Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Troki. Zamek

Quo vadis Litwo?

Tak źle na Litwie chyba jeszcze nie było. Chodzi o stosunek do polskich turystów. Od lat organizujemy wycieczki do Wilna, Trok, Kowna i Druskiennik. Ze względu na siedzibę naszego biura (w Białymstoku) jest to jeden z podstawowych kierunków. Właśnie rozpoczął się sezon. Wysyłamy grupę za grupą. Zabytki ładne, hotele dobre, jedzenie smaczne. Jedynym mankamentem, ale za to bardzo rażącym, jest manifestowana niechęć do Polaków.

Restauracja w Trokach z widokiem na zamek

Restauracja w Trokach z widokiem na zamek

Przykłady? Obsługa w restauracjach. Nieprzyjemna, ignorująca naszych rodaków. Wczoraj wracała wycieczka. Po drodze zakupy w hipermarkecie. Ostatnie pamiątki, litewskie trunki, specyficzne, smaczne wędliny, rewelacyjne sery… Część osób wybrała bar. Chcieli coś zjeść. Kelnerzy przyjęli zamówienie, pieniądze pobrali z góry, a następnie robili wszystko, żeby Polacy nie doczekali się na zamówione posiłki. Przychodzących znacznie później Litwinów obsługiwano mile, bez problemów i znacznie szybciej. Naszym turystom dawano wyraźnie znać, że nie są mile widziani. Wyszli nie doczekawszy się zamówionych dań. Pieniędzy im nie zwrócono.

Jeśli turyści są w zorganizowanej grupie i wszystkiego pilnuje pilot, jest jakoś lepiej. Decydują wypracowane przez lata układy, handlowa lojalność, relacje między partnerami. W ciągu minionego weekendu mieliśmy dwie grupy na Litwie. I kilkukrotnie musieliśmy interweniować u naszych partnerów. Współpracujemy z nimi od lat, znamy się, z niektórymi przyjaźnimy. Prosiliśmy właścicieli hoteli i restauracji o przywołanie pracowników do porządku. Poskutkowało. Ale po co to wszystko?! Przecież turystyka na Litwie jest bardzo ważną gałęzią gospodarki. Przez lata Litwini mądrze ją rozwijali. Zadali też sobie sporo trudu, żeby ściągnąć polskich turystów. Dlaczego teraz to niweczą?

Pewien stopień niechęci był tam zawsze. W restauracjach, które masowo odwiedzali nasi rodacy, mógł razić brak menu w języku polskim. Ale dało się z tym żyć. Co się zmieniło? Skąd zaostrzenie nastrojów?

Przynajmniej częściowo winę za to ponosi lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, Waldemar Tomaszewski, który 9 maja wziął udział w organizowanych przez ambasadę Rosji obchodach zwycięstwa w II wojnie światowej. Trzeba pamiętać, w związku z wydarzeniami ukraińskimi, również na Litwie atmosfera jest gorąca. Rośnie poczucie zagrożenia. Dlatego też litewskie MSZ oficjalnie zbojkotowało organizowane przez Rosjan uroczystości. W tej sytuacji, wyczyn pana Tomaszewskiego musiał pociągnąć za sobą jakieś skutki. Tym bardziej, że w klapę marynarki miał wpiętą georgijewską wstążkę, od niedawna uważaną za symbol rosyjskiego imperializmu. Kompletnie nieprzemyślanym gestem było wpięcie obok niej wstążki biało-czerwonej. Wydarzenie to szeroko relacjonowały litewskie media.

Ukłony w stronę Rosji pomogły Tomaszewskiemu uzyskać dobry wynik w wyborach prezydenckich (ponad 8 proc.). Dwa tygodnie temu, w pierwszej turze głosowało na niego również wielu rosyjskojęzycznych obywateli Litwy.

Litwa jest piękna! I mam nadzieję, że nie przesłoni tego faktu to, co dzieje się ostatnio. A zaogniona nieco sytuacja wróci na właściwe tory.

PS

Co to jest wstążka georgijewska? Czarno – pomarańczowe barwy wzorowane są na wstędze Orderu św. Jerzego, najwyższego odznaczenia bojowego armii carskiej oraz stalinowskiego Orderu Chwały. Od prawie 10 lat Rosja propaguje ją jako symbol zwycięstwa w II wojnie światowej. Ostatnio nabrała jednak nowego znaczenia – stała się znakiem rozpoznawczym prorosyjskich separatystów na Ukrainie.

Zobacz artykuł na tym blogu: Litwa.

Więcej artykułów o turystycznych atutach Litwy.

Poprzednie

Supra – zabawa w gruzińskim stylu

Następne

Ile gwiazdek, tyle szczęścia

Komentarz: 1

  1. To prawda z tym panem Tomaszewskim. Niedawno na wczasach poznaliśmy trojkę turystów z Litwy, ludzi przesympatycznych i kulturalnych, którzy opowiedzieli nam o niektórych wyczynach pana Tomaszewskiego. Sami powiedzieli, że jest tak samo poważnie traktowany jak Żyrinowski w Rosji. Pomyślałem sobie że pewnie jak Lepper u nas, albo jak swego czasu Korwin. Ale faktycznie, gdy słyszałem z ich ust co potrafi wyprawiać pan Tomaszewski było mi zwyczajnie wstyd za niego. Jednak i Polacy nie są niewinni takiej sytuacji, że niektórzy Litwini czuja do nas niechęć. Nie tak dawno czytałem w gazecie o pewnej pielgrzymce organizowaną przez jak wiadomo uprzedzonych do wszystkich oprócz „właściwych” Polaków księży katolickich. Pewien ksiądz mówił w autokarze jadącym do Wilna już po przekroczeniu granicy. Brzmiało to mniej więcej tak: Proszę spojrzeć za oknami, jakie liche i mało dorodne zboża tu rosną, nie to co u nas. A proszę spojrzeć na krowy pasące się na łąkach, jakie wychudzone i biedne. Nie to co nasze polskie.
    Jednak nie można generalizować, bo mącicieli jest pełno wszędzie i po polskiej i litewskiej stronie. Nie można wszystkich mierzyć jedną miarą. Ci kelnerzy opisani w artykule nie powinni się tak zachowywać, gdyż KAŻDY klient jest jego chlebodawcą. Owi kelnerzy pokazali po prostu jakimi są prostakami, niewartymi uwagi. Bezwzględnie takie zachowania należy piętnować i ignorować takie obiekty w przyszłości. Ja osobiście nigdy nie spotkałem się z niechęcią ze strony Litwinów. Między bajki można włożyć, że nie chcą rozmawiać po rosyjsku. Nie znam litewskiego, za to bardzo dobrze rosyjski i nie zdarzyło mi się aby ktoś dał mi odczuć, że mówię niewłaściwym językiem. Nawet tydzień temu gdy zatrzymaliśmy się w naszej ulubionej knajpce a Alytusie (Dzuku) jedna młoda kelnerka nie znała rosyjskiego, ale za niecałą minute przysłała do nas młodego kelnera, który przyjął zamówienie rozmawiając czystym rosyjskim. Tak więc może dać sobie na luz z jedzeniem w Wilnie na przykład a przyjechać do naprawdę przytulnej restauracji na głównym placu Alytusa? A jedzenie jest tam naprawdę bardzo smaczne. Pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén