O artykułach Patrycji Otto zamieszczanych na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” pisałem już wielokrotnie. Dementowałem znajdujące się tam nieprawdziwe informacje, przeinaczenia i niczym nieuprawnione opinie. Dzięki swojej twórczości pani ta szybko zdążyła zyskać szczególną opinię wśród sporej części branży turystycznej. Osoby pracujące w biurach i znający turystykę od podszewki, nieraz przecierały oczy czytając rewelacje ogłaszane w prestiżowej przecież gazecie. Bywało, że dziennikarka działała na niekorzyść swoich czytelników zachęcając ich do nieracjonalnych zachowań. Szczegóły znajdziecie np. tu: „First czy last minute”
 

Ale to, co tym razem napisała pani Otto, moim zdaniem, przekracza już wszelkie granice. Artykuł jest tak tendencyjny, że wygląda na materiał inspirowany. „Dziennik Gazeta Prawna” doradza klientom zachowania, na których skorzystać mogą wymienione w nim dwa biura. Już to jest niedopuszczalne, ale na tym nie koniec. W materiale pojawiają się kłamstwa. Aby uzasadnić swoją karkołomną tezę pani Otto podaje nieprawdziwe informacje.

 

Przyjrzyjmy się szczegółom.

 

Główna teza artykułu: klient szukając tanich ofert na wakacje, powinien znaleźć je sam w internecie. Jeśli pójdzie do biura, to polecą mu droższe oferty. Dlaczego? Zdaniem dziennikarki z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że stacjonarne biura nie mają dostępu do aktualizowanych na bieżąco ofert. A po drugie, biurom agencyjnym zależy na sprzedaży jak najdroższych ofert ponieważ mają wynagrodzenie prowizyjne. Otóż oba argumenty nie są zgodne z prawdą!

 

Agenci sprzedający wycieczki już od kilku lat pracują na dobrych systemach rezerwacyjnych, które porównują oferty różnych touroperatorów. Dzięki tym narzędziom łatwo i szybko można wybrać najkorzystniejszą ofertę. Wie to każda pracująca przy tym osoba, czyli w sumie kilka tysięcy ludzi. A nie wie tego dziennikarz piszący o turystyce?!

 

Drugi powód wymieniony przez panią Otto jest tak bzdurny, że aż trudno z nim polemizować. Równie dobrze można by napisać, że w każdym sklepie spożywczym jest drogo ponieważ sprzedawcy mają prowizję. Warunki narzuca konkurencja. W Polsce jest dużo biur agencyjnych. Zbyt dużo. Rywalizacja jest bardzo ostra. Klienci zanim coś kupią odwiedzą kilka biur i porównają oferty. Sprzedawcy dobrze to wiedzą. W takich warunkach nie ma mowy o „wciskaniu” droższej oferty. Każdy sprzedawca stanie na głowie żeby znaleźć wycieczkę w najatrakcyjniejszej cenie. Zanim coś zaproponuje, sprawdzi wszystkie możliwe rozwiązania, inny rozkład pokoi, trochę inne daty wyjazdu, itp. Z punktu widzenia klienta taki  pracownik biura to skarb. Znajdzie, doradzi. Pomoże uniknąć kłopotów związanych ze złym wyborem. Przecież ci ludzie mają olbrzymią wiedzę. Siedzą w tym od lat. Jeżdżą po świecie i oglądają hotele. Wiedzą, gdzie warto pojechać, a czego trzeba unikać. Znam setki takich specjalistów. Wielu, wielu z nich to pasjonaci, żyją turystyką. Za punkt honoru stawiają sobie jeden cel – zadowolenie klienta! Nie ma lepszego sposobu na udane wakacje niż zaufanie takiej osobie.

Skąd więc tak przedziwny artykuł? Może z braku wiedzy autorki, a może jest coś jeszcze? Wymienione w nim dwa biura od jakiegoś czasu specjalizują się w przejmowaniu klientów. Robią wiele żeby turysta nabył ofertę bezpośrednio u nich, a nie poprzez agenta. Dzięki temu obniżają swoje koszty o prowizję sprzedawcy (dla klienta cena pozostaje ta sama). W branży głośno o tym już od dłuższego czasu. Touroperatorzy stosują nieczyste chwyty, żeby tylko uniknąć zapłacenia należnej agentowi zapłaty. Dlatego, po takim artykule w internecie zawrzało (wystarczy zajrzeć na forum Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Agentów Turystycznych). Nie po raz pierwszy zresztą. Obawiam się, że i nie ostatni. Wkrótce zapewne pojawi się kolejny przedziwny materiał pani Otto. W prestiżowym i opiniotwórczym „Dzienniku Gazecie Prawnej”. Brawa dla wydawcy! Za profesjonalizm!