Wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej tam nie byłem. Bardziej atrakcyjne wydawały się dalekie lądy. Pędziło się za egzotyką, kusiły odległe kontynenty. Podejście zmieniłem kilka lat temu. Przyszedł czas na Gruzję, Armenię, Mołdawię… Blisko i też ciekawie. W końcu dotarłem do Albanii. (Polecam wycieczkę Albania i Kosowo).
Pojechałem latem. Żałuję, że na krótko, że nie zobaczyłem więcej. Wiem, że wrócę. Kilka miesięcy temu napisałem o Tiranie. Turystyczne centrum stolicy, to dawna dzielnica komunistycznych dygnitarzy. Kiedyś zamknięta i pilnie strzeżona, dziś przyciąga ludzi z całego świata. Tu króluje życie, rozrywka i pieniądze. Najdroższe piwo wypiłem w modnym klubie sąsiadującym z willą Hodży, dyktatora, który przez dziesięciolecia idiotycznej polityki doprowadził kraj do ruiny. Kiedyś straszne miejsce, dziś z nową energią i wesołymi barwami. Podoba mi się podejście Albańczyków. Na turystyczną atrakcję zamieniają nawet chore dzieło Hodży – bunkry, które wrosły w krajobraz miast i wsi. Planował wybudować ich milion. Zdążył wznieść 700 tysięcy, każdy o wartości kilkupokojowego mieszkania.
Są na świecie miejsca, w których odzyskuję wiarę w sens przemian. Jednym z nich jest Albania. Wystarczyło pozwolić ludziom działać, ukrócić przestępczość i korupcję. Efekty? Gospodarka rozwija się błyskawicznie, a firmy przenoszą tu chociażby Włosi, zmęczeni biurokracją w swoim kraju.
Jest bezpiecznie, śmiało można jechać. Wiem, że kontrastuje to z powszechną opinią na temat Albanii, ale bać się naprawdę nie ma czego. Reformy ostatnich lat przyniosły zdumiewający efekt. Podobnie jak kilka lat wcześniej w Gruzji.
Rozmawiałem z Albańczykiem. Zaprosił dwóch młodych Brytyjczyków. Przygotowali się niemal jak na wojnę. Myśleli, że po powrocie do domu pochwalą się wyprawą do jednego z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie. Jakież było ich zdumienie! Już pierwsze dwa dni w Tiranie całkowicie zmieniły opinię o Albanii. Więcej na ten temat w artykule Albania to nie Afganistan.
A turystyczne atrakcje? Jest ich trochę.
Najważniejsze jest morze. Albania ma długi pas wybrzeża, a na nim sporo pięknych, szerokich plaż. Część z nich jest już całkiem dobrze wykorzystana. To na południu kraju, w okolicach Sarandy – tu wypoczywają również Grecy (bo taniej niż na pobliskim Korfu). Na północy, bliżej Tirany, w okolicach Durrës jest mniej tłocznie. W czerwcu cieszyłem się pustymi plażami. Infrastruktura przygotowana, hotele, restauracje, leżaki i parasole. Tylko turystów mało. Ceny bardzo atrakcyjne. W hotelach o standardzie turystycznym, powiedzmy odpowiadającym 2 czy 3 gwiazdkom, pokój dwuosobowy ze śniadaniem kosztuje ok. 30-40 euro. Tłoczniej jest w lipcu i sierpniu. Więcej na ten temat: Plaże Albanii.
Góry. Tu zachowały się tradycje, kuchnia i klimat. Miejscowi mówią, że kto nie widział gór, ten nie zna Albanii. Najładniejsze są na północy, przy granicy z Czarnogórą, to Alpy Albańskie.
Zabytki. Albania to dawny teren świata antycznego. Z piękną i bogatą historią. Dla przykładu, Durrës, dziś drugie co do wielkości miasto Albanii, założone zostało już w 625 roku p.n.e. Nazwa pochodzi od greckiego Dyrrhachion. Świadectwem tego jest spory i dobrze zachowany amfiteatr.
Słabiej jest jeśli chodzi o okres średniowiecza. Wiele zabytków sakralnych zniszczyli komuniści w czasach Hodży. Równano z ziemią wszystko, co kojarzyło się z religią. W Tiranie pozostał tylko jeden obiekt, pochodzący z XVIII wieku meczet Ethem Beja. Niewiele też zachowało się z zamku w Kruji. Dla Albańczyków to niemal święte miejsce. Tu przez długie lata, Skanderbeg, ich bohater narodowy bronił Europy przed naporem Turków.
Specyficzne są muzea. Stare gmachy, budowane by kultywować w nich rewolucyjnych bohaterów. Ekspozycje oczywiście zmieniono, ale klimat pozostał. Zobacz artykuł Muzea Tirany. Mogą stanowić turystyczną atrakcję, ale musimy je odpowiednio potraktować. Nie szukajmy czegoś, co mogłoby się równać z najsłynniejszymi europejskimi obiektami.
Albania jest na początkowym etapie turystycznego biznesu. Niby coś się już zaczęło, ale klientów jeszcze niezbyt wielu. Dzięki temu jest ciekawie, oryginalnie i dość tanio. Możemy liczyć na autentyczną gościnność. Stan ten ma oczywiście i swoje gorsze strony. Dla mnie największym problemem były kwestie językowe. Albańczycy nie mówią po angielsku. Ani słowa po rosyjsku. Również w hotelach, restauracjach i taksówkach! Niektórzy znają włoski i trochę grecki. Stąd praktyczna rada. Warto mieć pod ręką kartkę i długopis. Często jedynym rozwiązaniem jest zapisywanie cen, godzin i kierunków jazdy. To pomoże w komunikacji. A porozumieć się warto, bo Albania to całkiem przyjemny kraj. Polecam nasz film o Albanii.
Zobacz także: Moja Armenia
Nasza wycieczka: Albania i Kosowo.