Dawno temu, kiedy byłem jeszcze dzieckiem ksiądz tłumaczył nam, że w Betlejem nie jest tak zimno jak u nas, i że to nic dziwnego, iż dziecko urodziło się i przeżyło w zwyczajnej grocie. To wszystko powinniśmy wiedzieć z lekcji geografii – i teoretycznie – wiedzieliśmy, ale wyobrazić sobie nie potrafiliśmy. Był początek lat 80., nikt z naszej klasy nigdy nie był za granicą. Nawet za tą najbliższą. A inny kontynent był równie niedostępny jak księżyc. Niby wiedzieliśmy, że coś takiego istnieje. Niby ktoś tam już poleciał, ale nadal było to jakoś mało realne. Nie wiem czy ktokolwiek z nas odważył się w ogóle pomyśleć, o tym, że chciałby tam pojechać. Ja na pewno nie! Do głowy by mi nie przyszło, że kiedyś na Bliskim Wschodzie, będę czuł się równie dobrze jak we własnym domu.
Z całą pewnością w czasie Świąt widok Jerozolimy będzie jednym z najczęściej pokazywanych obrazów. Dlaczego to, a nie Betlejem? Ponieważ Betlejem jest mniej malownicze. Bazylika Narodzenia z zewnątrz wygląda nijak; to po prostu kamienna ściana z małymi drzwiczkami. W środku też tak sobie. Co by tu pokazać? Zachowane fragmenty posadzki z czasów Justyniana? Medialnie to mało atrakcyjny widok. Oczywiście jest jeszcze Grota Narodzenia. Ale mała, ciemna i również niespecjalnie widowiskowa. Dlatego, jeśli już, to eksponuje się oznaczone charakterystyczną gwiazdą miejsce, gdzie Jezus miał przyjść na świat. To tego punktu chcą dotknąć pielgrzymi odwiedzający Betlejem. Na jednej z wycieczek miałem małżeństwo z siedmiomiesięczną córeczką. Dziewczynka zrobiła furorę. Chyba każdy turysta chciał zrobić z nią zdjęcie. Grała rolę małego Jezuska. (Zobacz program pielgrzymki Ziemia Święta bis).
Betlejem znaczy „dom chleba” i są jeszcze miejsca na ziemi, gdzie ma to znaczenie. W Etiopii przy każdym kościele jest betlejem, czyli mały budynek (czasem po prostu szałas), w którym przygotowuje się chleb na komunię. Ten chleb ma piękną, symboliczną wymowę. Jest na nim trzynaście krzyżyków (dwunastu apostołów plus Chrystus). W czasie mszy kapłan łamie chleb na kawałki i układa w odwrotnej kolejności, po to, by za chwilę wrócić do właściwego układu. Czyni tak by pokazać, że człowiek upadł, ale wróci do swojej prawdziwej kondycji.
Dzisiejsze Betlejem, miasto w Autonomii Palestyńskiej, nie jest wesołym miejscem. Od reszty Jerozolimy i lepszego świata, odgradza je mur bezpieczeństwa. Spełnia trzy funkcje. Dla Palestyńczyków jest czymś w rodzaju muru więziennego, dla Żydów zaporą chroniąca przed atakami terrorystów, a dla turystów bywa swoistą atrakcją. Będąc w Izraelu koniecznie trzeba to zobaczyć. Budowa muru oraz jego utrzymanie kosztuje ogromne pieniądze i naraża państwo na falę krytyki płynącej z całego świata. Dlatego, już ładnych kilka lat temu, powstał „ekologiczny” pomysł by zaporę tę stworzyć z odpowiedniego gatunku kaktusa.
Betlejem pozbawione turystów wygląda jak wymarłe. Latem 2006 roku, w czasie wojny Izraela z Libanem, byliśmy wyjątkiem. Wycieczki z całego świata wystraszyły się i do tego miejsca docierali głównie Polacy. Zwiedzało się fantastycznie. Wszędzie pusto, żadnych kolejek. Kiedy jest się pilotem, przewodnikiem i przez kolejne miesiące odwiedza regularnie te same miejsca, z czasem stają się one drugim domem. W pewnym momencie złapałem się na tym, że łatwiej załatwić mi niektóre rzeczy w Betlejem niż w Białymstoku. Kiedy już tak jest, zupełnie przestajemy się bać. Bywało, że wieczorami czy w nocy było słychać strzały. To wynik politycznych sporów w łonie samych Palestyńczyków. Żeby uspokoić turystów mówiłem, że tutaj strzela się na wiwat w czasie wesela. Nigdy nic złego nam się tam nie stało.
W pamięci utkwił mi pewien dzień. Obiad jadłem w Betlejem z Palestyńczykami. Świętowali wtedy zestrzelenie izraelskiego helikoptera. To był jeden z największych sukcesów armii libańskiej. A na kolacji byłem już w izraelskim domu w Ejlacie. Na ścianie wielki telewizor, a na nim cały czas te same obrazki. Żołnierze pomagają wyjść z domu starszej pani. Ewakuują blok, który został ostrzelany libańskimi rakietami. Jednego dnia uczestniczyłem w wojennym rytuale dwóch zwaśnionych stron. Współczułem i jednym i drugim. A gdzieś w międzyczasie, oprowadzałem jeszcze wycieczki, opowiadając coś o Ziemi Świętej, religii, pokoju…
W Wigilię w telewizji uwagę przyciąga transmisja pasterki z Watykanu (niektórzy może już nawet myślą, że to tam narodziło się chrześcijaństwo). Zachęcam, spróbujcie znaleźć relację z Betlejem. Obok Bazyliki Narodzenia, która jest świątynią ortodoksyjną jest też kościół katolicki i to tu odprawiana jest uroczysta msza. Bo jak pasterka, to gdzie, jeśli nie tuż obok Groty Narodzenia.
Więcej artykułów o Ziemi Świętej.