O tej porze roku temat to zupełnie oczywisty. Śnieg i narty. Z racji na zawodowe obowiązki częściej bywam w górach gdzieś w świecie, rzadziej w Polsce. Tak jakoś dziwnie się porobiło, że bliżej na Kaukaz niż w Tatry. Więcej na ten temat w artykule: Narty w Armenii, Iranie i Gruzji. Brakuje czasu, ale jednak każdego roku staram się, choć na kilka dni, ruszyć w nasze góry.
Najczęściej wybieram Bieszczady i okolice Krynicy. Tak też wyszło i tym razem. Udało się wygospodarować trochę wolnego czasu, więc pędem do Krynicy-Zdroju.
Ruszyliśmy z pewnymi obawami o śnieg, ale na miejscu okazało się, że całkiem dobrze trafiliśmy. Od poniedziałku do piątku, przez wszystkie dni naszego pobytu były dobre warunki narciarskie. Dużo śniegu i temperatura w okolicach zera. Pięknie się zjeżdżało. Krynica i jej okolice ma chyba jakiś specyficzny mikroklimat, bo jak wiadomo, w innych regionach polskich gór ze śniegiem było krucho.
Pięć dni bawiliśmy się na stokach w Tyliczu. Warunki dobre, ceny umiarkowane (w odróżnieniu od drogiej Jaworzyny) i niezbyt wielu ludzi. Szczególnie polecam tanie poranki (do godz. 11.00) i nocną jazdę (od 16.00 do 20.00).
Lubię Tylicz. Latem i zimą. Zawsze zahaczam o kościół pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Obiekt wzniesiony w 1612 roku zachwyca piękną architekturą, więc mimo tego, że widziałem go wielokrotnie, jakoś nie mogę się oprzeć, zatrzymuję się i robię zdjęcia.
To reguła generalna, interesują mnie miejsca z historią. Takie, gdzie są zabytki i muzea. Nawet jeśli jest to wyjazd typowo narciarski, to w przerwie chcę coś zobaczyć i choć trochę pozwiedzać. Region ma niezaprzeczalny atut w postaci Szlaku Architektury Drewnianej, do którego należy również wspomniany wyżej kościół w Tyliczu. Zabytków jest jednak znacznie więcej. W całym województwie małopolskim szlak liczy aż 252 obiekty.
Tuż obok Krynicy znajduje się Powroźnik. To wieś z bogatą historią, pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XIV wieku! Znajduje się tu cerkiew greckokatolicka św. Jakuba Młodszego (obecnie kościół rzymskokatolicki). Zbudowana została w 1600 r. i jest najstarszą cerkwią w polskich Karpatach. W 2013 r., wraz z grupą innych obiektów po polskiej i ukraińskiej stronie, została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO.
Mieszkamy w Krynicy. Od lat korzystamy z tego samego pensjonatu i ulubionej restauracji. Dużą zaletą miasta jest rozbudowana baza noclegowa. Każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy tu szeroki wachlarz miejsc noclegowych, od hoteli o wysokim standardzie, po kwatery prywatne w cenie 25 zł za osobę w pokoju z łazienką! W restauracjach też atrakcyjnie, dobra golonka za 15 zł, a obok w Jadłodajni, obiad za kilkanaście złotych.
Nie ma Krynicy bez Nikifora! Do muzeum genialnego malarza-prymitywisty wstępuję niemal jak do świątyni. Który to już raz tu jestem? Nie pamiętam. Zawsze z przyjemnością. (Mam słabość do tego typu artystów, więcej o tym np. w artykule: Niko Pirosmani, malarz Gruzji). Choć obrazów tu niezbyt dużo (większa kolekcja jest w Nowym Sączu), to wrażenie potęgują przedmioty osobiste artysty, w tym jego farby, kredki i charakterystyczne okulary. Dobrze prezentuje się też siedziba Muzeum, czyli zabytkowa willa „Romanówka”. Wszystko pasuje i współgra ze sobą, również wyświetlany tu kilkuminutowy film o Nikiforze.
Wyjeżdżamy zadowoleni z pobytu. Było sporo nart, trochę zwiedzania i całkiem przyjemna kuchnia (tym razem najbardziej zapamiętałem pierogi po łemkowsku). Na pewno będziemy tu wracać. A w drogę powrotną ruszyła z nami Śliwowica Łącka, która jak żaden inny trunek, kojarzy mi się z Beskidami. (Zobacz też: Duch puszczy, samogon z Podlasia).
PS. Polecany pensjonat i restauracja: krynica-gorska.pl