Między innymi z jego powodu wybrałem się do Kirgistanu. Chciałem zobaczyć miejsce, gdzie został pochowany. Podróżnik i odkrywca, który w drugiej połowie XIX wieku zyskał wielką światową sławę. Bohater carskiej Rosji, honorowany również w czasach ZSRR.
Przewalski towarzyszy mi od kilku lat. Można powiedzieć, że prawie się z nim zaprzyjaźniłem. Najpierw przeczytałem co się dało, później stworzyłem własny obraz postaci. A wszystko przy okazji Gruzji.
Czytelnicy tego bloga wiedzą, że na Kaukaz jeżdżę od lat. Postać Przewalskiego powraca za każdym razem, kiedy zbliżamy się do Gori, rodzinnego miasta Józefa Stalina. Opowiadam wtedy turystom różne ciekawostki. Poruszamy rzecz jasna i temat ewentualnych polskich korzeni krwawego dyktatora. To stara teoria, narodziła się już w dzieciństwie Dżugaszwilego. Obecna była również w czasach rządów despoty, podtrzymywana później ochoczo przez Chruszczowa. Nowe życie zyskała po rozpadzie ZSRR i upadku cenzury. Księgarnie wypełniły się mniej lub bardziej sensacyjnymi biografiami zbrodniarza. W wielu z nich przewijała się postać Przewalskiego. Według części badaczy, to on mógł być biologicznym ojcem Stalina!
Nie wszyscy się z tym zgadzają. Wśród historyków trwa spór o to, czy Mikołaj Przewalski kiedykolwiek był w Gori. Część uważa, że mieszkańcy gruzińskiego miasteczka pomylili go z jego bratem lub innym oficerem o tym samym nazwisku. Ale skąd w ogóle ta teoria?
Stalina urodził się w domu szewca Wisariona Dżugaszwilego. Z czasem ojciec popadł w alkoholizm, katował żonę i dziecko, a w końcu opuścił rodzinę. Matka, żeby utrzymać siebie i syna najmowała się jako praczka i pomoc domowa. Z całą pewnością nie stać jej było na opłacenie edukacji, którą otrzymał późniejszy dyktator (m.in. prywatnego nauczyciela języka rosyjskiego). Ktoś w tajemnicy musiał pokrywać te koszty, z których najwyższym było czesne seminarium duchownego w Tbilisi. Stalin opuścił je na ostatnim roku. Kto był sponsorem? Biografowie zebrali plotki krążące po Gori. Matka Dżugaszwilego podobno miewała romanse. Wśród podejrzanych, poza Przewalskim, był miejscowy sklepikarz, oficer policji i prawosławny ksiądz.
Zwolennicy polskich korzeni powołują się na wizerunek obydwu postaci. Jeśli popatrzymy na zdjęcie Przewalskiego z lat 80. XIX wieku i portret Stalina, to istotnie mamy zaskakujące podobieństwo. Kilka lat temu rosyjscy historycy próbowali je wytłumaczyć dowodząc, że autor najbardziej znanego portretu dyktatora, sugerował się wizerunkiem Przewalskiego. Najzwyczajniej w świecie poddał korekcie twarz Stalina upodabniając go do słynnego podróżnika. Po co, dlaczego? Może Stalin wolał być synem odkrywcy i uczonego, niż szewca i pijaka. Wśród szaleństw dyktatora, to wcale nie byłoby największe.
Podobno zrobiono badania DNA w męskiej linii potomków Stalina i brata Mikołaja Przewalskiego (on sam oficjalnie nie miał dzieci). Podobno wyniki nie potwierdzają tej teorii. U potomka Stalina chromosom Y właściwy jest Osetyjczykom, a u Przewalskiego mieszkańcom środkowej i północnej Europy. I tak właśnie jest z tą teorią. Dużo tych „podobno”. Z marną szansą na ostateczną weryfikację. Zobacz też: Muzeum Stalina w Gori.
Niezależnie od tego jak było naprawdę, trzeba zadać pytanie czy Mikołaj Przewalski był Polakiem? Dlaczego uważamy go za rodaka? Był carskim oficerem, w chwili śmierci w stopniu generała – majora. Walczył w powstaniu styczniowym, ale po rosyjskiej stronie! Właśnie kończył szkołę oficerską i zaciągnął się na ochotnika, podobno, żeby uniknąć egzaminów i wcale nie brał udziału w bitwach. Po powstaniu został w Warszawie na dłużej. W warszawskiej szkole kadetów wykładał geografię i historię. Tworzył też bibliotekę. Utrzymywał kontakty z polskimi naukowcami. Również później, po powrocie do Rosji. Zabierał ich na swoje wyprawy.
A nazwisko? Jego przodek, Korniło Perewalski, był kozakiem. Za zasługi wojenne dostał herb szlachecki od Batorego. Zmienił nazwisko i stał się Polakiem. Pewnie byłby to piękny początek historii tego rodu w ramach Rzeczpospolitej, ale jego syn zbuntował się, uciekł z kolegium jezuickiego, wrócił do prawosławia i ruszył na wschód. W ten sposób przodkowie naszego bohatera trafili do armii carskiej.
Historycy znad Wisły twierdzą, że Mikołaj Przewalski miał świadomość polskich korzeni, ale zwyciężyło w nim poczucie rosyjskiej państwowości. W każdym bądź razie, do światowej historii przeszedł jako odkrywca, podróżnik i naukowiec rosyjski.
Ze stołecznego Biszkeku jadę na wschód Kirgistanu, w stronę chińskiej granicy, do miasta Karakoł. Piękne to miejsce. Olbrzymie jezioro Issyk-kul otoczone jest przez ośnieżone góry. Najwyższy szczy Tieńszanu, Pik Pabiedy ma 7439 m n.p.m. Bliżej wody wzrok cieszą malownicze zielone łąki przyozdobione niewielkimi skupiskami jurt.
W tej okolicy jesienią 1888 roku zmarł Przewalski. Był w trakcie kolejnej wyprawy. Tu go pochowano, a na rozkaz cara miasto przemianowano na Przewalsk. Tę nazwę nosiło też w czasach Związku Radzieckiego. Dopiero w 1992 na powrót stało się Karakołem.
Kompleks poświęcony pamięci Przewalskiego to park o obszarze 10 ha. Znajduje się w nim muzeum, kaplica oraz pomnik i grób podróżnika. Ważne miejsce. W dniu ślubu młode pary przyjeżdżają tu złożyć kwiaty i zrobić fotografie. Pytam o źródła tego zwyczaju. Jakoś nie potrafili mi wyjaśnić. Po prostu – mówią – wszyscy tak robią, taka tradycja. Widać Przewalski przejął tu rolę Lenina, u stóp którego w niejednym postradzieckim mieści nowożeńcy składają kwiaty. Ciągle, mimo upływu lat, z przyzwyczajenia.
Jak wygląda muzeum? Budynek całkiem spory, ładny, w klasycystycznym stylu. Ekspozycja ma już swoje lata, daleko jej do atrakcji nowoczesnych multimedialnych muzeów. Ale przecież nie o to tu chodzi. Zainteresowani postacią Przewalskiego zobaczą mnóstwo dokumentów i fotografii z jego życia. Naprzeciw wejścia wielka mapa Azji. Na niej zaznaczone trasy kolejnych ekspedycji. Miała robić wrażenie. I robi. Nasz bohater przemierzył ponad 30 tys. km.
Muzeum zwiedza się w towarzystwie lokalnego przewodnika. Przysłuchiwałem się opowieści kilku z nich. Zaczynają standardowo, od tego, że Przewalski był olbrzymem. Miał 2 m wzrostu, a pod koniec życia ważył aż 140 kg.
Cieszył się dobrym zdrowiem. Dzięki temu był w stanie wytrzymać trudy ówczesnych wypraw. Docierał do najbardziej niedostępnych zakątków Azji Centralnej. Eksponaty, ryciny i prace naukowe, które stamtąd przywoził zyskiwały światowy rozgłos. Odkrywał i opisywał nieznane wcześniej gatunki roślin i zwierząt, w tym słynnego konika stepowego. W 1888 roku, nad jeziorem Issyk-kul napił się wody z zaczerpniętej z bagna. Zmarł najprawdopodobniej na dur brzuszny. Miejsce, w którym go pochowano nazwano Przystań Przewalsk. Tę nazwę nosi do dziś.
Zobacz także: