Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Kategoria: Polecane posty (Strona 3 z 3)

Everest, turystyka i prostytutki

Z radością, kilka dni temu, obejrzałem program W. Cejrowskiego poświęcony himalajskim wspinaczkom. Od razu, oczywiście, przypomniały mi się wyprawy do Nepalu. Nie, wcale nie wysokogórskie. Raczej zwykłe wycieczki. Najczęściej jedziemy tam żeby zobaczyć nosorożce w dżungli, niesamowite zabytki starówek w Katmandu, Patanie i Bhaktapurze, świątynie hinduskie i buddyjskie stupy. Himalajskie szczyty oglądamy raczej z okien samolotów w trakcie widokowych lotów Yeti Airlines albo z tarasów hoteli w Nagarkot. Komfortowo i bez wysiłku. Zobacz też: Zwiedzanie.

Na zdjęciu widok na Everest z samolotu

 

Ale oczywiście, kiedy jesteśmy w Nepalu, zawsze pada pytanie o współczesny himalaizm. Co słychać, co się zmieniło do czasów pierwszego wejścia na Mount Everest? Jak tam polscy alpiniści?

 

Sir Edmund Hillary, zmarły niedawno, pierwszy zdobywca najwyższego szczytu, był jak najgorszego zdania na temat tego, co dzieje się obecnie wokół Mount Everestu. Dlaczego? Wspinaczkę na najsłynniejszą górę zamieniono w dochodowy, a nierzadko również brutalny biznes. Perspektywa dużych pieniędzy przyciągnęła wielu nieciekawych ludzi. Pojawiły się oszustwa, kradzieże, napady i rabunki. Część wspinających się nie ma już nic wspólnego z etosem himalaisty. Znane są przypadki, gdzie wchodzący na górę mijali umierających towarzyszy nie udzieliwszy im pomocy. Dziś wystarczą pieniądze. Pozakładane są stałe bazy, w których czeka łóżko, śniadanie i … prostytutki. Lekarze pracujący wokół Everestu skarżą się, że coraz częściej leczą choroby weneryczne. Tragarze wniosą sprzęt, wynajęci specjaliści wszystkiego dopilnują. Tak więc, zdobywcą „trzeciego bieguna” może zostać niemal każdy sprawny podróżnik. To już forma turystyki. Drogiej, luksusowej, ale turystyki. Niemal masowej.

Himalaje

Himalaje

 

Raczej odróżnia się prawdziwy alpinizm (jako sport) od turystyki. Co innego wspinający się całe życie, profesjonalny alpinista, co innego turysta na wycieczce. Inne zachowanie, inne cele i wartości. Jak wszędzie, tak i tu, są dwa oblicza turystyki. Turystyka, która pomaga, wzbogaca, rozwija i ta, która psuje, niszczy, demoralizuje… Zobacz też: Zakazana turystyka.

 

Inną kwestią są wszystkie dziwne, czasami nieprawdopodobne, rekordy związane z tą górą. Kto pierwszy ze szczytu Mount Everestu wysłał SMS-a, kto pierwszy wylądował tam helikopterem, kto pierwszy zakopał pępowinę swego dziecka, i tak dalej. Jeszcze himalaizm czy już cyrk? Kto był najmłodszym (15 lat), a kto najstarszym zdobywcą (77 lat). Kto pierwszy wziął tu ślub, a kto pierwszy rozebrał się do naga na samym szczycie świata. Każde takie zdarzenie nadaje się na newsa, pozwala sponsorom zainwestować w wysokogórską wyprawę. I się kręci. Polecam też artykuł: Nepal, Himalaje.

 

Bardzo konserwatywny do niedawna Nepal, zmienia się w ostatnich latach, niemal z dnia na dzień. Partie komunistyczne wygrywają demokratyczne wybory, rządzą i wprowadzają coś na kształt inżynierii społecznej. Próbują osłabić system kastowy i definitywnie znoszą ostatnie formy niewolnictwa. W ramach nowoczesnych eksperymentów, jeden z posłów zaproponował promocję Nepalu jako turystycznej mekki dla homoseksualistów. I tak kraj, który jeszcze kilka lat temu za to karał, jutro może być celem turystyki gejowskiej. W planie tym uwzględniono też  miejsce dla Everestu. Powstało biuro podróży Pink Mountain, które ma zajmować się organizacją ślubów dla homoseksualnych par, właśnie na najwyższej górze świata.

 

Kilka miesięcy temu, w marketingowy sposób, rząd Nepalu wykorzystał Himalaje, przeprowadzając posiedzenie gabinetu w plenerze na wysokości pięciu tys. metrów. Oczywiście w maskach tlenowych, oczywiście dowieziono ministrów helikopterami, oczywiście były głosy krytyczne. Bo przecież rząd marnuje publiczne pieniądze. Bo znającym Nepal, góry i ogromne potrzeby tego kraju wydało się to po prostu śmieszne. Taki teatr dla ludu. Ale trzeba też uczciwie dodać, że coś osiągnięto. Pisały o tym agencje z całego świata, więc może była to udana promocja największej atrakcji kraju?

 

Edmund Hillary, w 2003 r., biorąc udział w uroczystych obchodach pięćdziesiątej rocznicy zdobycia najwyższej góry świata, swoje wystąpienie zakończył słowami: To, co się teraz dzieje pod Everestem, to jedno wielkie g…

 

Więcej o Nepalu

Oswajanie Egiptu

Kiedyś miałem plan żeby spisywać wszystkie dziwne, zabawne, a czasami nawet szokujące historie, które przydarzały się w trakcie pracy pilota wycieczek, przewodnika i rezydenta. Taki pomysł miał chyba każdy początkujący adept tego zawodu. Ciekawe historie zdarzają się niemal codziennie, wynikają z różnic kulturowych, zderzenia charakterów, nieporozumień językowych i wielu innych czynników, których zawczasu nie sposób przewidzieć. Plan upadł ponieważ w ferworze pracy zabrakło na to czasu, a poza tym, z biegiem lat, przyzwyczaiłem się i zacząłem takie zdarzenia traktować jak coś oczywistego i naturalnego.

Bałab

Bałab

W pamięci utrwaliły mi się tylko te historyjki, do których wracałem opowiadając o nich znajomym, czasem turystom i moim kursantom na szkoleniach dla rezydentów. Są to te zdarzenia, które uważam za istotne. Ważne, ponieważ choć trochę objaśniają otaczający nas świat.

Dziś jedna z nich. O kolejnych oczywiście również napiszę. Niebawem.

Jest to opowieść o spotkaniu z Egiptem.

Krótko jeszcze wtedy mieszkałem w Kairze, ledwie miesiąc czy dwa. Stypendium naukowe nie wystarczało nawet na skromne życie, trzeba było dorobić. Miałem już pierwsze doświadczenia w pracy pilota/przewodnika na rejsach po Nilu. Pojechałem do Hurghady, której wtedy jeszcze nie znałem. Nie miałem tam nikogo. Przyjechałem na spotkanie z potencjalnym egipskim pracodawcą. Spóźnił się kilka dni, a ja w międzyczasie musiałem jakoś przetrwać. Bez mieszkania i jedzenia, bo oczywiście jak to biedny student przyjechałem bez grosza przy duszy. I to było moje pierwsze, prawdziwe spotkanie z Egiptem.

Sytuacja raczej niewesoła. Choć minęło już kilkanaście lat, to pamiętam dokładnie towarzyszące mi uczucie bezradności i przygnębienia.

W bocznej uliczce egipskiego miasta

Gdzie spać, co zjeść, jak długo czekać? Ale na szczęście to Egipt. Tu jeśli się wejdzie między ludzi, odejdzie trochę od głównego deptaka w kurorcie czy od najbardziej zatłoczonych zabytków, to spotka się osoby gościnne i miłe. Im dalej od pieniędzy związanych z turystyką, tym lepiej. Dlaczego? Ponieważ turystyczny biznes psuje dobre obyczaje. Gościnność zamienia w kupiectwo. Szczery uśmiech, w maskę sprzedawcy. Poczęstunek herbatą w chwyt marketingowy. Nie narzekam, nie krytykuję. Po prostu opisuję.

Trafiłem gdzieś na obrzeża Hurghady. Budynek robiący za małe „centrum nurkowe”. Parę butli, masek, itd. Na dachu swój pokój miał nurek. Komnata była czymś w rodzaju amatorskiej dobudówki. Kto trochę zna tę część świata, wie o co chodzi. Były tam dwa łóżka i jakaś skrzynia z jego rzeczami. Kran z zimną wodą na zewnątrz. Sypiałem później w lepszych hotelach, ale to miejsce pamiętam, bo wtedy dało mi azyl w zupełnie obcym świecie.

Mój towarzysz był młodym instruktorem nurkowania. A może pomocnikiem instruktora. Wiem tyle, ile sam mi powiedział. Znikał na cały dzień, a wieczorem, prosił żebym czytał mu listy od dziewczyn. Miał ich cały kuferek. W większości po angielsku. On słabo znał angielski pisany, języka nauczył się ze słyszenia, więc w ten sposób odwdzięczałem mu się za gościnę. Były też i po polsku, te starałem się tłumaczyć. Listy wyglądały na szczere, a ich autorki na zakochane. Słuchając, mój kolega śmiał się, wzruszał i komentował. Ciekawsze fragmenty trzeba było powtarzać. Cóż to była za lektura!

Egipskie śniadanie. Wtedy nie było mnie stać nawet na takie.

Egipskie śniadanie. Wtedy nie było mnie stać nawet na takie.

Rano zmarznięty schodziłem z dachu. Tak, w Egipcie zimą noce są chłodne. Bez ogrzewania czy dobrze zabezpieczonego mieszkania bywa nieprzyjemnie. Siadałem na progu, tuż przede mną, na słońcu kładł się kot. Temperatura szybko wracała do afrykańskiego standardu, a ja czułem absolutną jedność z kotem. Mnie, tak jak jemu, nigdzie się nie spieszyło. Przez tych kilka dni czas nie istniał. Było tylko chłodniej lub cieplej. Kot i ja należeliśmy do tego samego naturalnego świata.

Bywało też głodno. Ale na spokojnie, bez nerwów. Bez paniki, typu: muszę coś zjeść czy co dziś na obiad. Do pewnego stopnia, głód można oswoić. Nie musi stanowić czegoś złego. Ma też swoje zalety.

Wypiek chleba w południowym Egipcie

Obok na progu siadał bałab czyli dozorca budynku. Właściciel zostawiał mu cukier, herbatę i jakieś grosiki na tani, egipski chleb. Rano piliśmy mocną jak diabli i słodką jak miód herbatę, a w południe szliśmy do piekarni. Takiej prawdziwej, dla ludu, gdzie gorące chlebki wyrzuca się na chodnik, na ulicę i na piasek żeby ostygły. Ten ostatni pięknie później chrzęści w zębach. Wtedy, jeden razowy placek, zwany tu przez Polaków, beretem, kosztował w przeliczeniu na nasze, pięć groszy. Jadłem lunch za jedną dwudziestą złotego!

Mój pracodawca pojawił się z kilkudniowym opóźnieniem. Jakby nigdy nic nawiązaliśmy współpracę.

Zobacz też: Egipt po raz pierwszy.

………………………………….

Więcej artykułów o Egipcie

Muzułmański sex-shop

Jak dziś donosi gazeta.pl w Holandii otwarto pierwszy na Zachodzie sex-shop dla muzułmanów. Wydarzenie szeroko komentują holenderskie media, zderzając tę informację z potocznymi wyobrażeniami o islamie. Tymczasem nie jest to taki seks-sklep, jak my go rozumiemy. Nie będzie w nim pornografii czy wibratorów, ponieważ w islamie to jednak nie jest powszechnie akceptowane. Asortyment sklepu nastawiony jest na produkty pomagające osiągnąć satysfakcję w małżeństwie. Znajdziemy w nim więc afrodyzjaki dla kobiet i mężczyzn, inne specyfiki ułatwiające współżycie, prezerwatywy, no i zapewne frywolną damską bieliznę – rzecz bardzo popularną wśród młodych małżeństw. Wszystko to w zgodzie z religijnymi standardami islamu.

 

Nie znam dobrze Zachodu nie wiem więc czy to na pewno pierwszy taki „sex-shop”. Wiem natomiast, że sklepy tego rodzaju istnieją w świecie islamu. Pięknie możemy to obserwować na głównym targu w Damaszku. W odległości ledwie kilku kroków od Wielkiego Meczetu Umajjadów znajdziemy fantastyczne stoiska z erotyczną bielizną. Ale jaką! Polskie sklepy wysiadają! Co my tu mamy? Świecące i grające biustonosze, figlarne majteczki, które opadają z ciała po klaśnięciu w dłonie. Możemy kupić też bieliznę sterowaną pilotem. Dominuje kolor czerwony, świecidełka, piórka… Zobacz film z tego miejsca.

 

Zakupy w takich sklepach robią, między innymi, siostry, kuzynki i koleżanki panny młodej. To prezent nie tylko na noc poślubną. Producenci i sprzedawcy takich cudeniek twierdzą, że wykonują ważną z religijnego punktu widzenia pracę. Pomagają osiągnąć i utrzymać satysfakcję erotyczną w ramach małżeństwa.

 

Kwestia seks a religia, to oczywiście temat na inną dyskusję. Jednak podróżując po świecie warto zwrócić uwagę na to, jak inne kręgi kulturowe sobie z tym radzą. Wśród turystów, których mam przyjemność oprowadzać, tematyka ta zawsze cieszy się sporym zainteresowaniem. To jeden z tych obszarów, na których możemy zderzyć nasz judeochrześcijański światopogląd z czymś innym. Po to by lepiej poznać siebie.

 

Autorskie biuro podróży Krzysztof Matys Travel. Egzotyka dla koneserów!

Zobacz też: Kobieta w Egipcie i inne ciekawostki i rady z tego kraju.

Strona 3 z 3

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén