Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: hiszpania

Andaluzja. La Mezquita, Meczet-Katedra w Kordobie

Jeśli w ogóle są takie miejsca, która zobaczyć należy koniecznie, to z całą pewnością w grupie tej znajduje się Wielki Meczet w Kordobie. Zobacz krótki film z wnętrza Meczetu-Katedry. (Warto włączyć dźwięk).

Widok na Meczet-Katedrę od strony rzymskiego mostu

Zupełnie niedawno byłem tam pierwszy raz i szczerze powiedziawszy, zaniemówiłem z zachwytu. Gdy jeździ się dużo i przez długie lata, to coraz trudniej o coś nowego, świeżego i spektakularnego. Już od jakiegoś czasu zwyczajnie przechodzę obok tak zwanych turystycznych atrakcji. Odhaczam zamiast się delektować, bo świat po prostu spowszedniał, a zabytki stały się podobne jeden do drugiego. Kordoba wyłamuje się z tego schematu. Meczet-Katedra, bo tak oficjalnie nazywa się ten obiekt, przyniósł mi sporo autentycznej radości. Radości z kontaktu z miejscem który urzeka piękną architekturą i porywa wyjątkowa opowieścią.

Las kolumn w środku Wielkiego Meczetu

Tak, są miejsca, którym właśnie opowieść dodaje uroku. W tym przypadku historia staje się dopalaczem, dodatkową atrakcją, w istotny sposób zwiększającą wartość oglądanego zabytku.

Największe wrażenie sprawia połączenie rewelacyjnej islamskiej architektury z działającą katedrą katolicką. Kościół w środku meczetu! Już sam ten fakt jest wyjątkowy i zasługuje na uwagę.

Dziedziniec Meczetu-Katedry. W styczniu drzewka pomarańczowe pełne dojrzewających owoców

Jeśli ktoś zjeździł cały Bliski i Środkowy Wschód oraz północną Afrykę i myśli, że jeśli chodzi o architekturę islamską, to nic już zaskoczyć go nie może, to powinien udać się do Kordoby.

W przestrzeni pomiędzy słynnym meczetem Umajjadów w Damaszku, a pełnym wyjątkowego uroku, drewnianym meczetem w podlaskich Kruszynianach, niewiele jest zabytków, które wywarły na mnie takie wrażenie, jak La Mezquita. Ogromnie się cieszę, że coś takiego było mi dane.

Autor wśród lasu kolumn Wielkiego Meczetu w Kordobie

Przed podróżą, w trakcie lub po podróży, warto sięgnąć do książki Aleksandry Lipczak „Lajla znaczy noc”. W jednym z rozdziałów trafimy na brawurowy opis Meczetu-Katedry.

Wycieczka do Andaluzji

Walencja

Nie tak popularna jak Madryt i Barcelona, ale na pewno nie mniej atrakcyjna. Mnie przypadła do gustu nawet bardziej. Urzekła architekturą, zarówno zabytkową, jak i współczesną. Ma piękną plażę i lokalny klimat, czyli coś, co zdefiniować trudno, ale jeśli już to coś jest, to stanowi spory turystyczny atut.

Plac przy Mercado Central. Do Mercado zajrzeć należy koniecznie!

Wybraliśmy się tam w ramach ferii. Szukając pomysłu na zimowe kanikuły, przypomniałem sobie, że o Walencji myśleliśmy latem, ale wtedy zwyciężył Madryt. Teraz wyszła wycieczka złożona z dwóch członów, najpierw kilka dni w Krakowie, później weekend na południu Hiszpanii.

Urzekająca architektura Walencji

Atuty

Niedrogie połączenia lotnicze z Krakowa. Bilety w Ryanerze można było kupić już za kilkadziesiąt złotych. Oczywiście wszystko zależy od terminu, tydzień później ten sam bilet może być dziesięć razy droższy.

Widokówki z Walencji

Pogoda. Słonecznie i wiosennie. Przeskoczyliśmy z polskiego plus dwa, na hiszpańskie plus dwadzieścia. Czułem się jak u nas pod koniec kwietnia, mam wrażenie, że wyprzedziliśmy wiosnę o jakieś dwa i pół miesiąca. Stoliki kawiarni i restauracji ustawione na zewnątrz, wieczorami mnóstwo ludzi. Niemal wakacyjna atmosfera.

Ciudad de Las Artes Las Ciencias (pol. Miasteczko Sztuki i Nauki). Na głównym zdjęciu wyżej ten sam obiekt nocą

Kuchnia. Kto zna i lubi Hiszpanię, ten wie i rozumie. Tym razem zabieram ze sobą smak kalmarów, były świetne, jedne z najlepszych, jakie jadłem. W przypadku Walencji wspomnieć należy oczywiście o paelli. O tej miejscowej, z mięsem i z fasolą. I o tym, że sama potrawa właśnie z tego regionu Hiszpanii się wywodzi, bo pojawić się mogła dopiero, gdy Maurowie przywieźli tu ryż.

Warto też podpowiedzieć, że o tej porze roku miejsce to zachwyci miłośników owoców, bo za niewielkie pieniądze zjemy świeże i pyszne papaje, mango czy truskawki. A drzewa obsypane są dojrzewającymi właśnie mandarynkami i cytrynami.

Plaza de la Virgen katedra, z prawej strony katedra. 4 lutego. Na zdjęciu nasze worki turystyczne

Zwiedzanie. Miasto jest piękne. Na tyle, że już samo spacerowanie po ulicach jest wielką przyjemnością. Śliczne, odnowione i zadbane kamienice w połączeniu z zielenią palm i bananowców sprawiają bardzo przyjemne wrażenie. Jest czysto i ładnie, od chodników po dachy domów, widać rękę gospodarza. Wygląda to tak, jakby Walencja brała udział w konkursie na najbardziej zadbane i wypieszczone miasto świata.

Palmiarnia (L’Umbracle), jeden z obiektów zespołu Ciudad de Las Artes Las Ciencias

Architektura jest zdecydowanie mocną stroną Walencji. Od tej zabytkowej, z której mamy piękne przykłady obiektów w stylu romańskim, gotyckim i barokowym, po współczesną, ze słynnym futurystycznym kompleksem Ciudad de Las Artes y Las Ciencias na czele. To ostatnie jest rewelacyjnym przykładem tego, jak ambitną i przemyślaną inwestycją architektoniczną można ponieść atrakcyjność miasta. Wielkie uznanie dla włodarzy, że się na coś takiego porwali. Przy tej okazji po raz kolejny wypada wyrazić żal, że w Polsce podobnych działań niemal nie uświadczymy.

Największe w Europie oceanarium. Wielka atrakcja dla rodzin z dziećmi

Na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Zespół Ciudad de Las Artes y Las Ciencias trzeba zobaczyć minimum dwa razy. W dzień i po zachodzie słońca, kiedy jest oświetlone. Naprawdę warto!

Zobacz też: Puerta del Sol

Puerta del Sol

W miniony weekend szczególną promocję miał Madryt i jeden z jego najbardziej rozpoznawalnych miejsc, plac Puerta del Sol. (Ta trochę dziwna jak na plac nazwa – „Brama Słońca” wzięła się stąd, że przed wiekami właśnie w tym miejscu przebiegała wschodnia część murów miejskich).

Tradycyjnie jest to miejsce największych publicznych zabaw, parad i demonstracji. Tak było i tym razem. Tu protestowało kilkadziesiąt tysięcy indignatos, czyli oburzonych. Społeczny ruch zaczął się 15 maja, a w sobotę i niedzielę, mimo zakazu związanego z ciszą przedwyborczą (wybory lokalne), miał swoją kulminację.

 

Przyglądając się tym wydarzeniom miałem wrażenie, że zbliża się czas, w którym Europie sytuacja wymknie się spod kontroli. Oznacza to same niedobre rzeczy dla nas, przyzwyczajonych do życia w komfortowych warunkach, obywateli lepszego świata. Bo gdzie indziej, w jakim innym miejscu świata, tak wielu ludziom żyje się tak dobrze?! Gdzie jest tak bezpiecznie? Gdzie zapewnione są aż tak duże prawa i wolności. Gdzie istnieje tak wielka możliwość realizacji własnych planów i ambicji? Gdzie jest tak dobra służba zdrowia, opieka nad dziećmi, ochrona słabszych i mniejszości? Retoryczne pytania można by mnożyć.

 

Młodzi Hiszpanie, Grecy i Włosi narzekają na brak perspektyw? Niech spytają o zdanie swoich rówieśników z Egiptu, Tunezji, Indii czy Nepalu! Tamci zadłużają się na lata i zbierają pieniądze całymi rodzinami tylko po to by nielegalnie dostać się do Europy. Bywa, że ryzykują życie. To, co trzydziestoletniego mieszkańca Madrytu mierzi i frustruje, jest szczytem pragnień milionów ludzi z tej gorszej części świata.

 

Prawda jest taka, że przez kilkaset lat Europa (przynajmniej jej zachodnia część) budowała swój dobrobyt dzięki militarnej dominacji nad sporą częścią reszty globu. Najbardziej znana oczywiście jest eksploatacja Afryki (niewolnictwo, eksterminacja całych społeczności stojących na drodze do zysku, rabunkowa gospodarka zasobami naturalnymi, itd.). Ale przecież trzeba też pamiętać o Azji. Brytyjczycy zniszczyli rewelacyjnie rozwinięte rzemiosło Indii (tekstylia, metalurgia), po to by kraj ten uczynić potężnym rynkiem zbytu dla swoich towarów. Indusi stali się odbiorcą ich towarów. Fundamenty londyńskiego City zbudowane są na cierpieniu milionów ludzi. Konsekwentna polityka Zachodu stawiała nas, jego mieszkańców, w uprzywilejowanej sytuacji.

 

Teraz, z każdym rokiem, coraz bardziej widać zmiany. Wygląda na to, że wracamy do normy sprzed 200 lat, kiedy większość światowego obrotu handlowego generowała Azja. Stłamszona militarnie i cywilizacyjnie przez Europę, dopiero dziś zaczyna odbijać się od dna. To nie jest jeszcze szczyt możliwości Azji, to dopiero początek, ale już bardzo dla Europy groźny. Pracę zyskują młodzi, wykształceni obywatele Indii, a tracą Hiszpanie, Włosi, Grecy…

 

Trudno, tak to już będzie, trzeba nauczyć się z tym żyć. W tych sektorach gospodarki, w których swobodny przepływa pracy jest możliwy, musimy nauczyć się konkurować z dobrze wykształconymi i ambitnymi Azjatami. Wygląda na to, że młodzi obywatele zachodniej Europy nie mają szans na tak cieplarniane warunki jakie wcześniej Zachód zafundował ich rodzicom. Będzie trudniej, ale ciekawiej. Teraz potrzebni są tylko świadomi tego, odważni politycy, którzy będą potrafili powiedzieć o tym swoim obywatelom.

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén