Sytuacje trudne i awaryjne, to chleb powszedni przewodnika i pilota wycieczek. Jestem świeżo po spotkaniu z początkującymi adeptami tego zawodu. Trochę się obawiają. Wiadomo, jak sobie wyobrazić to, co może się zdarzyć, łatwo się wystraszyć. Ale nie ma co się bać! Należy potraktować pracę z całym dobrodziejstwem. Chcesz być pilotem, to od tego nie uciekniesz! Sytuacje problemowe na pewno będą. Taka jest specyfika tego zawodu i trzeba być na nią przygotowanym. Przynajmniej mentalnie, bo technicznie wszystkich możliwości nie da się przerobić na żadnym kursie! Kreatywność turystów jest nieograniczona, a i warunki lokalne w różnych rejonach świata potrafią zaskoczyć. Nigdy nie wiesz, co na ciebie czeka.
Dla przykładu, wymienię kilka zdarzeń, które miały miejsce w ostatnim okresie. Gdybym miał sięgnąć dalej i przywołać wszystkie sytuacje, uzbierałoby się materiału na całą książkę. Zobacz też: Jak się pisze przewodniki.
Granica między Syrią i Jordanią
Przy kontroli bagażu okazuje się, że jeden z turystów ma broń. Rewolwer! Sympatyczny pan kupił go kilka dni wcześniej gdzieś na syryjskiej ulicy. Gdzie, jak, dlaczego, co go do tego skłoniło? Nie wiem. Wtedy wiedziałem jedno – mamy problem! Awantura na całego. Oficer mówił mi, że czegoś takiego jeszcze nie przerabiał. Sam nie bardzo wiedział jak się zachować.
Część turystów oczekiwała ode mnie, że zostawię posiadacza rewolweru miejscowym służbom i pojedziemy sobie spokojnie dalej. Właściwie, zgodnie z regułami uczestnictwa w imprezie turystycznej, mógłbym to zrobić. Klient narusza prawo i przepisy graniczne wyłącznie na własne ryzyko. W takiej sytuacji pilot może go zostawić swojemu losowi, powiadamiając tylko polską ambasadę. Ale, jeśli zdarzy się już coś podobnego, piloci raczej starają się pomóc. Nie chciałem go zostawić. Ale też nie mogłem, ponieważ zatrzymano nas wszystkich, całą grupę! Sytuacja patowa. Środek dnia, ucieka nam czas na realizowanie programu, a na to popołudnie w planie mieliśmy antyczne Dżarasz. Z każdą kolejną godziną spędzoną na granicy, mamy mniejsze szanse na zwiedzenie tego, za co turyści zapłacili.
Jak może skończyć się taka historia? Różnie. Tym razem szczęśliwie. Trzeba było trochę porozmawiać, trochę się pouśmiechać. Nie naciskając na oficera kierującego posterunkiem granicznym, spróbować się z nim zaprzyjaźnić. I jakoś poszło. Puścili nas. Pojechaliśmy dalej, wszyscy. Rewolwer został na granicy.
Etiopia
Pierwszy dzień wycieczki. Jesteśmy w stolicy. Zjeżdżamy niewielkim autokarem z góry Entoto. Szybko przejeżdżamy szeroką aleją w centrum Addis Abeby. Po naszej lewej stronie zaraz pojawi się ambasada amerykańska. Uprzedzam turystów, że nie wolno robić zdjęć. Na nic to jednak. Ktoś pstryknął. W dodatku tak, że błysnął flesz. Dwieście metrów dalej zatrzymuje nas wojsko. Mundurowy wchodzi do autokaru, prosi o aparat i paszport osoby, która fotografowała. No to ładnie. Żegnaj paszporcie. Dobrze to nie wygląda.
Wiecie co w takiej sytuacji jest dla pilota największym problemem? To, że sypie się cały program. Jeśli zatrzymają nas choćby na kilka godzin, to już możemy mieć trudności ze zrealizowaniem wszystkich punktów wycieczki. W największym strachu jest oczywiście osoba, która coś przeskrobała. Co robić?!
Takie sytuacje nauczyły mnie, że najważniejsze to nie stracić głowy, a często najlepszym sposobem jest daleko posunięta bezczelność. Mówię oficerowi, że nie może zabrać paszportu ponieważ zabrania tego prawo Unii Europejskiej. Żołnierz broni się tłumacząc, że jego prawo nakazuje mu coś zupełnie przeciwnego. To ja dalej twardo swoje. On swoje. Sprzeczamy się, ale paszport turysty dalej jest w moich rękach, a to już coś! W końcu stawiam pytanie, co jest ważniejsze, prawo UE czy prawo Etiopii? Bzdura, ale skutkuje. Oficer ma kłopot z odpowiedzią. No to przechodzę do ofensywy. Mówię, że sami tego nie rozstrzygniemy, więc musimy pójść do kogoś wyższego rangą.
To jest dobra metoda. Mogę polecić ją wszystkim, którzy znajdą się w podobnych tarapatach. Sprawdziłem w różnych krajach. To, co w oczach urzędnika, policjanta czy żołnierza jest potężnym przestępstwem, dla jego przełożonego (im wyższego, tym lepiej) może nie stanowić żadnego problemu. Jest prawdopodobne, że od ręki nas puści.
Tak stało się i tym razem. Udałem się z oficerem i paszportem turysty do budynku obok ambasady. Cały kompleks wygląda jak twierdza. USA prowadzi w Etiopii swoją charakterystyczną dla tego regionu świata politykę. Tu zwożą na przesłuchania podejrzanych o wspieranie Al-Kaidy. Rękoma etiopskich żołnierzy, krwawo pacyfikują Ogaden i Somalię, powstrzymując tym samym rozwój islamu. Stąd takie rygory. Wiedzą na co się narażają. Pan w dobrze skrojonym garniturze jest bardzo miły. Gawędzimy sobie chwilę o turystycznych atrakcjach Etiopii. Ani słowa o robieniu zdjęć. Na zakończenie pytam czy możemy jechać. Możemy. Czy powiadomi żołnierzy stojących przy autokarze by nas puścili? Oczywiście, już to robi. Straciliśmy jakieś 40 minut. Mogliśmy dużo więcej.
Więcej artykułów na temat pilota wycieczek.
Na zdjęciu u góry nasz autokar w Armenii.
~ona242
Dzięki za kolejny ciekawy post – czytam prawie regularnie:)zapraszam skromnie na mój codziennik z Indonezjihttp://www.yellowlittleduck.com/i pozdrawiam z Javy
~Anna
Trafiłam na pana stronę przez przypadek. Sama staram się o uprawnienia na pilota wycieczek, dlatego zainteresowały mnie opowiadania ” Z życia pilota wycieczek „. Teorii można się nauczyć ale najbardziej obawiam się właśnie nie przewidzianych sytuacji. Nie da się przewidzieć zachowań turysty. Jeśli mógłby pan wstawić więcej takich ” sytuacji ” to chętnie poczytam. Nie koniecznie tak skomplikowanych.Pozdrawiam