Zostałem poproszony o udział w programie poruszającym ważny problem. Chodzi o bezpieczeństwo turystów w trakcie wycieczek fakultatywnych. W tym przypadku rzecz dotyczy Egiptu, ale podobne historie mogą przecież zdarzyć się chyba w każdym innym miejscu. Dobrze, że TVN podjął temat. Nie ma co ukrywać, nasze, tzn. turystów, pragnienie ciekawego spędzania czasu jest tak duże, że zdarza nam się lekceważyć kwestie bezpieczeństwa. Standardowo pytamy o atrakcje wycieczki, rzadko o zabezpieczenia. Poza tym zdarza się, że funkcjonuje coś w rodzaju niepisanej umowy: Wiemy i rozumiemy, że gdyby miały być dochowane wszelkie reguły bezpieczeństwa, cena wycieczki musiałaby radykalnie wzrosnąć. Chcemy taniej, więc akceptujemy to, co jest.
Film można obejrzeć tu: Superwizjer TVN
Polecam uważne wysłuchanie wszystkich wypowiedzi. Również tych telefonicznych, konsula i pracowników MSZ.
W tym konkretnym przypadku, turystom płynącym z plaży na rafę powinna towarzyszyć łódź, z której obserwować wszystko winien wykwalifikowany ratownik. Na takiej łodzi musi znajdować się odpowiedni sprzęt (od świadków zdarzenia słyszymy, że turystka prosiła o kapok, ale jej prośba została zignorowana, po prostu nie mieli nawet tak podstawowego wyposażenia). Cała organizacja tej imprezy sprawia wrażenie czystej partyzantki. Bo to przecież takie proste. Ile w Egipcie kosztuje wynajęcie busa, który zawiezie klientów na plażę? Grosze. Ot i całe koszty. Piękny biznes. Tyle, że, jak widać, bardzo niebezpieczny.
Polska turystyka wyjazdowa z partyzantki powstała. Z przypadku i z improwizacji. Kilkanaście lat temu, kiedy nasi rodacy zaczęli masowo wyjeżdżać do Egiptu, Tunezji i Turcji, zarówno oni, jak i organizujący to pracownicy byli rzucani na głęboką wodę. Nikt logistycznie nie był do tego przygotowany. Brakowało sprawdzonych mechanizmów, wiedzy i doświadczenia, reguł i wzorców. Co się wtedy działo! Zdarzało mi się robić rejsy po Nilu bez statku i oglądać turystów masowo oszukiwanych przez biura. Chęć podróżowania była jednak tak duża, że jakoś godziliśmy się na to. Znowu trochę na zasadzie niepisanego porozumienia. Ile płacę, tyle wymagam. Wiem jak jest i albo godzę się na to, albo zostaję w domu. Zobacz też: Czy biura podróży oszukują?!
Dziś już jest o wiele lepiej. Organizatorzy funkcjonują w innej rzeczywistości. Zmieniła się świadomość konsumentów. Ale ciągle daleko nam do ideału. W zeszłym roku znowelizowano ustawę o usługach turystycznych. Trzeba było to zrobić ponieważ poprzednia nie nadążała za stanem faktycznym. Rynek tak się rozwinął, że stworzył nową jakość. Prawo zostało w tyle. Ale co zmieniono w ustawie? Nic istotnego! Narobiono bałaganu, ale nie naprawiono tych obszarów, które tego wymagały! To temat na inną dyskusję, ale jak można winić biura podróży, jeśli odpowiedzialne za turystykę ministerstwo nie wie co robi!
W programie TVN poruszonych zostało kilka ważnych kwestii. Pierwsza dotyczy samej organizacji wycieczki, poziomu bezpieczeństwa i odpowiedzialności biura. Druga, bardzo ważna, pracy polskich służb konsularnych. Przecież te telefoniczne wypowiedzi pracowników MSZ są skandaliczne. Wielcy Politycy-Urzędnicy zajmują się wielkimi sprawami, polityką międzynarodową (jak wiadomo Polska jest mocarstwem). Dlatego nie chcą abyśmy zawracali im głowę prozaicznymi działaniami, takimi jak dbałość o bezpieczeństwo polskich turystów. Konsul nic nie wie, nikt go o niczym nie informował. Pewnie, że tak najwygodniej. Jaki z tego wniosek dla Egipcjan? Taki, że Polakami można tak robić zupełnie bezkarnie! I jeszcze sugestie konsula, że może zmarli byli pod wpływem alkoholu. Bez komentarza…. Na tym blogu zwracałem już uwagę na odpowiedzialność MSZ w kwestii bezpieczeństwa polskich turystów (zobacz). Dlaczego ministerstwa słabo pracują? Ponieważ im na to pozwalamy. Dobrze się stało, że dziennikarze zaczęli pytać i dociekać. Polska turystyka wymaga zmian. Potrzebny jest wysiłek i branży i odpowiednich struktur państwa żeby było tak, jak być powinno.
………………
Poradnik: Jak założyć biuro podróży.
~hafif
A już miałam napisać, że takie sytuacje to as w rękawie dla rezydentów, by przestrzec przed biurami ulicznymi, a tu okazuje się, że wycieczka została sprzedana właśnie przez rezydenta.. szkoda i tych turystów, i człowieka, który to musiał im polecać. Ciekawe, czy touroperatorzy wyciągną z tego jakieś wnioski i zaczną współpracować z pewnymi kontrahentami, których działania w końcu rzutują na wizerunek biura; może i mniej wycieczek się sprzeda, ale względnie nikt nie zarzuci takim imprezom braku bezpieczeństwa i profesjonalizmu.
~Ania Korcz
Podejrzewam że żadnych konkretnych wniosków nie będzie. Bo tak naprawdę chodzi o kasę… Każdy chce jak najwięcej zarobić dla siebie i drugiemu dać jak najmniej. Niestety takie historie powtarzają się co roku i to chyba prędko się nie zmieni
~Ubezpiecznia
Ciekawy wpis. Pozdrawiam 🙂
~Magda
Ciekawa sprawa, wiadomo co w końcu ustalili?
~Krzysztof Matys
O ile dobrze pamiętam, to sąd we Wrocławiu przyznał odszkodowanie rodzinie w kwocie 100 tys. zł za każdą osobę, a więc razem 200 tys. Sędzia uznał, że polskie biuro podróży ponosi odpowiedzialność również za wycieczki fakultatywne, mimo tego, że samo ich nie organizuje.