Jesteśmy w środku bardzo intensywnego sezonu. Wycieczka za wycieczką. Ledwie co wróciliśmy z Białorusi, a już za kilka dni kolejny wyjazd, tym razem do Moskwy. Zaraz po powrocie z Rosji wyprawa do Gruzji i Armenii. Wrzesień zniknie z kalendarza i nawet nie zauważę kiedy. Podobnie zresztą było i w przypadku poprzednich miesięcy.

Białoruś, zamek w Mirze

Białoruś, zamek w Mirze

W międzyczasie łapiąc cenne dni zajmuję się szkoleniami branży turystycznej. Dziesięć lat temu wymyśliliśmy i do dziś prowadzimy kursy rezydentów biur podróży. Perspektywa interesujące pracy w ciepłych krajach przyciąga wielu chętnych. Pomogliśmy uzyskać tę pracę już setkom osób. Prowadzimy też szkolenia dla pilotów wycieczek. W nowej sytuacji, od kiedy nie są potrzebne państwowe licencje, zawód otworzył się na wszystkich chętnych. Trzeba tylko przekonać pracodawcę, że umie się wykonywać tę pracę. Do tego jeszcze szkolenia dla pracowników biur podróży oraz osób, które chcą otworzyć własne biuro. Jak widać, całkiem sporo zajęć.

Ale jest też coś, co od pewnego czasu mocniej przyciąga moją uwagę. To szeroko rozumiana promocja turystyki. Wymagają jej regiony, miasta, gminy i poszczególne atrakcje turystyczne.

Po świecie jeżdżę od ponad 15 lat. Pracę  w turystyce zaczynałem jeszcze w czasie studiów w Kairze. Później były najróżniejsze kraje. W wielu miejscach z podziwem patrzyłem na umiejętność kształtowania turystycznego wizerunku. I martwiłem się, że nasz kraj nie ma w tym zakresie podobnych sukcesów. Jeszcze gorzej było, kiedy porównywałem to z moimi rodzinnymi stronami, z Polską północno-wschodnią. Są jeszcze miejsca na świecie, które mimo dużych turystycznych atutów, nie potrafią ich skomercjalizować. Województwo podlaskie ma ich całkiem sporo.

Wydaje się, że części władz samorządowych brakuje wiary we własne możliwości. Znam gminy o dużym potencjale, które nie mają planu rozwoju turystyki i nie prowadzą żadnych skoordynowanych działań. Nie pracują nad budową marki. Mimo dużego boomu na turystykę lokalną zostają na marginesie i nie odnoszą większych korzyści. Zwyczajnie szkoda.

Zdarza się, że podmioty związane z turystyką nie doceniają znaczenia promocji. W ostatnich latach, dzięki funduszom unijnym, powstało wiele hoteli. Wybudowano je, ale z obłożeniem różnie bywa. Na atrakcyjność miejsca, które ma przyciągnąć turystów składa się wiele czynników. To nie tylko dobry standard noclegowy, smaczne jedzenie, baseny, pomosty i zabytki. Potrzebna jest jeszcze opowieść. Legenda, która ma zwrócić uwagę. Niezależnie od tego czy obiektem jest dom wczasowy, restauracja czy muzeum, to trzeba obiekt ubrać w słowa, zdefiniować i przedstawić szerszej publiczności. Jeśli opowieść się spodoba, to odniesiemy sukces.

W ciągu ostatnich miesięcy poświęciłem trochę uwagi regionowi północno-wschodniej Polski. Przy okazji promocji dużego hotelu, który wiosną tego roku został otwarty w Suwałkach, bliżej przyjrzałem się Suwalszczyźnie. To kopalnia turystycznych tematów. Nadal czekająca na odkrycie. Na tym blogu pisałem już o Puńsku. Gmina ma rewelacyjny potencjał, ale mieszkający tam ludzie jakoś go nie dostrzegają. Musi pomóc ktoś z zewnątrz.

Niedawno odwiedziłem Mazury Garbate. W miejscowości Żytkiejmy, tuż przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim, prowadziłem szkolenie dla osób zaangażowanych w rozwój tamtejszej turystyki. Z niczego zrobiły coś. Stworzyły bardzo ciekawą grę terenową (Śladami Żytkiejmira) nastawiając się na obsługę wycieczek grupowych. Organizują warsztaty tematyczne. Mają atrakcyjny produkt. Ale na pierwszy rzut oka widać, że brakuje promocji. A działania te wcale nie byłyby takie trudne. Są już punkty zaczepienia. Jednym z nich może być sękacz. W sierpniu ma tu miejsce wielkie święto tego specyficznego ciasta. Miejscowe gospodynie znają się na nim, jak mało kto. Pani Bożena Mikielska ze stowarzyszenia „Żytkiejmska Struga” piekła sękacza z Karolem Okrasą. Film znajduje się tu.

Na zakończenie muszę wspomnieć o jednym fenomenie. To gmina Korycin. Dobry przykład udanych działań promocyjnych. Pół Polski zna sery korycińskie. Głośno też o tamtejszym święcie truskawki. W Korycinie słabo z naturalnymi atrakcjami turystycznymi. Okolica temu nie sprzyja. Nie ma jezior, gór, lasów i zabytków. Ale wcale bym się nie zdziwił, jakby z czasem gmina stała się celem wycieczek. Coś tam wymyślą i wypromują. I na tym to właśnie polega.