Rano śniadanie w hotelowej restauracji. Jak w wielu innych rejonach naszego pięknego świata, tak i tu, panuje organizacyjny nieład. Obsługi więcej niż gości, na zamówioną potrawę czekać trzeba niemiłosiernie długo, a i tak, jest duże prawdopodobieństwo, że dostanie się niezupełnie to, co się zamówiło. Może i nie ma to dużego znaczenia, ponieważ do wyboru są tylko jajka smażone lub jajecznica. Dla odważnych jeszcze owsianka po etiopsku – nie polecam. No i, rzecz jasna, indżera – mokra ściera, o której pisałem już na tym blogu w artykule Kulinarne przeboje. Wszelkie niedogodności śniadania rekompensuje najlepsza na świecie kawa. Wszak jesteśmy w jej ojczyźnie. Będziemy się nią delektować przez najbliższe trzy tygodnie. Zobaczymy tradycyjny ceremoniał parzenia, a przed powrotem do domu, za grosze kupimy kilogramy ziaren najwyższej jakości.

Co można robić w Addis Abebie? Można urządzić nocną wędrówkę po podejrzanych klubach w poszukiwaniu uciech wszelakich. Tę formę zbliżenia z lokalną kulturą w brawurowy sposób opisał Ignacy Karpowicz w swojej powieści, pt. Nowy kwiat cesarza. Można udać się na jedną z ulic, gdzie podają najlepsze surowe kotlety. Przysmak Etiopczyków. Najlepiej jeśli jeszcze ciepłe, wycięte z właśnie co uśmierconego zwierzaka. Można też coś pozwiedzać. Muzeum, jakiś kościół. Standard. To, co wszędzie.

My ruszyliśmy śladem Lucy i cesarza Hajle Sellasje.

W Muzeum Narodowym spędzamy nieco ponad godzinę. Niewielkie i w starym stylu. Ale ciekawe. Co zapamiętałem? Socrealistyczne malarstwo z czasów krwawej komunistycznej dyktatury, które nie pozostawia wątpliwości skąd przyszły wzorce oraz – dla odmiany – pamiątki po kilku cesarzach. Tron, korony, szaty. Podobne rzeczy będziemy oglądać jeszcze parokrotnie. Na północy kraju, każdy znamienitszy klasztor ma coś, co nazywają tam „muzeum”. Czasem jest to mały zakurzony pokoik, czasem stara szafa w ogrodzie. Za kilka birów mnisi pokazują wiekowe księgi, przepiękne stare krzyże i korony podarowane monastyrowi przez cesarza. Te ostatnie eksponują wkładając je sobie na głowę. Pozują do zdjęć. Widok i śmieszny i dostojny jednocześnie.

Przyszliśmy tu głównie dla Lucy. To nasza „prababka”. Najsłynniejszy z przodków człowieka. Jej szkielet odkryto w 1974 roku w rejonie Afar, na pograniczu Etiopii i Erytrei. Teren ten jest kopalnią skarbów dla antropologów. Kolejne ekspedycje znajdują tam coś, co pomaga kreślić historie rozwoju człowieka. Lucy ma jakieś 3,2 mln lat. Swoje imię zawdzięcza Beatlesom (Lucy in the sky with diamonds…), a jej ogromne znaczenie wynika ze stanu zachowania szkieletu (aż 40%). Dzięki niemu okazało się, że ewolucja rozpoczęła się nie od głowy, ale od nóg. Nasza prababka miała mały mózg – jak szympansy, ale wyprostowaną postawę, chodziła na dwóch nogach – jak człowiek.

Tak wyglądała Lucy

W muzeum w Addis znajduje się kopia szkieletu, oryginał wywieziono do USA. Ale jest to kopia bardzo udana. Dzięki dość prymitywnym warunkom przechowywania, wysokiej i zmiennej wilgotności, pokrył się nalotem i nieco zmienił barwę. Wygląda bardzo autentycznie. Wielu zwiedzających wychodzi stąd w przekonaniu, że widziało oryginał.

O Lucy przypomnę sobie oglądając dżelady w górach Siemen. Dżelady, czyli małpy o krwawiących sercach, mają najdalej rozwinięte zachowania społeczne i najlepiej rozwinięte narządy mowy. Z wszystkich zwierząt jakie widziałem, zrobiły na mnie największe wrażenie. Kiedy siedziałem w środku stada, nie mogłem oprzeć się myślom, że to nasi przodkowie. Zamieszkują tereny położone blisko pustyni Afar, na której znaleziono szczątki Lucy i innych hominidów. Tworzą haremowe rodziny, takie same jak ziomkowie Lucy. Chcecie dotknąć czegoś naprawdę niesamowitego? Pojedźcie tam, porozmawiajcie z dżeladami.

Śladów ostatniego cesarza szukamy w tutejszej katedrze i w jednym z jego pałaców. W kościele oglądamy cesarski tron. To bezczelność, ale nie mogłem się oprzeć – usiadłem na nim.

W byłym pałacu oglądamy prywatne komnaty Hajle Sellasje. Zgodnie oceniamy, że raczej skromne. Oczywiście dyskutujemy nad znaną książką Kapuścińskiego. Nie pozostaje nam nic innego jak ocenić ją krytycznie. Wyrządziła wiele szkody, nie tylko cesarzowi i jego rodzinie, ale też samej Etiopii. Etiopczycy jej nie znają. Nie przetłumaczono jej na amharski. W rewelacje „cesarza reportażu” nikt by tu nie uwierzył. Nawet w czasach komunistycznej dyktatury.

Trochę kręcimy się po mieście. Addis Abeba, nie bez powodu, nazywana jest największą wsią Afryki. Przyjeżdżając tu pierwszy raz wiedziałem, że stolica ma około 3 milionów mieszkańców. Na miejscu dowiaduję się, że raczej 5, a nie wykluczone, że nawet 7! Tak twierdzą miejscowi. Szybko przypominam sobie dane sprzed lat. Miasto to zostało założone dopiero pod koniec XIX wieku. W 1922 roku liczyło ledwie 100 tysięcy, w latach 70. już sześć razy więcej. Jak więc łatwo obliczyć w ciągu ostatnich 30 lat powiększyło się dziesięciokrotnie! Wzrost ten jest w głównej mierze efektem masowej migracji ze wsi do miast. Zjawisko to jest jednym z istotniejszych fenomenów współczesności. Jeszcze 100 lat temu prawie cała populacja świata mieszkała na wsi. Dziś proporcje się odwracają. W samej tylko stolicy Etiopii, żyje około 10% obywateli całego kraju. W Egipcie, dwudziestomilionowy Kair wraz z Gizą, to prawie jedna trzecia ludności państwa. I tak, z grubsza, na całym świecie. Tyle, że w krajach rozwijających się miasta nie nadążają z budową niezbędnej infrastruktury. Powstają nowe dzielnice, ale nie ma w nich ulic, bieżącej wody i elektryczności. Ludzie masowo przybywają w poszukiwaniu szansy na lepsze życie. Bez wykształcenia, bez pieniędzy, często bez szans na stałą, choćby skromnie płatną pracę. Tak powstają slumsy. Już nie dzielnice, ale całe miasta biedy.

Polecamy: Etiopia, niezwykły kraj Arki Przymierza.

Jedziemy jeszcze na Merkato. To tutejszy bazar. Każdego dnia robi na nim interesy około 100 tys. ludzi! Ze względu na stan gospodarki, to właśnie tu, w handlu uliczno-straganowym dzieje się spora część etiopskiej ekonomii. Kupić tu można prawie wszystko. Niemiłosiernie zatłoczony i mało przyjemny. Robimy zdjęcia i wracamy do hotelu. Jutro rano wyjeżdżamy na południe. Przed nami prawdziwa Afryka!

Zobacz też: Etiopia – część 1 oraz Etiopia – część 3.

Wycieczka do Etiopii