Mursi

Zawsze mi żal, jeśli muszę zrezygnować z atrakcyjnego wyjazdu. Właśnie, i to niestety po raz kolejny, odmówiłem pilotowania wycieczki do Etiopii. Szkoda, bo to piękna wyprawa. Trzy tygodnie w zupełnie innym świecie. Moja ulubiona Afryka. Nie mogę pojechać ze względu na domowe obowiązki. Cóż mi zostaje? Mogę trochę powspominać, przywołać obrazy z poprzednich wyjazdów.

Dziś część pierwsza – spotkanie z Etiopią.

O Etiopii myślałem od dawna. Ciągnęła mnie tam chęć dotknięcia wyjątkowego, oryginalnego etiopskiego chrześcijaństwa. Znałem je z książek. Pierwsze opracowanie na ten temat kupiłem dawno temu w kairskiej księgarni. Zajmowałem się wtedy historią Kościoła koptyjskiego, czyli, w dużym skrócie, dziejami chrześcijaństwa w Egipcie. Między kościołami egipskim i etiopskim istnieją liczne podobieństwa, ale też istotne różnice. I właśnie to różnice wydawały mi się najciekawsze. To one nęciły najbardziej.

Z mnichem w Lalibeli

Chrześcijanie w Etiopii dokonują obrzezania chłopców, ale też ciągle popularny jest okrutny afrykański obyczaj obrzezania dziewczynek. Nie jedzą wieprzowiny, a często też obok niedzieli za dzień święty uznają sobotę. Wyjątkowy, trójstopniowy podział etiopskich kościołów może być zainspirowany architekturą żydowskiej Świątyni Jerozolimskiej. Wchodząc do kościoła, należy zdjąć buty. Tutejszy chrześcijanin obowiązany jest przestrzegać ścisłych postów, osoba świecka pości 180 dni w roku, duchowny nawet 250 dni.

Jechałem tam pierwszy raz i od razu jako pilot i przewodnik! Ze mną kilkunastu turystów. Na szczęście byli to doświadczeni podróżnicy i wyśmienici towarzysze. Na szczęście jechałem z bardzo dobrym biurem, gdzie organizacyjnie, wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Dzięki temu nie było żadnych problemów. No może z wyjątkiem jednego – trochę mało wiedziałem o Etiopii!

Wieś Felaszy

Przygotowany byłem do spotkania z północną częścią kraju. Zwiedzaliśmy tam skalne kościoły w Lalibeli i klasztory na wyspach jeziora Tana. Oglądaliśmy obeliski w Aksum i robiliśmy zdjęcia pod budynkiem, w którym (podobno) znajduje się Arka Przymierza. Podróżowaliśmy szlakiem Felaszy, czyli etiopskiej społeczności żydowskiej. To wszystko wiedziałem, dysponowałem fachową literaturą. Potrafiłem wytłumaczyć zawiłości architektury okrągłych etiopskich kościołów czy trudne do weryfikacji dzieje królowej Saby. Zobacz: Etiopia, niezwykły kraj Arki Przymierza.

Ale południe jest zupełnie inne. To jakby dwie Etiopie. Jedna, ta północna, to kraj o długiej i udokumentowanej historii. Starożytna cywilizacja pozostawiła świadectwa w formie źródeł pisanych i zabytków architektonicznych. Druga, południowa, to rejon niemal dziewiczy. Teren podbijany i włączany do Etiopii na przestrzeni ostatnich stu lat. Tu dziś jeszcze możemy zobaczyć naturalnie żyjące afrykańskie plemiona. Na ich temat nie ma zbyt wielu opracowań. A w języku polskim to już zupełnie nic. Kilka lat po mojej pierwszej wyprawie pojawiła się jakaś literatura podróżnicza, np. książka Martyny Wojciechowskiej, ale to pozycje zbyt ogólne aby można było na nich budować specjalistyczną wiedzę.

Piknik w górach Siemen

Tak więc, jechałem trochę w nieznane. Po wielu godzinach lotu, z przesiadką w Stambule i międzylądowaniem w Chartumie, późną nocą wylądowaliśmy w Addis Abebie. Wszystko było ciekawe. Wygląd lotniska i procedura wypisywania wiz turystycznych. A nawet rozmowa z urzędnikiem kontrolującym paszport, który na do widzenia życzył „miłego bzykania”. Wydawało mu się chyba, że wszyscy obcokrajowcy przyjeżdżają tu skuszeni urodą etiopskich kobiet. (Zobacz galerię zdjęć z Etiopii).

Wiedziałem, że są dwa hotele o tej samej nazwie. Pierwszy polecany, o dobrym standardzie, położony w centrum stolicy; drugi gorszy, usytuowany gdzieś na nieciekawych przedmieściach. Widok z wiozącego nas busa przekonał mnie, że jedziemy niestety do tego drugiego. Utwierdziłem się w tym przekonaniu, kiedy zobaczyłem sam hotel. Ktoś z obsługi wtaszczył mój bagaż do pokoju, wskazał ręką na malutki telewizorek stojący na rozpadającej się szafce i powiedział jedno angielskie słowo: „No!”. Zrozumiałem, że lepiej niczego nie dotykać i jakoś przetrwać kilka godzin do śniadania. Zastanawiałem się tylko dlaczego nasze, tak dobre biuro, zgodziło się na ten słabszy hotel.

Z miejscową przewodniczką

Rano wyjrzałem przez okno. Dostrzegłem rzeczy, których nie widziałem wcześniej. Zbaraniałem. Szybko wyjąłem mapę. Sprawdziłem. Otóż byliśmy jednak w tym lepszym hotelu. Byliśmy też w centrum Addis, przy reprezentacyjnym placu, który ja parę godzin temu wziąłem za ponure przedmieścia! No – pomyślałem sobie – jeśli tak jest w stolicy, to co będzie dalej?!

Dalej bywało różnie. Całkiem dobre, rządowe hotele na północy kraju, a na południu „hotel najlepszy z dostępnych”. Jego zdjęcia cały czas robią furorę wśród moich znajomych. Pokój hotelowy to po prostu ściany przykryte arkuszem blachy. Ale chyba niezbyt dokładnie, bo po deszczu miałem pełno wody na podłodze. Co tam. Na jedna noc może być. Tym bardziej, że kolejne spędziliśmy już w namiotach. O tym jak było, opowiem w kolejnych odcinkach.

Kolejny artykuł: Etiopia – część 2.