Zaczął się sezon na praktyki. Studenci i uczniowie biegają po biurach podróży i próbują załatwić sobie ich odbycie. Z mojego punktu widzenia jest to przedziwna sytuacja. W programach nauczania są zajęcia praktyczne (i bardzo dobrze!), ale szkoły nie zapewniają możliwości ich realizacji!! Nie pomagają i nie tworzą ani sposobności, ani potrzebnych mechanizmów. Uczeń zostaje wrzucony na głęboką wodę, sam musi znaleźć biuro, które z łaski go przygarnie. I tu pojawiają się interesujące zagadnienia, o których warto wspomnieć ponieważ taki stanu rzeczy ma daleko idące konsekwencje.
- Praktyki powinny być płatne. A nie są! Uczelnia każe studentom odbyć te zajęcia. I tyle. Nie ma na to żadnych funduszy. Zatem, właściciel biura podróży, ma kogoś przyjąć i uczyć za darmo! Kilka razy opiekowałem się praktykantami, więc wiem z jakimi obciążeniami to się wiąże. Jeśli cała ta impreza ma rzeczywiście służyć dobrej sprawie, czyli przygotowaniu młodego człowieka do zawodu, to ze strony biura generuje same straty. Ktoś musi poświęcić czas, ktoś musi pokazywać, nadzorować, tłumaczyć… W imię czego? Miałem zajęcia praktyczne i w szkole średniej i na studiach. W pierwszym przypadku, szkoła miała stałą współpracę z zakładem pracy, sprawdzone mechanizmy i doskonałych nauczycieli zawodu. Dzięki temu byłem profesjonalnie przygotowany. Efekt? Wszyscy z branży wiedzieli, że absolwenci tej szkoły są najlepsi. Na studiach podobnie. A pokazujący nam praktyczną stronę zawodu opiekunowie otrzymywali za to wynagrodzenie. Inaczej po prostu się nie da! W głowę zachodzę kto wymyślił, że to może działać inaczej! Zatwierdzający programy nauczania i nadzorujący jego jakość tolerują iluzję. Wiedzą, że tak jest, ale udają, że nie widzą. Dzięki temu jesteśmy potęga edukacyjną (tak dużo młodych ludzi studiuje) ale kształcimy na skandalicznie niskim poziomie. Bez sensu i bez celu.
- Jest więc tak, a nie inaczej. Przychodzi praktykant do biura i co robi? Myje okna i podłogi, stempluje katalogi, wynosi śmieci, robi kawę. Tyle i niewiele więcej. Na pewno nic z sedna zawodu. Nikt nie odkryje przed nim prawdziwych tajemnic. Dlaczego miałby to zrobić? Za darmo ma kształcić swoją potencjalną konkurencję? Halo, ktoś tu czegoś nie rozumie. Albo liczy na naiwnych. Kiedyś byłem naiwny. Na początku swojej działalności przyjmowałem praktykantów i nawet czegoś uczyłem. Teraz nie ma mowy. I nie chodzi tylko o pieniądze. Rzecz w tym, że cały mechanizm postawiony jest na głowie. Uczelnia nawet się nie pofatyguje, żeby spytać czy byłaby taka możliwość, czy biuro by zechciało. A przecież tyle pożytecznych rzeczy można razem zrobić. Na przykład spytać właścicieli jakich pracowników potrzebują i dostosować kształcenie do wymogów rynku pracy. Wydaje się, że takie działania powinny być czymś zupełnie oczywistym i podstawowym. A przecież nie są! Dlaczego? Nie potrafię odpowiedzieć.
- Jest też jeszcze inna możliwość. Praktykant nie robi nic. Wiem, że część biur załatwia sprawę bardzo prosto: student płaci 50 czy 100 zł i ma praktyki zaliczone. Nie musi wcale pojawiać się w biurze. Bywa, że wystarczy butelka lepszego alkoholu i czekoladki. Skandaliczne? Odruchowo wydaje się, że tak. Ale po głębszym zastanowieniu dostrzegłem też drugą stronę medalu. Skoro i uczelnie, i ministerstwo tak do tego podchodzą, to na co liczą? Naprawdę myślą, że ktoś za darmo nauczy studenta tego, czego szkoła wyższa nie zrobiła przez kilka lat?! Moje zdumienie sięgnęło zenitu kiedy dowiedziałem się, że osoba nadzorująca zajęcia praktyczne na jednej z uczelni zdaje sobie sprawę, że taka praktyka funkcjonuje. Ona to wie, studenci wiedzą, że ona wie, itd. Wszyscy są zadowoleni.
- Kilkakrotnie rekrutowałem pracowników. Wiem, że to droga przez mękę. Głównie dlatego, że zgłaszają się młodzi absolwenci. Skończyli kierunek o szumnej nazwie turystyka i rekreacja, ale nie umieją niczego, co mogłoby się przydać w pracy. Jakim cudem? Po trzech czy pięciu latach studiowania? Jak to możliwe? By znaleźć odpowiedź wystarczy spojrzeć w program nauczania i przeczytać listę wykładowców. Temat jest mało wdzięczny, więc nie będę go rozwijał. Dość powiedzieć, że za pieniądze pochodzące z podatków przedsiębiorcy kształcony jest student, a kiedy przedsiębiorca chce zatrudnić pracownika, to takiego studenta musi sam wszystkiego nauczyć. Widzicie w tym jakiś sens?!
Zobacz też: Praca w biurze podróży – informacje zawodowe
…………………………………………………………………………………………….
Czy mamy chory system? Oczywiście tak. Zapewne nie tylko w przypadku edukacji turystycznej. Ale najgorsze jest, że to akceptujemy. Milczenie oznacza zgodę. Nie chcę się dalej na to godzić. Stąd mój dzisiejszy tekst.
Szkolenie: pracownik biura podróży
~allright
Nie chcę generalizować, ale… jak robiłam kurs pilota wycieczek właśnie u Pana i to będąc już absolwentką( bynajmniej nie turystyki) miałam okazję przekonać się któż to taki studiuje na tej turystyce?!Wnioski z obserwacji- niezbyt pozytywne: wysokie mniemanie o sobie, za którym idą pewnie takie same oczekiwania co do swojej przyszłości zawodowej. To w zetknięciu z rzeczywistością może okazać się bolesne. Pewność siebie w życiu raczej pomaga, ale odrobina pokory tez się przyda, bo czasami może takiego młodego człowieka nauczyć znacznie więcej:)to tak a’propos studentów t. i r.
~ryba
Ta chora sytuacja dotyczy większości kierunków studiów wyższych. Brak elastyczności.Odpowiedź uczelni w Danii na to, że nie mogę przyjechać bo w ich programie nie ma wszystkich przedmiotów które potrzebuje, żeby zaliczyć semestr: „Nie ma problemu, stworzymy dla Ciebie te przedmioty” Koleś przyjeżdżał z drugiego miasta, żeby poprowadzić zajęcia (sic!) Mało tego koledzy z automatyki robili w ramach projektu konkretny opatentowany produkt na zamówienie firmy X. Jest mnóstwo możliwości, żeby wykorzystać potencjał młodych ludzi. W Polsce jednak lepiej wypuścić w świat bezrobotnych teoretycznych fachowców :/
~hafif
Umiejętności są jak najbardziej w cenie – często bardziej istotne dla pracodawcy niż ‚papier’ z uczelni. Całe szczęście, że coś w końcu zaczyna się zmieniać w polskim prawie i zajęcia ponoć mają mieć wymiar bardziej praktyczny niż dotychczas.
~Aga
Racja Krzyśku:) Do mnie jak do biura przychodzą studenci to nawet jeden nie zapytał czy może odbyć tylko czy mogę przybić pieczątkę że odbyli….. Koszmar! Sama studiując 7 lat temu poszłam najpierw na praktyki do hotelu ( tyrałam przez 3 miechy po 24h dyżur za darmo). A co do studiów……. Cóż pozdrawiam kolegów i koleżanki na których sporo zarobiłam pisząc za nich prace zaliczeniowe:) hehehehehe Kto zechce ten wyniesie wiedzę a oni tylko tytuł:)
~ma_gonzesse
Hmmm, sukces zależy też od studenta-praktykanta. W systemie edukacji samemu trudno cokolwiek zmienić ale własnym zdeterminowaniem można wiele. Ja odbywałam praktyki z opóźnieniem (filologia) – po powrocie z erasmusa. Miałam niewiele czasu i szczęście, że mnie przyjęli. Nauczycielka sama zaproponowała, że nie muszę odbębniać wszystkich godzin – i tak podpisze to co trzeba. Odpowiedziałam, że chętnie poprowadzę wszystkie wymagane lekcje, bo mi się to podoba. Miałam wielką frajdę: eksperymentowanie metod na uczniach: motywowanie ich, stawianie dobrych ocen za ich wysiłek, przekazywanie autorskich sposobów ogarnięcia tematu i …satysfakcja!!! 🙂 – w postaci zaangażowania w lekcję ze str uczniów, ich sympatii i próśb, żebym z nimi została!!! Super uczucie 🙂
~nata
praktyki…a co to takiego. Bylam na praktykach prawie miesiac nie robilam nic poza chodzeniem po bulki robieniem kawy i sprzataniem. Teraz mam wypelnic dzienniczek praktyk i nie wiem co mam tam wpisac. Pomocy…moze ktos z Was prowadzi biuro rozrahunkowe i wie co tam moze robic praktykant?
~http://www.legalo.eu/pl/
System moze i chory, ale uczy studenta zaradnosci. Nikt niw mowil ze pozniej bedzie sprawiedliwie….
~A.
niestety jest w tym szczera prawda…i to dość bolesna prawda. sama odbyłam w wakacje praktyki w hotelu nad morzem, myślałam, że jak wyjade poza moje rodzinne miasto to się czegoś nowego naucze, zdobęde doświadczenie,chociażby na recepcji… nie nauczono mnie niczego. Bo ścielić łóżka i odkurzać to sama potrafie. Byłam bardzo zawiedziona. Teraz czekają mnie praktyki w biurze podróży, ktorych bardzo sie obawiam. Bo po raz kolejny nie chce spotkać się z „odbębnieniem praktyk” czy usługiwaniem… Dlaczego tak to wszsytko funkcjonuje? Dlaczego od razu na starcie zniechęca się młodych ludzi do pracy? Można zadać sobie kluczowe pytanie. Po co studiować 5 lat, męczyć się, zdawać egzaminy? jak i tak szukając pracy spotkamy się ze zdaniem- „szukamy osoby z doświadczeniem”. Przepraszam bardzo,a gdzie ja to doświadczenie miałam nabyć skoro studiuje dziennie? PARANOJA….
~Ilona
Jestem tego samego zdania co Pan.Prowadzę od kilku lat biuro podróży i wielokrotnie próbowałam nauczyć praktykantów tego co powinien umieć pracownik biura.Wkładałam w to dużo wysiłku i czasu.Nawet nie usłyszałam od szkoły czy praktykanta zwykłego „dziękuję”. Ostatnio powiedziałam – koniec z tym i rozpoczynam płatne szkolenia dla tych co chcą się czegoś nauczyć.Czy nauczyciele w szkołach pracują za darmo? Czy w Ministerstwie Edukacji pracują za darmo ? Zatem dlaczego na nas ma spoczywać obowiązek edukowania nie zawsze chętnych uczniów za darmo ?Ma Pan całkowitą rację, Ministerstwo powinno przeznaczyć środki na praktyczną naukę zawodu inaczej będzie coraz trudniej o miejsce do odbywania praktyk.Pozdrawiam
~Ania
Praktyki żądzą się swoimi prawami. Nikt tak na prawdę nie dba o praktykanta. Nikt mu nie płaci, nikt go niczego nie uczy, każdy tylko pomiata i chce wgnieść w podłogę, ale po co, dlaczego?…
~Maryla
Dobrym miejscem do odbycia praktyk jest biuro Generalnego Inspektora Danych Osobowych. Wynika to z faktu, że dane osobowe to przyszłość i specjalizacja w tym zakresie to szansa na dobre zatrudnienie. Osobiście polecam, szczególnie jeśli ktoś jest z Warszawy lub okolic. W Internecie jest dużo informacji na ten temat, np. na stronie http://statuo.pl