Dla większości ludzi z Zachodu wizyta tu dostarcza zbyt intensywnych wrażeń. Turysta z mojej grupy powtarzał wielokrotnie, że do głowy mu nie przyszło, iż na świecie może istnieć coś równie okropnego. Choć był już tu i tam, twierdzi, że nigdzie nie widział takiej biedy i takiego poniżenia ludzkiej godności. Szokiem było wszystko. Czterdziestominutowa przejażdżka rikszami przez wąskie ulice starej części miasta, gdzie nie obowiązują żadne reguły i gdzie niemożliwe zdarza się średnio co trzydzieści sekund. Widok żebraków, kalek i osób niewiadomego autoramentu, śpiących na ulicy, na chodniku, właśnie tam, gdzie jest największy ruch i największy hałas. Leżą na gołym betonie, przykryci tylko grubą warstwą brudu i pyłu.
Do eleganckiego sklepu z biżuterią weszła krowa, spokojnie ułożyła się na podłodze. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Sprzedawca stał za ladą, klienci oglądali towar.
Zabrakło miejsca w hotelu, turystów jakoś ułożyliśmy, ale ja śpię w hostelu nad sama rzeką. Idąc do niego przez boczne, ciemne zaułki, brodziłem w brei z krowiego łajna. Rano, gdy wracałem, ktoś zawiesił mi na szyi wieniec ze świeżych kwiatów.
Nawet nie trzeba dojeżdżać do gathów nad Gangesem. Nie ma konieczności pokazywania turystom stosów kremacyjnych, rozbijania kijami niedopalonych ludzkich szczątków, wrzucania do wody prochów i resztek materii stanowiących pogrzebowy całun. Nie trzeba, wystarczą wrażenia z samej ulicy miasta. Ale jeśli już ktoś tam dotrze, zobaczy coś jeszcze. Jeśli będzie tam o świcie, ujrzy pobożnych hindusów dokonujących religijnych kąpieli. Zanurzają się w potwornie brudnej wodzie, płuczą usta! Sto metrów dalej, inni wrzucają do rzeki, to, co nie dopaliło się na stosie kremacyjnym.
Fenomen tej wody od dawna budził zainteresowanie Europejczyków. Jak to możliwe, że nie zabija rzeka, w której ląduje tyle niebezpiecznych biologicznie materiałów (prochy, niedopalone ciała i całe zwłoki – nie kremuje się dzieci, kobiet w ciąży i świętych mężów sadhu)?! Wiadomo było, że giną w niej zarazki cholery. Próbowano tłumaczyć to zawartością minerałów, w tym srebra i arszeniku. Nikt jednak nie wie, jakim cudem woda nie powoduje chorób i epidemii również dziś, w czasach, kiedy jest olbrzymim ściekiem! Zanieczyszcza ją przemysł, rolnictwo i kanalizacje wielkich miast (w dolinie Gangesu żyje 500 mln ludzi!). Normy Światowej Organizacji Zdrowia przekroczone są 3 tys. razy! Mimo to, można się w niej wykąpać, zanurkować z nabożną powagą, wypłukać gardło. I nic! Bez żadnych zdrowotnych konsekwencji! Każdego dnia religijnych oblucji dokonują w niej 2 mln hindusów.
Rzeka jest święta. Spada z nieba z ogromną mocą. Świat przed zagładą ratuje Śiwa. Potężny bóg łagodzi moc wody, biorąc jej impet na swoje zmierzwione włosy. Z dredów Śiwy rzeka spływa już spokojnym nurtem, a z nią… słodkowodne delfiny. Z racji na gwałtowny rozwój przemysłu, grozi im dziś wymarcie, ale jest szansa, że przetrwają. Hindusi darzą je szczególnym szacunkiem, są atrybutami boga. Kilka lat temu głośna była historia. Całe społeczności rybaków zaniechały swojego zawodu. Przestawili się na uprawy mango. Zadecydowała opinia braminów, że delfiny są święte i trzeba je chronić. Na tych prostych ludzi nie zadziałały wcześniejsze, świeckie programy rządowe. Dopiero odwołanie się do argumentacji religijnej przyniosło efekt.
Rzeka jest kobietą. Nazywa się Ganga, w mitologii hinduskiej przedstawiana jako dziewczyna z dzbanem. Uosabia zdolność oczyszczania (dlatego wrzuca się tu prochy zmarłych). Nie wiem dlaczego w języku polskim przyjęła się męska forma Ganges.
„Święte piekło hindusów”, tak w ślad za Arthurem Koestlerem, wielu ludzi Zachodu przywykło określać Waranasi. Jeśli nie jesteśmy przygotowani, by wniknąć za zasłonę indyjskiej mentalności, w ten właśnie sposób zapamiętamy to miasto. Jako coś okropnego. Zobaczymy tylko kotłujący się żywioł ludzki, skupiony wokół niezrozumiałych dla nas wartości. Czy wyniesiemy z tego coś poza kilkoma szokującymi fotografiami? Może tak, może nie. To zależy; trochę od nas samych, ale chyba nie tylko od nas. Mam wrażenie, że to Waranasi decyduje, czy odsłoni coś więcej.
Ceremonia arti nad Gangesem
Jeśli ktoś woli zachować bajkowe wyobrażenie Indii, pięknych i przyjemnych, to raczej nie powinien tu przyjeżdżać. Jeśli zaś, chce dotknąć prawdziwego Hindustanu, koniecznie musi się tu pofatygować!
Zobacz też: Świątynie seksu w Kadźuraho.
~Donkichotka
Witam Panie Krzysztofie,mysle ,ze gdybym nie widziala wschodu slonca nad Gangesem ,religijnych obludacji,a jednoczesnie palenia zwlok ,przeciskania sie waskimi uliczkami Waranasi rankiem a wieczorem uroczystej pudzy to nie bylabym w Indii.Waranasi wstrzasnelo mna pozostawilo slad ale poswiadczylo niezwykla kulture tego kraju ktora ,mam taka nadzieje nie podda sie tak latwo komercji i globalizacji. Przeciez dlatego swiat jest taki ciekawy …pozdrawiam Ewa
~Krzysztof Matys
Cieszę się Pani Ewo! Pozdrawiam serdecznie i do następnej wyprawy!