Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: turystyka czarterowa (Strona 2 z 2)

Turystyka 2012

Grudzień to czas podsumowań mijającego roku i planów na nowy. Przyjrzyjmy się sytuacji w branży turystycznej.

 

Niezależnie od tego, co ogłaszają biura, ostatnie lata nie były łatwe, a najbliższy rok będzie jeszcze trudniejszy. Nie wszystkie czynniki da się przewidzieć i precyzyjnie określić, ale jedno na pewno wiadomo. Może to być bardzo ciężki rok! Owocujący w duże kłopoty finansowe, łącznie z plajtami.

 

Żeby być precyzyjnym należy zaznaczyć, że mówimy o masowej turystyce czarterowej. Na boku zostawiamy mniejsze, niszowe biura, wyspecjalizowane, na przykład, w podróżach egzotycznych. Tym touroperatorom krzywda się nie dzieje. Po pierwsze dlatego, że działają zupełnie inaczej. Najpierw sprzedają imprezę, a dopiero później kupują potrzebne do jej skonstruowania półprodukty, takie jak bilety lotnicze i miejsca w hotelach. Co więcej, sporą część ceny wycieczki podają w dolarach lub euro, przez co zabezpieczają się od ryzyka kursowego. Po drugie, ich klienci nie odczuwają kryzysu, a jeśli nawet, to nadal stać ich na drogie wycieczki. To pasja i sposób na życie. Mówimy o sektorze, w którym wycieczka kosztuje 10 – 15 tys. zł i więcej. To inni turyści, to zupełnie inny segment rynku. Tu nic złego nie powinno się wydarzyć. Tej grupie touroperatorów kłopoty mogą przynieść tylko ewentualne, światowe zawirowania, wojny, rewolucje, trzęsienia ziemi, czyli kompletnie nieprzewidywalne czynniki.

Zupełnie odmiennie wygląda sytuacja w turystyce czarterowej. Nastawione na masowego turystę, najbardziej popularne, biura podróży, czeka trudny okres. Źródeł problemów i niebezpieczeństw jest kilka:

 

  • Trudne ostatnie lata. W wyniku załamania rynku, kryzysu, wulkanu, rewolucji w krajach arabskich, i tym podobnym niesprzyjających turystyce wydarzeniom, touroperatorzy wpadli w kłopoty finansowe. W branży mówi się, że od dwóch lat prawie nikt, tak naprawdę, nie wyszedł na plus. Biura dopłacają, zaciągają kredyty, przyjmują inwestorów, w nadziei, że lada moment sytuacja się odwróci.
  • Słaba kondycja z poprzednich lat i zaciągnięte kredyty powodują wzmożoną chęć odkucia się. Najlepiej jak najszybciej, najlepiej już teraz. Dlatego, mimo oczywistych, niepokojących sygnałów, biura podchodzą do najbliższego sezonu z dużym optymizmem. Moim zdaniem, ze zbyt dużym. I tu jest główne niebezpieczeństwo. Dla konkretnych biur, ale i dla całej branży. Dla klientów także.
  • Rosnące koszty. Chodzi przede wszystkim o ceny paliwa i kursy walut. Nieuniknione! Powyżej pewnego poziomu, zaowocują cenami nie do zaakceptowania dla masowego odbiorcy. To jeden z powodów, dla którego sprzedaż w roku 2012 będzie dużo mniejsza.
  • Wysokie ryzyko branży. Z przewoźnikami na loty czarterowe podpisuje się sztywne umowy. Czy samolot poleci pełny czy w połowie pusty, zapłacić trzeba tyle samo. Coraz więcej miejsc w hotelach jest na gwarancji, to znaczy, że płaci się za nie z dużym wyprzedzeniem. Jeśli się tego nie sprzeda, tworzą się ogromne straty.
  • Trudny rynek. Podstawowym kryterium klientów jest cena. Efektem jest zabójcza konkurencja i oferty cenowe na granicy opłacalności. Nawet niewielkie, nowe, nieprzewidziane koszty, stwarzają perturbacje. Rentowność tego sektora turystyki to ledwie 1-3 proc.

Właśnie pojawił się strach. Jego powodem jest wysoki kurs euro. Touroperatorzy podobno są zaskoczeni. W first minute sprzedali ofertę, licząc optymistycznie po kursie 4,1 – 4,2, a dziś muszą zapłacić kontrahentom według przelicznika 4,5! Jutro to będzie 4,6, a za miesiąc może 4,7. Kto pokryje różnicę? Mógłby klient, ale oczywiście ma gwarancję niezmienności ceny. Biura liczą straty. Paradoksalnie, najmocniej tracą ci, którzy odnieśli sukces i sprzedali najwięcej.

 

Ale czy można było oczekiwać czegoś innego?! Przecież jest kryzys. Im większy, tym kurs złotówki będzie niższy. Każda zła ekonomicznie informacja, będzie pogłębiała ten proces. Co więcej, jest jeszcze jedna, piekielnie niebezpieczna możliwość; co się stanie jeśli strefa euro przeżyje silniejsze wstrząsy, jeśli np. Grecja wróci do drahmy? Czy polscy touroperatorzy zabezpieczyli się na tę okoliczność? Po jakim kursie będą płacić  kontrahentom?!

 

Klient ma prawo czuć się bezpiecznie jeśli w pakiecie z wycieczką otrzymał gwarancję niezmienności ceny. Przy ofercie typu first minute to słuszna i godna pochwały zasada. Tyle, że działa dopóty, dopóki funkcjonuje biuro. Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której touroperator sprzedał zbyt dużo ofert po zbyt niskich cenach. Jeśli nie udźwignie tego ciężaru będzie musiał ogłosić upadłość. A wtedy klient straci wszystko.

Moim zdaniem to będzie bardzo trudny rok, wyjątkowy w skali wielu ostatnich lat. Źródeł niebezpieczeństw szukamy w światowej sytuacji ekonomicznej. Jeśli Europa zapanuje nad kryzysem w strefie euro, perturbacje będą mniejsze. Jeśli nie, to grozi nam turystyczna katastrofa.

 

Ale przyjrzeć się, należy też polityce największych touroperatorów. Do sezonu lato 2012 warto podejść wyjątkowo ostrożnie. Potrzebna jest elastyczna polityka, z miesiąca na miesiąc dostosowująca się do dynamicznych warunków. Wszystkie pomysły typu bicie rekordów sprzedaży, są bardzo niebezpieczne. Sztywne rezerwacje dużej ilości miejsc mogą skończyć się chęcią sprzedaży za wszelką cenę, poniżej kosztów, a to może być gwoździem do trumny niejednego biura. Z niepokojem patrzę na szumne zapowiedzi znanych marek. Mam nadzieję, że to tylko element kreacji marketingowej, a nie rzeczywiste plany.

Zobacz też: „Prawda o biurach podróży”

Śmierć turystów w Egipcie

Zostałem poproszony o udział w programie poruszającym ważny problem. Chodzi o bezpieczeństwo turystów w trakcie wycieczek fakultatywnych. W tym przypadku rzecz dotyczy Egiptu, ale podobne historie mogą przecież zdarzyć się chyba w każdym innym miejscu. Dobrze, że TVN podjął temat. Nie ma co ukrywać, nasze, tzn. turystów, pragnienie ciekawego spędzania czasu jest tak duże, że zdarza nam się lekceważyć kwestie bezpieczeństwa. Standardowo pytamy o atrakcje wycieczki, rzadko o zabezpieczenia. Poza tym zdarza się, że funkcjonuje coś w rodzaju niepisanej umowy: Wiemy i rozumiemy, że gdyby miały być dochowane wszelkie reguły bezpieczeństwa, cena wycieczki musiałaby radykalnie wzrosnąć. Chcemy taniej, więc akceptujemy to, co jest.

 

Film można obejrzeć tu: Superwizjer TVN

Polecam uważne wysłuchanie wszystkich wypowiedzi. Również tych telefonicznych, konsula i pracowników MSZ.

W tym konkretnym przypadku, turystom płynącym z plaży na rafę powinna towarzyszyć łódź, z której obserwować wszystko winien wykwalifikowany ratownik. Na takiej łodzi musi znajdować się odpowiedni sprzęt (od świadków zdarzenia słyszymy, że turystka prosiła o kapok, ale jej prośba została zignorowana, po prostu nie mieli nawet tak podstawowego wyposażenia). Cała organizacja tej imprezy sprawia wrażenie czystej partyzantki. Bo to przecież takie proste. Ile w Egipcie kosztuje wynajęcie busa, który zawiezie klientów na plażę? Grosze. Ot i całe koszty. Piękny biznes. Tyle, że, jak widać, bardzo niebezpieczny.

 

Polska turystyka wyjazdowa z partyzantki powstała. Z przypadku i z improwizacji. Kilkanaście lat temu, kiedy nasi rodacy zaczęli masowo wyjeżdżać do Egiptu, Tunezji i Turcji, zarówno oni, jak i organizujący to pracownicy byli rzucani na głęboką wodę. Nikt logistycznie nie był do tego przygotowany. Brakowało sprawdzonych mechanizmów, wiedzy i doświadczenia, reguł i wzorców. Co się wtedy działo!  Zdarzało mi się robić rejsy po Nilu bez statku i oglądać turystów masowo oszukiwanych przez biura. Chęć podróżowania była jednak tak duża, że jakoś godziliśmy się na to. Znowu trochę na zasadzie niepisanego porozumienia. Ile płacę, tyle wymagam. Wiem jak jest i albo godzę się na to, albo zostaję w domu. Zobacz też: Czy biura podróży oszukują?!

 

Dziś już jest o wiele lepiej. Organizatorzy funkcjonują w innej rzeczywistości. Zmieniła się świadomość konsumentów. Ale ciągle daleko nam do ideału. W zeszłym roku znowelizowano ustawę o usługach turystycznych. Trzeba było to zrobić ponieważ poprzednia nie nadążała za stanem faktycznym. Rynek tak się rozwinął, że stworzył nową jakość. Prawo zostało w tyle. Ale co zmieniono w ustawie? Nic istotnego! Narobiono bałaganu, ale nie naprawiono tych obszarów, które tego wymagały! To temat na inną dyskusję, ale jak można winić biura podróży, jeśli odpowiedzialne za turystykę ministerstwo nie wie co robi!

 

W programie TVN poruszonych zostało kilka ważnych kwestii. Pierwsza dotyczy samej organizacji wycieczki, poziomu bezpieczeństwa i odpowiedzialności biura. Druga, bardzo ważna, pracy polskich służb konsularnych. Przecież te telefoniczne wypowiedzi pracowników MSZ są skandaliczne. Wielcy Politycy-Urzędnicy zajmują się wielkimi sprawami, polityką międzynarodową (jak wiadomo Polska jest mocarstwem). Dlatego nie chcą abyśmy zawracali im głowę prozaicznymi działaniami, takimi jak dbałość o bezpieczeństwo polskich turystów. Konsul nic nie wie, nikt go o niczym nie informował. Pewnie, że tak najwygodniej. Jaki z tego wniosek dla Egipcjan? Taki, że Polakami można tak robić zupełnie bezkarnie! I jeszcze sugestie konsula, że może zmarli byli pod wpływem alkoholu. Bez komentarza…. Na tym blogu zwracałem już uwagę na odpowiedzialność MSZ w kwestii bezpieczeństwa polskich turystów (zobacz). Dlaczego ministerstwa słabo pracują? Ponieważ im na to pozwalamy. Dobrze się stało, że dziennikarze zaczęli pytać i dociekać. Polska turystyka wymaga zmian. Potrzebny jest wysiłek i branży i odpowiednich struktur państwa żeby było tak, jak być powinno.
………………

Poradnik: Jak założyć biuro podróży.

Bankructwo biura i MSZ.

Minęło kilka dni i wrzawa ucichła. O bankructwie Selectoursa pamiętają już tylko poszkodowani turyści i pracownicy biur podróży. Chciałbym zwrócić uwagę na te aspekty związane z upadkiem biura, które do tej pory były pomijane.

 

Dzisiaj pierwsza kwestia, dotycząca oczekiwań względem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W kolejnym tekście napiszę o wyjątkowej sytuacji, w jakiej znaleźli się rezydenci bankrutującego biura.

 

W ubiegłym tygodniu dziennikarze wielokrotnie rozmawiali z ministrem Sikorskim. Pytano go o wiele rzeczy. Głownie o bieżące, gorące polityczne fajerwerki. Nie dostrzegłem natomiast by domagano się od ministra relacji na temat akcji pomocy polskim turystom. Może to przeoczyłem. Jeśli tak, to będę wdzięczny za informacje.

Przecież to obowiązek rządu by dbać o obywatela polskiego, który za granicą, nie ze swojej winy, znalazł się w trudnej sytuacji.

 

Co może się zdarzyć kiedy biuro zbankrutuje? Co działo się przy dotychczasowych plajtach?

 

·   Turyści wyrzucani są z hoteli mimo tego, że hotele są z góry zapłacone lub przynajmniej zaliczkowane.

·   Turyści mogą mieć trudności z odzyskaniem pieniędzy za zakupione na miejscu wycieczki fakultatywne i inne dodatkowe świadczenia.

·   Hotele zajmują w depozyt bagaże turystów lub „aresztują” samych turystów, informując, że dopóki ci nie zapłacą za pobyt, nie będą mogli opuścić hotelu. To już coś, co przypomina porwanie, a przynajmniej bezprawne pozbawienie wolności.

 

Skąd się to bierze? Niektórzy hotelarze postępują według zasady: biuro zbankrutowało, to turysty już nikt nie obroni i dlatego można z nim zrobić co się chce. Kto może pomóc? W takiej sytuacji już tylko polska ambasada!

 

Dlatego moim zdaniem, w przypadku bankructwa biura podróży, pierwszą instytucją, która powinna zabrać głos musi być Ministerstwo Spraw Zagranicznych. To ono powinno wydać oświadczenie, że wszyscy polscy obywatele, którzy znaleźli się w takiej sytuacji są pod opieką naszych placówek dyplomatycznych. I dobrze by było gdyby ta opieka rzeczywiście istniała. A rolą mediów jest by tego dopilnować.

Wakacje tańsze czy droższe?

Nieco ponad tydzień temu czytałem w gazecie o tym, że w przyszłym roku wycieczki mają być tańsze. Dziś ta sama gazeta obwieszcza, że będą jednak droższe! Zabawne.

 

Która z gazet wypisuje takie rzeczy? Otóż „Dziennik Gazeta Prawna”.

 

8 września pismo podawało następujące powody, dla których wycieczki mają być tańsze:

 

·   Negocjacje biur podróży z hotelami oraz liniami lotniczymi. Właściciele obiektów hotelowych i przewoźnicy odczuli tegoroczny spadek liczby turystów z całej Europy. I z tego powodu mieliby być bardziej skłonni do negocjacji. Tu gazeta powoływała się na wypowiedzi przedstawicieli TUI i Alfa Star.

 

·   Dofinansowania przez rządy kilku krajów, m.in. Hiszpanii i Grecji. O takie rozwiązanie stara się m.in. Exim Tours. Do tej pory system ten funkcjonował tylko w okresie sezonu zimowego i dotyczył określonej grupy wiekowej (50+). To coraz bardzie popularne i ciekawe rozwiązanie. Szczególnie atrakcyjne przy dłuższych terminach pobytu, np. przy 6 tygodniach w Tunezji, cena za jeden dzień wynosi 62 zł. Wliczając już wszystkie koszty łącznie z przelotem!

 

Dziś, czyli 16 września, na pierwszej stronie widnieje następująca notka: Koniec last minute. Biura turystyczne zapowiadają podwyżki cen wycieczek. A na stronie 4. czytamy już o szczegółach. Powód zapowiadanych podwyżek jest jeden: zmiana ustawy o usługach turystycznych. Nowe przepisy wchodzą w życie jutro i nakładają na biura obowiązek wykupienia droższego ubezpieczenia. Jest to rozsądny przepis. Chodzi w nim o to by ubezpieczenie lub gwarancja bankowa, w przypadku bankructwa biura, wystarczyła nie tylko na ściągnięcie do kraju, ale też na zwrot wpłat tym osobom, które jeszcze nie wyjechały, a już zapłaciły. Z tym, że koszt takiego ubezpieczenia zostanie oczywiście przerzucony na klienta. Touroperatorzy szacują wzrost cen od 5 do 10 proc.

 

Znów padają przykłady kilku biur. Żeby było ciekawiej ponownie pojawia się Exim Tours. Jego przedstawiciel w tamtym tygodniu mówił, że będzie taniej, dziś zaś zapowiada, że będzie drożej o 5 proc. I bądź tu mądry! Komu wierzyć i w co wierzyć?

 

Jak będzie w przyszłym roku?

 

Tego nie wie nikt. Biura mogą, w przygotowywanych właśnie na lato 2011 r. katalogach, drukować ceny jakie chcą. Ale po ile się to sprzeda, to dopiero zobaczymy. Zadecyduje popyt. Turystyka jest bardzo wrażliwą gałęzią gospodarki. Rok temu o tej porze wydawało się, że sezon 2010 będzie bardzo dobry. Co więcej, od stycznia do marca wszystko było super. Sprzedaż w first minute była rewelacyjna. A później wydarzyły się rzeczy nie do przewidzenia (katastrofa smoleńska, wulkan, powódź) i wielkie plany sprzedażowe upadły. Ceny w last minute były nieprawdopodobnie niskie, a i tak nikt nie chciał kupować. Wszyscy czekali na lato. I pewnie dlatego latem ceny poszły w górę, dobrych last minute prawie nie było. Ci, którzy wykupili wczasy kilka miesięcy wcześniej, dużo zyskali.

 

Co zatem możemy prognozować?

 

  1. Ceny będą mocno zróżnicowane. Wysokie na pewno w szczycie sezonu: lipiec-sierpień. Popyt będzie duży, a ofert niezbyt wiele, gdyż wydaje się, że biura do następnego roku podejdą ostrożnie. Myślę, że po tym sezonie nauczyły się, że lepiej sprzedać o 30 proc. miejsc mniej, ale za to o 20 proc. drożej.
  2. Touroperatorzy będą szukać sposobów na sprzedaż oferty poza ścisłym sezonem. Stąd projekty typu Travel Senior. I tu rzeczywiście możemy liczyć na nieco bardziej atrakcyjne ceny.
  3. Na pewno będą okresy rewelacyjnych cen, np. Egipt pomiędzy Nowym Rokiem, a feriami. Wiosna w Tunezji czy Grecji, początek czerwca w Turcji, itd. Tu można liczyć na last minute.
  4. Jeśli ktoś chce jechać w szczycie sezonu, niech mocno weźmie pod uwagę zakup wycieczki w first minute. Ceny mogą być bardzo atrakcyjne. Już od kilku lat biura próbują zbudować schemat: im wcześniej kupujesz, tym mniej płacisz. Zasada jest korzystna, i dla touroperatorów i dla klientów, ponieważ tworzy stabilny, przewidywalny rynek. Na pewno biura będą konsekwentnie szły w tym kierunku.

 

 

Plajty kolejnych biur podróży

Temat przewodni dnia to „zła sytuacja większości polskich biur podróży”.

 

„Rzeczpospolita”, było nie było, poważna i opiniotwórcza gazeta, straszy:

 

Na wczorajszym bankructwie biura podróży Selectours może się nie skończyć, bo większość firm sprzedających zagraniczne wycieczki ma kłopoty finansowe.

 

Plajty zawsze były i zawsze będą. Ktoś, kto pisze, że „możliwe są kolejne bankructwa biur podróży” niczym nie ryzykuje. Oczywiście są możliwe, tak jak możliwe są kolejne powodzie i kolejna mroźna zima. Touroperatorzy mogą padać tak samo dziś, jak w poprzednim roku i kilka lat temu. Zeszłego lata, w szczycie sezonu na włosku wisiał bardzo duży polski organizator wycieczek. Sytuacja była dramatyczna. Na szczęście ktoś zainwestował duże pieniądze ratując sytuację i wakacje tysięcy Polaków. Nie przypominam sobie jednak by jakakolwiek gazeta pisała wtedy co się święci. Nie przypominam sobie by eksperci i analitycy ostrzegali turystów. Z wyjątkiem niewielkiej grupy osób nikt niczego nie podejrzewał. Podobnie jak w przypadku bankructwa Selectoursa. Dlaczego? Bo tego nie widać! Bo analiza całej branży nie powie nam nic o sytuacji konkretnego biura!

 

Dlatego wnioski jakie wyciąga „Rzeczpospolita” z raportu wywiadowni gospodarczej Dun & Bradstreet uważam za mało zasadne. Otóż według tych badań „aż 39 proc. z prawie 1,5 tys. przebadanych polskich biur podróży jest w bardzo złej sytuacji ekonomicznej”. I co to oznacza dla turysty? Moim zdaniem nic. Nikt nie przewidywał upadku Selectoursa, a biuro to upadło. Teraz znajdzie się wielu, którzy zaczną mówić, że „możliwe są” kolejne upadki, a tymczasem może nikt nie zbankrutuje. W takiej sytuacji, dobrze by było, gdyby upadł dziennikarz piszący ten artykuł. Jeśli nie na głowę, to przynajmniej na d..pę.

 

Po co nam analiza 1,5 tys. polskich biur? Wolałbym zobaczyć dane dotyczące tylko dziesięciu czy piętnastu, ale tych największych. Alfa Star, Exim Tours, Itaka, Triada, Rainbow, Scan Holiday, Sun&Fun, Ecco Holiday, Bee Free, Orbis, Neckermann, Oasis, Wezyr. I proszę szanownego eksperta, oto pytanie: Jaki procent z nich jest w „bardzo złej sytuacji”? Ktoś potrafi powiedzieć? Nie? Szkoda, bo to tu byłaby prawdziwa odpowiedź dotycząca sytuacji branży. Tu byłaby istotna informacja dla turystów. Przecież ci korzystają z oferty głównie tych biur i to ich ewentualne kłopoty są niebezpieczne dla klientów.

 

Kogo badano w gronie 1,5 tys. biur? Może również małe biura agencyjne? Te rzeczywiście często są w słabej sytuacji. Dlaczego? Ponieważ jest ich zbyt wiele. Ciągle pojawiają się nowe, jak grzyby po deszczu. Ktoś pojedzie na wakacje parę razy i wpada na pomysł, że biuro to jest to. Agencję łatwo otworzyć. Trudniej ją utrzymać, a jeszcze trudniej na niej zarobić. Rynek jest już nasycony. Dwa lata temu, kiedy był szczyt koniunktury, jakoś tam szło. Dziś, kiedy klientów jest mniej, agenci narzekają.

 

Powtórzę więc raz jeszcze. Możliwe, że popełnia się błąd metodologiczny. Analizuję się sytuację 1 500 podmiotów, kiedy tak naprawdę, dla turysty kupującego zagraniczne wczasy, istotna jest sytuacja piętnastu największych. W wyniku tego możemy otrzymywać nieadekwatny obraz.

 

A jak jest naprawdę? Nie wiem. Oczywiście mam pewną wiedzą, dotyczącą poszczególnych biur. Jeden z czołowych organizatorów wziął olbrzymi kredyt żeby zacząć ten rok. Drugi podobnie, a do tego, po nieudanym poprzednim sezonie nawet nie zapłacił niektórym zagranicznym kontrahentom. Inny ma długi u hotelarzy. Zobaczymy co z tego wyniknie. Nie dramatyzuję bo wiem też, że w polskiej turystyce tak jest. Ci najwięksi często mają jakieś zobowiązania. I od lat funkcjonują. Ale oczywiście, ten rok jest trudny. Szczególnie wiosna (katastrofa smoleńska, wulkan, powódź, wybory). Za to lato było super. Ceny wysokie i wszystko się sprzedawało. Zobaczymy jaka będzie jesień. Oby ciepła i spokojna.

 

Czy biura podróży oszukują?

Analizując materiały zamieszczane w mediach, można by dojść do wniosku, że turystyka na oszustwie stoi. Dobrze, że moja dziewięcioletnia córka nie czyta jeszcze gazet i nie ogląda wiadomości w TV, bo mogłaby dojść do przekonania, że tatuś to jakiś hochsztapler.

 

Jadę samochodem, w radiu wakacyjny poradnik pt. „Jak nie dać się nabić w butelkę”. Zaglądam do internetu, a tam filmik z jednej ze stacji telewizyjnych. Tytuł? „Pułapki last minute”. Obejrzeliśmy. Wszyscy pracownicy biura podróży. Niezły ubaw. Pytania i poziom wiedzy prowadzących momentami po prostu żenujący. Może to standard telewizji śniadaniowej, gdzie dziennikarze udają, że znają się na wszystkim? Takich filmików jest więcej. Sam nie wiem, dobrze to czy źle, że powstają. Bo z jednej strony wnoszą coś pozytywnego, zwracają uwagę na problem. Ale z drugiej, mam wrażenia, że idą bardziej w kierunku taniej sensacji niż merytorycznego poradnika. Przytoczony wyżej tytuł sugeruje, że ktoś zastawia jakieś pułapki na klientów. Wyjaśniam: oferty last minute nie zawierają żadnych „pułapek”! Są tak samo wartościowym produktem jak każdy inny.

 

Moje ulubione pytanie jednego z telewizyjnych dziennikarzy: Czy wszystkie biura podróży oszukują? Odpowiadam najspokojniej jak mogę: Nie, nie wszystkie!

 

Oczywiście, klienci muszą znać swoje prawa. Najlepiej by było, gdyby mieli świadomość warunków na jakich zawierają umowę. Jest to również w interesie biur podróży. Uważam, że edukacja dotycząca chociażby ubezpieczeń turystycznych, jest niezmiernie ważna. Tragiczny przypadek śmierci turysty na wakacjach w Egipcie, o którym pisałem już na tym blogu, jest wystarczająco pouczający. Rzecz, jak mi się wydaje dotyczy nie tyle samych biur podróży, co kultury prawnej w ogóle. I nie tylko prawnej!

 

Trzeba tu wspomnieć o drugiej stronie medalu, czyli o mentalności klienta. Organizatorzy wakacyjnych wyjazdów starają się sprostać oczekiwaniom rynku. A te, najczęściej, są bardzo proste – jak najtaniej! Kiedy rozmawiam z właścicielami czy menadżerami hoteli w najpopularniejszych turystycznie kierunkach, to mówią jedno: są problemy z niektórymi polskimi biurami, bo te chcą jak najtaniej. A jeśli chcą, to dostają. Najtańsze pokoje i najtańsze all inclusive. A później są skargi, narzekania i reklamacje.

 

Polscy turyści czasami zachowują się tak jakby wierzyli w cuda. Najchętniej hotel 5*, all inclusive, w szczycie sezonu za 999 zł. No, maksymalnie 1200 zł. Z przelotem, ubezpieczeniem, zakwaterowaniem, wyżywieniem, transferami, opieką rezydenta… Realne? Bardzo rzadko, tylko w absolutnie wyjątkowych sytuacjach. Nie można traktować tego jako rzeczy standardowej.

 

Zdarzają się biura, które próbują zdziałać cuda i sprzedawać w takich cenach. Czym się to kończy? Zmianami hoteli, skróconymi turnusami (niby 7 dni, ale nocne przeloty tak ustawione, że wychodzi tylko 5 dni pobytu) , pokojami w najgorszych miejscach, itd. Pamiętajmy, wszystko ma swoją cenę. Najtańsze wakacje też.

 

Może tak bardzo pragniemy luksusowego wypoczynku, że sami siebie oszukujemy. Decydując się na wakacje wolimy nie zwracać uwagi na mniej korzystne warunki zawarte w umowie (wcale nie małym drukiem!). A później szukamy winnego. I wina spada na biuro podróży.

 

Zobacz też: Zakazana turystyka

Autorskie biuro podróży Krzysztof Matys Travel

Strona 2 z 2

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén