Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: turystyka gruzja

Bohater z Chewsuretii

Nazywa się Micheil, jak poprzedni prezydent Gruzji. Ma 65 lat i jest lekarzem. Pracował w szpitalu w Tbilisi, ale zawsze myślał o powrocie w rodzinne strony. Po raz pierwszy usłyszałem o nim na przełęczy Datwis Dżwari. Na wysokości 2676 m n.p.m. spotkaliśmy miejscowych pograniczników. Mieli akurat wolne, więc zrobili piknik. Po gruzińsku: pomidory, ogórki, chleb, ser, trzylitrowy pojemnik z dobrym bimbrem oraz szczere zaproszenie – Chodźcie, wypijemy za piękno otaczających nas gór. Mówimy, że jedziemy do Szatlili i że zatrzymamy się u doktora. – O, to bohater – mówią. W czasie wojny Rosji z Czeczenią pomagał bojownikom. Przez góry przynosili do niego rannych. Przeprowadzał operacje u siebie w domu. Wielu uratował. Ale zapewne też niejeden Czeczen umarł na jego kuchennym stole.

Doktor Micheil z synem

Doktor Micheil (Misza) z synem

Następnego dnia urządziliśmy wycieczkę po Chewsuretii. Misza był naszym przewodnikiem. Pokazywał najciekawsze miejsca, wyszukiwał najładniejsze widoki. Niewielu tam ludzi, przez cały dzień spotkaliśmy ledwie kilku. Każdy  z dużym szacunkiem witał doktora.

Chewsuretia leży na północy Gruzji, tuż przy granicy z Czeczenią, w paśmie Wielkiego Kaukazu. Dojechać tu można tylko latem. Potrzebny jest samochód z napędem na dwie osie. Droga z Tbilisi zajmuje około 5 godzin.

Od kilku lat jeżdżę na Kaukaz i tylko dwa razy zdarzyło mi się, żeby ktoś w Gruzji odmówił rozmowy po rosyjsku. Raz zakonnica w jednym z klasztorów Kachetii, no i teraz Misza. Rosyjski zna na pewno. Nie ma innej możliwości. Studia skończył w ZSRR. Na półce stoją pisane po rosyjsku podręczniki chirurgii. Ale nie chce i już. Rozmawiamy więc przez tłumacza.

Zobacz nasz film z Gruzji.

Supra na przełęczy Datwis Dżwari

Supra na przełęczy Datwis Dżwari

Dom jest duży, ale warunki w nim raczej surowe. Prosto urządzony. Duża kuchnia, gdzie jadają zatrzymujący się tu globtroterzy. I duży pokój z telewizorem. Tam doktor Misza przyjmuje pacjentów. W obydwu pomieszczeniach na ścianach wiszą niedźwiedzie skóry. Chyba dla podkreślenia górskiego, twardego charakteru gospodarza.

Właśnie z oddalonej o kilka kilometrów wsi przyjechali rodzice z gorączkującym dzieckiem. Od niedawna rząd wypłaca doktorowi niewielką pensję. Obiecano przekazać samochód. Teraz też ma, ale niesprawny, stary, jeszcze z radzieckich czasów. Najbliższa apteka jest w zasięgu kilku godzin jazdy, więc doktor sam kupuje potrzebne medykamenty i rozdaje potrzebującym.

Misza jest jedynym ratunkiem dla zapuszczających się tu turystów. Pytam czy od zagranicznych podróżników też nie bierze pieniędzy. Odpowiada, że oczywiście nie, że nie mógłby inaczej, tak nakazuje gościnność. Próbuję tłumaczyć, że turyści mają ubezpieczenie, że dla towarzystw ubezpieczeniowych jest skarbem, ponieważ pomagając tu na miejscu, minimalizuje koszty, że jak wystawi rachunek na 50 dolarów, to zrobi im przysługę. Tylko macha ręką. Nie chce słuchać. Wiem, że go nie przekonam.

Chewsuretia, Szatili

Chewsuretia, Szatili

Mieszka z żoną i dwójką dzieci. Chłopcy są jeszcze mali, chodzą do  szkoły podstawowej. Rodzina spędza tu okrągły rok. To rzadkość. Mało kto zostaje na zimę. Warunki są surowe, życie ciężkie, a cały region przez kilka miesięcy odcięty od świata. Szatili, niewielka miejscowość pełniąca rolę stolicy Chewsuretii ma dziesięć, może kilkanaście domów. Plus odrestaurowany niedawno, piękny zespół średniowiecznych baszt obronnych. Wzniesione w XII wieku kamienne wieże są wizytówką regionu. Do tego szkoła i kościółek.

Od powrotu z Chewsuretii myślę o Miszy. O pracy, którą wykonuje nie oczekując niczego w zamian. O jego doświadczeniach z czasu wojny czeczeńskiej. O prosto urządzonym domu, w którym zimą musi być naprawdę zimno. Co wtedy robią dwaj mali chłopcy?

Przypominają mi się twarze tych ludzi i widoki tamtejszych gór. Odludnych i pięknych. Chewsuretia to wyjątkowe miejsce.

Więcej o tym regionie w artykule: Chewsuretia – między Gruzją a Czeczenią.

Supra – zabawa w gruzińskim stylu

Kto był w Gruzji, wie co chodzi. A kto nie był, powinien pojechać i zobaczyć. Będzie zachwycony.

Trudno wyobrazić sobie Gruzję bez supry.

Supra to stół i zgrupowani wokół niego ludzie; bohaterowie, którzy mają odegrać swoje role. Bo supra to coś więcej niż jedzenie i picie. To sposób bycia w grupie, określony porządek rzeczy, coś jak rytuał. To sytuacja porządkująca międzyludzkie relacje. Tak tworzy się ład. Może dlatego przybyszom z Zachodu tak bardzo się to podoba. Może tęsknimy za takim życiem.

Gruzińskie klimaty

Gruzińskie klimaty

Dzięki rytuałowi, który uświęca, wydawałoby się tak przyziemną czynność jak jedzenie i picie, dotykamy sacrum. Takie czynności porządkują świat i nadają życiu sens.

Nawet nie musi być stół. Wystarczy obrus położony na trawie. Suprę można zorganizować w pociągu albo na szczycie wzgórza.

Po kilku dniach spędzonych w górzystej Tuszetii wracamy do położonej znacznie niżej Kachetii – region ten jest centrum gruzińskiego wina, tu znajduje się 70 proc. upraw winorośli. Rodzice Niko stąd pochodzą. Dziś mieszkają w Tbilisi, ale na wsi został dom po dziadkach. Ojciec właśnie go remontuje. Prace trwają kiedy przyjeżdżamy. Pojawienie się gości stwarza zupełnie nową sytuację. Gospodarz instruuje robotników, dwaj mężczyźni z rusztowań wędrują do kuchni i biorą się za gotowanie. Powinny robić to kobiety, ale w tym prowizorycznym gospodarstwie są sami faceci. Dadzą radę. Musi być dobrze, goście przyjechali.

Szykują suprę, a w tym czasie ojciec Niko zajmuje się nami. Nie możemy czekać bezczynie. Pokazuje nam ogród, podaje świeżo zerwane z drzewa figi. Z piwniczki wyciąga trzy butelki domowej czaczy – to mocny, ponad pięćdziesięcioprocentowy alkohol własnego wyrobu. Każda butelka zawiera trunek o innym smaku, więc próbujemy po kieliszku z każdej. Czas mija. Idziemy wybrać wino. Gospodarz pokazuje wszystko, co ma. Pyta na jakie wino mamy ochotę. To my wybieramy. Przy nas i dla nas nalewa dwa obfite dzbany.

Tetri - białe wino z kwewri, obowiązkowy element supry.

Tetri – białe wino z kwewri, obowiązkowy element supry

Zapraszają do stołu. Sporo jedzenia. Szaszłyki, ryba, kiełbaski i oczywiście obowiązkowe w Gruzji  sery oraz duże ilości warzyw. Je się tu sporo wszystkiego co zielone. Na półmiskach leży natka pietruszki, szczypior, bazylia, estragon, kolendra… Bierze się kilka łodyg, zwija w kłębek, macza odrobinę w soli i zjada.

Gospodarz przyjmuje rolę tamady. Wznosi toasty. W ściśle ustalonym porządku. Silna tradycja. Więc musi być za wiarę, za ojczyznę, za przodków, a zaraz po tym toaście obowiązkowo za rodzące się właśnie dzieci. Gospodarz w kwiecistych przemowach mówi miłe rzeczy o gościach. Uczta trwa kilka godzin. Kończymy ją bo trzeba wracać do Tbilisi. W bardzo dobrych nastrojach ruszamy w drogę.

W turystyce supra próbuje dogonić własną legendę. Stała się sławna. Została jednym z symboli kraju. I atrakcją turystyczną. Piszą i mówią o niej na całym świecie. Traktowana jest jak wyjątkowy fenomen. Jedyny, niepowtarzalny i całkowicie oryginalny. A do tego bardzo stary. Ma być świadectwem pięknej i dawnej tradycji.

Nie ma jednej supry, jedynego kanonu i stylu. Różnią się w zależności od regionu i tradycji (oczywiście każdy będzie uważał, że jego supra jest najwłaściwsza). Ale jest kilka niepodważalnych reguł. Pije się wyłącznie na komendę, na hasło i toast wzniesiony przez tamadę. Niekoniecznie do dna, można tylko umoczyć usta. No chyba, że tamada ogłosi toast bolomde – wtedy nie ma wyboru, trzeba wychylić cały kielich. Tamada rządzi! Pije się wino, najlepiej tradycyjne gruzińskie, podawane w dzbanach (Gruzja jest ojczyzną wina). Od biedy może być czacza. W żadnym wypadku jednak nie należy wznosić toastów piwem.

Najpierw na stole lądują przekąski – bogactwo gruzińskiej kuchni: bakłażany nadziewane pastą z orzechów, kiszone kwiatostany kłokoczki kolchidzkiej, sery i sałatki. Później dania gorące. Jeśli jest na bogato, to kolejne półmiski będą ustawiane piętrowo, jeden na drugim. Przed podaniem chinkali (duże pierogi w formie sakiewek) zmienią nam talerze. Chodzi o to, żeby nie uronić ani kropli znajdującego się w nich rosołu. To coś jak konkurs. Wygrywa ta osoba, która będzie miała najczystszy talerz. Jedzenie chinakli to sztuka. Trzeba tego nauczyć turystów. Bo inaczej zjedzą je jak Magda Gessler – nożem i widelcem. Wtedy stracą to, co najlepsze – pływający w sakiewkach pyszny rosół. Więcej na ten temat: Chinkali.

Prowizoryczny stół w ogrodzie. Supra

Prowizoryczny stół w ogrodzie. Supra

Dla turystów są supry specjalne, restauracyjne. Można do nich zamówić  tamadę–aktora, specjalistę ubranego w tradycyjny strój z kindżałem. Wynajęty pan spełni rolę wodzireja. Wszystko zostanie odegrane jak w teatrze, wzorowo. Turystom się spodoba. Ale szczerze powiedziawszy ciekawsze są supry prawdziwe, spontaniczne i dziejące się naprawdę.

Wycieczka do Gruzji.

Zobacz blog o turystyce w Gruzji.

Kutaisi. Nowe centrum gruzińskiej turystyki

Do niedawna było to prowincjonalne i niezbyt atrakcyjnym miasto. Brakowało też odpowiedniej bazy turystycznej. Ustępowało innym, nawet znacznie mniejszym ośrodkom. I zapewne gdyby nie położenie na trasie z Tbilisi do Batumi mało kto by tu w ogóle zaglądał.

Kutaisi

W centrum miasta

Ale w tym roku sytuacja się zmieniła. Miasto zyskało na popularności. Stało się tak dzięki bezpośrednim połączeniom lotniczym z Warszawą i Katowicami. Kilka miesięcy temu Wizzair uruchomił loty do Kutaisi. W ten sposób pojawiła się zupełnie nowa możliwość niedrogiego przelotu do Gruzji. Wielu amatorów niskobudżetowych podróży nagle zaczęło szukać na mapie gdzie też leży to Kutaisi.

Gruzja jest niewielkim krajem, ale rozciągniętym na osi wschód – zachód. Kutaisi położone jest niemal w połowie tej drogi. Do Tbilisi i do Batumi jest stąd kilka godzin jazdy samochodem. Stanowi też dobrą bazę wypadową w kierunku Swanetii. Zatrzymywaliśmy się tu tylko na jedną noc. Kutaisi nigdy nie było celem samym w sobie. Pojawiało się w programach wycieczek przy okazji. Oglądaliśmy klasztor Gelati i katedrę Bagrati. No może jeszcze jaskinie Sataplia i jechaliśmy dalej. A teraz? Teraz wiele wycieczek tu się rozpoczyna i tu kończy. Kutaisi stało się ważne.

Kutaisi, Bagrati

Katedra Bagrati

Zobacz przykładowe trasy wycieczek z Kutaisi.

Proces przyciągania turystów ledwie się rozpoczął. Na razie lądują tu samoloty z Polski, Ukrainy, Białorusi i Rosji. Do zrobienia jest jeszcze sporo, ale sukces jaki miasto odniosło na rynku polskim pokazuje duży potencjał.

Jakie jest Kutaisi? Na pierwszy rzut oka nieciekawe. Nie ma tu wielu atrakcji turystycznych. Baza hotelowa dopiero zaczyna się tworzyć. I to nie tyle w samym Kutaisi, co w położonym tuż obok Tsalktubo – kurorcie z czasów radzieckich. W najlepszej jego części, zarezerwowanej kiedyś dla wyższych rangą oficerów Armii Czerwonej powstał czterogwiazdkowy hotel. W robiącym wrażenie parku i wnętrzach przypominających sowieckie pałace z lat 50. XX wieku czujemy zmianę klimatu. W Kutaisi są natomiast hostele i pensjonaty. Nastawione raczej na niskobudżetowego turystę z plecakiem.

Pamiętam swoje pierwsze wizyty w Kutaisi ładnych kilka lat temu. Centrum miasta to był opłakany widok. Chodniki i ulice straszyły dziurami. Nie było też przyciągającej dziś uwagę turystów fontanny na głównym rondzie miasta. W ogóle było jakoś szaro i smutno. Dumnie wznosząca się nad miastem katedra Bagrati straszyła wtedy ruiną. Ktoś, kto pamięta tamte czasy, wie jak wiele się tu zmieniło. Kutaisi wypiękniało.

To rodzinne miasto Katie Melua. Wzmianki o tym, że urodziła się tu znana piosenkarka pojawiają się nawet w przewodnikach. Ale jest to też miejsce, gdzie przyszedł na świat Władysław Raczkiewicz, znany polityk okresu II Rzeczpospolitej i prezydent RP na uchodźstwie. Na Południowym Kaukazie mieszkało wielu Polaków. Robili tu kariery, służyli w armii rosyjskiej, prowadzili duże biznesy, trafiali jako jeńcy z powstań. Na początku XX wieku naszych rodaków było tu około 100 tys. Część z nich mieszkała w Kutaisi. Wtedy było to ważne miasto, stolica jednej z dwóch gruzińskich guberni.

Kutaisi, fontanna

Fontanna w centrum miasta. Nawiązuje do złota Kolchidy

Lotnisko znajduje się kilkanaście kilometrów za miastem. Jego remont, a właściwie całkowita przebudowa, był jednym ze sztandarowych działań ekipy prezydenta Saakaszwilego. Symboliczna jest nazwa lotniska. Nosi ono imię Dawida Budowniczego (David the Builder Kutaisi International Airport), co sugestywnie oddaje ideę tego procesu. Dawid był jednym z największych władców, od jego rządów zaczęły się złote lata Gruzji.

Jak dostać się do miasta?

Lotnisko położone jest przy głównej drodze Batumi – Tbilisi. Stojąc przy tej trasie tyłem do lotniska w lewo mamy drogę do Batumi, w prawo do Kutaisi i dalej do Tbilisi. W całej Gruzji komunikacja publiczna oparta jest o marszrutki, czyli minibusy kursujące na określonych trasach. Możemy wsiąść do marszrutki, która zaczyna bieg przy lotnisku (cena będzie trochę wyższa, i tak: Kutaisi ok. 7 lari, Tbilisi minimum 20 lari, Batumi 20 lari) lub próbować złapać marszrutkę przejeżdżającą trasą obok  – będzie taniej, ale nie zawsze są wolne miejsca, czasami trzeba długo czekać. Oczywiście można tez skorzystać z propozycji taksówkarzy, którzy pojawiają się przed lotniskiem w godzinach lądowania samolotów.

Cena taksówki z lotniska do Kutaisi, to ok. 20-25 GEL (lari). Na lotnisku jest punkt wymiany pieniędzy, czynny w porze przylotów. Kurs uczciwy, niemal identyczny jak w kantorach w mieście. Więcej na ten temat w artykule: Lotnisko w Kutaisi, informacje praktyczne.

Lotnisko jest niewielkie, ale nowoczesne, czyste i ładne. Działa jednak na pół gwizdka, lotów jest mało, więc całymi godzinami nic tu się nie dzieje. Zapewne dlatego nie ma na nim ani strefy wolnocłowej, ani żadnego sklepiku czy kawiarni. Nawet automatu z napojami. Wylatując więc z Gruzji nie ma szans na wydanie miejscowej waluty (lari). To stan na jesień 2013 r. Może w najbliższym sezonie coś się zmieni…

Kutaisi, parlament

Parlament w Kutaisi

Co warto zobaczyć?

Tuż za Kutaisi znajduje się wspaniały zabytek architektury sakralnej, czyli klasztor Gelati. Wzniesiono go na początku XII wieku, a przy budowie miał pracować sam Dawid Budowniczy. W bramie do monasteru znajduje się jego grobowiec. A w samym mieście, na wzgórzu pięknie prezentuje się katedra Bagrati. Wyświęcono ją w 1003 roku. W XVII wieku została w sporej części zniszczona. Wysadziła ją w powietrze turecka armia.  Przetrwały tylko fragmenty zewnętrznych ścian. Trwała w takiej postaci, uważana przez Gruzinów za narodowy i religijny symbol. Kilka lat temu postanowiono ją odbudować. I zrobiono to. Wbrew wytycznym UNESCO! Sposób w jaki to uczyniono wzbudza kontrowersje. Ja jestem zachwycony. To piękny przykład połączenia wiekowego zabytku z nowoczesnością. Część rekonstrukcji wykonano ze szkła i metalu. Wygląda rewelacyjnie, zwraca uwagę, wzbudza komentarze. Czyli jest wszystko to, czego potrzebuje promocja turystycznych miast.

Kutaisi ma za sobą długą i piękną historię. To tu znajdowała się starożytna Kolchida. Do tego miejsca, skuszeni bogactwem Kaukazu wybrali się dowodzeni przez Jazona Argonauci. W średniowieczu było królewskim miastem i pełniło rolę stolicy. Na początku XIX wieku, po zajęciu Gruzji przez Rosję, miasto stało się jednym z dwóch najważniejszych administracyjnych ośrodków okupowanego kraju. W czasach radzieckich ulokowano tu ośrodki przemysłowe. Dziś zostały po nich opustoszałe fabryki i dzielnice blokowisk. W latach 90. poprzedniego stulecia Kutaisi pogrążyło się w upadku. W całej Gruzji były tu problemy z zapewnieniem podstawowych potrzeb, takich jak ogrzewanie, woda i prąd. Niesamowitą historię z tamtych czasów opisuje żona Saakaszwilego, Sandra Elisabeth Roelofs. Miejscowy obyczaj stanowił, że elektryczność włączano w tych domach, w których ktoś zmarł. Tak więc pomysłowi mieszkańcy kilku bloków w Kutaisi zainwestowali w trumnę. Udając, że ktoś zmarł wystawiali wieko przed drzwi mieszkania. Stało tam przez trzy dni, bo tyle trwały przygotowania do pogrzebu. A w tym czasie mieszkańcy mieli prąd. Działało dopóki urzędnicy nie rozszyfrowali tego procederu. Tamte czasy na szczęście już minęły. Po rewolucji róż (2003 r.) wiele się zmieniło. Gruzja jest stabilnym i bezpiecznym krajem. Dziś już mało kto pamięta, że kilkanaście lat temu były takie kłopoty. Kutaisi też wygląda zupełnie inaczej. I przyciąga coraz więcej turystów.

Tu znajdują się propozycje wycieczek z przelotem do Kutaisi.

Zobacz blog: turystyka w Gruzji

Inne artykuły:

„Batumi, legenda i rzeczywistość”

„Tbilisi w obiektywie”.

Moda na Gruzję

Należało się tego spodziewać. Po dużym zainteresowaniu wycieczkami w zeszłym roku, wiadomo było, że rok 2013 zapowiada się jeszcze lepiej. Tysiące polskich turystów wróciło z Gruzji z jak najlepszymi opiniami. Do tego doszły artykuły w gazetach, programy w telewizji, książki… Południowy Kaukaz stał się modnym kierunkiem. W ślad swojego północnego sąsiada idzie też Armenia, znosząc wizy dla mieszkańców Unii Europejskiej i strefy Schengen. (Do Armenii bez wiz).

Gruzja, katedra Alawerdi

Gruzja, katedra Alawerdi w Kachetii

Byłoby pięknie, gdyby nie… klęska urodzaju. Zainteresowanie wycieczkami do Gruzji jest zbyt duże! Już teraz, na początku lutego są problemy z zarezerwowaniem miejsc w samolotach na trasie z Warszawy do Tbilisi. Brak biletów dla grup na niektóre terminy, nawet na tak odległe jak wrzesień i październik! A jeśli są to w bardzo wysokich cenach. Rekordy bije oczywiście weekend majowy. LOT zostawił niewielką pulę biletów. Wycena dla kilkunastoosobowej grupy na przełom kwietnia i maja – 2400 zł za osobę! W zeszłym roku za bilety do Gruzji płaciliśmy dwa razy mniej! Popyt robi swoje.

Zresztą weekend majowy na Kaukazie to nie jest najlepszy termin. Pogoda jest jeszcze niepewna i zmienna. Może być chłodno, deszczowo, a wysoko w górach nawet śnieżnie. Na przełęczach zalegają jeszcze zaspy, a drogi pełne są błota. Należy o tym pamiętać, szczególnie wybierając się w bardziej górzyste rejony, na przykład do Swanetii czy nawet na bardzo popularną wśród turystów Gruzińską Drogę Wojenną. Do Tuszetii o tej porze roku w ogóle nie da się wjechać, jedyna prowadząca tam trasa przejezdna jest dopiero od czerwca.

Gruzińska Droga Wojenna

Gruzińska Droga Wojenna

Trudno też o wolne miejsca w hotelach. W Tbilisi współpracuję z kilkoma dobrymi, sprawdzonymi hotelami o standardzie 3 gwiazdek. Na pierwszą połowę września już w styczniu wszystkie pokoje były zarezerwowane. Tak duży ruch robią oczywiście nie tylko Polacy. Jest sporo wycieczek z krajów nadbałtyckich, z Ukrainy, coraz więcej z Europy Zachodniej, Izraela i Rosji.

Już w zeszłym roku spotykałem tam sporo Rosjan. Dla nich Gruzja jest wspomnieniem dawnych dobrych czasów, kiedy najlepsze kurorty na Kaukazie były zarezerwowane wyłącznie dla uprzywilejowanych. Kto pamięta czasy ZSRR, zna takie nazwy jak Bordżomi, Batumi, Bakuriani… Za czasów Miszy Saakaszwilego zaczęto prace nad przywróceniem turystycznej świetności miasta Kutaisi (ma międzynarodowe lotnisko) i leżącego tuż obok kurortu-sanatorium Tsalktubo. Nocujemy z grupami w tym pysznym miejscu. W przepięknym, rozległym parku odrestaurowano część ośrodka wczasowego, zarezerwowanego kiedyś wyłącznie dla wysokich rangą oficerów Armii Czerwonej. A teraz, po zmianie rządu w Gruzji na opcję prorosyjską, należy się spodziewać jeszcze większego turystycznego ruchu. (Tak na marginesie, Moskwa właśnie zniosła embargo na gruzińskie wina).

Gruzja Swanetia

Swanetia latem

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ wiem (doświadczenie z poprzednich lat), że za miesiąc lub dwa do biur podróży napłynie dużo zapytań o wycieczki na Kaukaz. Tyle, że wtedy nie będzie już miejsc! Szczególnie dotyczy to grup. Kto chce jechać do Gruzji, niech myśli o tym teraz! To ostatni dzwonek.

O tym dlaczego Gruzja jest tak bardzo atrakcyjna pisałem już na tym blogu. Wystarczy kliknąś w tag: Gruzja 🙂

Polecam też artykuł: Atuty wycieczki do Gruzji.

Wycieczka do Gruzji i Armenii. 12 dni pięknej przygody! Góry, wyśmienita kuchnia, wino i wyjątkowe zabytki. Kameralna grupa i bardzo dobry pilot-przewodnik. Wycieczka dla koneserów. Polecam!

 

Stalin już nie straszy

Bardzo chciałem pojechać do Gori. Celem było Muzeum Stalina.

 

W cenie biletu jest przewodnik. W innych muzeach niekoniecznie korzystam z ich usług, ale tu zrobiłem wyjątek. Ciekaw byłem czy tutejsi oprowadzacze nadal z sympatią odnoszą się do Stalina. (W literaturze przedmiotu znalazłem kilka relacji zaskoczonych tym zjawiskiem dziennikarzy i podróżników). Do wyboru miałem dwa języki, angielski lub rosyjski. Mój rosyjski, choć słabszy, w tym miejscu wydawał się bardziej odpowiedni. Dziwnie bym się czuł, gdyby ktoś w języku Szekspira opowiadał mi o wielkim przywódcy radzieckiego naroda.

 

Zobacz też inne  artykuły o Gruzji.

Muzeum nie porywa, ani wystrojem, ani klasą eksponatów. W ciemnych salach pokazywane są głównie fotografie i reprodukcje. Miejscami przypomina bardziej gazetkę szkolną niż nowoczesną placówkę. Ale atrakcją jest coś zupełnie innego. Chodzi o to, że muzeum samo w sobie jest zabytkiem! Cennym świadectwem dziwnych kolei myśli ludzkiej. Patrzcie dzieci, tak kiedyś wyglądały muzea – za kilka lat powie pani nauczycielka w czasie szkolnej wycieczki. Doda jeszcze, że rzeczywiście, niektórzy wierzyli w to, co tu pokazywano.

 

Biurko Stalina z Kremla – ekspozycja w muzeum w Gori

Obiekt został otwarty w 1937 r. W ogrodzie, obok głównego gmachu, znajduje się domek szewca Wissariona Dżugaszwilego, w którym późniejszy ojciec narodu, miał przyjść na świat (wygląda na rekonstrukcję).  Nad małym budyneczkiem wzniesiono wsparty na kolumnach dach. Przypomina antyczną świątynię. Tyle, że jedynym elementem dekoracyjnym jest pięcioramienna gwiazda. Zwiedzić można też pancerny wagon, którym podróżował Stalin, m.in. na konferencję w Jałcie.

 

Miła pani przewodnik (uroczy uśmiech) mówi, że władze myślały o przekształceniu tego obiektu w muzeum rosyjskiej okupacji. Na szczęście udało się obronić Stalina. Metodą kompromisu, dodano tylko,  w małej i zagrzybionej komórce, salę pamięci ofiar komunizmu. Przewodnik stwierdza, że każda epoka ma swoje dobre i złe strony oraz, że teraz też ludzie siedzą w więzieniach za politykę. Na zakończenie pokazuje mi fragmenty bomb kasetonowych, które Rosjanie zrzucali na Gori latem 2008 roku i fotografię leżącej na ulicy kobiety (zginęła w wyniku tego ostrzału).

Jeden z prezentów eksponowany w muzeum

 

Chyba wiem, co łączy muzea poświęcone „wielkim, jedynym i niepowtarzalnym”. To ekspozycje prezentów przywożonych z całego świata. Pani przewodnik podkreślała, że Stalin niczego sobie nie zostawiał, wszystkie podarunki przekazywał muzeom. W jednej z gablot jest coś z Polski. Robię zdjęcie. Ciekawe czy żyją jeszcze osoby, które przygotowały ten podarek.

 

Gori, dom Stalina

Rodzinny dom Stalina

 

Gori jest rodzinnym miastem Stalina. Mieszkańcy byli z tego bardzo dumni i uważali go za największego z rodaków, za kogoś, kto rozsławił ich ojczyznę. Budowali na tym szczególne poczucie wartości. Dlatego, kiedy dwukrotnie władze próbowały rozprawić się z jego kultem, Gruzini protestowali. W 1956 r. i w 1988, mieszkańcy Gori wylegli na ulice żeby nie dopuścić do usunięcia stojącego w centrum miasta pomnika. Do zeszłego roku wprawiał w zdumienie przyjezdnych. Przed przypominającym pałac budynkiem magistratu, straszył wielki posąg Stalina. Jakby do tej pory nic się nie zmieniło. Jakby Gruzja była ostatnim na świecie obszarem stalinizmu. Rząd z Tbilisi miał świadomość dziwnej sytuacji. Państwo wybrało prozachodni kierunek, było w ostrym konflikcie z Rosją, ale nie potrafiło poradzić sobie z jednym, szczególnym pomnikiem. Dopiero w zeszłym roku, w czerwcu 2010 r., bez wcześniejszych zapowiedzi i pod osłoną nocy, zdjęto z cokołu wielki postument słynnego Gruzina. (Zobacz blog z informacjami o Gruzji).

Wino marki „Stalin”

Dzięki temu Stalin już nie straszy. Raczej wzbudza lekki uśmiech, a u niektórych może nawet i sympatię dla bezbronnej, szczerej i naiwnej wiary. Oczywiście, odpowiednio potraktowany, może stanowić jeden z turystycznych atutów Gruzji. Dobrze, że muzeum w Gori się ostało. Z przyjemnością je odwiedziłem.

 

Na zdjęciu u góry znajdują się ceramiczne figurki Stalina, do kupienia na straganie z pamiątkami. To dość popularny widok.

Wycieczka do Gruzji

Gruzja

Zadziwiające jak bardzo wyobrażenia rozmijają się z rzeczywistością.

Przed wyjazdem do Gruzji wiele osób pytało mnie o to, czy nie boję się tam jechać (Co, dokąd?! A jest tam bezpiecznie?). W powszechnym odbiorze Tbilisi nie różni się chyba od Groznego. Kaukaz to Kaukaz. I tyle. Kiedyś była wojna, a teraz pewnie jest niewiele lepiej.

Tbilisi

Zanim pojechałem, trochę poczytałem. Niby wiedziałem, że nie ma się czego bać, że dzisiejsza Gruzja to zupełnie inny kraj niż jeszcze 10 lat temu. Że panuje tam porządek, a ludzie są bardzo życzliwi. Że policja służy pomocą i w żadnym wypadku nie bierze łapówek. Ale jednak lekka obawa była. Kilka dni zajęło mi zanim przyzwyczaiłem się do myśli, że rzeczywiście jest tu bezpiecznie. Nie trzeba się bać o aparat, plecak czy rzeczy zostawione w hotelowym pokoju. Na ulicach Tbilisi czuję się komfortowo, również w nocy. Gruzja to kraj bezpieczny jak mało który!

Może być przykładem dla wszystkich postradzieckich republik. Udało się tu coś, czego nie potrafią zrobić rządy innych państw, nie tylko na Kaukazie, ale też i w europejskiej części byłego imperium (na Ukrainie czy Litwie – drogówka polująca na łapówki). – Zobacz blog poświęcony turystyce w Gruzji.

Rozmawiałem z wieloma osobami. Niemal wszyscy chwalą Saakaszwilego. Misza maładiec, to brzmi jak refren wielu wypowiedzi. Zatrzymuję się na poboczu trasy prowadzącej do Tbilisi. Co kilkadziesiąt metrów stoją samochody po brzegi załadowane arbuzami. Zagaduję sprzedawców. Nie ma żadnej bariery, rozmawiają chętnie, są sympatyczni, żartujemy, śmiejemy się. Pytam, jak się teraz w Gruzji żyje. Charaszo, oczeń charaszo – bez zastanowienia odpowiada jeden z nich. Dopytuję o Miszę. Jeden przez drugiego mówią, że prezydent jest w porządku, dba o kraj, w ciągu kilku lat wiele zmienił na lepsze. Wy też mieliście dobrego prezydenta – dodaje. Nasz przyjaciel. Tylko Rosja nie chce żebyśmy się przyjaźnili.

Pomnik Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi

 

O Rosję pytam często. Co ciekawe, mimo, że od wojny minęły ledwie 3 lata, wśród Gruzinów nie dostrzegam nienawiści. Czasy kiedy za odezwanie się po rosyjsku można było dostać po twarzy już minęły. Interesuje mnie czy Rosjanie znowu przyjeżdżają tu na wakacje. Słabo – mówi mój kierowca. Chyba się boją. Ale nie mają czego. My im tu krzywdy nie zrobimy. Dla nas gościnność to podstawa. Obawiają się bo u nich taka propaganda.

Gruzja wybrała zdecydowanie prozachodni kierunek. Ładna, szeroka aleja prowadząca z lotniska do Tbilisi została nazwana imieniem Georga W. Busha. Amerykanie wyszkolili tutejszą armię (z sukcesami, komandosi szybko zlikwidowali mocno zakorzeniony, tradycyjny bandytyzm w Swanetii). Rząd w zarządzaniu krajem wprowadził amerykańskie wzorce, w ciągu kilku lat, z państwa słynącego z korupcji zrobiono jeden z najmniej skorumpowanych krajów w Europie (tak, tak, Saakaszwili z pełną powagą mówi o Gruzji jak o części Europy!). Zobacz też: Gruzja – Europa czy Azja?

Autor ze smakiem zajadający chinkali

 

Dziwna ta Gruzja. Może nas mocno zaskoczyć. Gościnna, przyjemna, atrakcyjna, niemal sielankowa. Piękne góry (cudne widoki, przez kilka dni zrobiłem niemal 900 zdjęć), przyjaźni ludzie, doskonała kuchnia i naprawdę dobre wino. Parę razy zaproszono mnie do restauracji, a to na obiad, a to na kolację. Stół po brzegi zastawiony jedzeniem, wiele atrakcyjnie wyglądających potraw. Nie ma szans zjeść nawet połowy, a oni jeszcze dopytują czy na pewno wystarczy! Zobacz też: Supra – zabawa w gruzińskim stylu.

 

Czy są jakieś minusy? Gruzja nie jest tania. Nocleg ze śniadaniem w 3* hotelu (słabszym niż u nas) to równowartość 250 zł. Baza hotelowa jest jeszcze uboga, ale poprawia się z każdym rokiem. Powstają nowe obiekty, będzie większa konkurencja, będzie taniej. Wynajęcie samochodu z napędem na 4 koła (niezbędny w górach) z kierowcą, to minimum 200 zł za dzień (0,5 zł za 1 km) plus paliwo, które kosztuje mniej więcej tyle co w Polsce. Zakupy w sklepie spożywczym? Mały chleb 2 zł, woda mineralna 1,5 litra 2 zł, najtańsze lokalne piwo (dobre!) 3,5 zł. Więcej informacji o Gruzji

Moje wycieczki do Gruzji.

Gdzie leży Gruzja?

W Europie czy w Azji? A może i tu, i tu? Mamy na ten temat kilka różnych odpowiedzi. Wikipedia podaje ciekawą formułkę:

W zależności od przyjętej wersji całe terytorium Gruzji znajduje się w Azji, lub w Europie i w Azji, lub według jednej z wersji – całe w Europie.

Przyjmowana przez Międzynarodową Unię Geograficzną granica między kontynentami całą Gruzję umieszcza po stronie azjatyckiej. Znacznie mniej powszechnie stosowany wariant, za linię dzielącą Europę i Azję, uznaje dawną południową granicę ZSRR (między Gruzją, Armenią i Azerbejdżanem a Turcją i Iranem). Są i koncepcje pośrednie, w których północna część kraju należy do Europy, a południowa do Azji.

 

Którą wybrać? Jeśli na szkolnym sprawdzianie padnie takie pytanie, to jakiej odpowiedzi powinien udzielić uczeń?

 

Na pewno warto wziąć pod uwagę aspiracje społeczne. Jeśli Izrael startuje w mistrzostwach Europy, a Turcja chciałaby do UE, to może Gruzja też ma prawo czuć się częścią naszego kontynentu. Więcej na ten temat w artykule: Gdzie leży Gruzja, w Europie czy w Azji.

Kaukaz nad chmurami

 

W rozmowie z „Uważam Rze”, prezydent Micheil Saakaszwili, mówi o swoim kraju jak o państwie europejskim. Twierdzi m.in., że Gruzja ma jeden z najniższych wskaźników korupcji w Europie. Przez ostatnie lata, w Tbilisi zmieniło się bardzo wiele, również w zakresie świadomości geograficznej. Wybrany przez Gruzję zdecydowany prozachodni kierunek zaowocował też zmiana nazewnictwa. Dawniej, tereny te zwane były Zakaukaziem. Z czasem, przestało to odpowiadać miejscowym, ponieważ pobrzmiewała tu rosyjska perspektywa (Gruzja był Zakaukaziem patrząc na mapę od strony Moskwy). Dlatego najpierw postulowano zmianę na „region czarnomorski”, a następnie jeszcze dalej na Europę Południowo-Wschodnią.

 

Gruziński Kazbek (5047 m n.p.m.). To jeszcze Europa czy już Azja?

Pamiętam stoisko Gruzji na warszawskich targach turystycznych, już chyba ze dwa lata temu. Duże, ulokowane w dobrej, centralnej części hali, przez masowego turystę omijane było szerokim łukiem. Zbyt blisko było jeszcze wojny z 2008 r. Świeża pamięć niedawnych telewizyjnych obrazków robiła swoje.

 

Tymczasem dzisiejsza Gruzja to kraj spokojny i bezpieczny. A do tego niezwykle atrakcyjny turystycznie. Bogaty w zabytki, ale przede wszystkim bardzo gościnny. Wyśmienita, oryginalna kuchnia oraz wyborne wino dopełnią szczęścia turysty. W najbliższym czasie wybieram się tam kilkukrotnie. Jadę już zaraz, ale szczególnie niecierpliwie czekam na wrześniową wyprawę. Dlaczego wtedy? Bo to czas winobrania i najlepszy moment na testowanie słynnego kachetyjskiego wina.

 

Jeśli chodzi o winiarskie tradycje, to Gruzja na pewno należy do Południowej Europy. Zobacz artykuł: Gruzja – ojczyzna wina

Wycieczka do Gruzji

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén