Jestem pilotem wycieczek. Przez lata pracowałem jako rezydent. Oprowadzałem turystów po zabytkach w niejednym kraju. Od jakiegoś czasu prowadzę też szkolenia dla kandydatów na pilotów (staram się robić to jak najlepiej, choć narzucony przez ministerstwo program utrudnia to zadanie). Teoretycznie powinienem być przeciw pomysłowi ministra Gowina. Ale jestem za! Dlaczego? O tym niżej.
Po ogłoszeniu listy zawodów, które poddane mają być deregulacji, piloci i przewodnicy mówią głównie o tym. Cześć z nich ma poczucie, zamachu na ich nabyte prawa. No cóż, mają tu trochę racji. Pomysł ministra narodził się z zaskoczenia. Takie niespodzianki nie należą do kanonu dobrych praktyk. Nie budują zaufania do państwa. Jak ma czuć się ktoś, kto właśnie zainwestował w kurs niemałe pieniądze?! Kiedy zapisywał się trzy miesiące temu, nikomu do głowy nie przyszło, że za chwilę mogą pojawić się tak daleko idące zmiany.
Co więcej, państwo polskie swoimi działaniami sugerowało coś całkiem przeciwnego. Zupełnie niedawno znowelizowano ustawę o usługach turystycznych, zaostrzając reguły dotyczące pilota! Zmiany ledwie co weszły w życie! Na podstawie ustawy Ministerstwo Sportu i Turystyki, wiosną zeszłego roku, wydało rozporządzenie, które rozszerzało program kursu pilotów wycieczek i podwyższało kryteria egzaminacyjne! Argumentacja była taka: dotychczasowe 120-godzinne kursy są niewystarczające. Zatem rozszerzamy wymagany prawem program do 150 godzin i dodajemy jeszcze jeden dzień szkoleń praktycznych!
Nad zmianami w ustawie pracowano w ministerstwie, w rządzie i w Sejmie. Przegłosowała to koalicja. Wszystko z pełną powagą autorytetu państwa i prawa. Szczegóły dotyczące kursów i egzaminów doprecyzowało rozporządzenie z 4 marca 2011 r. Nie minął rok, a inny minister (tego samego premiera!) ogłosił całkowite zniesienie szkolenia i egzaminu. Zatem w 2011 r. 120 godzin kursu to było za mało, a w 2012 okazuje się, że w ogóle żadne szkolenie nie jest potrzebne! Rozumiecie coś z tego?! Ja niewiele, ale mam pytanie: na jakiej podstawie ministerstwa podejmują decyzje, skoro równie uprawnione są dwa, zupełnie przeciwstawne rozwiązania? Są jakieś profesjonalne analizy, czy wystarczy tylko „ciekawy” pomysł ministra i posłowie głosujący tak, jak im każą?!
Czy w Ministerstwie Sportu i Turystyki ktoś będzie musiał tłumaczyć się ze zmian wprowadzonych w zeszłym roku? Czy premier Tusk wyjaśni nam skąd taka niespójność?
Co więcej, trzy tygodnie temu (16 lutego) na stronach ministerstwa pojawiła się informacja o zamówieniu publicznym dotyczącym zaprojektowania i wykonania systemu informatycznego obsługującego m.in. Centralny Wykaz Organizatorów Szkoleń dla Kandydatów na Przewodników Turystycznych i Pilotów Wycieczek i Centralny Wykaz Przewodników Turystycznych i Pilotów Wycieczek. Ministerstwo odpowiedzialne za turystykę buduje rejestr licencjonowanych pilotów i ośrodków ich szkolących, a w tym samym czasie minister Gowin znosi i licencje i szkolenia!
Ciekawe, prawda? Zostawmy jednak politykę. W branży już wiemy, że trzeba nauczyć się działać w warunkach, kiedy minister nie tylko nie zna się na sporcie (czym zajmują się media), ale też nie ma najmniejszego pojęcia o turystyce (o czym media milczą). Trudno, taki los. Dlatego wróćmy do konkretów propozycji uwolnienia zawodów.
Dotychczasowych rozwiązań bronią środowiska pilotów i przewodników, a nawet Polska Izba Turystyki. Wiceprezes Izby, Józef Ratajski uzasadniał, że w przypadku tych zawodów, to wyłącznie wiedza i kompetencje uzasadniają ich rację bytu. Bez spełnienia tych warunków, praca przestaje mieć sens. To oczywiście prawda! Umiejętności są zdecydowanie nadrzędnym i decydującym elementem. Dlatego skupmy się właśnie na tym zagadnieniu. Jak sądzę, warto zadać dwa pytania:
· Czy dotychczasowy system szkoleń i egzamin gwarantował profesjonalne przygotowanie do pracy? Oczywiście nie! Długo by o tym mówić, ale jak sądzę, wystarczy podać trzy argumenty:
a) Rynek pracy – wszystko weryfikuje. Świeżo upieczeni absolwenci kursu mają małe szanse na znalezienie pracy. Pracodawcy wiedza, że teoretyczne, narzucone prawem szkolenie, słabo przygotowuje do pracy. Dlatego udaje się tym, którzy mają coś do zaproponowania (dodatkowe umiejętności). Sama licencja, z reguły nie wystarcza.
b) Kurs jest jeden, a nie ma dziś już czegoś takiego jak jeden pilot wycieczek. Inaczej pracuje się z wycieczkami szkolnymi w kraju, inaczej z zagranicznymi grupami przyjazdowymi. Na kursie jest dużo teorii turystyki, a omawiane atrakcje turystyczne dotyczą głównie Polski, krajów ościennych i trochę Europy. Jak ktoś po takim szkoleniu może zostać pilotem wycieczek egzotycznych czy rezydentem w Egipcie, Turcji lub Maroku?! Istnieje potrzeba specjalizacji. Dlatego szkolenia powinny iść w tym kierunku.
c) Egzamin jest państwowy, a na nim dużo zbędnej teorii. W efekcie na szkoleniach, w pierwszej kolejności kursantów uczy się tego, co jest niezbędne na egzaminie, a nie tego, co jest potrzebne w pracy.
· Czy dobrym pilotem lub przewodnikiem może być ktoś, kto nie skończył przewidzianych prawem szkoleń i nie zdał egzaminów? Oczywiście tak! W tej chwili biuro podróży w charakterze pilota wycieczki jadącej do Egiptu, nie może zatrudnić egiptologa, jeśli ten nie ma legitymacji pilota. Nie ważne, że mówi po arabsku, czyta hieroglify, studiował w Kairze, itd. To chyba mało logiczne, prawda? Nawet jakby prof. Michałowski wstał z grobu i chciał pojechać z wycieczką, to nie ma prawa!
(Ta sama zasada dotyczy innych zawodów, np. nauczycieli, również akademickich. W Polsce Czesław Miłosz nie mógłby uczyć j. polskiego ponieważ był tylko magistrem prawa)
Rzecz jasna, nawet wybitny znawca konkretnego obszaru świata, jeśli chce pracować z turystami, potrzebuje pewnej wiedzy dotyczącej warsztatu pilota. Ale żeby tego nauczyć nie trzeba aż 150 godzin i 3 dni zajęć praktycznych. Ile wystarczy? Od 6 lat prowadzę autorskie szkolenie rezydentów biur podróży. Zajęcia trwają 32 godziny. Sprawdza się! Kurs taki ogranicza się do samych praktycznych rzeczy; uczy się konkretnych czynności. Rezydent to nie to samo co pilot; w przypadku tego drugiego szkolenie powinno być nieco dłuższe, ale myślę, że 50 godzin by wystarczyło.
Jestem za, choć do propozycji Ministerstwa Sprawiedliwości mam sporo uwag. Nie wszystkie argumenty Jarosława Gowina do mnie przemawiają. W przypadku pilota i przewodnika nie ma blokady korporacyjnej. Jest egzamin państwowy, który zdać może każdy i już to upoważnia do pracy. Nie jest potrzebny żaden korporacyjny staż, dodatkowy egzamin czy zgoda jakiegoś prezesa na nazywanie siebie pilotem. Środowisko nie blokuje dostępu do zawodu. Jest więc inaczej niż w przypadku adwokatów czy notariuszy.
Kryterium dostępu do pracy stanowią kompetencje. To ten czynnik decyduje. Jestem o tym przekonany! Biura szukają pilotów. Tyle, że potrzebują naprawdę dobrych fachowców. Tym wyróżniającym się płacą sporo, nawet 500 zł za dzień – klasa mistrzowska! Problem w tym, że regulowany prawem program szkolenia (organizator kursu nic w nim nie może zmienić!) nie dostarcza takich specjalistów. W takiej sytuacji może warto zadać pytanie czy jest sens w utrzymywaniu nieżyciowego rozwiązania?!
Teraz czekamy na konkrety. Dokładnie ocenić propozycje ministra Gowina będzie można kiedy zobaczymy szczegóły projektu.
Więcej na tym blogu:
Pilot wycieczek
Z życia pilota wycieczek