Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Szkoła w Indiach

Od niedawna jest obowiązkowa. Państwowa i bezpłatna. Rządowi centralnemu i władzom lokalnym zależy na krzewieniu edukacji; stosuje się różnego rodzaju zachęty. Są regiony Indii, gdzie uczniowie za pojawienie się w szkole dostają pieniądze! Oczywiście bardzo niewielkie, ale to zawsze coś. Szczególnie dla biednych, wiejskich społeczeństw, gdzie ludzie żyją konsumując to, co im wyrośnie na niewielkich skrawkach ziemi. Nie obracają pieniędzmi, po prostu ich nie mają. Więc nawet grosik, który otrzyma dziecko, może być czymś cennym i wyjątkowym. W stanie Bihar za każdy dzień w szkole, uczeń otrzymuje 1 rupię (1 zł to około 15 rupii). Dzieci przyznają, że od kiedy wprowadzono te nagrody, nie opuszczają lekcji. Takie zachęty uruchamia się jeszcze z jednego powodu. W Indiach, bardzo często, dzieci pracują. Robią to bo muszą. Bez ich pomocy rodzina się nie wyżywi. Jeśli pójdą do szkoły, trzeba zrekompensować rodzicom utracone pieniądze. Problem jest bardzo poważny. Około 100 mln Indusów poniżej 14 roku życia pracuje. Zatrudniane są już pięciolatki! Oczywiście, nielegalnie. Bywa, że pracują jako niewolnicy; za niespłacone długi rodziców.

 

W drodze do szkoły

 

Jak to sugestywnie ujęła Arundhati Roy, „łatwiej jest wyprodukować bombę atomową niż wykształcić 400 mln ludzi”. Tylu Indusów nie potrafi czytać i pisać! Zmiana tego stanu nie jest łatwym zadaniem. Najgorzej jest na terenach wiejskich i w obrębie niższych warstw społecznych. Nie wystarczy zbudować szkoły i zatrudnić nauczycieli. Trzeba jeszcze przekonać miejscowych, że warto tam posłać dzieci.

 

Dużym problemem jest poziom analfabetyzmu wśród kobiet (połowa nie umie czytać). Dziewczynki rzadziej niż chłopcy uczęszczają do szkoły. Dlatego system zachęt skierowany jest w pierwszej kolejności do nich. Będąc ostatnio w Indiach słyszałem, o oryginalnym pomyśle. Te z nich, które mieszkają daleko od szkoły mają otrzymywać rowery.

 

Odwiedzamy szkołę podstawową w Kadźuraho (Khajuraho). Miejscowość słynie z niesamowitych erotycznych rzeźb zdobiących tysiącletnie świątynie. Miasto jest niewielkie (w kategoriach indyjskich to wręcz wieś). Jest popołudnie, jedziemy do szkoły. Dzieci uczą się na dwie zmiany, więc nie ma obawy, że nikogo nie zastaniemy. Budynek szkolny położony jest na uboczu. Wchodzimy. Od razu otacza nas mrowie dzieci. Maluchy. Do klasy pierwszej chodzą pięciolatki.

 

  

  Szkoła w Khajuraho

 

Dla nas, wszystko jest tu ciekawe. Na zewnętrznej ścianie budynku wymalowanych jest kilka tabelek. Na pierwszej tygodniowy jadłospis. Uczniowie bezpłatnie dostają obiady. Na drugiej rozpisana jest ilość dzieci w każdej klasie. Na trzeciej, rada pedagogiczna.

 

W szkole indyjskiej, zgodnie z tutejszą, wiekową tradycją, nauczyciel darzony jest ogromnym szacunkiem. Indusi mówią wprost, że przysługuje mu boska cześć. Podobnie sama szkoła. Przed drzwiami do każdej z sal stoją buty. Wewnątrz dzieci chodzą boso, tak jak w hinduskiej świątyni. Nie ma ławek i krzeseł. Uczniowie siedzą na podłodze. Piszą na małych tabliczkach.

 

W środku sali, na ścianie hymn Indii oraz modlitwa (recytuje się ją każdego dnia przed rozpoczęciem nauki). Nauczyciel pyta czy chcemy aby dzieci zaśpiewały. Oczywiści chcemy. Śpiewają z ogromną werwą i energią. Jakby to było coś najważniejszego w ich życiu. Niektóre zamykają oczy. Po to by się lepiej skupić i nie pomylić tekstu. Jak to wyglądało? Jakby żołnierze śpiewali hymn na paradzie wojskowej. Tyle, że ci mieli po pięć lat.

 

Przy pierwszym, pobieżnym spotkaniu, mam wrażenie, że jest to szkoła na poziomie naszej wiejskiej  podstawówki sprzed 50-60 lat. Takiej powojennej. Gdzie trzeba było powalczyć i z biedą, i z analfabetyzmem, i z brakiem przekonania do samej edukacji. Gdy szkoła niosła powiew nowoczesności i musiała zmieniać i kształtować społeczeństwo.

 

Nie ma jednej prawdy o Indiach. Nie sposób więc też jednoznacznie podsumować tamtejszej edukacji. Oczywiście, państwowa, bezpłatna i obowiązkowa szkoła podstawowa bywa różna. Często ma mizerny poziom i służy ledwie nauce czytania i pisania. Statystyki podają, że tylko 15 proc. absolwentów kontynuuje naukę w szkole średniej i tylko 7 proc. na studiach wyższych. Nauczyciele są słabo opłacani i często po prostu nie przykładają się do pracy (bywa, że w ogóle się w niej nie pojawiają). Dobrze natomiast rozwinięty jest tu system szkolnictwa prywatnego. W każdym mieście widać małe busy, a nawet wieloosobowe riksze, wożące dzieci do takich szkół. To one dają największe szanse na kontynuowanie nauki na najlepszych uczelniach. Wszystkie przedmioty, już od pierwszych klas, wykładane są po angielsku. To jeden z ogromnych atutów dzisiejszych Indii. Więcej Indusów mówi po angielsku niż Brytyjczyków i Amerykanów razem wziętych!

 

 Sala zajęciowa. Dzieci wybiegły na przerwę

Choć Indie nadal mają problemy z zapewnieniem dobrej, powszechnej edukacji na podstawowym poziomie, to przez ostatnie kilkadziesiąt lat i tak zrobiono tu ogromny postęp. W 1980 roku pisać umiało tylko 30 proc. społeczeństwa! Dziś około 70.

 

Na zakończenie, warto wspomnieć o szkolnictwie wyższym. Jakiś czas temu podjęto tu strategiczne decyzje. Postawiono na studia na najwyższym poziomie. Prym wiodą kierunki techniczne i najnowsze technologie. To tu na masową skalę kształcą się m.in. najlepsi informatycy, specjaliści od biotechnologii i lekarze. Efekt? Każdego roku z USA do Indii ucieka 300 tys. miejsc pracy. Ale w przeciwieństwie do Chin, są to stanowiska dla pracowników dobrze wykształconych! W Bangalur zatrudnionych jest więcej informatyków (150 tys.!) niż w słynnej Dolinie Krzemowej! Przyszłość należy do Indii! Choć czasem trudno w to uwierzyć, szczególnie odwiedzając małą, wiejską szkołę podstawową.

Wycieczki do Indii

 

Poprzednie

Zima, zimno, gorąco!

Następne

Z życia pilota i przewodnika wycieczek

Komentarzy: 3

  1. ~anonimowa

    Czy Indie w dalekiej przyszłości mogą w ogóle stać się 2 Chinami patrząc na tempo rozwoju populacji?! Mówi się: ludziach siła, ale bez edukacji Hindusi dla zachodu pozostaną magazynem taniej siły roboczej.Może to po prostu spadek po kolonializmie brytyjskim., a dwa trudno zmienić mentalność ludzką, gdy brakuje dobrych wzorców, może pozostaje tylko „praca u podstaw”, krok po kroku, pokolenie za pokoleniem…

    • ~Krzysztof Matys

      Indie już stają się drugimi Chinami. W pewnym sensie:a) za 10-15 lat to one będą najliczniejszeb) nie konkurują z Chinami na najtańszą siłę roboczą. Zamiast tego kształcą masowo naprawdę dobrych inżynierów, lekarzy, ekonomistów… Indie mają kilkakrotnie więcej studentów niż Chiny! Dziś wiele z nowinek technologicznych projektowanych jest w Indiach, a produkowanych w Chinach (a noszą nazwę jakiejś znanej firmy z USA)c) Indie mają demokrację i wolny rynek (również bankowy!). Chinom do tego jeszcze bardzo daleko…Oczywiście Indie mają też masę problemów: bieda, upośledzone warstwy społeczne, korupcja, itd. Ale czy Chiny mają mniejsze?Oj ciekawy ten świat:)PS. Dziękuję za wpis otwierający nowy, interesujący temat.

  2. ~Toposfera.pl

    Witaj, reprezentuję serwis Toposfera.pl (http://www.toposfera.pl/). Chcę zaproponować Ci współpracę:) Więcej szczegółów prześlę, jeśli skontaktujesz się z nami pod tym adresem: [email protected]. Pozdrawiam!

Skomentuj ~Toposfera.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén