Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Wakacje all inclusive

Przychodzi klient do biura podróży. Chciałby atrakcyjną ofertę. Nie do końca wie jeszcze dokąd chciałby się wybrać, nie zna jeszcze dokładnie daty wyjazdu, ale wie już jedno – chce all inclusive! Czasem mam wrażenie, że sporej części turystów zupełnie obojętne jest dokąd pojadą. Byle, przez cały dzień, do jedzenia były frytki i cienkie piwo w barze. Zobacz też: Ile gwiazdek, tyle szczęścia.

Z łezką w oku wspominam turystykę sprzed kilkunastu lat. Zaczynałem wtedy działalność w branży i pamiętam, że większość turystów korzystała ze skromniejszych form wyżywienia. Wystarczało, i dobrze było.

 

Dobry hotel, pięknie położony. Zamiast all inclusive i szwedzkiego stołu, posiłki serwowane. Ale za to jakie!

 

Jakiś czas temu wszystko się zmieniło. Oferty z opcją all inclusive stały się przystępne cenowo. Biura zaczęły kusić. A do rzeczy wygodnych i rozleniwiających człowiek szybko się przyzwyczaja. Wystarczy raz spróbować, żeby połknąć bakcyla.

Na naszym rynku warunki konkurencji narzuciły trzy kraje: Egipt, Turcja i Tunezja. To tam Polacy uczyli się korzystać z tej formy wypoczynku. Rządzi nim prosta zasada: wszystko czego potrzebujesz, jest na terenie hotelu. Jedzenie i picie od rana do późnej nocy (a w niektórych obiektach nawet 24 godziny na dobę!). W cenie są również napoje alkoholowe. Żyć nie umierać! Po co wychodzić poza bramę hotelu? Widziałem wielu turystów, którzy przez tydzień pobytu w Egipcie nie wyściubili nosa na zewnątrz. Część uważa, że nie warto (bo dookoła brud i bieda) inni się boją (bo w drzwiach stoją policjanci z bronią). Wracają po 7 dniach i opowiadają, że byli w Egipcie. Nic z tego! Równie dobrze mogliby spędzić ten czas w Turcji, na Kanarach czy w Meksyku. Różnice byłyby minimalne, hotele wyglądają podobnie, meble w nich niemal identyczne, woda w basenie tak samo ciepła, a barmani równie uśmiechnięci.

Ani nie piętnuję, ani nie potępiam. Od lat zajmuję się wycieczkami, więc rozumiem dlaczego ta forma jest tak popularna. All inclusive ma swoje zalety. Jest to bardzo wygodna formuła, przede wszystkim w przypadku rodzin z dziećmi. Ale ma też swoje słabsze strony. Rozleniwia i skutecznie izoluje turystów od pozahotelowej przestrzeni. Z potencjalnie ciekawego świata podróżnika, czyni biernego konsumenta. Ma to negatywne konsekwencje również dla miejscowych społeczności. Mniej klientów mają restauracje, bary, sklepy, taksówkarze i lokalne biura podróży. Straty ponosi cały okołoturystyczny biznes. Zyskuje oczywiście hotel. To on z góry wziął pieniądze za wszystko, co turysta zje i wypije w ramach all inclusive. Szkopuł tkwi w tym, że bardzo często hotele należą do obcego kapitału i zysk transferowany jest za granicę. Miejscowym, zamiast realnych pieniędzy, zostaje słynne, wypowiadane przez turystów zdanie: „Cieszcie się, że tu przyjeżdżamy, bo inaczej to byście roboty nie mieli”.

Póki co, na ten aspekt w Polsce nikt nie zwraca uwagi. Wolimy nie zauważać, że ogromne hotele-resorty budowane są kosztem miejscowej ludności (np. Beduini na egipskim Synaju przeganiani znad morza w głąb pustyni) oraz środowiska (niszczone dziewicze plaże – obiekty wznoszone bezpośrednio przy linii brzegowej, dewastowane rafy koralowe, ścieki wypuszczane wprost do morza, itd.). Na razie jesteśmy w fazie zachłyśnięcia się luksusem.

Są kierunki, w których system all inclusive jest mniej popularny. Do nich zalicza się przede wszystkim południowa Europa. Pisałem już o tym chociażby w przypadku Portugalii. Podobnie jest w Grecji. Na Krecie najlepsze, pięciogwiazdkowe hotele nie mają all inclusive! To naprawdę piękne, luksusowe obiekty o miłym standardzie i atrakcyjnej architekturze. Szklaneczka soku pomarańczowego kosztuje 3 euro, ale jest to prawdziwy sok. Niektóre z takich hoteli, żeby ułatwić życie rodzicom, wprowadzają lżejszą formułę all, ale wyłącznie dla dzieci.

Gdzie bym nie był, jakiegokolwiek kraju by to nie dotyczyło, przekonałem się, że wszędzie obowiązuje ta sama zasada. Chcesz dobrze zjeść? Masz ochotę na coś naprawdę dobrego, coś z lokalnej kuchni? Szukaj tego w małych restauracjach, wybieranych przez miejscowych. Mogą wyglądać niespecjalnie (pyszności kupowane na ulicznych straganach). Ktoś twierdzi, że w hotelu, w ramach all inclusive jadł dobre owoce morza? Przez grzeczność nie wyprowadzajmy go z błędu. Nie mówmy mu, że za hotelowym murem, jakieś 200 m dalej, w małej tawernie, gotują o niebo lepiej.

Warto spędzać wakacje w ciekawy sposób.

Turyści często wybierają hotele w centrach gwarnych kurortów, a moja rada jest taka: omijajcie najbardziej popularne turystyczne miejscowości, szukajcie lokalnych klimatów. Tam znajdziecie najlepsze jedzenie, tanie jak barszcz dobre wino z beczki i nietuzinkowych ludzi. Zawsze, ale to zawsze, jeśli macie do wyboru, open bufet w restauracji hotelowej lub skromny lunch z koszyka na plaży, wybierajcie to drugie. Nic nie smakuje tak, jak jedzona rękoma smażona sardynka (koniecznie na kromce chleba, żeby złapać ściekający tłuszcz). Zagryzamy oliwką, dokładamy łyk wina i moczymy nogi w ciepłym morzu.

Bardzo bym chciał żeby choć trochę zmienił się charakter polskiej turystyki wyjazdowej. Mniej all inclusive i zamkniętych hoteli-resortów, a więcej otwartości na lokalną kulturę. Mniej nieświadomego konsumenta tygodniowego pseudo luksusu, więcej chęci dotknięcia czegoś ciekawego. Wszak podróże to również inspirujące doświadczenia, a nie tylko robiąca wrażenie opalenizna!

PS. Właśnie pakuję walizkę. Na kilka dni lecę do Gruzji. Bez all inclusive!

Zobacz też: Gruzińska uczta, czyli inne all inclusive.

….

Autorskie biuro podróży – wycieczki dla koneserów!

Poprzednie

Algarve

Następne

Gruzja

Komentarzy: 15

  1. ~JB 1312

    Z jednej strony wydaje się że Polacy bardzo powoli, ale jednak dorastają do turystyki. Część z nich dopytuje się gdzie warto pojechać, co zobaczyć, czasem ich ciekawość kończy się na tym „Panie, a jakie to miasto”, ale zawsze coś. Niestety dla większości znaczenie kluczowe ma to, czy po transferze zdążą na kolację, czy będzie „sea view” i czy dostali rozpiskę swojego „AL” lub „UAL”. Jeszcze sporo czasu w Wiśle upłynie zanim ludzie zaczną dorastać do dojrzałej turystyki, o której pan pisze. Ps. Prowadzę mało komerycyjnego, w zasadzie prywatnego bloga ale dodam pana do linków, by więcej osób miało okazję tu dotrzeć. Pozdrowienia 🙂

  2. ~Shire

    Odkąd pamiętam rodzice zabierali nas na wakacje do mało popularnych ,kurortów’. W zasadzie w żadnym kurorcie nie byliśmy, a wynajmowaliśmy pokoje w domach u miejscowych- w małych miejscowościach nie opanowanych korupcją. Takie wakacje odpowiadają mi o wiele bardziej! Można poznać ciekawych ludzi, ich zwyczaje, kuchnie itd. Teraz mam te swoje 19 lat i postanowienie, że wakacji nigdy nie będę spędzać jak większość – w luksusowych hotelach. Wolę wakacje ,,na dziko”:).

  3. ~Anna

    Zazdroszczę tej Gruzji. Wybrałam Ukrainę i to tę gdzie nie dotarła nawet władza radziecka. Jest tam bajecznie i swojsko. Może nastepnym razem Gruzja. Życzę szerokiej drogi i mocy wrażeń.

  4. ~dominika

    A może to nie wynika z zacofania i chęci luksusu, a ze zwykłego strachu? Ludzie wolą w wakacje odpoczywać, relaksować się i mieć wszystkie w du.pie w pewnym miejscu, bezpiecznym kurorcie, w którym jest więcej krajowych niż tubylców, nie martwic czy znajda tanie miejsce do zjedzenia, w którym dogadają się z obsługą. Dla mnie każde nowe miejsce jest stresujące, nawet kurort, a co dopiero obca kultura. A w wakacje chce się odstresować.

  5. ~siva

    Dwie różne wróżki zapowiedziały mi jednakową datę mojej śmierci.Przestraszyłam się, spróbowałam przejść test na przepowiedzenie życiana http://poznajdate.comi otrzymałam znów tę datę! ((Co mam robić? Wierzyć albo nie? Dlaczego wszędzie jest ten sam wynik?

  6. ~nn

    Dla mnie to jest uzależnione od tego po co się wyjeżdża. Są ludzie których nie interesuje poznawanie lokalnej kultury, a tym bardziej mieszkańców. Chcą po prostu wyjechać, żeby odpocząć. Właśnie dlatego nie ma dla nich większego znaczenia czy to będzie Egipt czy Tunezja. Chcą po prostu wypocząć, wyspać się, dostać śniadanie do łóżka a resztę dnia spędzić z drinkiem nad basenem. I w żaden sposób się im nie dziwię. Osobiście pojechałam do Stanów i po pierwszym tygodniu mam dość jakiegokolwiek zwiedzania czy wychodzenia poza hotel, może z wyjątkiem imprez – które zresztą też są w hotelu albo najbliższej okolicy. I w żaden sposób mnie nie kręci perspektywa zobaczenia Niagary itp. tylko dlatego, że wypada zobaczyć bo jest piękna itd.

  7. ~Nieznana

    Mam 16 lat, nigdy nie byłam na wakacjach all inclusive i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że raczej nigdy nie bedę… Nie interesuje mnie ta forma wypoczynku. Ba! Dla mnie byłaby to raczej męczarnia a nie wypoczynek. Kiedy jade za granicę skupiam się przede wszystkim na ludziach. Staram sie poznać jak najwięcej mieszkańców danego kraju, przynajmniej przez chwilkę z nimi pogadać (oczywiście na tyle, na ile pozwala mi mój wciąż niedoskonały angielski :)) i poznać ich codzienne życie. Bo jak dla mnie to właśnie mieszkańcy danego kraju są jego atrakcją, a nie słońce, piasek i palmy. unknown-author.blog.onet.pl

  8. ~Andrzej

    Witam. Chcę Ci zaprezentować prawdziwy i w 100% pewny sposób na duże dochody. To jest program który zmieni Twoje życie! Swoją przygodę zacząłem dokładnie 8 miesięcy temu. Wtedy nie myślałem że w internecie można naprawdę tyle zarobić! Spróbowałem z ciekawości i ku memu zdziwieniu zarobiłem (w ciągu jednego miesiąca) 689zł z groszami.To było przecudne uczucie móc wypłacić tyle pieniędzy ale to nie wszystko! Zacząłem być bardziej aktywny na tej stronie i polecałem ją innym użytkownikom. Gdy minął kolejny miesiąc na moim koncie było ponad 4x więcej! dokładnie 2943zł z groszami! w ciągu tych 8 miesięcy zdążyłem zarobić grubo ponad 20.000zł niemożliwe?! MOŻLIWE! Sprawdź sam jeśli dalej nie wierzysz pod tym linkiem http://www.20dollars2surf.com/?ref=365631 Wystarczy że spróbujesz się na niej zareklamować oraz zostawisz włączony baner dzięki któremu zostajesz punkty. Wystarczy tylko poświęcić trochę czasu 🙂 Obiecuje Ci że za nic tutaj nie zapłacisz, rejestracja jest darmowa, nic na tym nie stracisz! Jedynie co możesz to zyskać. Jeśli masz jakieś wątpliwości to chociaż wejdź w linka a przekonasz się że mówię prawdę! POLECAM BO NAPRAWDĘ WARTO!

  9. ~Jola

    Mija się pan z prawdą, większość hoteli na Krecie z 4 i 5 * ma all. Pozdrawiam

    • ~Monika

      Pani Jolu, wystarczy odpalić pierwszy lepszy system rezerwacyjny, żeby odkryć, że niestety nie ma Pani racji. Jest raczej tak jak pisze Pan Krzysztof. Może w ostatnich latach przybyło dobrych hoteli z All, ale mimo wszystko te najlepsze mają ciągle HB. Pozdrawiam

  10. ~40latek

    Pracuję po ok. 14 godzin dziennie, 7 dni w tygodniu (z tym, że w sobotę i niedzielę mniej, po jakieś 6-9 h). Latam służbowo na sympozja i konferencje po całym świecie i jako najlepiej znająca języki osoba z mojej grupy muszę się produkować z wystąpieniami plenarnymi. Kiedy udaje mi się 1-2 razy do roku wyskoczyć z przyjaciółmi na wczasy np. do Egiptu – to w grę wchodzi TYLKO all inclusive, leżenie nad basenem, plaża, wino i „Johny Ozyrys” i leniwe gadanie z przyjaciółmi – słowem maniana.Nikt mnie nie jest w stanie w takich momentach wlec jeszcze po jakichś dodatkowych miejscach, aby coś zwiedzać. Każdy organizm potrzebuje po prostu regeneracji 🙂

  11. ~Monika

    Podpisuje się pod Pana opinią obiema rękami…..jednak małe ale….będąc z 6 latkiem w zatoce Makadi Bay mieliśmy 35 kilometrów do miasta…all inclusive było konieczne bo hotel na pustyni…trudno było korzystac z miejscowych restauracyjek….i jak to z dzieciakiem co pół godziny jeśc i pic -) ale za to na Krecie wzięłam opcje HB i stale podjadaliśmy w ,, bocznych” miejscowych knajpkach BYŁO WARTO i zawsze blisko ! zależy gdzie sie jedzie a kazdy rodzic chce aby dzieciak nie chodził głodny -) Pozdrawiam serdecznie i uwielbiam Pana blog!!!!!

  12. Bardzo ciekawy blog a jeszcze ciekawszy „artykuł”. Dużo podróżujemy i owszem skorzystaliśmy jeden jedyny raz parę lat temu z opcji all aby wiedzieć dlaczego ludzi to tak korci. Owszem,pewnie dla niektórych wygoda(zmęczonych pracą,rodzin z dziećmi)choć przyznam że to wynika bardziej z naszej mentalności-wygodnictwa aniżeli z jakichkolwiek innym pobudek. Każdy ma prawo wyboru i wybiera formę wypoczynku,która mu odpowiada najbardziej. Mnie niestety forma all w żaden sposób nie przekonała. Po 14 dniach pobytu wróciłam rozleniwiona i prawie 3 kg cięższa. Nigdy więcej!!!Proszę uwierzyć że wybierając taką formę nie poznajemy danego kraju,ludzi-siedzimy w hotelach,”obżeramy się”(obserwowałam ludzi z czubatymi talerzami jedzenia-ludzie,przecież można podejść parę razy i nałożyć sobie po trochu). Wychodzi z nas Polaków snobizm który niekoniecznie jest fajny. Byłam świadkiem także pakowania i wynoszenia posiłków,pomimo że były informacje o zakazie. Jaki był nam wstyd gdy pewnego dnia wywiesili napis w języku polskim”zakaz wynoszenia jedzenia”. Proszę uwierzyć że to nie podziałało. Niejednokrotnie obserwując nas-Rodaków doszłam do wniosku iż lepiej samemu organizować sobie wczasy-wyprawy niż ma mnie spotykać na każdym kroku wstyd za nas-niektórych. Powinniśmy się nauczyć przede wszystkim kultury podróżowania,wypoczynku oraz szacunku dla innych kultur….

  13. Dziękuję za obszerny komentarz! Zgadzam się w pełni. Każdy wybiera to, co mu bardziej odpowiada. Mam wrażenie, że polscy turyści już się nasycili all inclusive i coraz częściej szukają czegoś ciekawszego. Na szczęście wygląda na to, że zmiany idą w dobrym kierunku. Pozdrawiam

  14. Witam!

    Od lat jeżdżę z rodziną na wakacje w opcji all i zdecydowanie polecam. Przede wszystkim nie trzeba płacić za napoje, które wszędzie są horrendalnie drogie a w hotelu dostępne sa 24 h/dobę. Po drugie dzieci zawsze znajdą sobie to, co lubią. W dobrych hotelach w opcji all jest wiele miejscowych dań. Zwykle jednak i tak 2-3 razy w tygodniu wychodzimy do miejscowych knajpek, żeby poczuć smak regionu. I taką opcję polecam- all + miejscowe knajpki 🙂 Nie rozumiem tych, którzy piszą, że wrócili ileś tam kg. ciężsi. Jesteśmy dorośli, każdy wie skąd biorą się dodatkowe kilogramy, bez względu na opcję wyżywienia.
    Jeśli chodzi o wynoszenie posiłków, to naprawdę marginalny problem. Owszem, czasem widuje się kogoś z kanapką pod pachą, ale skala jest taka, że hotel nie traci.
    Trochę wstyd, ale to nie nasz problem.
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén