W miniony weekend szczególną promocję miał Madryt i jeden z jego najbardziej rozpoznawalnych miejsc, plac Puerta del Sol. (Ta trochę dziwna jak na plac nazwa – „Brama Słońca” wzięła się stąd, że przed wiekami właśnie w tym miejscu przebiegała wschodnia część murów miejskich).

Tradycyjnie jest to miejsce największych publicznych zabaw, parad i demonstracji. Tak było i tym razem. Tu protestowało kilkadziesiąt tysięcy indignatos, czyli oburzonych. Społeczny ruch zaczął się 15 maja, a w sobotę i niedzielę, mimo zakazu związanego z ciszą przedwyborczą (wybory lokalne), miał swoją kulminację.

 

Przyglądając się tym wydarzeniom miałem wrażenie, że zbliża się czas, w którym Europie sytuacja wymknie się spod kontroli. Oznacza to same niedobre rzeczy dla nas, przyzwyczajonych do życia w komfortowych warunkach, obywateli lepszego świata. Bo gdzie indziej, w jakim innym miejscu świata, tak wielu ludziom żyje się tak dobrze?! Gdzie jest tak bezpiecznie? Gdzie zapewnione są aż tak duże prawa i wolności. Gdzie istnieje tak wielka możliwość realizacji własnych planów i ambicji? Gdzie jest tak dobra służba zdrowia, opieka nad dziećmi, ochrona słabszych i mniejszości? Retoryczne pytania można by mnożyć.

 

Młodzi Hiszpanie, Grecy i Włosi narzekają na brak perspektyw? Niech spytają o zdanie swoich rówieśników z Egiptu, Tunezji, Indii czy Nepalu! Tamci zadłużają się na lata i zbierają pieniądze całymi rodzinami tylko po to by nielegalnie dostać się do Europy. Bywa, że ryzykują życie. To, co trzydziestoletniego mieszkańca Madrytu mierzi i frustruje, jest szczytem pragnień milionów ludzi z tej gorszej części świata.

 

Prawda jest taka, że przez kilkaset lat Europa (przynajmniej jej zachodnia część) budowała swój dobrobyt dzięki militarnej dominacji nad sporą częścią reszty globu. Najbardziej znana oczywiście jest eksploatacja Afryki (niewolnictwo, eksterminacja całych społeczności stojących na drodze do zysku, rabunkowa gospodarka zasobami naturalnymi, itd.). Ale przecież trzeba też pamiętać o Azji. Brytyjczycy zniszczyli rewelacyjnie rozwinięte rzemiosło Indii (tekstylia, metalurgia), po to by kraj ten uczynić potężnym rynkiem zbytu dla swoich towarów. Indusi stali się odbiorcą ich towarów. Fundamenty londyńskiego City zbudowane są na cierpieniu milionów ludzi. Konsekwentna polityka Zachodu stawiała nas, jego mieszkańców, w uprzywilejowanej sytuacji.

 

Teraz, z każdym rokiem, coraz bardziej widać zmiany. Wygląda na to, że wracamy do normy sprzed 200 lat, kiedy większość światowego obrotu handlowego generowała Azja. Stłamszona militarnie i cywilizacyjnie przez Europę, dopiero dziś zaczyna odbijać się od dna. To nie jest jeszcze szczyt możliwości Azji, to dopiero początek, ale już bardzo dla Europy groźny. Pracę zyskują młodzi, wykształceni obywatele Indii, a tracą Hiszpanie, Włosi, Grecy…

 

Trudno, tak to już będzie, trzeba nauczyć się z tym żyć. W tych sektorach gospodarki, w których swobodny przepływa pracy jest możliwy, musimy nauczyć się konkurować z dobrze wykształconymi i ambitnymi Azjatami. Wygląda na to, że młodzi obywatele zachodniej Europy nie mają szans na tak cieplarniane warunki jakie wcześniej Zachód zafundował ich rodzicom. Będzie trudniej, ale ciekawiej. Teraz potrzebni są tylko świadomi tego, odważni politycy, którzy będą potrafili powiedzieć o tym swoim obywatelom.