Spędziliśmy z żoną miły weekend w hotelu Bristol w Warszawie. Hotel pięknie położony, przy Krakowskim Przedmieściu, obok Pałacu Prezydenckiego. Może nie wszystko odpowiada jego pięciu gwiazdkom, ale za to jaki klimat, architektura, wystrój i, przede wszystkim, niezwykła historia. Oddany do użytku na początku XX wieku (współwłaścicielem przedsięwzięcia był Ignacy Jan Paderewski) gościł wiele znanych postaci. Bywali tu m.in. Maria Skłodowska-Curie, Jan Kiepura, Edward Grieg, Richard Strauss i Enrico Caruso. Tu Józef Piłsudski zainaugurował pierwszy parlament w porozbiorowej Polsce. Budynek hotelu cudem ocalał z hekatomby Powstania Warszawskiego. Po wojnie znacjonalizowany i przejęty przez Orbis, był zarezerwowany wyłącznie dla obcokrajowców. Dziś należy do sieci Le Meridien.  Zachodni inwestor uratował hotel; odrestaurowano go po zniszczeniach jakich doznał… w schyłkowym okresie PRL-u. Oto znamienny fragment z hotelowej broszury:

 

W listopadzie 1981 roku, dokładnie 80 lat po otwarciu, ten wspaniały, stary gmach został zamknięty. Wielki Bristol dumnie przetrwał I wojnę światową, wojnę polsko-bolszewicką 1920 roku, kryzys gospodarczy, II wojnę światową – w tym obronę Warszawy w 1939 roku i Powstanie Warszawskie 1944 roku – by ostatecznie ulec centralnie sterowanej gospodarce władzy ludowej.

 

W 1993 roku uroczyście hotel otworzyła Margaret Thatcher.

Zażywając hotelowych luksusów myślałem o historii. Wybudować dziś hotel, to żaden problem. Sheraton, Hilton, Marriott…, sieci wznoszą kolejne gmachy (a czasami gmaszyska). Ale mieć hotel z duszą, z tak wspaniałą tradycją, to bezcenne.