Po raz kolejny, przychodzi mi komentować przedziwne gazetowe opinie. Dziś popis dała „Rzeczpospolita”. W dodatku ekonomicznym pojawił się artykuł pod wielce wymownym tytułem „Największe biura mają się dobrze, uważajcie na małe”.

Opinia mająca niewiele wspólnego z prawdą, znajduje się już w pierwszym akapicie. Oto ten fragment:

Wąska grupa liderów z zyskami, reszta branży per saldo na stratach – tak wygląda polski rynek firm zajmujących się zagraniczną turystyką wyjazdową.

Całkowicie nie zgadzam się z takim ujęciem tematu. Mamy dobry czas dla niewielkich, szczególnie niszowych biur; takich, które nie zabijają się w konkurencji o cenę. Dla biur organizujących wyprawy egzotyczne, wycieczki szkolne czy turystykę biznesową. W żadnym wypadku nie można postawić tezy, że średni i mali touroperatorzy są w złej sytuacji finansowej! Niby na jakiej podstawie robi to cytowana przez gazetę firma InfoService?! Finanse polskich biur nie są transparentne. Ani małych, ani dużych! Więcej na ten temat tu: Jak to się robi, czyli kto dotuje polskie biura?

Jaki błąd popełnia „Rzeczpospolita”? Opiera cały materiał na kryterium obrotu. W rankingu tym, pierwsza dziewiątka biur, to przedsiębiorstwa wyspecjalizowane w turystyce czarterowej. Specyfiką tego segmentu jest bardzo duży obrót i mała rentowność (na poziomie zaledwie 1-3 proc.! Gazeta pisze o „całkiem dobrej rentowności 1,33 proc.”!). Towarzyszy mu duże ryzyko, zarezerwowane wyłącznie do tej części branży. Pokrótce przypomnę tylko to, o czym pisałem już na tym blogu, chociażby w tekście Turystyka 2012. Największe biura, na loty czarterowe podpisują  sztywne umowy. Czy samolot poleci pełny czy w połowie pusty, zapłacić trzeba. Hotele też są często na gwarancji, to znaczy, że płaci się za nie z dużym wyprzedzeniem. Jeśli się tego nie sprzeda, tworzą się ogromne straty. Do tego dochodzi wyjątkowo trudny rynek. Podstawowym kryterium klientów jest cena. Efektem jest zabójcza konkurencja i oferty na granicy opłacalności. Nawet niewielkie, nieprzewidziane koszty, stwarzają perturbacje, zagrażające egzystencji biura.

Wcale nie jest tak, że „największe biura mają się dobrze”. Jeden z liderów rynku, żeby funkcjonować, bierze kredyty bankowe pod zastaw nieruchomości swoich agentów! O innych wiadomo, że nie płacą swoim zagranicznym kontrahentom. Prawda o biurach podróży jest znacznie bardziej złożona niż przedziwne opinie drukowane w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”.

Również dotychczasowe doświadczenia pokazują coś zupełnie przeciwnego. Jakie biura padały zostawiając turystów na lodzie? Duże! Ostatnio Orbis (Dlaczego upadł Orbis Travel) i Selectours (wrzesień 2010). Ale też kilku touroperatorów ze ścisłej czołówki otarło się o finansową katastrofę. Wszyscy słyszeli o Triadzie (do niedawna lider polskiego rynku), ale olbrzymie zmiany wymuszone sytuacją finansową przeszedł też jeszcze jeden duży touroperator – w tym przypadku wszystko zrobiono bardzo dyskretnie.

W środku sezonu wakacyjnego, na granicy płynności był bardzo duży touroperator. Na wczasach były rzesze turystów. Kolejne tysiące czekały na wyjazd. Nikt nie podejrzewał, że ich wakacje wiszą na włosku. Znalazł się ktoś, kto przekazał większe pieniądze. Po cichu zmieniono prezesa, i tyle. Dzięki temu gazety nie napisały o największym bankructwie w historii polskiej turystyki.

Właściwie to nie wiem czym tłumaczyć aż taki stopień braku dziennikarskiego profesjonalizmu. Pisze to ktoś, kto nie zna branży? Ktoś, kto nie przykłada się do pracy i nie chce mu się zadać trudu, by uważniej przestudiować temat? Obserwuję takie dziennikarskie rewelacje od kilku lat. Wygląda to na artykuły pisane na kolanie, szybko i niestarannie. Wystarczy zapytać kila osób i z wypowiedzi skomponować jakiś materiał o nośnym tytule. I wszystko! Nieważne ile to ma wspólnego z rzeczywistym obrazem omawianego zagadnienia.

Więcej na ten temat: Prawda o biurach podróży

PS. Tekst ten dotyczy touroperatorów. Sytuacja biur agencyjnych to zupełnie inny temat.