Tego dnia byłem w drodze. Odwoziłem grupę turystów. Z Kairu do Sharm el-Sheikh to około siedmiu czy ośmiu godzin w autokarze. Po drodze przystanek nad Kanałem Sueskim. Gdy stanąć na pustyni, w pewnym oddaleniu od wody, to kanału nie widać. Wielkie kontenerowce wyglądają tak, jakby sunęły po piasku.

Autor pod piramidami w Gizie, około roku 2001

Do Sharmu przyjechaliśmy późnym popołudniem. Kwaterując turystów w hotelu jednym okiem spoglądałem na telewizor. Co to za film? – Spytałem recepcjonistę. To nie film – odpowiedział nie przerywając wydawania kluczy – To się naprawdę zdarzyło! Spojrzałem uważniej. Samolot wbijał się w wielki biurowiec. Tak dowiedziałem się o ataku na Word Trade Center.

Wieczór spędziłem w służbowym mieszkaniu. Razem z kilkoma pracownikami miejscowego biura. Egipcjanie, koledzy z pracy. Mniej więcej w moim wieku, młodzi ludzie, tuż po studiach. Siedzieliśmy przed ekranem telewizora wsłuchując się w komunikaty płynące z paru kanałów informacyjnych. Rozmawialiśmy. Jeden ze współlokatorów świętował. Nie krył radości z faktu, że „Ameryka wreszcie dostała za swoje”. Obok mnie siedział sympatyk terrorystów, mój kolega.

Hotel w Sharm el-Sheikh

Miałem kilka godzin na odpoczynek. W nocy łapałem miejscowy pekaes i wracałem do Kairu. Około dziesiątej rano pod Muzeum Egipskim musiałem odebrać nową wycieczkę. Przyjechałem kilka godzin za wcześnie. Spędziłem je w jednej z kawiarń przy placu Tahrir, popijając mocną i słodką herbatę. W oparach dymu fajki wodnej witałem nowy dzień, pierwszy po 11 września. Już wtedy jasnym było, że data ta na trwale zapisze się w historii świata.

Młody, poczatkujący pilot wycieczek przywiózł grupę turystów z Hurgady. Miałem oprowadzić ich po Kairze. Pamiętam wystraszonych ludzi. Esemesami (internetu w telefonach jeszcze nie było) dostali z Polski pierwsze informacje o Osamie bin Ladenie. Muzułmanie uderzyli w zachodnią cywilizację. Niebezpiecznie jest tam, gdzie jest islam. Tak to można było zrozumieć. A byliśmy w Egipcie, kraju przesiąkniętym religią, w dwudziestomilionowym Kairze, gdzie w każdym miejscu, pięć razy dziennie usłyszysz wezwanie muezina. Bali się na zapas, zupełnie niepotrzebnie, ale się bali.

Sprzedawca pamiątek w Asuanie. Południowy Egipt

Wycieczka się udała. Zwiedzaliśmy bez przeszkód. Tłumaczyłem, że jeśli gdzieś teraz jest bezpiecznie, to właśnie w Egipcie, bo tutejszy reżim postawił właśnie na nogi całą tajną policję i wszystkie możliwe służby. Turyści byli dobrze pilnowani.

Wróciłem do Hurgady i zabrałem grupę na kilkudniowy rejs po Nilu. Ci, którzy wcześniej przylecieli do Egiptu, zwiedzali jeszcze w miarę normalnie, korzystając z uroków wakacji, ale jasnym już było, że turystyka zaraz się zatrzyma. Siła telewizyjnego przekazu była porażająca. Sprzedaż stanęła.

Egipska ulica w tamtym czasie

Świat bał się samolotów. Turyści bali się Egiptu. Hurgada szybko się wyludniła. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego, tak przygnębiająco pustych ulic! Na kilka miesięcy straciliśmy pracę, i ja, i mój kolega cieszący się z upokorzenia Ameryki. Do Egiptu wróciłem dopiero w styczniu, razem z pierwszymi turystami.

Tekst ten jest fragmentem nowej książki. Książka nie ma jeszcze tytułu, ale się pisze 🙂 , wydanie planowane jest na rok 2022. Będzie to kontynuacja książki „O podróżowaniu”.

Zobacz też: Egipt po raz pierwszy.