Paradoks związany z dzisiejszą sytuacja w Egipcie, polega miedzy innymi na tym, że nie wiemy, czy stało się dobrze, czy źle! Z jednej strony jest wielkie hura – obalono dyktatora, masy upomniały się o swoje prawa, niech żyje głos ludu! Z drugiej potężna obawa o szanse choćby namiastki demokracji w tej części świata. Gdybym musiał nakreślić najbardziej prawdopodobny scenariusz rozwoju sytuacji, powiedziałbym, że samoczynne zaistnienie demokracji byłoby czystym cudem.
Nie ten czas, nie to miejsce, nie ta kultura. Oczywiście mogę się mylić, wszak cuda się zdarzają. I bardzo bym chciał aby teraz się zdarzył.
Łatwo posądzić zachodnich analityków o rasizm. Przecież przez lata odmawiali Arabom realnych szans na demokrację. Tak, jakby ci byli ludźmi innej kategorii. Takie podejście pomagało uzasadnić poparcia USA i Europy dla tutejszych reżimów. Skoro społeczeństwa nie nadają się do demokracji, to lepiej niech rządzi nimi ktoś twardą ręką, przynajmniej jest porządek.
Ale dziś nie o rasizm tu chodzi, tylko o społeczne realia. Każdy, kto zna Egipt nieco bardziej, musi niepokoić się o jego przyszłość. Czy możliwa jest realna demokracja w kraju gdzie jedna trzecia ludzi nie potrafi czytać, gdzie jest potężny problem ubóstwa i idąca z tym w parze podatność na skrajne demagogie? Pytania można by mnożyć. Kto ma rząd dusz i czy znajdziemy tu demokratyczną wykładnię islamu? Nikt chyba nie zakłada, że możliwa jest demokracja wbrew islamowi. Co jest głównym czynnikiem jednoczącym ten naród? Czy przypadkiem nie wrogość wobec Izraela? Z czego są dumni? Ku czemu chcą dążyć?
Teraz, z każdym kolejnym dniem, sytuacja będzie się zmieniała. W newsach coraz mniej upokorzonego Mubaraka, coraz więcej bohatera masowego jakim staną się egipskie problemy. Niektóre zdarzenia będą nas śmieszyć inne wprawiać w zdumienie. Jeszcze inne będziemy piętnować. Ot, społeczeństwo pokaże swoje oblicze. No chyba, ze armia szybko zaprowadzi żołnierski porządek.
„Korespondentka amerykańskiej sieci radiowo-telewizyjnej CBS Lara Logan została pobita i była napastowana na tle seksualnym podczas relacjonowania wydarzeń na placu Tahrir w Kairze”. Oto bardziej pikantne oblicze tak zwanej rewolucji. Ktoś na forum napisał, że trudno się dziwić tłumowi, tak atrakcyjnie wygląda owa gwiazda TV (do zobaczenia tu). Szczerze powiedziawszy, ja kobiety bym tam nie wysłał, a już na pewno nie w takim stroju. CBS może sobie pogratulować.
Waszyngton zmienił zdanie. Tak jak do tej pory pomagał reżimom, tak teraz zachęca do ich obalania. Piękne to! Takie oczywiste, że aż dziw bierze, że dopiero teraz Biały Dom na to wpadł.
Tyle, że w tę logikę wpisany jest prosty schemat: obalajcie, obalajcie, aż obalicie reżim w Iranie! Oto cel. Największy problem amerykańskiej polityki zagranicznej może rozwiązać się sam. Na ulicach Teheranu zamiast na polu atomowej bitwy. Znowu piękne to.
Wyobraźmy sobie. Za kilka lat nikt nie chce jeździć na wakacje do Hiszpanii. Bo dlaczego tam kiedy są tak fantastyczne miejsca jak Libia, Arabia Saudyjska, Jemen, cała Zatoka Perska łącznie z Iranem? Wszędzie ciepło i piękne plaże. Kurorty jak w Europie. Ludzie kulturalni, otwarci, mili i uprzejmi, nikt nie chwyta za rękaw, nie wciąga do sklepu, nie napastuje turystek… To będą piękne czasy. Już nie mogę się doczekać. Cóż może jednak USA mają rację? Po raz kolejny…
PS. Póki co, upadł Mubarak. Egipcjanie tak go znienawidzili również za to, że wbrew społeczeństwu prowadził proamerykańska politykę.