Czy turysta będący pod wpływem alkoholu jest turystą ubezpieczonym? Dobre pytanie, ponieważ dotyczy tysięcy wczasowiczów. Szczególnie istotne w przypadku standardu all inclusive, gdzie mamy łatwą dostępność wiadomych trunków. Co jeśli turysta będzie potrzebował pomocy lekarskiej albo ulegnie wypadkowi? Ubezpieczenia pokryje koszty czy nie?!
Wszyscy, którzy pracują dłużej w turystyce znają takie przypadki. Klasycznym przykładem jest skok do hotelowego basenu. Ofiara to najczęściej młody mężczyzna, niestety pod wpływem alkoholu. Koszty hospitalizacji i sprowadzenia chorego do Polski są olbrzymie, liczone nawet w dziesiątkach tysięcy euro. Turysta będzie musiał pokryć je sam. Firma ubezpieczeniowa zasłoni się punktem pod tytułem „ograniczenia odpowiedzialności”. Alkohol jest jednym z tych ograniczeń. Pozostałe, często występujące to m.in. następstwa chorób przewlekłych i sporty ekstremalne.
Kilka dni temu rozmawiałem o tym z klientem, który przygotowuje wyjazd dla większej grupy osób. To impreza firmowa na bogato. Bez alkoholu raczej się nie obędzie. I co z ubezpieczeniem? Zasadne pytanie klienta brzmiało: Po co takie ubezpieczenie, które nie obejmuje wypadków „pod wpływem”?! Przecież to bez sensu. Rzeczywiście, trudno nie przyznać mu racji.
A co z enoturystyką, czyli taką formą zwiedzania świata, w której bardzo ważnym czynnikiem jest degustacja wina? Jedzie się właśnie po to, żeby próbować miejscowych trunków. I jeśli alkohol wyklucza odpowiedzialność ubezpieczyciela w każdym przypadku, to znaczyłoby to, że turysta ma fikcyjne ubezpieczenie. Organizator zagranicznej wycieczki musi zapewnić asekurację kosztów leczenia oraz następstw nieszczęśliwych wypadków – taki jest wymóg polskiego prawa. Ale w przypadku wyprawy miłośników wina, koniaków czy podlaskiego bimbru ubezpieczenie to istniałoby czysto formalnie.
Zapis, który pozwala na takie rozwiązania wygląda mniej więcej tak:
Ubezpieczyciel nie ponosi odpowiedzialności za szkody wyrządzone po spożyciu alkoholu, narkotyków lub innych środków odurzających.
Co prawda, w oficjalnych komunikatach niektóre firmy ubezpieczeniowe deklarowały, że każdą sytuację oceniają indywidualnie, że sprawdzają czy alkohol mógł być czynnikiem sprawczym wypadku, ale ze znanych mi sytuacji wynikało coś innego. Zapis ten stosowano automatycznie. Jeśli był wypadek i alkohol we krwi, to równało się to brakowi ubezpieczenia.
Niedawno Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył karę finansową (ponad 54 tys. zł) na jedno z towarzystw ubezpieczeniowych. Zdaniem Urzędu interesy klientów naruszał następujący fragment umowy:
Ochroną ubezpieczeniową nie są objęte koszty leczenia oraz koszty powstałe w związku z koniecznością powrotu Ubezpieczonego do Rzeczypospolitej Polskiej, koszty transportu zwłok Ubezpieczonego, jak również pozostałe koszty będące przedmiotem ubezpieczenia, jeżeli powstały w przypadku […] zdarzeń po spożyciu alkoholu, zażyciu narkotyków lub innych środków odurzających.
W uzasadnieniu znalazł się rozsądny argument, że tak sformułowane warunki dają możliwość interpretacji na niekorzyść turysty. To znaczy, że każde spożycie alkoholu wykluczałoby odpowiedzialność ubezpieczyciela.
Chodzi o to, żeby warunek był sprecyzowany i ograniczał się tylko do sytuacji, w których jest związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy spożyciem alkoholu, a zaistniałą sytuacją, np. wypadkiem.
Wygląda to trochę zabawnie, ale spór między firmą, a prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów toczył się o słówko „po”. Zdaniem Urzędu „po spożyciu” oznacza wyłącznie następstwo w czasie, bez związku przyczynowego. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Ktoś wypił alkohol. Chwilę później spada mu na głowę cegła. Stan trzeźwości nie ma więc żadnego wpływu na przebieg wypadku. A jednak na podstawie takiego sformułowania towarzystwo ubezpieczeniowe może wykręcić się od odpowiedzialności.
Mówiąc krótko, liczy się to, co jest napisane. Z dokładnością do jednego słowa. Czytam więc w innych warunkach ubezpieczenia, że ograniczenia obejmują przypadki zdarzeń pozostających w związku ze spożyciem alkoholu, zażyciem narkotyków lub innych środków odurzających.
Taka formułka jest korzystniejszy dla klienta. Ubezpieczyciel nie pokryje kosztów, jeśli powstały one w wyniku spożycia alkoholu. Niestety, omówiony wyżej skok do basenu zapewne podlega tej klauzuli. W takim przypadku ubezpieczyciel raczej nie weźmie na siebie odpowiedzialności, ponieważ może występować związek między spożyciem alkoholu, a wypadkiem.
Po raz kolejny na tym blogu apeluję do turystów, żeby zwracali uwagę na warunki ubezpieczenia. Na szkoleniach uczulam na to również pracowników biur podróży, pilotów wycieczek i rezydentów, bo także od nich turyści mogą się dowiedzieć jak wygląda ich ubezpieczenie. Pod tym względem przestróg nigdy za wiele. Więcej na ten temat w artykule Śmierć na wczasach.
PS
Od lat jeżdżę do Gruzji, Armenii i Mołdawii. Trudno wyobrazić sobie wycieczkę w te regiony bez degustacji miejscowych trunków. Są one elementem przebogatej tradycji i kultury tych krajów. Każdy, kto che je poznać musi sięgnąć choćby po jeden kieliszek gruzińskiego wina i ormiańskiego koniaku. Dobrze więc jeśli warunki ubezpieczenia nie są zbyt restrykcyjne.