Teraz, kiedy widziałem już mnóstwo różnych miejsc, niektóre wielokrotnie, nauczyłem się przywiązywać wagę do zasady pierwszego wrażenia. Zanim poznam miasto i zwiedzę je dokładnie, skupiam się na tym, co mogę zobaczyć i odczuć na samym początku. Zdarza się różnie. Pierwszy może być hotel, dworzec kolejowy, port, restauracja, lotnisko, śródmieście lub peryferia. Nieważne co.
Lubię widok nieznanego miasta. Wtedy, w naturalny sposób, jest jeszcze ciekawie. Później, za piątym czy dziesiątym razem, może pojawić się znudzenie, a nawet zmęczenie. Wiem to bardzo dobrze, więc tym bardziej staram się cieszyć pierwszym razem. Nie chodzi o to żeby jakoś intensywniej się wpatrywać, uważniej słuchać czy mocniej wąchać. Rzecz w tym by mieć świadomość, że dzieje się coś wyjątkowego. Sztuka polega na tym by się cieszyć. Delektować się tą jedną, jedyną chwilą. Smakować ją. Tylko tyle. Oczy można mieć zamknięte. Nie o to chodzi by widzieć, ale o to by rozumieć i czuć.
Jeśli podróżuję sam, bez grupy turystów, zwiedzam w nieco odmienny sposób. Najchętniej siadam w kawiarni, w miejscu o ładnym widoku, zamawiam kawę i rozglądam się za gazetą. Gazeta obowiązkowo. Nawet jeśli jest w języku, którego nie rozumiem. Przeglądam, zdarza się, że próbuję rozszyfrować tytuły i podpisy pod zdjęciami. Czasem nie robię nic. Zwyczajnie cieszę się kawą, ładnym widokiem, otaczającym mnie lokalnym gwarem i towarzystwem gazety. Wszystko to tworzy niepowtarzalny klimat i o to właśnie chodzi.
Bywa, że nie posuwam się dalej. Tyle mi wystarczy. Nie lubię bieganiny i zaliczania kolejnych obowiązkowych turystycznych atrakcji. Bywa, że nie wchodzą do ważnych zabytków. Zamiast tego przyglądam im się z zewnątrz. Jak dużo można wtedy zobaczyć! Interesują mnie wzajemne relacje obiektu i turystów. Ludzie przepychają się, walczą o wejście i spieszą się (bo przecież w planie mają jeszcze kolejne atrakcje).
Nie wchodzę też jeśli nie jestem na to przygotowany. Co mi da oglądanie czegoś, czego nie rozumiem? Lata temu, w Barcelonie, nie wszedłem do Sagrada Familia. Nie chciałem być profanem. Dziś o Gaudim wiem dużo więcej i z ogromną przyjemnością zwiedzę jego dzieło. Naruszę coś, co jest jeszcze nienaruszone. Przekroczę próg. Świadomie i z rozkoszą. I to będzie piękne. I warto na to czekać.
Tak, lubię zostawić sobie coś na kolejny raz. Nie jestem zdobywcą. Nie dokonuję podboju. Nie chodzi o to żeby coś ujarzmić, okiełznać, stłamsić i spętać. Przepraszam, ale szybkie odhaczanie kolejnych punktów miasta, wklejanie zdjęć i biletów wstępu do albumu, trochę mi na to wygląda.
Lubię czytać. W kawiarniach, w parkach. Pojechać gdzieś daleko po to by siedzieć nad książką? Przecież to wygląda na marnowanie czasu! W pewnym sensie tak. Tracę szansę zobaczenia „czegoś tam ważnego”. Omija mnie przyjemność pospiesznego przeciskania się w zatłoczonych miejscach. Trudno, jakoś to przeżyję. Zamiast tego przeczytam coś inspirującego. Podnosząc wzrok z nad książki, popatrzę na ludzi, na ptaki, na miejscowego kota (taki jak u nas czy inny?). Napiję się kawy. Będzie pięknie.
Wydaje mi się, że są to najprzyjemniejsze chwile. W miastach, które odwiedzam wielokrotnie, mam ulubione miejsca. Są to moje oazy. Uciekam tam w wolnym czasie. Pracuję jako pilot i przewodnik. Oprowadzam wycieczkę, później daję trochę wolnego czasu. Zaszywam się gdzieś w urokliwej kawiarni czy restauracji. Może być nawet samotna ławka. Nieważne. Byle był ładny widok i klimat umożliwiający lekturę, oglądanie ludzi i kontemplację. Po to warto pracować, po to warto jeździć.
~jestemza
Wg mnie to, o czym Pan dziś pisze, to nic innego jak zdrowy i niezbędny w naszej pracy -DYSTANS…do siebie i do świata:)
~sollind.blogspot.com
Ciekawy sposób myślenia, i postrzegania świata. : ) I muszę przyznać, że bardzo fajny, heh. 🙂
~PG.
Zgadzam się zwiedzanie tych samych miejsc może być nudne i męczące, dziwi mnie że ludzi często wybierają na wakacje te same miejsc, gdzie już spędzali wakacje, niż wybrać coś innego. Jednak ani męczące, ani nudne nie jest jeśli jest się z inną osoba niż ostatnio. Wtedy możemy pokazywać miejsca godne pokazania i sami stajemy się jakby przewodnikami co bywa ciekawym doświadczeniem .
~Dorota
Najśmieszniejsze dla mnie jest, kiedy turyści jadą gdzieś na wczasy, ale nawet nie wiedzą za bardzo gdzie jadą, albo nie znają podstawowych informacji o danym kraju, np. szukając kościoła rzymsko-katolickiego w Grecji… no ale to taka dygresja. Panie Krzysztofie, mam do Pana pytanie. Pański stosunek do zwiedzania obecnie jest pewnie wynikiem wieloletnim doświadczeniem jako pilota i tym, że widział Pan już wiele miejsc, nie było tak, że na początku również starał się Pan zobaczyć jak najwięcej i podobnie jak wszędobylscy turyści starał się uchwycić wszystko?
~krzyszof
Pisze Pan:
„Nie wchodzę też jeśli nie jestem na to przygotowany. Co mi da oglądanie czegoś, czego nie rozumiem?”
Bardzo, bardzo popieram to podejście, choć trzeba uważać, by nie przesadzić.
Do ośmielenia się do wjechania do Florencji, potrzebowałem kilku lat. A gdy data wyjazdu była znana, kilka miesięcy siedziałem w książkach.
A przecież Florencja z naszego punktu widzenia, to coś a priori zrozumiałego.
W ten sposób krajów realnie egzotycznych, nie odwiedzę nigdy, bo nigdy nie ogarnę tego.
Ale też: trzeba być w zgodzie ze sobą.
~Chris
Świetny artykuł. Wreszcie jakiś głos rozsądku. Mam podobnie. Nie zawsze warto się śpieszyć. Warto napawać się każdą chwilą w nowym miejscu. Pośpiech nie sprzyja wczuciu się w panujący wokół klimat, a ten często jest esencją miejsca w którym jesteśmy…
~Apolonia
Bardzo fajny tekst.Zgadzam się z Panem w 100%.Mam takie swoje miejsce od 30 lat i zawsze znajduje w nim”coś” dla siebie.