Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Oswajanie Egiptu

Kiedyś miałem plan żeby spisywać wszystkie dziwne, zabawne, a czasami nawet szokujące historie, które przydarzały się w trakcie pracy pilota wycieczek, przewodnika i rezydenta. Taki pomysł miał chyba każdy początkujący adept tego zawodu. Ciekawe historie zdarzają się niemal codziennie, wynikają z różnic kulturowych, zderzenia charakterów, nieporozumień językowych i wielu innych czynników, których zawczasu nie sposób przewidzieć. Plan upadł ponieważ w ferworze pracy zabrakło na to czasu, a poza tym, z biegiem lat, przyzwyczaiłem się i zacząłem takie zdarzenia traktować jak coś oczywistego i naturalnego.

Bałab

Bałab

W pamięci utrwaliły mi się tylko te historyjki, do których wracałem opowiadając o nich znajomym, czasem turystom i moim kursantom na szkoleniach dla rezydentów. Są to te zdarzenia, które uważam za istotne. Ważne, ponieważ choć trochę objaśniają otaczający nas świat.

Dziś jedna z nich. O kolejnych oczywiście również napiszę. Niebawem.

Jest to opowieść o spotkaniu z Egiptem.

Krótko jeszcze wtedy mieszkałem w Kairze, ledwie miesiąc czy dwa. Stypendium naukowe nie wystarczało nawet na skromne życie, trzeba było dorobić. Miałem już pierwsze doświadczenia w pracy pilota/przewodnika na rejsach po Nilu. Pojechałem do Hurghady, której wtedy jeszcze nie znałem. Nie miałem tam nikogo. Przyjechałem na spotkanie z potencjalnym egipskim pracodawcą. Spóźnił się kilka dni, a ja w międzyczasie musiałem jakoś przetrwać. Bez mieszkania i jedzenia, bo oczywiście jak to biedny student przyjechałem bez grosza przy duszy. I to było moje pierwsze, prawdziwe spotkanie z Egiptem.

Sytuacja raczej niewesoła. Choć minęło już kilkanaście lat, to pamiętam dokładnie towarzyszące mi uczucie bezradności i przygnębienia.

W bocznej uliczce egipskiego miasta

Gdzie spać, co zjeść, jak długo czekać? Ale na szczęście to Egipt. Tu jeśli się wejdzie między ludzi, odejdzie trochę od głównego deptaka w kurorcie czy od najbardziej zatłoczonych zabytków, to spotka się osoby gościnne i miłe. Im dalej od pieniędzy związanych z turystyką, tym lepiej. Dlaczego? Ponieważ turystyczny biznes psuje dobre obyczaje. Gościnność zamienia w kupiectwo. Szczery uśmiech, w maskę sprzedawcy. Poczęstunek herbatą w chwyt marketingowy. Nie narzekam, nie krytykuję. Po prostu opisuję.

Trafiłem gdzieś na obrzeża Hurghady. Budynek robiący za małe „centrum nurkowe”. Parę butli, masek, itd. Na dachu swój pokój miał nurek. Komnata była czymś w rodzaju amatorskiej dobudówki. Kto trochę zna tę część świata, wie o co chodzi. Były tam dwa łóżka i jakaś skrzynia z jego rzeczami. Kran z zimną wodą na zewnątrz. Sypiałem później w lepszych hotelach, ale to miejsce pamiętam, bo wtedy dało mi azyl w zupełnie obcym świecie.

Mój towarzysz był młodym instruktorem nurkowania. A może pomocnikiem instruktora. Wiem tyle, ile sam mi powiedział. Znikał na cały dzień, a wieczorem, prosił żebym czytał mu listy od dziewczyn. Miał ich cały kuferek. W większości po angielsku. On słabo znał angielski pisany, języka nauczył się ze słyszenia, więc w ten sposób odwdzięczałem mu się za gościnę. Były też i po polsku, te starałem się tłumaczyć. Listy wyglądały na szczere, a ich autorki na zakochane. Słuchając, mój kolega śmiał się, wzruszał i komentował. Ciekawsze fragmenty trzeba było powtarzać. Cóż to była za lektura!

Egipskie śniadanie. Wtedy nie było mnie stać nawet na takie.

Egipskie śniadanie. Wtedy nie było mnie stać nawet na takie.

Rano zmarznięty schodziłem z dachu. Tak, w Egipcie zimą noce są chłodne. Bez ogrzewania czy dobrze zabezpieczonego mieszkania bywa nieprzyjemnie. Siadałem na progu, tuż przede mną, na słońcu kładł się kot. Temperatura szybko wracała do afrykańskiego standardu, a ja czułem absolutną jedność z kotem. Mnie, tak jak jemu, nigdzie się nie spieszyło. Przez tych kilka dni czas nie istniał. Było tylko chłodniej lub cieplej. Kot i ja należeliśmy do tego samego naturalnego świata.

Bywało też głodno. Ale na spokojnie, bez nerwów. Bez paniki, typu: muszę coś zjeść czy co dziś na obiad. Do pewnego stopnia, głód można oswoić. Nie musi stanowić czegoś złego. Ma też swoje zalety.

Wypiek chleba w południowym Egipcie

Obok na progu siadał bałab czyli dozorca budynku. Właściciel zostawiał mu cukier, herbatę i jakieś grosiki na tani, egipski chleb. Rano piliśmy mocną jak diabli i słodką jak miód herbatę, a w południe szliśmy do piekarni. Takiej prawdziwej, dla ludu, gdzie gorące chlebki wyrzuca się na chodnik, na ulicę i na piasek żeby ostygły. Ten ostatni pięknie później chrzęści w zębach. Wtedy, jeden razowy placek, zwany tu przez Polaków, beretem, kosztował w przeliczeniu na nasze, pięć groszy. Jadłem lunch za jedną dwudziestą złotego!

Mój pracodawca pojawił się z kilkudniowym opóźnieniem. Jakby nigdy nic nawiązaliśmy współpracę.

Zobacz też: Egipt po raz pierwszy.

………………………………….

Więcej artykułów o Egipcie

Poprzednie

Rezydenci biur podróży

Następne

Rezydenci, cz. 2

Komentarzy: 9

  1. ~a

    fajnie napisane, czytając i znając trochę Egipt wyobrażałam sobie całą historyjkę. Zachęcam to kolejnych „wynurzeń literackich” pozdrawiam!

  2. ~edycia

    super się czytało!!!proszę o jeszcze,bylam w Egipcie nie raz,ale z tej „lepszej strony,ciekawie byloby przeżyć to co Pan-pozdrawiam!!!

  3. ~Grazyna

    Krzysztofie przeczytałam twoje historie, Arkę Przymierza i musze powiedzieć” gratulacje” świetnie napisane.Piszesz w sposób który, wzbudza ciekawość.Kilka razy byłam w Egipcie, poznałam tam miłych i życzliwych ludzi,ale największe wrazenie wywarł na mnie Kair.Jest to miasto ,które trzeba samemu poznac i dotknąc, albo wyjechac i nigdy nie wracac.Dla mnie Afryka jest wyzwaniem,marzeniem…..pozdrawiam

  4. ~verde

    Ten docenia życie kto je naprawde przezył, lub życie dotyka. A Ty Krzysztofie napewno znasz i poczułeś smak zycia. Trzeba mieć siłę w sobie i determinację w dążeniu do celu – to oznacza sukces. Pozdrawiam i bardzo dziękuję za słowo pisane i mówione na kursach. miło.

  5. ~Piotr z Elbląga

    niedawno byłem w Marsa Alam piękna jeszcze dziewicza miejscowość a prawdziwy Egipt zobaczyłem zza szyb autobusu jadącego do Asłanu. To był ten Egipt o którym pisze autor artykułu, normalny zwyczajny, może troszeczkę brudny i biedny lecz prawdziwy i piękny na swój sposób.Nil i miejscowości usytuowane wzdłuż drogi mówiły więcej niż wszystkie przewodniki razem wzięte, to było przejmujący widok.Nie pamiętam dokładnie zabytków które oglądałem w Asłanie ale za to doskonale odtworzę większość obrazów zza szyby autokaru. Zakochałem się w tym kraju i będę tam wracał. Mogę powiedzieć, że wraz z każdą wycieczką do tego pięknego kraju staje się egiptomaniakiem.

  6. ~aga_ger

    często tu zaglądam i będę jeszcze częściej:) świetnie i bardzo ciekawie napisane, fajnie się czyta..gratulacje! los studenta:)

  7. ~alleola

    Fajnie opisany, z pasją i z lekkością.Egipt jest bardzo ciekawym krajem. Na http://www.egiptwczasy.com znajdziesz sporo ciekawych informacji na temat tego kraju ;)Pozdrawiam serdecznie 🙂

  8. Kiedy pierwszy raz umówiłam się z egipcjaninem usłyszałam… bedę za 5 minut… czekałąm 2,5 godziny 🙂
    Dla pedzącej i wiecznie spieszącej się europejki to była masakra… 🙂 następnym razem zapytałam czy to bedzie 5 minut egipskich czy polskich 🙂 zawsze to były minuty egipskie. i pokochałam te minuty 🙂 to była wspaniała szkoła pokory 🙂 Tam czas płynie własnym cudownym tempem. więc do nastepnego razu- just 5 minutes 🙂

Dodaj komentarz

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén