnogórą, to Alpy Albańskie.

Zabytki. Albania to dawny teren świata antycznego. Z piękną i bogatą historią. Dla przykładu, Durrës, dziś drugie co do wielkości miasto Albanii, założone zostało już w 625 roku p.n.e. Nazwa pochodzi od greckiego Dyrrhachion. Świadectwem tego jest spory i dobrze zachowany amfiteatr.

Słabiej jest jeśli chodzi o okres średniowiecza. Wiele zabytków sakralnych zniszczyli komuniści w czasach Hodży. Równano z ziemią wszystko, co kojarzyło się z religią. W Tiranie pozostał tylko jeden obiekt, pochodzący z XVIII wieku meczet Ethem Beja. Niewiele też zachowało się z zamku w Kruji. Dla Albańczyków to niemal święte miejsce. Tu przez długie lata, Skanderbeg, ich bohater narodowy bronił Europy przed naporem Turków.

Mozaiki w amfiteatrze w Durres

Mozaiki w amfiteatrze w Durres

Specyficzne są muzea. Stare gmachy, budowane by kultywować w nich rewolucyjnych bohaterów. Ekspozycje oczywiście zmieniono, ale klimat pozostał. Zobacz artykuł Muzea Tirany. Mogą stanowić turystyczną atrakcję, ale musimy je odpowiednio potraktować. Nie szukajmy czegoś, co mogłoby się równać z najsłynniejszymi europejskimi obiektami.

Albania jest na początkowym etapie turystycznego biznesu. Niby coś się już zaczęło, ale klientów jeszcze niezbyt wielu. Dzięki temu jest ciekawie, oryginalnie i dość tanio. Możemy liczyć na autentyczną gościnność. Stan ten ma oczywiście i swoje gorsze strony. Dla mnie największym problemem były kwestie językowe. Albańczycy nie mówią po angielsku. Ani słowa po rosyjsku. Również w hotelach, restauracjach i taksówkach! Niektórzy znają włoski i trochę grecki. Stąd praktyczna rada. Warto mieć pod ręką kartkę i długopis. Często jedynym rozwiązaniem jest zapisywanie cen, godzin i kierunków jazdy. To pomoże w komunikacji. A porozumieć się warto, bo Albania to całkiem przyjemny kraj. Polecam nasz film o Albanii.

Zobacz także: Moja Armenia

Nasza wycieczka: Albania i Kosowo.

Albania. Tirana

Zacząć trzeba od tego, że główny plac miasta wcale nie jest najważniejszym miejscem w stolicy. Życie toczy się gdzieś indziej. Przede wszystkim w dawnej dzielnicy komunistycznych dygnitarzy. Kiedyś zamknięta dla zwykłych śmiertelników, chroniła funkcjonariuszy reżimu. Dziś rządzą tu pieniądze. (Zobacz program wycieczki do Albanii).

Plac Skanderbega, centrum tirany

Plac Skanderbega, centrum Tirany

Ulokowały się w niej prestiżowe banki, najlepsze sklepy i restauracje. Jest turystyczną mekką. Mnóstwo barów, kawiarni i klubów. Hotele i sklepy z pamiątkami. Miejsce żyje dniem i nocą. Gwarne, kolorowe, drogie… Piwo w barze „Tao” obok wilii Hodży – 300 leków (10 zł). Dla porównania, pyszny kebab z dodatkami i piwem, w restauracji dla miejscowych, obok placu Skanderbega – 150 leków.

Willa Hodży

Willa Hodży

Willa Hodży, komunistycznego satrapy, w absurdalny sposób rządzącego Albanią przez 41 lat, stoi dziś pusta. Obudowana niemal z każdej strony topowymi klubami. Jest w tym coś perwersyjnego – bawić się przy amerykańskiej muzyce, popijając zachodnie piwo, w ogródku czerwonego dyktatora. Chyba na tym właśnie opiera się komercyjny sukces tej dzielnicy.

Tirana próbuje wykorzystać to, co zostawili po sobie komuniści. W czasach Hodży zniszczono tak wiele zabytków, że dziś nie ma wyjścia, w turystyczne atrakcje trzeba zmienić najgłupsze dzieła dyktatora. Przy głównej alei miasta, na skraju parku eksponowany jest bunkier. Hodża chciał wybudować ich milion, zdążył 700 tys. (Jeden bunkier kosztował tyle, co dwupokojowe mieszkanie. Olbrzymie pieniądze i ludzka energia wyrzucone w błoto). Można wejść do środka. Malutki. Miejsca najwyżej  dla trzech osób, ale muszą siedzieć w kucki, jest tak nisko.

Piękny kraj miliona bunkrów. Czy takie hasło można wykorzystać w promocji turystyki?

Wróćmy do głównego placu Tirany. Od niego opowieść zaczynają wszystkie przewodniki. Kiedyś stał tu olbrzymi pomnik Hodży. Dziś pośrodku dużego trawnika wznosi się konny posąg Skanderbega, największego narodowego bohatera. W XV wieku przez kilkadziesiąt lat opierał się tureckiej nawale. Zyskał tym sławę w całej chrześcijańskiej Europie. I choć takie państwo jak Albania po raz pierwszy pojawiło się dopiero w 1912 roku, to dokonania jednego ze średniowiecznych książąt są tego kraju mitem założycielskim. Oto jeden z paradoksów Albanii.

Bunkier w Tiranie, jeden z 700 tysięcy.

Bunkier w Tiranie, jeden z 700 tysięcy.

Robię zdjęcie. W jednym kadrze mam pomnik Skanderbega, flagę Albanii, wspominaną w przewodnikach wieżę zegarową i oczywiście charakterystyczny minaret.

Meczet Ethem Beja wzniesiono w XVIII wieku.  Dziś jest najważniejszym zabytkiem Tirany. Tylko on przetrwał czas burzenia wszystkiego, co z religią związane. Dla niego Hodża zrobił wyjątek, oszczędził, mimo, że to przecież samo centrum, tuż obok budynków rządowych. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Do czegoś był potrzebny. Coś chciał pokazać. Może to, że szanuje zabytki… Urządzano tu pokazówki. Wejść do meczetu mogli wyłącznie zagraniczni goście. Wszyscy Albańczycy byli obywatelami „pierwszego całkowicie ateistycznego państwa”.

Meczet Ethem Beja

Meczet Ethem Beja

Dziś meczet wrócił do swych religijnych funkcji. Przekonałem się o tym pierwszej godziny pobytu. Dobiegł mnie śpiew muezina, wezwanie do modlitwy. Turyści mogą wchodzić. W środku urzekają piękne zdobienia ścian. Jeśli poprosi się dozorcę, to włączy światło. Można fotografować. Na pewno warto tu zajrzeć.

Mauzoleum Hodży

Mauzoleum Hodży

Nie odmówiłem sobie przyjemności odwiedzenia piramidy Hodży. Budowla z betonu i szkła. Ani ładna, ani brzydka. Raczej nie te kategorie jej się należą. Absurdalna w swoim zadęciu. Hodża był najdłużej rządzącym europejskim dyktatorem (od 1944 r. aż do śmierci w 1985). W komunizmie prześcigał ZSRR i Chiny. Dziś dookoła jego mauzoleum hula kapitalizm. Tuż obok wyrosły okazałe biurowce, siedziby banków.

Po obaleniu komunizmu szczątki dyktatora przeniesiono na cmentarz. Opuszczona piramida niszczeje. Jest to jedyny zaniedbany obiekt w tej części miasta. Wszędzie dookoła ładnie, wesoło. Tylko tu jakoś tak, jakby komunizm dopiero upadł. Chyba nie ma pomysłu na jej zagospodarowanie. Zbyt ciężki temat, zbyt duży kaliber.

……

Uliczne obserwacje. Właśnie minąłem mężczyznę, który mógłby być sobowtórem Abdullaha, króla Jordanii. Jaką urodę mają Albańczycy? Skąd pochodzą, jakim językiem się posługują? To jeden z najstarszych europejskich ludów. Wywodzą się od starożytnych Ilirów, współczesnych Grekom i Rzymianom. Język? Skomplikowany, trudny. Stary, indoeuropejski.

Po kilku dniach w Tiranie czułem się jak u siebie. Kusiło żeby zostać dłużej. Tyle, że kolejne miejsca czekały. Ruszyłem nad morze, do Durres.

Zobacz artykuł: Albania to nie Afganistan!

 

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén