Trwa dyskusja dotycząca zachowań gapiów w trakcie powodzi. Widziałem telewizyjne obrazki z Warszawy, słyszałem relacje kogoś, kto stał wczoraj w gigantycznych korkach. Bo ludzie zwalniają lub zatrzymują się na mostach, żeby pooglądać wysoką wodę. Na dobre, ale czasami niebezpieczne, punkty widokowe, przychodzą rodzice z dziećmi. Jeśli „powódź tysiąclecia” to i atrakcja tysiąclecia. Jak tu wysiedzieć w domu. Zmarnować taką okazję? Ot, ludzka ciekawość.

 

W dziwnej roli był dziś prowadzący poranny program w TVN24. Z jednej strony apelował do rozsądku, z drugiej zachęcał do przysyłania zdjęć. Łatwość wykonywania fotografii bywa dziś upierdliwa. A niech tak co druga osoba zatrzyma samochód i wyjmie komórkę żeby zrobić fotkę.

 

Ze zdjęciami to generalnie dziwna sprawa. Po co się je robi, jeśli wszędzie ich pełno, w każdej gazecie, w każdym portalu informacyjnym? Przecież i tak nie zrobię lepszego niż profesjonalny fotoreporter. Chodzi chyba o sam fan robienia, a nie o efekt końcowy.

 

Słucham komentarzy, często bardzo krytycznych. Słucham apeli wojewody i innych odpowiedzialnych za porządek osób. Ale tak sobie myślę, że ta ciekawość, która pcha ludzi na mosty i na wały jest przecież również motorem turystyki. Od razu mi się przypomina jak zatrzymywaliśmy autokar na moście na Nilu, po to, by turyści mogli zrobić sobie zdjęcie z rzeką w tle.

 

Trochę się wykształciliśmy, mocno się wzbogaciliśmy, ale odruchy raczej pozostają te same. Ktoś mógłby zaryzykować tezę, że dziś tłum nie przygląda się palącym stosom czy ścinanym publicznie głowom, ale podróżuje w poszukiwaniu atrakcyjnych widoków i intensywnych doznań. Można nazwać to „ciekawością świata” albo, po prostu, ciekawością.

 

Apelowanie do rozsądku czy dobrego smaku przyniesie mizerny efekt. Pozostają kary. Świadomość ich nieuchronności zrobi swoje. Gdybym wiedział, że NAPRAWDĘ nie mogę zatrzymać się na moście, to bym się nie zatrzymywał. I nie pomogłyby żadne prośby i błagania turystów. Ale to Egipt. Miałem pewność, że nie będzie żadnego mandatu. Więc robiliśmy tam „photo stop” wielokrotnie. Taka durna ludzka natura. Bez bata ani rusz.