Sezon w trakcie, a przed turystami kolejne wyzwanie. Jechać czy nie jechać? I dokąd jechać żeby było bezpiecznie?

 

Za kilka dni lecę do Hiszpanii. Już się zastanawiałem co będę jadł jeśli z jadłospisu wykluczę świeże warzywa, kiedy okazało się, że oskarżenie było bezpodstawne. To nie hiszpańskie ogórki, ale kiełki fasoli miały być winne epidemii E.coli. Teraz natomiast wiemy, że źródłem zakażeń nie były ani ogórki, ani fasola!

 

Co zatem? Zobaczymy co przyniosą najbliższe dni. Może zainteresowanie specjalistów i mediów przeniesie się ze świata roślin na świat zwierząt. Jakby nie było, okazało się, że nieprawdopodobnie rozbudowany unijny system kontroli żywności, poniósł fiasko. Coraz głośniej mówi się o tym, że nie uda się wykryć źródła zakażeń.

 

Pomijając fakt bezpodstawnego rzucania oskarżeń przez niemieckie służby sanitarne i niemieckich polityków, zastanawiam się nad konsekwencjami dla turystyki. Wszystko zależy jak to się w najbliższym czasie rozwinie, jakie newsy będą docierały do masowego odbiorcy. Ale już dziś można zaryzykować twierdzenie, że biurom podróży to nie pomoże.

 

Podejrzewam, że i tak hiszpańskie hotele odczują skutki zamieszania. Nie są winni, a konsekwencje poniosą. Również oni, nie tylko rolnicy.

 

Gdyby to nie Niemcy, a któryś z popularnych wakacyjnych krajów był źródłem zakażeń już byśmy mieli spore zamieszanie. Wyobraźmy sobie na przykład, że to Grecja czy Turcja. W biurach już byłyby pielgrzymki klientów chcących odwoływać zarezerwowane wcześniej wczasy.

 

Może to również mieć i inne konsekwencje. Jeśli epidemia nie zacznie wygasać, to tylko czekać jak kolejne kraje zaczną urządzać kwarantanny dla niemieckich turystów. Bo wyobraźcie sobie, że lecicie teraz na wakacje, na przykład, na Wyspy Kanaryjskie. Kwaterujecie się w hotelu, a tam w większości Niemcy. O czym myślicie?

 

Pojawią się medyczne kontrole na lotniskach, w samolotach trzeba będzie wypełniać formularze o stanie zdrowia, itd. Przerabialiśmy to już wcześniej przy okazji ptasiej i świńskiej grypy.

 

Pozostaje mieć nadzieję, że groźna bakteria szybko zaniecha ekspansji i wszystko wróci do zdrowej normy.