Dowiedziałem się o tym wczoraj z TVP Białystok. Dziś tematem tym zajmują się już chyba wszystkie nasze lokalne media.  Rzecz dotyczy tragicznego zdarzenia jakie miało miejsce na wycieczce do Egiptu. W niedzielę wielkanocną, po tygodniowym pobycie w szpitalu, zmarł tam młody człowiek, zostawiając żonę i dwójkę dzieci. Zrozpaczona wdowa została dodatkowo obarczona rachunkiem na kwotę 90 tys. złotych za hospitalizację. Do tego dochodzi 15 tys. za sprowadzenie zwłok do kraju. Znajomi założyli specjalną stronę internetową, pomagają zebrać potrzebne pieniądze.

Pierwsze pytanie brzmi – Jak to możliwe, przecież jest ubezpieczenie? Jest, ale w tym przypadku ubezpieczyciel odmówił pokrycia kosztów, ze względu na chorobę przewlekłą, na jaką cierpiał turysta. Wyglądałoby na to, że z formalnego punktu organizator wyjazdu i ubezpieczyciel mogą mieć rację, co oznacza trudną sytuację dla poszkodowanych. Jednak jak informuje gazeta.pl, zmarły turysta osiem lat temu miał wszczepioną zastawkę serca, a zmarł w skutek wylewu. Czy jedno z drugim ma coś wspólnego, to już pytanie dla specjalistów z zakresu medycyny. Może zbyt łatwo ubezpieczyciel próbuje uniknąć odpowiedzialności?

Pytania można mnożyć. Czy pracownik biura, które sprzedało tę wycieczkę poinformował o tym, co zawiera ubezpieczenie standardowe i o tym, że w przypadku chorób przewlekłych można dokupić ubezpieczenie dodatkowe? Czy rezydent na miejscu pomógł na tyle, na ile trzeba? Czy cała pomoc na miejscu była zorganizowana należycie? Z tego, co pisze dziś poranny.pl, wygląda, że nie.

Wszystko to, nie zmienia jednak faktu, że turysta wykupując wczasy, podpisuje umowę, na której zazwyczaj jest klauzula, że zna i akceptuje warunki ubezpieczenia. A warunki te są takie, jakie są. W jednym biurze lepsze, w innym gorsze. Dlatego może nie od rzeczy będzie podanie kilku wskazówek:

1. Warto zapoznać się z warunkami ubezpieczenia. Problem w tym, że często to cała broszura specjalistycznego tekstu. Komu chce się to czytać? Kiedyś biura miały dobrą praktykę publikowania skrótów z najważniejszymi informacjami. Dziś takie udogodnienia zdarzają się rzadziej, a szkoda, warto by do tego wrócić.

2. Można dopytać o to pracownika biura, w którym wykupuje się wycieczkę. Ten powinien poinformować nas o najistotniejszych warunkach.

3. Jeśli na coś chorujemy, jeśli się leczymy, należy spytać czy w takim przypadku nie jest wskazane dokupienie ubezpieczenia od chorób przewlekłych. Koszt niewielki, a zwalnia nas od niepotrzebnego stresu czy dodatkowych problemów, w razie pogorszenia stanu zdrowia.

4. Trzeba też wiedzieć o innych wyłączeniach odpowiedzialności ubezpieczyciela (to bardzo ważne!). Dotyczą one chociażby alkoholu. Turysta pod jego wpływem, jeśli ulegnie wypadkowi, traci ubezpieczenie. Więcej na ten temat w artykule: Turysta, alkohol i ubezpieczenie.

5. I pamiętajmy, że cena to nie wszystko! Rozsądnie wybierajmy ofertę, biorąc pod uwagę wszystkie jej składniki. Nie traktujmy zakupu wycieczki jak wizyty w sklepie spożywczym. Oczywiście, najlepiej jest mieć zaufane biuro, które pomoże nam w wyselekcjonowaniu rzeczywiście najlepszej oferty.

Rzecz jasna, wszystkie te rozważania niewiele pomogą już w tym konkretnym, tragicznym przypadku. Ale może kogoś w przyszłości ustrzegą przed podobnymi kłopotami. Podam jeden konkret. Popularny ubezpieczyciel, którym posługuje się spora część polskich biur podróży, w przypadku kosztów leczenia wyłącza odpowiedzialność tylko w przypadku chorób na które ubezpieczony leczył się w przeciągu ostatnich 12 miesięcy. Tak więc, w tym przypadku, operacja sprzed 8 lat, nie byłaby powodem odmowy pokrycia kosztów leczenia i transportu zwłok do kraju. Niestety, jeśli dobrze rozumiem medialne doniesienia, turyści, o których mowa, mieli inne, mniej korzystne ubezpieczenie.

Zobacz też: O ubezpieczeniach w turystyce.