Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: praca pilota wycieczek

11 września 2001 roku

Tego dnia byłem w drodze. Odwoziłem grupę turystów. Z Kairu do Sharm el-Sheikh to około siedmiu czy ośmiu godzin w autokarze. Po drodze przystanek nad Kanałem Sueskim. Gdy stanąć na pustyni, w pewnym oddaleniu od wody, to kanału nie widać. Wielkie kontenerowce wyglądają tak, jakby sunęły po piasku.

Autor pod piramidami w Gizie, około roku 2001

Do Sharmu przyjechaliśmy późnym popołudniem. Kwaterując turystów w hotelu jednym okiem spoglądałem na telewizor. Co to za film? – Spytałem recepcjonistę. To nie film – odpowiedział nie przerywając wydawania kluczy – To się naprawdę zdarzyło! Spojrzałem uważniej. Samolot wbijał się w wielki biurowiec. Tak dowiedziałem się o ataku na Word Trade Center.

Wieczór spędziłem w służbowym mieszkaniu. Razem z kilkoma pracownikami miejscowego biura. Egipcjanie, koledzy z pracy. Mniej więcej w moim wieku, młodzi ludzie, tuż po studiach. Siedzieliśmy przed ekranem telewizora wsłuchując się w komunikaty płynące z paru kanałów informacyjnych. Rozmawialiśmy. Jeden ze współlokatorów świętował. Nie krył radości z faktu, że „Ameryka wreszcie dostała za swoje”. Obok mnie siedział sympatyk terrorystów, mój kolega.

Hotel w Sharm el-Sheikh

Miałem kilka godzin na odpoczynek. W nocy łapałem miejscowy pekaes i wracałem do Kairu. Około dziesiątej rano pod Muzeum Egipskim musiałem odebrać nową wycieczkę. Przyjechałem kilka godzin za wcześnie. Spędziłem je w jednej z kawiarń przy placu Tahrir, popijając mocną i słodką herbatę. W oparach dymu fajki wodnej witałem nowy dzień, pierwszy po 11 września. Już wtedy jasnym było, że data ta na trwale zapisze się w historii świata.

Młody, poczatkujący pilot wycieczek przywiózł grupę turystów z Hurgady. Miałem oprowadzić ich po Kairze. Pamiętam wystraszonych ludzi. Esemesami (internetu w telefonach jeszcze nie było) dostali z Polski pierwsze informacje o Osamie bin Ladenie. Muzułmanie uderzyli w zachodnią cywilizację. Niebezpiecznie jest tam, gdzie jest islam. Tak to można było zrozumieć. A byliśmy w Egipcie, kraju przesiąkniętym religią, w dwudziestomilionowym Kairze, gdzie w każdym miejscu, pięć razy dziennie usłyszysz wezwanie muezina. Bali się na zapas, zupełnie niepotrzebnie, ale się bali.

Sprzedawca pamiątek w Asuanie. Południowy Egipt

Wycieczka się udała. Zwiedzaliśmy bez przeszkód. Tłumaczyłem, że jeśli gdzieś teraz jest bezpiecznie, to właśnie w Egipcie, bo tutejszy reżim postawił właśnie na nogi całą tajną policję i wszystkie możliwe służby. Turyści byli dobrze pilnowani.

Wróciłem do Hurgady i zabrałem grupę na kilkudniowy rejs po Nilu. Ci, którzy wcześniej przylecieli do Egiptu, zwiedzali jeszcze w miarę normalnie, korzystając z uroków wakacji, ale jasnym już było, że turystyka zaraz się zatrzyma. Siła telewizyjnego przekazu była porażająca. Sprzedaż stanęła.

Egipska ulica w tamtym czasie

Świat bał się samolotów. Turyści bali się Egiptu. Hurgada szybko się wyludniła. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego, tak przygnębiająco pustych ulic! Na kilka miesięcy straciliśmy pracę, i ja, i mój kolega cieszący się z upokorzenia Ameryki. Do Egiptu wróciłem dopiero w styczniu, razem z pierwszymi turystami.

Tekst ten jest fragmentem nowej książki. Książka nie ma jeszcze tytułu, ale się pisze 🙂 , wydanie planowane jest na rok 2022. Będzie to kontynuacja książki „O podróżowaniu”.

Zobacz też: Egipt po raz pierwszy.

Jak zostać pilotem wycieczek?

Co się zmieni po wejściu w życie ustawy deregulacyjnej? Jakie będą konsekwencje zniesienia obowiązkowych szkoleń i egzaminów dla pilotów wycieczek? Od 1 stycznia 2014 r. każdy będzie mógł pracować na tym stanowisku! Nie będą wymagane już żadne licencje i legitymacje! Kto na tym zyska, a kto straci?

pilot_wycieczek_krzysztofmatysOd lat zajmuję się pilotażem wycieczek. Prowadzę również szkołę pilotów. A jako właściciel biura podróży zatrudniam ich. Dlatego w mojej opinii połączyć mogę doświadczenia płynące z kilku źródeł. Mam nadzieję, że w ten sposób uda mi się uchwycić szersze spektrum tematu. Proszę zwrócić uwagę, że takich opinii brak w dyskursie medialnym. Najczęściej przebijają się jednostronne opinie, krytyczne wobec deregulacji. Wygłaszają je oczywiście piloci oraz osoby czerpiące korzyści ze szkolenia i egzaminów.

Jak będzie wyglądała turystyka zorganizowana w 2014 r.? Jeśli chodzi o funkcję pilota wycieczek, to nie nastąpią żadne radykalne zmiany. Sytuacja ewoluować będzie powoli. W pierwszym okresie zlecenia nadal otrzymywać będą te same osoby. To znaczy te, które dały się już poznać pracodawcom. A wiec nadal, w przeważającej mierze, pracować będą piloci, którzy kiedyś zdali egzamin. Dlaczego właśnie ci? On mają doświadczenie, kontakty w branży i wyrobioną opinię wśród pracodawców. A właśnie opinia jest najważniejsza. Biuro podróży, zatrudniając pilota, chce mieć jak największą gwarancję, że ta osoba swoją pracę wykona we właściwy, satysfakcjonujący sposób.

Nowi kandydaci, bez licencji, zdobywać rynek będą stopniowo. W takim tempie, w jakim uda im się przekonać potencjalnych pracodawców do swoich kompetencji. Od 1 stycznia 2014 r. to właśnie kompetencje najbardziej zyskają na wartości. Po zniesieniu sztucznych, urzędniczych regulacji będziemy mieli do czynienia z prawdziwie wolną konkurencją. A biura podróży, we własnym interesie, powinny przeszukiwać rynek w celu wyłowienia najlepszych pilotów. Te firmy, które chcą walczyć o klienta jakością, zapewne tak zrobią.

Kto skorzysta na zniesieniu licencji pilota?

Turyści, ponieważ będą mieli większe szanse na to, że ich wycieczkę poprowadzi pilot z pasją, wiedzą i umiejętnościami, a nie tylko pilot z licencją!

Biura podróży organizujące wycieczki. Będą miały większą swobodę w doborze kadry. Pisałem o tym wielokrotnie, chociażby tu Deregulacja. Pilot wycieczek . Dzięki temu touroperator może zatrudnić w charakterze pilota np. absolwentów specjalistycznych studiów, historyków sztuki, arabistów, egiptologów, archeologów, orientalistów, sinologów, etc. Bywałych w świecie, studiujących za granicą. Niejeden z nich poprowadzi wycieczkę o wiele lepiej niż pilot z urzędu, który tylko co ukończył teoretyczny kurs i zdał pełen absurdów egzamin.

I wreszcie osoby, które chcą zacząć pracę w charakterze pilota wycieczek. W pierwszej kolejności te, które mogą pochwalić się cenioną w branży wiedzą. Sądzę, że mocniej niż dotychczas będą rozwijały się specjalizacje. Sinolog zajmie się tylko daleką Azją, a miłośnik i znawca turystyki rowerowej takimi właśnie wycieczkami. Ktoś na swój obszar działania (i ustawicznego kształcenia) wybierze wyłącznie Polskę i kraje ościenne, a ktoś dalekie, egzotyczne destynacje. Przez to rynek zdominowany zostanie przez specjalistów od konkretnych kierunków i rodzajów turystyki. I dobrze, ponieważ nie ma jednej funkcji pilota wycieczek! (Jak zatem może być jeden kurs i jeden egzamin?! Jest to ważny argument za zniesieniem egzaminu i licencji. Szkolenia niech będą, ale specjalistyczne. Inne dla pilotów pracujących na wycieczkach autokarowych w Polsce i Europie, inne dla osób zainteresowanych samolotowymi wycieczkami egzotycznymi).

Co najważniejsze, wszystko to powinno się dziać z korzyścią dla klienta.

Oczywiście wiele zależeć będzie od biur podróży. To ich zachowanie zadecyduje o tym, w którym kierunku pójdą zmiany. Tour operatorzy konkurujący ceną, sprzedający wycieczki na granicy kosztów, mogą stać się jeszcze bardziej niebezpieczni. Takie biura mogą ulec pokusie zatrudnienia w charakterze pilota byle kogo. Wezmą osobę bez wiedzy i umiejętności, ale za to tanią. Zresztą i dziś mnóstwo jest tego typu praktyk. Organizatorzy tanich, autokarowych wyjazdów specjalizują się w wysyłaniu na swoje wycieczki ledwo co upieczonych pilotów. Niby na staż, za darmo, bez żadnej pensji.  Natomiast biura dobre, rzeczywiście dbające o jakość, z całą pewnością nie pójdą w tę stronę. Zbyt duże ryzyko i dla takich firm nieopłacalne. Te podmioty zareagują odwrotnie. Otwarty rynek pozwoli im zatrudniać specjalistów od konkretnych kierunków dysponujących wyjątkową wiedzą. Ci będą drożsi od standardowych pilotów, ale o wiele atrakcyjniejsi dla turystów.

Kto na tym straci?

Piloci z licencją? Tak, ale tylko ci najsłabsi, najmniej profesjonalni. Ci, którzy poza legitymacją pilota nie mają nic więcej do zaoferowania. Pozostali nie powinni się obawiać. A we własnym interesie, zamiast narzekać i roztaczać czarne wizje, niech się rozejrzą za możliwością podnoszenia swoich kwalifikacji. Rynek to doceni.

Najwięcej stracą ośrodki prowadzące szkolenia, autorzy podręczników do tych szkoleń i członkowie komisji egzaminacyjnych. Dlatego właśnie te środowiska najgłośniej protestowały i uprawiały bardzo silny lobbing w Sejmie w trakcie prac nad ustawą, a teraz straszą najgorszymi konsekwencjami.

Szkolenia

Nie znikną. Z dwóch powodów. Po pierwsze, wspomniane wyżej środowiska nie zrezygnują tak łatwo z korzyści, które przez lata były ich udziałem. Jakoś będą próbowały dostosować się do nowej sytuacji, więc pojawią się organizowane przez nich kursy (obawiam się, że niestety, w większości tak samo teoretyczne jak poprzednio) oraz pomysły na certyfikowanie pilotów. Może jakieś egzaminy organizowane przez federacje, stowarzyszenia czy izby branżowe. Tu trzeba będzie odpowiedzieć na jedno, ale najważniejsze pytanie. Komu będą potrzebne te szkolenia i egzaminy?! Branży turystycznej, a więc biurom podróży (pracodawcom) i kandydatom na pilotów? A może kadrom szkoleniowym, czyli chcącym dorobić wykładowcom różnych uczelni i kierunków typu „turystyka i rekreacja”?! Podejrzewam, że raczej to drugie. Jeśli tak, to byłoby fatalnie. Turystyczne kierunki na uniwersytetach i politechnikach produkują największą ilość bezrobotnych wśród absolwentów szkół wyższych! Cały system uczelnianego szkolenia w tej branży jest jedną wielką katastrofą. No i gdyby teraz te same osoby zaczęły szkolić nam pilotów, przewodników i rezydentów, to będziemy mieli specjalistów tej samej klasy, co absolwenci z tytułem „magister zarządzania turystyką”. W Polsce mamy już tysiące bezrobotnych z takim tytułem. Źle przygotowanych do pracy.

Po drugie, co ważniejsze, potrzebujemy dobrych (podkreślam: dobrych!) szkoleń dla pilotów. Również dla pilotów już praktykujących, ponieważ spora część z nich, nie rozwija się, nie zdobywa nowych kompetencji. Co więcej, łatwo spotkać pilota popełniającego podstawowe błędy, źle wykonującego swoją pracę. Przydałoby się to skorygować. Dotyczy to zresztą i przewodników. Odrębnym tematem jest potrzeba szkoleń dla pilotów, którzy skończyli kiedyś przewidzianym prawem kurs, zdali egzamin i, mimo wielkich chęci, nie podjęli pracy. Dlaczego? Ponieważ biura podróży nie uwierzyły w ich kompetencje, uznając, że sama legitymacja pilota to zbyt mało. Wielkość tej grupy oceniam na ok. 90 proc. spośród tych, którzy zdali egzamin! Jak im pomóc? Czego nauczyć żeby odnieśli sukces? Wydaje się, że potrzebują wsparcia również z zakresu planowania kariery, marketingu i komunikacji z pracodawcami.

Mam nadzieję, że wynikiem deregulacji będzie dostosowanie szkoleń pilotów wycieczek do warunków rynkowych. Że w wyniku otwarcia zawodu pojawią się nowi, lepiej przygotowani do pracy piloci. I niech to będzie początkiem radykalnych zmian w całym systemie szkolenia kadr turystycznych.

Fragmenty tego tekstu ukazały się wcześniej na portalu branżowym tur-info.pl w artykule „Czy deregulacja coś zmieni?”.

Z tego działu zobacz też na blogu:
Kompendium pilota wycieczek   oraz  Pilot, rezydent i pracownik biura podróży.

Kurs pilota wycieczek.

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén