Przez lata dworowałem sobie z faktu przypisania turystyki do Ministerstwa Sportu. Nie było to najlepsze rozwiązanie, ponieważ w jednym resorcie połączono zupełnie różne branże, a dodatkowo, kolejni ministrowie znający się na takim czy innym sporcie, o turystyce mieli co najwyżej blade pojęcie. W skutek powyższego cierpiała cała nasza branża.
Na tym blogu uzbierało się sporo odniesień do tej, jak się wtedy wydawało, kuriozalnej sytuacji. Proszę zobaczyć na przykład w tym artykule: Ministerstwo Rolnictwa i Turystyki.
Jednak dziś, w stanie nadzwyczajnych okoliczności, które brutalnie weryfikują różne rozwiązania, zaczynam żałować, że niedawno przeniesiono turystykę ze sportu do resortu gospodarki, bo skoro piłka nożna została odmrożona i Ekstraklasa za chwilę wraca do gry, to znaczyłoby, że biznes związany ze sportem ma większy wpływ na polski rząd niż turystyka.
Byliśmy i jesteśmy sierotami. Politycy, jak nie rozumieli znaczenia i roli tego segmentu gospodarki, tak nie rozumieją go nadal.
Pisałem już o tym, że mocno doskwiera nam brak jasnych komunikatów z wyprzedzeniem określających co, kiedy i na jakich zasadach będzie mogło wracać do pracy. W turystyce nic nie dzieje się z dnia na dzień, potrzebujemy tygodni, a nawet miesięcy, by maszyna ruszyła. Zobacz np. Mapa drogowa dla turystyki. Problem ten został poruszony przez media, organizacje branżowe apelowały do ministerstwa (choćby w przypadku zamieszania informacyjnego w sprawie kolonii i obozów młodzieżowych). Wydawałoby się, że czasu na zrozumienie problemu było aż nadto. Tymczasem dzisiejszego ranka, jakby wbrew całej logice, rzecznik rządu raczył zasugerować, że latem dwutygodniowa kwarantanna po powrocie z zagranicznych wakacji, może zostać utrzymana, co od razu spowodowało wysyp telefonów do biur podróży z pytaniami o sens takich wyjazdów. Panika wśród turystów, chęć rezygnacji z wycieczek i duże kłopoty organizatorów. Wszystko w wyniku jednej nieprzemyślanej wypowiedzi ważnego polityka. Dlaczego nieprzemyślanej? No bo jak ją pogodzić z zapowiedziami uruchomiania lotnisk i połączeń lotniczych?! Po co te loty? Czy tylko po to, żeby linie lotnicze ściągnęły od biur podróży i klientów indywidualnych należności za przeloty, którymi i tak nikt nie poleci? Proszę w wiążący sposób ogłosić, że w lipcu zagranicznych wakacji nie będzie, to przynajmniej będziemy mieli jasną sytuację. A tak, to nie wiadomo: brnąć dalej w koszty i próbować organizować czy też wycofać się, zamknąć co się da i minimalizować straty.
Turystyka ucierpiała jako pierwsza i zapewne do normalnego życia wróci, jako ostatnia. To jasne i tu trudno mieć jakiekolwiek pretensje. Po prostu „taki mamy klimat”, ale przecież w tej nadzwyczajnej sytuacji nie warto jej dodatkowo utrudniać niemądrymi posunięciami. Przyglądając się temu, co się dzieje, odnoszę wrażenie, że ministerstwa funkcjonują na zasadzie udzielnych księstw, a ich szefowie wydają sprzeczne komunikaty, dlatego tak ważne może być to, w którym resorcie znajduje się dana branża.
Tak sobie tylko niezobowiązująco myślę, że jak już nas wyrzucili ze sportu, to może jednak pomysł z resortem rolnictwa nie był taki zły, bo ten minister w każdym polskim rządzie siłę ma. A i o unijne dotacje łatwiej.
PS 1
Na podstawie rozmów z przedstawicielami naszej branży można by odnieść wrażenie, że tytuł tego artykułu powinien mieć nieco inną formę, na przykład taką: „Ministerstwo (ANTY)turystyki”. Skala niezadowolenia jest bowiem olbrzymia. Frustracja wzmaga się lawinowo, między innymi w wyniku opisanych wyżej problemów, ale tak naprawdę jest ich dużo więcej, o czym prasa branżowa informuje na bieżąco, zainteresowani znajdą te materiały bez trudu. Jakby co, służę pomocą.
PS 2
Artykuł ten nie jest wymierzony w żadną z osób odpowiedzialnych za turystykę zatrudnionych w Ministerstwie Rozwoju. Jest raczej kolejną próbą zwrócenia uwagi na niedomaganie systemu i błędy rządu jako takiego, a przede wszystkim apelem do klasy politycznej, w nadziei, że w końcu dostrzeże gospodarcze i społeczne znaczenie turystyki.