Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: seksturystyka

Seks i turystyka

Przyszło lato, za chwilę wkroczymy w pełnię wakacyjnego sezonu. To znak, że już wkrótce pojawi się seria artykułów łączących podróże z seksem. Skąd wiem? Ponieważ tak jest każdego roku.

 

I zawsze ten same motywy. Wakacyjne wyjazdy sprzyjają doraźnym, przypadkowym kontaktom, a słońce i malownicze plaże działają stymulująco. Można by powiedzieć, że urlop jest najlepszym afrodyzjakiem.

 

Co roku o tej porze pojawiają się badania socjologiczne. Takie czy inne ankiety potwierdzające popularny pogląd. Na stronach „Daily Mail” ukazał się materiał o jakże wymownym tytule: „Słońce, morze i seks: więcej niż 40 proc. kobiet poniżej trzydziestki przyznaje się do przypadkowych wakacyjnych kontaktów”.

 

Zdaniem młodych Brytyjek, najlepsze kraje na seksualne wypady to: Grecja (40%), Hiszpania (25%), Włochy (20%), USA (12%) i Wielka Brytania (3%). Jak widać, niestety nie ma tu naszego kraju. Podobnie rzecz się ma w rankingu najbardziej seksualnych mężczyzn – w zestawieniu brak Polaków. Prym wiodą Włosi, dalej są Francuzi, Holendrzy, Hiszpanie i Grecy. Wygląda na to, że jesteśmy bez szans, przynajmniej w trakcie wakacji.

 

Badania pokazują też w jakich miejscach kobiety podrywają wakacyjnych partnerów. Najczęściej są to nocne kluby i bary (48%), hotele (25%) oraz plaże (20%). Dane mogą wprawić w zdumienie; 10 proc. dziewczyn przyznaje się do minimum pięciu kochanków w ciągu jednego weekendowego wyjazdu!


Polecam też: Kobieta w Egipcie.

 

Trzy czy cztery „S”?

 

Turystyka seksualna jest dość dobrze opisana przez literaturę przedmiotu. Uczą się o niej studenci i opisują w pracach magisterskich. Jest tak samo obecnym działem gospodarki, jak turystyka pielgrzymkowa. Zwyczajnie, różne są potrzeby i motywy. Możemy udawać, że jej nie ma lub nas nie dotyczy, ale to nieprawda. Wcale nie jest zarezerwowana wyłącznie dla Niemców i Brytyjczyków w wiadomym celu udających się do Tajlandii czy na Kubę. Każde polskie biuro organizujące wyjazdy do Egiptu czy Tunezji niechcący, ale trochę w tym uczestniczy.

 

Rozwój seksturystyki był na tyle istotny, że zaczęto mówić o zmianie podstawowej dla branży idei 3S (Sea – morze, Sand – piasek i Sun – słońce) na 4S. Do poprzedniej trójki, dołączono czwarty segment – Sex.

 

Temat ten jest też wykorzystywany przez literaturę popularną. Jannie Dielemans w swej uznanej za kontrowersyjną książce Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym, rozsądnie przedstawia branżę jako segment gospodarki „który produkuje wszystko, począwszy od olejku do opalania, noclegu w hotelu i miejsca w samolocie, na usługach seksualnych, śniadaniu angielskim i polach golfowych skończywszy”.

 

Biznesowe przedsięwzięcie rozwoju turystyki seksualnej stanowi oś powieści pt. Platforma. Zdobywający szczyty europejskiej literatury Michel Houellebecq, śmiało wszedł tu w temat „turystyki pełnej wdzięków”. Zakrojone na szeroką skalę plany sieci hotelarskiej przerwane zostają dopiero przez krwawy terrorystyczny atak. Gdyby nie to, firma odniosłaby ogromny sukces.

 

Główni bohaterowie Platformy tłumaczą czytelnikowi, że inne formy turystyki masowej już się przeżyły i są w olbrzymim kryzysie. Jedynie seks ma przyszłość. No cóż, może i tak. Na szczęście ja ze swoją działalnością w branży, nigdy do skali masowej nie aspirowałem. Pozostanę przy niszy podróży egzotycznych. Przynajmniej na razie.

Trochę na ten temat w artykule: Romans wyjazdowy.

 

AIDS, seksturystyka i prezerwatywy

Wchodząc dziś do budynku Uniwersytetu w Białymstoku, otrzymałem opakowanie prezerwatyw i ulotkę informującą o zagrożeniu wirusem HIV. Dużo tam o profilaktyce. To akcja jednej z partii. Brawo! Wreszcie bliżej ludzi. Mam wrażenie, że w Polsce, ciągle jeszcze postrzega się politykę przez pryzmat smutnych panów w garniturach, wygłaszających mądre i poprawne rzeczy na tzw. salonach. Więc nie zdziwię się jak dziś jeszcze, w wieczornych wiadomościach, pojawią się komentarze typu: „partia co rozdaje kondomy”. I dobrze, niech rozdaje. Dobrze, że ma odwagę.

A poza tym, u nas jakoś cicho o Światowym Dniu Walki z AIDS. Media oczywiście obowiązkowo odhaczają temat, ale bez szczególnego entuzjazmu. Szkoda.

Problem znam z zagranicznych podróży. Są na świecie miejsca, gdzie o roli i znaczeniu prezerwatyw, informuje się dzieci już w pierwszej klasie szkoły podstawowej! Odwiedzamy szkołę w Etiopii. Ubogo. Budynek składa się z kilku prostych, murowanych baraków. Pomoce naukowe, to głównie obrazki namalowane na zewnętrznych ścianach. Jest budowa oka i układ okresowy pierwiastków. Dobry sposób, żadnych kosztów, po prostu, ktoś ze zdolniejszych nauczycieli namaluje, i już jest. Dzieci uczą się nawet w czasie przerwy, biegając między barakami. Jedyna nowoczesna, przywieziona z zewnątrz „pomoc naukowa” jaką dostrzegam, to wisząca na ścianie, przy biurku nauczyciela, tablica informująca o profilaktyce AIDS. Może dzięki temu wskaźnik nosicieli wirusa HIV w Etiopii, jak na miejscowe warunki, nie jest duży. Według statystyk to rząd wielkości od 4 do 5 proc. Jeżdżąc po kraju da się też zobaczyć bilbordy zachęcające do używania prezerwatyw. Niektóre są szczególnie urokliwe, stare, metalowe, w połowie zardzewiałe, swoje już zrobiły.

Fragment tablicy ze szkoły podstawowej (Etiopia).

W niejednym kraju z publicznych pieniędzy prowadzi się akcje zachęcające do używania prezerwatyw. Od lat tak jest w Indiach. Ma to również związek, z trwającą dziesięciolecia, polityką ograniczania przyrostu naturalnego. Długo zastanawiano się dlaczego Indusi nie polubili prezerwatyw. Nie cieszyły się one większą popularnością, a powód nie był znany. Zrobiono wreszcie szerokie badania społeczne. Okazało się, że te produkowane za granicą lub na zachodnich maszynach są po prostu zbyt duże i niewygodne w użyciu.

W indyjskiej klasie średniej wytworzył się też ciekawy obyczaj zaręczynowy. Z tej okazji, narzeczeni wręczają sobie wyniki testu na obecność wirusa HIV.

Zmienia się struktura zakażeń. Tak, jak kiedyś dochodziło do nich głównie poprzez kontakty homoseksualne i wstrzykiwanie narkotyków, tak dziś dominują przygodne kontakty seksualne u osób heteroseksualnych! I wcale nie jest tak, że Polski to nie dotyczy! Moja branża, czyli turystyka, niestety, ma tu coś do powiedzenia. Panie wyjeżdżające w poszukiwaniu przygód do Egiptu czy Tunezji, to już nie jest margines, to powszechne zjawisko. Podobnie panowie gustujący w Tajlandii.  Ile z tych osób nawet nie ma świadomości, że jest nosicielem wirusa HIV?!

Kusząca turystyka

Oczywiście, że najlepsza i pożądana jest wierność i ograniczenie do jednego partnera. Ale pokażcie mi kraj i społeczeństwo, gdzie to działa! Rządy bogatych, skandynawskich krajów mogą wprowadzać kary za korzystanie z usług prostytutek i chwalić się, że w ten sposób zlikwidowały domy publiczne. Tyle, że to fikcja, ponieważ ich zamożnych obywateli stać na wyjazdy do Tajlandii, Estonii czy Polski. Korzystają na tym biura podróży. To zresztą temat na oddzielną opowieść. Z czasem kraje europejskie będą musiały pomyśleć co z tym zrobić. Bo przecież to absurdalne, że obywatel Niemiec, u siebie w kraj karany jest (i słusznie) za najmniejszy przejaw dziecięcej pornografii, ale wystarczy, że wykupi wycieczkę do jednego z państw żyjących z seksturystyki, by mógł robić, co tylko zechce. Taka polityka jest i niemoralna, i nieskuteczna.

Było groźnie i smutno, więc na zakończenie, nieco żartobliwe pytanie: Ciekawe kiedy Unia Europejska wprowadzi takie prawo, że każda wylatująca na wakacje osoba, będzie otrzymywała paczkę prezerwatyw i ulotkę informacyjną? Mogliby wręczać je urzędnicy lub oficerowie sprawdzający paszporty. Albo byłby to dodatek do karty pokładowej. Zobacz też: Seks i turystyka.

 

Kobieta w Egipcie

Tu, samotnie podróżująca kobieta, bez opieki męża, ojca lub brata, kojarzy się z panią lekkich obyczajów.

Egipcjanie  często, po prostu, mają wypaczone pojęcie o Europejkach. Mógłbym napisać co sądzą o kobietach z Zachodu, ale byłoby to chyba niecenzuralne. Wiele razy, w różnych miejscach, podekscytowani panowie w galabijach pytali mnie czy u nas naprawdę tak jest, że… I tu następowała obrazkowa ilustracja, dopełniająca pytania. Wyciągali przemycone z Europy „świerszczyki”i pokazywali o co im chodzi.

Południowy Egipt. Na targu.

Południowy Egipt, na targu

No cóż, niektórzy za oczywiste przyjmują to, co widzą. Skoro kobiety są tak łatwe w filmach, to w życiu również. Skoro takie publikacje są u nas dozwolone, to znaczy, że nie mamy nic przeciwko podobnym praktykom, a wręcz je popieramy i sami stosujemy. Pomaga w tym religijna propaganda, strasząca zgniłym Zachodem.

Dlatego niejednej dziewczynie, na ulicach dużych egipskich miast, zdarzyły się konkretne propozycje. Pamiętam, że moje koleżanki, z którymi byłem tam na stypendium, miewały z tym spore problemy. Idzie biała kobieta i nagle czuje, że ktoś łapie ją za pupę. W biały dzień, w centrum Kairu. Odwraca się, leje gościa po twarzy, a ten jest strasznie zdziwiony. Myślał, że z Europejkami tak można.

 

Strój turystek mocno odbiega od egipskiego kanonu

Strój turystek mocno odbiega od egipskiego kanonu

W pewien sposób, pomagają w tym niektóre panie, robiąc to, co nigdy nie przyszłoby do głowy Egipcjankom. Ubierają się odsłaniając ramiona, nogi, dekolty; mieszkają w pokoju hotelowym z kimś, kto nie jest mężem, publicznie piją alkohol i palą papierosy. To wszystko w obrębie kurortu i innych turystycznych enklaw jest standardem, więc pracujący tam Egipcjanie zdążyli się przyzwyczaić. Nie gorszy ich to, a co najwyżej mocno ośmiela. Ale już w „prawdziwym” Egipcie, czyli na prowincji, a nawet w największych miastach, jak Kair i Aleksandria, będzie to budziło powszechne oburzenie, a z drugiej strony, powodowało niedwuznaczne i czasami dość natarczywe zaczepki.

Daleki jestem od straszenia. Egipt to piękny kraj. Od lat jest motorem polskiej turystyki wyjazdowej. Ale są sytuacje, w których panie powinny mocniej uważać, jeśli nie chcą wystawić się na niebezpieczeństwo. Potrzebna jest elementarna wiedza o kulturowych różnicach. Pamiętacie „arabską wiosnę” i demonstracje w centrum Kairu? Nasze media tak się tym zafascynowały, że niemal pominęły milczeniem to, co spotkało zbyt atrakcyjnie ubraną, znaną dziennikarkę (seksualnie napastowana przez tłum mężczyzn). Zobacz.

Egipcjanie zwracają uwagę na strój, zachowanie, a nawet fryzurę kobiety. I tak, np. rozpuszczone, długie włosy mogą być odczytane jako erotyczny sygnał wysyłany przez kobietę! Nic tu się nie zmieniło przez kilka tysięcy lat, podobnie było w czasach  faraonów. Zachował się znamienny tekst. Mężczyzna mówi do kobiety: „Włóż perukę, spędzimy trochę czasu w łóżku”. Zdanie to zapisano kilka tys. lat temu. Takie motywy trwają długo. W starożytnym Egipcie popularnym afrodyzjakiem była… sałata. I nadal jest!

Podobnie może zostać zrozumiany uśmiech kobiety, a szczególnie spojrzenie prosto w oczy. Dlatego Egipcjanki unikają takich zachowań. Gdyby tylko panie, przechadzające się po deptakach Hurghady znały arabski! Bywa, że bardziej rozebrane niż ubrane, wystawiają się na niewybredne docinki i uwagi. Idziesz sobie za taką kobietą i słuchasz o czym rozmawiają mijający ją Arabowie. Zawsze o jednym!

Inne teksty na podobny temat:

Egipt po raz pierwszy
Oswajanie Egiptu

Więcej artykułów o Egipcie.

Etiopskie prostytutki

Kiedy pierwszy raz wjeżdżałem do Etiopii, urzędnik państwowy (chyba cywil, munduru nie widziałem, tylko ciepłą kurtkę zimową i czapkę – na tej wysokości noce bywają chłodne) stemplując nam paszporty życzył „miłego bzykania”. Zanim tu przyjechałem naczytałem się sporo. Wiedziałem, że aż 40 proc. turystów przyjeżdża tu dla ptaków (Etiopia jest rajem dla ornitologów), ale dla seksu?! Przecież to nie Tajlandia!

 

Co to za kraj, w którym władze państwowe witają turystę w ten sposób! Zastanowiło mnie to, ale przez całe trzy tygodnie byłem tak zajęty programem wycieczki i wszystkimi oficjalnymi atrakcjami kraju, że zupełnie o tym zapomniałem. Podobnie następnym razem. W tym roku za to, spróbowałem dotknąć tematu, którego do tej pory unikałem. A wystarczyło nie spuszczać wzroku. „Temat” jest niemal wszędzie.

 

Statystyki podają, że około 4 do 5 proc. Etiopczyków jest nosicielami wirusa HIV. Dużo to czy mało? Kiedy mówię o tym komuś, zazwyczaj reaguje stwierdzeniem – myślałem, że więcej. W powszechnym mniemaniu Afryka to przecież siedlisko AIDS. Tymczasem bywa różnie. W Etiopii, na przykład, widać profilaktykę i jej efekty. W szkołach, nawet w salach najmłodszych dzieci, wiszą tablice objaśniające temat. Już uczniowie w pierwszej klasie uczą się o prezerwatywach. Może dlatego udało się ograniczyć ekspansję wirusa.

Fragment tablicy edukacyjnej z pierwszej klasy szkoły podstawowej

 

Ale już, wśród prostytutek w stołecznej Addis Abebie, wskaźnik ten wynosi podobno aż 50 proc.! Mówiąc wprost, lepiej nie próbować. A okazje będą. Panie są w wielu hotelach. Przesiadują wieczorami przy butelce coli. Cecha charakterystyczna? Wcale nie wyzywający strój. Nic z tych rzeczy. Często wyglądają tak, jak hotelowi goście czy pracownice w recepcji. A w lepszych hotelach niemal jak bizneswoman. Co zatem je wyróżnia? Śmiałe spojrzenie. Nie unikają kontaktu wzrokowego. Wręcz odwrotnie. Wystarczy, ze spojrzysz, a uśmiechną się do ciebie. I już masz pewność. To jest to!

 

Późnym wieczorem bar przy lobby hotelowym należy do nich. Jedno z największych miast Etiopii. Dobry hotel. Mimo, że sporo już po godzinie 22. obsługa hotelowa prosi mnie o zejście do restauracji, coś im się nie zgadza w rachunkach za kolację, zapomnieli czegoś dopisać, potrzebny jest mój podpis. Idę, po drodze rzucam okiem na stoliki przy barze. Raczej pustawo. Cała klientela to trzy prostytutki i jeden turysta. Europejczyk żywo dyskutujący z jedną z nich. Pozostałe się nudzą. Smętnie, nieciekawie, deprymująco.

 

Etiopia jest strasznie biednym krajem. Wiele kobiet zajmuje się tym fachem wcale nie z własnego wyboru. W czasie jednej z podróży spotkaliśmy osoby prowadzące fundację, która opiekuje się wyrzuconymi z pracy służącymi. Młode dziewczyny, często jeszcze dzieci, trafiają do bogatych rodzin jako pomoc domowa. Zdarza się, że gospodarze wykorzystują je nie tylko do ustalonych obowiązków. Dziewczyny są molestowane, gwałcone i zastraszane. A kiedy wychodzi to na jaw, cała złość pani domu, skupia się ofiarach. Są wtedy wyrzucane na ulice, często nie mają gdzie pójść i zostają prostytutkami.

 

Są w Etiopii miejsca cieszące się złą sławą. Do takich zalicza się Shashamane, miasto położone nieco na południe od Addis Abeby. Leży na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych. Dlatego zatrzymuje się tu wielu kierowców. Pełno tu małych warsztatów samochodowych i jeszcze mniejszych hotelików. Jak twierdzą miejscowi, to królestwo prostytutek, nastawionych na tzw. rynek lokalny. Zdecydowanie nie jest to klasa turystyczna. Turyści znają tę miejscowość wyłącznie jako siedzibę etiopskich rastafarian. Tak to zresztą jest bardzo często. Jedziemy, zwiedzamy zabytki, cieszymy oczy popularnymi atrakcjami kraju. Po czym twierdzimy, że widzieliśmy i poznaliśmy. A tymczasem kraj pokazał nam tylko swoją zewnętrzną powłoczkę. Co jest pod nią? Niektórzy wychodzą z założenia, że lepiej nie wiedzieć.  Wycieczki do Etiopii.

Romans wyjazdowy

W najnowszym tygodniku „Wprost” znajduję artykuł dotyczący romansów biurowych. Materiał robi furorę; słyszałem na ten temat pasjonującą dyskusję w radiowej „Trójce”. A jest o czym mówić. Nie ma nic dziwnego (i złego) w tym, że romansują ludzie stanu wolnego. Co innego osoby, które już komuś przyrzekły wierność. Jak twierdzi seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz romansuje połowa mężczyzn i prawie jedna trzecia kobiet w stałych związkach! I wcale nie chodzi tu o niewinne flirciki.

Słońce, ciepło, luźna atmosfera 😉


Wspomniany wyżej artykuł zainspirował mnie do napisania tekstu o miłostkach jakie przydarzają się na wycieczkach, wyjazdach firmowych i wszelkich tego typu imprezach. Po latach doświadczeń mogę pokusić się o stwierdzenie, że im mniej turystyczny jest wyjazd, tym większe prawdopodobieństwo przeżyć uczuciowo-erotycznych.

 

Na dalekich, egzotycznych wyprawach nie ma mowy o żadnych romansach. Przynajmniej ja nigdy się z tym nie spotkałem. Ludzie jadą na drugi koniec świata po to by jak najwięcej zobaczyć. To wprawieni turyści. Biorą długi urlop, płacą duże pieniądze i lecą by ciężko zasuwać. Pobudka skoro świt, całe dnie na nogach, dużo zwiedzania i mało spania. Nikt nie myśli o głupotach. Nie ma na to czasu i sił. Podejrzewam też, że większości wystarczy wrażeń zawartych w programie wycieczki. Bardzo lubię takie wyprawy i takich turystów. Są skoncentrowani na celu, niemal jak żołnierze. Nie wykręcą numerów takich jakie zdarzały mi się nieraz na krótszych i mniej egzotycznych wycieczkach.

 

Przez kilka lat pracowałem m.in. w Egipcie. Jako rezydent, pilot i przewodnik oprowadzający po tamtejszych fantastycznych zabytkach. Oj się działo! Ja, wtedy młody, zakochany człowiek, tęskniłem do kogoś, kogo zostawiłem w Polsce. Ani mi w głowie były flirty. No i to był problem! Nieraz aż głupio to wyglądało. Trzeba było uciekać, chować się  i unikać towarzystwa. Zresztą nie tylko ja miałem taki problem. Pracował ze mną Ahmed, młody przystojny Egipcjanin. Miły i uśmiechnięty miał spore powodzenie u turystek. Niestety dla nich, za wszelką cenę postanowił dochować wierności swojej narzeczonej. Nie było łatwo! Nieraz uciekając przed natarczywymi paniami chował się u mnie w pokoju. Raz nawet w szafie bo zawiedziona turystka tak długo dobijała się do moich drzwi, aż ją wpuściłem by sprawdziła czy nie ukrywam poszukiwanego. Ach te czasy. Parę razy dziennikarze próbowali naciągnąć mnie na rozmowę na temat seksturystyki. Odmawiałem ponieważ niezręcznie mi było o tym mówić. Po pierwsze tajemnica zawodowa i lojalność wobec klientów; po drugie trochę wstyd. Może kiedyś, jak nabiorę śmiałości…

 

W poruszanym dziś temacie ważne są również krótkie, na przykład weekendowe, wyjazdy. Szczególnie te firmowe, gdzie słowo „integracja” bywa rozumiane zbyt dosłownie. Na takich imprezach zazwyczaj mało myśli się o zwiedzaniu. Większą rolę odgrywa program wieczorny. A że czasu niewiele i spieszyć się trzeba, to niektórzy nie zasypują gruszek w popiele. Sądzę, że właśnie w ten sposób rozpoczyna się wiele romansów biurowych. Trochę na zasadzie: okazja czyni złodzieja. Jeśli mógłbym zasugerować coś małżonkom wyprawiającym swoją drugą połowę na taki firmowy weekend, to powiedziałbym jedno: Nie puszczajcie ich samych! No chyba, że macie bezgraniczne zaufanie. Jeśli nie, to jedźcie z nimi! To zresztą byłby chyba dobry obyczaj, żeby na takie imprezy wybierały się małżeństwa. W dużych firmach ludzie tak wiele czasu spędzają ze sobą, że czasem czymś dziwnym jest samo hasło „impreza integracyjna”. Przecież oni się już dobrze znają. Może lepiej żeby poznały się rodziny. Nie wiem czy w zarządzaniu przedsiębiorstwem byłoby to bardziej efektywne, ale z całą pewnością, byłoby bardziej eleganckie.

 

Seks zawsze szedł w parze z turystyką. Wystarczy popatrzeć gdzie było najwięcej domów publicznych. Tam, gdzie największy ruch. W miastach portowych, na tyłach armii, w centrach pielgrzymkowych i na szlakach pielgrzymich (tak, tak!) – w średniowieczu to one były odpowiednikiem turystyki. Tysiące prostytutek wędrowało z wyprawami krzyżowymi i zjeżdżało się na obrady soborów. Wystarczy, że człowiek wyjedzie z domu i już coś dziwnego zaczyna się dziać. Ciekawe skąd się to bierze? Zobacz też: Seks i turystyka.

 

Wakacyjne topless

Na jednym z portali przeczytałem, że aż 96 proc. mężczyzn byłoby szczęśliwych, gdyby kobiety opalały się topless. Taki wynik nie zaskakuje. Panom rzeczywiście musi się to podobać.

 

Przynajmniej do czasu. Być może nie wszyscy mi uwierzą, ale i tu możliwy jest przesyt. Kiedyś, pracując w Egipcie, przez kilka miesięcy mieszkałem w dobrym hotelu, wybieranym przez młodych ludzi bez dzieci. Mój pokój był na samym końcu obiektu. Gdziekolwiek bym szedł, czy do restauracji, czy do wyjścia z hotelu, musiałem przejść obok kilku basenów. Na każdym z dużo pań opalało się topless. Często w takim samym stroju pływały, grały w siatkówkę, a nawet szły do baru po drinka. Ile można? Po jakimś czasie przestaje się zwracać uwagę. Człowiek się przyzwyczaja i reaguje już tylko w wyjątkowych sytuacjach, na przykład, na mocno nieestetyczne widoki. Cóż, ta forma stroju kąpielowego nie jest dla każdego, a niektóre z pań zdają się o tym zapominać.

 

Ciekawsze jest, że aż 87 proc. kobiet chciałoby opalać się w ten sposób. Tak przynajmniej wynika z badań jakie przeprowadzić miała wyszukiwarka lotów Skyscanner. Jak podaje portal gazeta.pl, panie wybierają tę formę ponieważ chcą odpocząć od „krępujących ubrań”. Pytanie, co w tym przypadku oznacza przymiotnik „krępujący”. W sensie fizycznym (krępuje ruchy)? Czy w znaczeniu obyczajowym (krępuje pewne formy zachowania)? A może jeszcze w innym?

 

Zapewne jest tak, że odległość i luźniejsza atmosfera wakacji, sprzyja tego typu formie relaksu. Pewnie niejedna z kobiet, będąc gdzieś na plaży Hiszpanii, Grecji czy Egiptu, pierwszy raz w życiu zdecydowała się na opalanie bez górnej części kostiumu, mimo, że wcześniej w ogóle nie przyszło jej to do głowy. Cóż, tak to już jest. Co nie uchodzi nad Bałtykiem, tam bywa prawie standardem. Taki urok ciepłych mórz.

 

Strój topless najbardziej akceptują Niemcy (99 proc. panów), najmniej Rosjanie (67 proc.).

 

A co na to przeciwnicy? Jak podaje skyscanner.pl, panowie sprzeciwiają się argumentując to „obrazą moralności”, „obawą o wywołanie raka skóry” oraz chęcią ochrony dzieci przed takim widokiem. Natomiast panie, które nie akceptują topless podawały m.in. następujące powody: „gapiący się mężczyźni” i „zachęta do podglądania”.

 

Nie wiem dlaczego, ale moim skromnym zdaniem, plaże z turystkami opalającymi się topless wyglądają jakoś bardziej wakacyjnie.

 

Zobacz także: Seks i turystyka.

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén