Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: turystyka egzotyczna

malgorzata olejnik

Zmiany w turystyce egzotycznej

Moimi rozmówcami są: Jacek Świercz, orientalista i pilot wycieczek z kilkunastoletnim doświadczeniem oraz Małgorzata Olejnik, która na egzotycznych wyjazdach zna się jak mało kto. Przez niemalże 25 lat prowadziła warszawskie biuro podróży OPAL, początkowo samodzielnie, a później jako współwłaścicielka. Od niedawna szefuje warszawskiemu oddziałowi biura Krzysztof Matys Travel. Przy kawie na Nowym Świecie zastanawialiśmy się nad zmianami jakie zachodzą w tzw. turystyce egzotycznej?

malgorzata olejnik

Małgorzata Olejnik

Małgorzata Olejnik: Zmienili się przede wszystkim sami turyści. Są lepiej przygotowani do spotkania z dalekim światem i bardziej świadomi, również swoich praw.  Chociaż mam wrażenie, że czasem cierpią na tym ich doznania. Bywa, że są mniej radośni i nie przywożą ze sobą tylu pozytywnych wrażeń co kiedyś. Dlaczego? Bo świat już nie jest aż tak bardzo egzotyczny. Komuś, kto był już w Japonii czy Laosie trudniej znaleźć jakiś ekscytujący cel podróży. Co prawda zmienia się również sam Orient – coraz bardziej nowoczesny i  skomercjalizowany.

Krzysztof Matys: Stąd wynika niebywały sukces Gruzji i Armenii. Na Kaukaz jeżdżą z nami osoby, które były już niemal wszędzie. Dzięki temu, że Gruzja była wyjęta z ruchu turystycznego przez 20 lat, teraz nagle stała się podróżniczym celem numer jeden. Polska turystyka potrzebuje właśnie takich kierunków, nowych i świeżych.

Jacek Świercz:  Zmienia się też formuła wyjazdów. Kiedyś turyści podróżowali raczej w tzw. grupach katalogowych. Dzisiaj coraz częściej indywidualnie lub na zasadzie wyjazdów na zamówienie. Przy czym są to wyjazdy albo w formule luksusowej (na najwyższym poziomie) albo w wersji nietypowej (wszystko musi być wyjątkowe – trasa, hotele, przewodnicy).

Krzysztof Matys: Jeśli chodzi o turystów, to nie mam wrażenia, żeby nastąpiła rewolucja.  Pamiętam ich sprzed kilkunastu lat. Znali języki, nie bali się świata, a mimo to jeździli z biurem podróży. Dlaczego? Ponieważ podobała im się oferta. Lubili też wyjątkową atmosferę i dobre towarzystwo. Podobnie jest i dziś. Spora część klientów naszego biura to ludzie młodsi ode mnie. Dobrze wykształceni, bywali w świecie. Czasem podróżują samodzielnie. Ale raz czy dwa razy w roku korzystają też z naszej oferty. Z wyżej wymienionych powodów. Nadal chodzi o to samo: trzeba zrobić atrakcyjną wycieczkę.

Małgorzata Olejnik: Wyraźnie wzrosła jednak liczba indywidualnych zapytań. Dla wielu biur to wyzwanie ponieważ trzeba przygotowywać dużo więcej ofert, często mocno skomplikowanych. Słyszę od znajomych z różnych krajów, że u nich dzieje się podobnie.

Krzysztof Matys: Dobrym remedium na to jest wąska specjalizacja. Trzeba stawiać na kierunki, które zna się doskonale. Jeśli dostaję mail z prośbą o indywidualny program do Mołdawii, to wiem, że praktycznie nie mam tu konkurencji i angażuję się w tę pracę na całego. Jeśli przygotowuję coś szytego na miarę do Armenii, to wiem, że to, co zrobię będzie wyjątkowe. Podobnie Jacek ma z Kambodżą czy Laosem, a Ty z całą paletą egzotycznych krajów dalekiej Azji.

Jacek Świercz: Ja zauważam  też skrócenie czasu trwania wyjazdów. Jeszcze kilka lat temu 26-dniowe wycieczki były naprawdę popularne. Teraz wielu turystów nie może sobie pozwolić na tak długie urlopy. Najpopularniejszy egzotyczny wyjazd to obecnie około dwóch tygodni.

Krzysztof Matys: To chyba najistotniejsza zmiana. Z wycieczek trwających trzy tygodnie zrobiliśmy programy dwutygodniowe. Na życzenie klientów. Dobrym przykładem jest Etiopia. Jeszcze 5 lat temu standardem było 21 dni. Dziś jest o tydzień krócej.

Jacek Świercz: Starym tematem w turystyce, ale ciągle aktualnym są ceny „od”. Na pierwszy rzut oka cena wycieczki wydaje się bardzo atrakcyjna, ale później okazuje się, że małymi literkami dopisano jeszcze mnóstwo opłat i to wcale nie tzw. imprez fakultatywnych, tylko za rzeczy, bez opłacenia których realizacja imprezy jest po prostu niemożliwa. Biorę do ręki katalog jednego z najpopularniejszych biur podróży. Wycieczki do Azji. I co my tam mamy?  Otóż dodatkowo trzeba płacić za przeloty wewnętrzne i przejazdy pociągiem. Co to jest  np. „obowiązkowa dopłata transportowa”?! Kompletne kuriozum to dopłata do kuszetek w Chinach, mimo że pociągi, z których korzystają turyści oferują tylko kuszetki! Nie można więc sobie w ramach oszczędności i ceny, która wielkim drukiem nas wabi, jechać tym samym pociągiem np. w fotelu lotniczym.

Małgorzata Olejnik: Albo opłaty lotniskowe, które chociaż obecnie już prawie zawsze wliczone są w cenę biletu, niektóre biura nadal pobierają  od turystów w formie dodatkowej obowiązkowej opłaty – płatnej w biurze jeszcze przed wylotem. Jeśli opłata lotniskowa faktycznie istnieje, uiszcza się ją osobiście gotówką na danym lotnisku.

jacek_swiercz_kmtravel_kambodza

Jacek Świercz wśród kolekcji sztuki kambodżańskiej

Krzysztof Matys: Być może jest to kwestia, którą powinna się zając Polska Izba Turystyki. Najlepiej byłoby w środowisku organizatorów turystyki ustalić, że nie tolerujemy takich działań. Bo jeśli nie, to zaraz pojawi się biuro, które będzie żądało obowiązkowej wysokiej dopłaty do uśmiechu pilota albo do pościeli w łóżku hotelowym. To negatywne zjawisko jest wynikiem konkurencji cenowej. Na polskim rynku cena jest najistotniejszy czynnikiem przy wyborze oferty. Taki standard stworzyła turystyka czarterowa, te wszystkie last minute do Egiptu, Turcji i Grecji. Ale podróże egzotyczne to zupełnie inna para kaloszy. Oparta jest o loty liniami rejsowymi i stałe, wysokie koszty. Tu nie ma dużych przecen i rabatów. Tu nie da się mocno obniżyć ceny.  Co więc robią niektórzy? Ukrywają jej część pod postacią dodatkowych opłat.

Jacek Świercz: Swoistym „przebojem” w tym sezonie zimowym był brak opłaconych posiłków na pokładach samolotów latających w ramach czarterów na dalekich trasach. Reklamy informowały: „Polecisz Dreamlinerem!” Zapomniano tylko dodać, że na głodniaka,  albo za dużą dodatkową opłatą. I to pod warunkiem, że posiłków wystarczy dla wszystkich. Dla porównania podczas przelotu liniami Emirates na trwającej 6 godz. trasie Dubaj – Warszawa serwis posiłkowy trwa właściwie nieprzerwanie (2 obfite posiłki plus wszystkie napoje alkoholowe i bezalkoholowe w cenie biletu). Na kolejnych odcinkach jest tak samo.

Krzysztof Matys: Coś Was naszło na omawianie mankamentów. Są tacy, którzy o trudnej sytuacji biur podróży mówią od 20 lat, a w międzyczasie zarabiają na turystyce duże pieniądze. Popatrzcie co udało się nam osiągnąć. Z malutkiego tour operatora z siedzibą w Białymstoku (dla naszych klientów z Wrocławia i Szczecina to gdzieś koło Irkucka!) zrobiliśmy coś naprawdę fajnego. Organizujemy egzotyczne wyprawy na najwyższym poziomie. Weszliśmy na ogólnopolski rynek. Jest naprawdę dobrze! A takich biur jak nasze jest więcej. I radzą sobie. Jest rynek i są zadowoleni z naszych usług turyści. Problemy, o których mówicie były zawsze. Porozmawiajmy raczej o tym, co jest nowe.

Małgorzata Olejnik: Całkowitą nowością jest np. wejście do Polski renomowanych  przewoźników lotniczych  znad Zatoki Perskiej. Ceny przelotów np. do Tajlandii wyraźnie zmalały i niejednokrotnie taniej można kupić lot samolotem rejsowym niż bilety na przelot polskim czarterem. Zdecydowanie zwiększyła się też siatka połączeń lotniczych np. do Indii, co ułatwia poznawanie przez polskich turystów innych, mniej znanych rejonów tego fascynującego kraju.

Wracam do programów szytych na miarę. Mam wrażenie, że to jest wyraźny trend w turystyce egzotycznej. Klienci chcą mieć wpływ na realizowany przez nich program, ściśle określając również jego długość, pojechać w najdogodniejszym terminie, podróżować tylko z przyjaciółmi. Popularnym kierunkiem na tego typu wyjazdy może być Indonezja, która z uwagi na swoją wielokulturowość, wspaniałą tropikalną przyrodę i piękne plaże zaspakajają najbardziej wymagające oczekiwania. Indonezyjskie hasło „jedność w różności” doskonale oddaje rzeczywistość.

Krzysztof Matys: Spytam Was teraz o przyszłościowe kierunki. Czy w najbliższych latach znajdziemy coś, co będzie przebojem turystyki egzotycznej?

Małgorzata Olejnik: Cały czas szukamy! Jest coraz więcej zapytań o Japonię. Myślę, że to może być przebój.  Polecam też Uzbekistan.

Jacek Świercz: Bardzo promuje się Azerbejdżan, który ma potencjał by stać się ciekawym dopełnieniem kaukaskich eskapad do Gruzji i Armenii. Po wieloletniej nieobecności wraca na rynki turystyczne Iran. Testujemy na sobie, a potem przygotowujemy programy. Sami wiecie, że niejednokrotnie sprzeczamy się o ofertę, bo każde z nas lubi coś innego. Ja zawsze wybiorę gwarny Hongkong lub Bangkok, a Krzysztof nastrojową kawiarenkę z widokiem na buddyjską stupę.

Małgorzata Olejnik: A ja zawsze wybiorę Japonię!

Krzysztof Matys:  Prawdziwa „Jedność w różności”. Dziękuję za rozmowę.

Zobacz poprzednią rozmowę z Jackiem Świerczem: Zakazana turystyka.

Zakazana turystyka

Rozmowy z Jackiem Świerczem – orientalistą, pilotem wycieczek, tłumaczem, znawcą i miłośnikiem Kambodży prowadzę od lat. Niedawno zaczęliśmy myśleć o ich spisaniu. Niżej przedstawiam fragment jednej z naszych dyskusji.

jacek swiercz

Jacek Świercz w Tbilisi (Gruzja)

Krzysztof Matys: Potrzeba tworzenia nowych, atrakcyjnych wycieczek może skłaniać biura podróży do kontrowersyjnych posunięć. Jesteś specjalistą od dalekiej Azji. Jest tam kilka państw, które mają specyficzną sytuację polityczną, a jednocześnie kuszą turystów. Pojechałbyś do Korei Północnej?

Jacek Świercz: Mógłbym pojechać do Korei Północnej sam, bez turystów. Lubię wszystko zobaczyć na własne oczy i mieć swoją opinię. Wiem, że zwiedziłbym ten kraj zachowując jednocześnie szacunek do siebie i nie krzywdząc  nikogo na miejscu.  Ale z grupą – nie. Co innego oglądać samemu, a co innego pokazywać coś komuś obcemu i jeszcze do pewnego stopnia brać za niego odpowiedzialność. Chyba, że miałoby to wyglądać tak jak w „Defiladzie”, gdzie mówią wyłącznie Koreańczycy. Tylko po co ja tam wtedy? Wyjazd do tego kraju kojarzy mi się z  Oświęcimiem – udekorowana brama, orkiestra gra… To kraj szczególny. Tam się prawie nic nie zmienia, nigdzie na świecie totalitaryzm  i prześladowania ludności  nie trwają już tak długo i nie na taką skalę. A wyobraź sobie, że osobiście słyszałem relacje ludzi, którzy byli tam  z biurami podróży i opowiadali jak to sobie bez przerwy dowcipy  z lokalnych przewodników robili. Coś niebywałego.

Opracowałeś program wycieczki „Szlakiem Pol Pota”. To twoje autorskie dzieło. Czym Kambodża różni się od Korei?

Czerwoni Khmerzy i wojna w Kambodży to już przeszłość! Pol Pot został obalony w 1979 roku! Kraj jest całkowicie bezpieczny. Co wcale nie znaczy, że dobrze i sprawiedliwie rządzony. Czerwonymi Khmerami interesuję się od 30 lat i chcę opowiedzieć turystom o tym  szczególnym okresie w historii Kambodży. Bez sensacji i komercji. Książki o rządach  Pol Pota znikają błyskawicznie z półek, księgarnie dla turystów w Kambodży i Tajlandii pełne są angielskojęzycznych pozycji o Czerwonych Khmerach. W Kambodży jestem z grupami kilka razy w roku i zawsze mam mnóstwo pytań o reżim Pol Pota.  Zapewniam, że można to zrobić w sposób ciekawy i delikatny. Regularnie oprowadzam  po więzieniu Tuol Sleng i jeżdżę  na „pola śmierci” do Choeung Ek. Zawsze namawiam do wejścia i obejrzenia. Niektórzy nie chcą zwiedzać. Ale nie ma Kambodży bez Pol Pota, tak jak i nie ma bez Angkoru! Można całe to zło pokazać w spokojnej konwencji „jak to dobrze, że już się skończyło” i  „nigdy więcej wojny i komunizmu”. Można opowiadać o wielkiej polityce, która do tego wszystkiego doprowadziła, o tym dlaczego Khmerzy, o których przed 1975 rokiem mówiono, że są wdzięczni i delikatni jak motyle i kwiaty, sami sobie zgotowali ten los.

A co z Birmą?

Jeżdżę tam regularnie od 10 lat. Miałem wątpliwości, ale kraj jest tak piękny, a ludzie, których spotykałem tak mili, że chciało się wracać. Najgorzej było w 2007 roku. Wycieczka była zaplanowana wcześniej. Przed naszym wyjazdem zaczęły się demonstracje, które brutalnie stłumiono. Odmówiłem podróży.  Nie tylko ze względu na bezpieczeństwo (parę dni przed wylotem  było już spokojnie), ale również na panującą w Birmie atmosferę. Anulowano grupę. Podczas kolejnych wizyt patrzyłem jak powoli rodziło się nowe. Cieszę się z zachodzących zmian.

Nie masz obaw, że wioząc do takiego kraju turystów, wspierasz tamtejszy reżim? Przecież w niejednym państwie pieniądze z turystyki idą wprost w ręce popleczników dyktatora.

Widzę i wiem  jak zwyczajni  ludzie w Birmie chcą  kontaktu ze światem. Jakie to dla nich ważne. Popatrzeć na nas, czasami zamienić parę słów. My też żyliśmy kiedyś w innych realiach  i  nie chcieliśmy żeby o nas zapomniano. Widzę też jak  Birma i Birmańczycy bogacą się  dosłownie na moich oczach. Pamiętaj, że to nie Korea Północna. W Azji Południowo-Wschodniej ludzie nadal pamiętają  jak się żyło kiedyś, znają języki obce – to nie jest ten poziom indoktrynacji jak w Korei Północnej. Jeśli się boją, to widać. Czasami wychodzą na ulice by protestować. Wtedy nie jadę. Bezpieczeństwo turystów jest najważniejsze.

Nie zapominaj też, że niektóre rządy są bogate i nic sobie nie robią z tego czy przyjedziemy czy nie. Drażliwym tematem są zawsze Chiny. Studiowałem na Tajwanie, do Pekinu pojechałem pierwszy raz jako pilot wycieczek. Po powrocie byłem „na tak”. Jestem sinologiem i wiem, że przeciętnemu Chińczykowi nigdy nie żyło się tak dobrze jak teraz i jeszcze nigdy władza nie była tam  tak łaskawa dla swego ludu. Tybet też można pokazać z trochę innej strony. Dalajlamowie nie zawsze byli dobrymi władcami. Często ciemiężyli i wyzyskiwali swój naród. Piękna, ale jakże niesprzyjająca człowiekowi przyroda dodatkowo  pomaga w wyobrażeniu sobie jak ciężko  tam żyć. O tym wszystkim można dyskutować i dyskutować.

Za łatwo chyba chcesz się uporać z tematem Chin. Mam inne zdanie. Ale odłóżmy to, zawsze przecież możemy zostać przy własnych opiniach. Weźmy kolejne zagadnienie. Pamiętam jak kiedyś rozmawialiśmy o urokach ciepłych krajów. Doszliśmy do wniosku, że nędza lepiej prezentuje się w tropikalnym klimacie. Przyjemny dla oka krajobraz maskuje ludzką biedę, a reżim w kwiatkach łatwiej zaakceptować. Wiele popularnych, turystycznych kierunków jest tego przykładem.

Tak, jesteśmy tylko ludźmi i zdarza nam się zauroczyć pięknem kraju, zapominając, że obok dzieje się ludzka krzywda. A jeśli do tego dojdzie jeszcze egzotyka: inna architektura,  muzyka, stroje … Bywa, że sam muszę walczyć z  ułudą. W takich sytuacjach zadaję  sobie pytanie: „Czy chciałbym tu żyć?”

Gdzieś właśnie kończy się wojna. Kiedy zabierzesz tam turystów? Miesiąc, rok czy pięć lat od ostatnich wystrzałów?

Sam wiesz, że  czasami relacje docierające do Polski są  wyolbrzymione. Ludzie nadal pytają mnie czy nie boję się jechać do Kambodży albo na Cejlon (Sri Lanka). Nie wiedzą, ze wojna już się tam skończyła. Zwiedzanie „ułatwia” też fakt, że Azjaci starają się jak najszybciej  zapominać o wojnach, a o smutnych sprawach często się nie rozmawia. No i nie może być niebezpiecznie.  Do Afganistanu póki co się nie wybieram.

Dobrym przykładem jest  Gruzja. Jeszcze dwa lata temu ludzie w Polsce nie chcieli wierzyć, że tam jest bezpiecznie. Ale wystarczył rok by klienci zmienili swoje opinie. Dziś już nikt nie pamięta o problemach Gruzji sprzed lat. Kraj cieszy się tak dużym powodzeniem, że wyzwaniem jest upolowanie miejsc w samolocie do Tbilisi. Zainteresowanie turystów danym krajem zmienia jego obraz według schematu: skoro wszyscy jeżdżą, to jest bezpiecznie.

Jacku, przechodząc do innego tematu, czy jesteś w stanie stworzyć jakąś definicję i zaznaczyć granice? Co można, czego nie?

Ja na przykład nigdy nie zadaję niewygodnych pytań w towarzystwie turystów. Bo po co? Stawiałoby to naszych lokalnych współpracowników w trudnej sytuacji. Jedna z turystek opowiadała  ze zdziwieniem i oburzeniem jak przewodnik Chińczyk, zapytany przez nią, co sądzi o chińskiej  obecności w Tybecie odpowiadał  bez końca „I don’t understand”. Oczywiście, że doskonale wszystko rozumiał! Ale co miał odpowiedzieć?! Mam wielu kambodżańskich znajomych i nawet prywatnie nie pytam, co robili w czasach  Czerwonych Khmerów?  Zwłaszcza jeśli wiek rozmówcy wskazuje na to, że mógłby tym Czerwonym Khmerem być. Niekiedy mówią sami, ale bardzo rzadko.

Motto? ”My wyjeżdżamy, oni zostają”. W  Azji tzw.” utrata twarzy” traktowana jest bardzo poważnie. Po co mielibyśmy narażać ich na nieprzyjemności? W imię czego? Kraje, które zwiedzamy  mają wielowiekową tradycję, często dłuższą niż nasza. Nie zmienimy ich cywilizacji w trakcie  dwutygodniowego pobytu… Nie zapominajmy,  że jesteśmy gośćmi. Myślmy!  Również o tym co inni czują.

Nie wolno zapomnieć o prawie do dumy: z kraju, z kultury, z religii. Uczyłem się tego wiele lat temu w Egipcie. Moi miejscowi przyjaciele byli jak najgorszego zdania o Mubaraku i jego rządach, ale obrażali się kiedy to ja próbowałem krytykować posunięcia egipskich władz. Tak bardzo chcieli być dumni ze swojej ojczyzny.

Ja też zawsze Polski bronię! Jeśli zaś mówimy o grupach to w wielu przypadkach decyduje kultura i wiedza pilota oraz jego umiejętności interpersonalne. Z doświadczenia wiem, że turyści w sporym stopniu przejmują styl zachowania pilota. Trzeba szybko zdobyć sobie autorytet. Właściwie nie ma takiej opcji żeby ktoś z klientów zachowywał się niestosownie. Zawsze opowiadam o  kanonie dobrych relacji z tubylcami  – już pierwszego dnia grupa wie co wypada, a co nie, jakie reakcje są mile widziane, a jakie naganne. No i patrzą na mnie. My sami dajemy przykład.  To na ogół działa. Zresztą sam wiesz.

Ciąg dalszy nastąpi… 

 

Wycieczki dla koneserów

Zakazane pamiątki z wakacji

Poproszono mnie o wypowiedź dla TVP na temat niedozwolonych pamiątek z wakacji. Sprawa zrobiła się medialna po nagłośnieniu jej przez Beatę Pawlikowską. Portale internetowe donosiły, że znana podróżniczka została „zatrzymana” na lotnisku. Zdjęcia pokazywały ją w otoczeniu celników. To taka mała inscenizacja, zrobiona po to by zwrócić uwagę na trwającą właśnie akcję organizacji ekologicznej WWF „Pamiątka, która nie krzywdzi”. Pawlikowska prezentowała zarekwirowane turystom przedmioty, zniechęcając do ich kupowania i przywożenia.

 

Czy jest to rzeczywisty problem? Oczywiście tak! Według WWF aż 30 tys. gatunków roślin i zwierząt, zagrożonych jest wymarciem właśnie z powodu nielegalnego handlu pamiątkami!

 

Dalekie, egzotyczne podróże to okazja by przywieźć wiele kuszących rzeczy. Głównie są to wyroby z kości słoniowej, skór węży i krokodyli, ptasich piór oraz skorupy żółwi. Zdarzają się też żywe okazy, roślin i zwierząt. Pamiętam jak kiedyś Wojciech Cejrowski oburzał się na prawo zakazujące wwozu na teren Europy takich pamiątek. Na pierwszy rzut oka jego argumentacja wyglądała nawet rozsądnie. Przecież jeśli w Amazonii upoluje żółwia i go zje (rzecz tam powszednia i legalna), to dlaczego nie można skorupy przywieźć do Polski? Absurdalne? Nie, ponieważ siła nabywcza turystów z bogatszej części świata jest tak duża, że mieszkańcy biednych rejonów wyłapaliby wszystko co się tylko rusza by zarobić. Siła życia i chęć bogacenia się zawsze zwyciężą z hasłem ochrony (zagrożonych gatunków, zabytków, czy czegokolwiek innego). Uboższe kraje, często nie są w stanie tego kontrolować. Jedynym skutecznym sposobem jest zlikwidowanie popytu. Stąd kontrole na granicach i wysokie kary.

 

Znacznie bliżej problem nielegalnych pamiątek również występuje. I to na skalę masową. Mam na myśli Egipt i kwestię koralowców oraz muszli. Egipskie prawo zakazuje ich wywozu, ale różnie jest egzekwowane. W Hurghadzie słabiej (dlatego rafy tam są bardziej zniszczone) w Sharmie mocniej – tu na lotnisku rzeczywiście sprawdzają bagaże pod tym kątem. Jak to wygląda w praktyce? Rezydent odwozi turystów na lotnisko. W trakcie drogi przypomina o zakazie wywożenia raf i informuje, że średni mandat wynosi 500 USD, ale bywają też kary znacznie bardziej dotkliwe. Podpowiada, że ostatni moment by się pozbyć problemu to parking przed lotniskiem. Co się wtedy dzieje? Niemal w każdym autokarze ktoś z turystów otwiera walizkę i szuka dobrze ukrytego w ubraniach kawałka rafy czy muszli, a następnie wyrzuca go do kosza. W ten sposób kończy ogromna ilość zakazanych pamiątek. W ostateczności, do niczego się nie przydają i lądują na śmietniku. A szkody odwrócić się już nie da. Z powrotem tego kawałka do rafy nikt już nie przyklei.

 

Dlatego tak ważna jest informacja. Po to, by turyści wyjeżdżając na wakacje wiedzieli jak sprawy wyglądają. Aby nie kupowali od miejscowych pamiątek niedozwolonych. Żeby nie napędzali popytu na takie rzeczy. No i po to, by sami uniknęli kłopotów. 500 USD kary na lotnisku w Egipcie to nic w porównaniu z problemami jakie można mieć w Polsce. Tego lata na lotnisku w Rzeszowie zatrzymano panią, która w bagażu miała koralowce. Tłumaczyła, że nie wiedziała iż jest to zabronione. Sprawę przekazano policji. Grozi jej 5 lat pozbawienia wolności.
……………………………

Dużą rolę mogą tu odegrać rezydenci oraz piloci wycieczek. To oni, od pierwszego spotkania z turystami powinni informować o zakazach. Na samym początku wycieczki, żeby nikt nie miał pokusy kupowania takich pamiątek.


Autorskie biuro podróży Krzysztof Matys Travel

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén