Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: gruzja (Strona 2 z 4)

Pierogi w różnych kuchniach świata

Uznajemy je za nasze narodowe danie. Tyle, że wielu z moich zagranicznych znajomych zna pierogi i wcale z Polską ich nie kojarzy. Próbowali ich choćby u naszych wschodnich sąsiadów. Tak sobie myślę, że trzeba poszukać nieco głębiej w narodowej kuchni, żeby znaleźć coś naprawdę wyjątkowego. Mam jakieś typy, opisałem je kilka lat temu w artykule Kulinarne przeboje.

Autor ze smakiem zajadający chinkali

Gdzie znajdziemy „pierogi”, w jakich krajach i kuchniach świata? Nazwa jest w cudzysłowie ponieważ traktujemy ją jako szeroką kategorię, niekoniecznie będą to te potrawy, które w Polsce jednoznacznie by się z pierogami kojarzyły.

Chinakli

Chinkali

Gruzińskie pierogi

Ostatnio stały się popularne.  Podobnie jak cała Gruzja. Zna je chyba każdy turysta wracający z Sakartwelo. Swego czasu znalazły się również w programie Magdy Gessler. Choć pani Magda nie potrafiła ich jeść. Wzięła się za nie za pomocą noża i widelca, a to rażący błąd! Chinkali je się rękoma. Nie można ich rozkrajać, ponieważ wtedy ucieknie nam najsmaczniejszy element, czyli znajdujący się w środku pieroga rosół.

Jak więc je jeść? Bierzemy chinkali w dłoń, nadgryzamy jeden rąbek i wysączamy rosół. Chodzi o to, żeby nie uciekła nawet kropelka.

Klasyką chinkali jest nadzienie mięsne (wieprzowo-wołowe). Wszystko pysznie przyprawione – cechą kuchni Południowego Kaukazu jest duża ilość ziół, z obowiązkowym udziałem kolendry. Zresztą chinkali to cały rytuał. Ich lepienie wymaga sporej wprawy i jest jednym z czynników poprzez które teściowa ocenia synową. Mocny element kultury narodowej. Więcej w artykule Gruzińska kuchnia.

Momo

Znam je gównie z Nepalu. Są tam chyba najbardziej popularnym daniem. Przy ulicach miast stoją charakterystyczne duże aluminiowe kotły. W nich to, na parze gotowane są niewielkie pierożki w kształcie sakiewek. Proste pierogowe ciasto (mąka, woda, odrobina oleju i soli) wycinane jest w formę kółek. Do każdego kółeczka wkładana jest łyżka farszu z mięsa jaka, bawołu, kozy lub kurczaka. Lepimy po środku w kształt torebki. Znajdziemy też odmiany wegetariańskie, z warzywami bądź serem.

Autor w nepalskiej kuchni

W nepalskiej kuchni

Samosy

Kojarzą je wszyscy zainteresowani kuchnią indyjską. Popularne wśród wegetarian na całym świecie. Większe od naszych pierogów, smażone na głębokim tłuszczu. Nadzienie może być różne, ale w klasycznej formie stanowi je bezmięsny farsz z soczewicy, dobrze przyprawionych warzyw lub sera panir. Kto choć raz jadł prawdziwe samosy wie, że mają charakterystyczny smak. Jego tajemnica kryje się w przyprawach (kumin, kolendra, kozieradka). W Indiach spotkamy je w ulicznych jadłodajniach, ale też w luksusowych restauracjach. Klasyka tutejszej kuchni.

Na samosy trafiłem też w Etiopii. We wschodniej części kraju. Widać musiały dotrzeć tu przez Ocean Indyjski. Duże jak pięść, pękate, wypełnione soczewicą. Artykuł: Etiopia od kuchni.

Uzbeckie manty

Samosy dzięki smażeniu na głębokim tłuszczu są stosunkowo bezpieczną potrawą nawet w tak egzotycznych krajach jak Indie i Etiopia.

Manty

Pierożki podobne do nepalskich momo, ale trochę większe. Klasyczne danie Azji Centralnej, powszechne w Uzbekistanie i Kirgistanie. W podstawowej formie nadzienie stanowi grubo siekana baranina, cebula i przyprawy. Pyszne! Zresztą baranina to klasyka tamtejszej kuchni. Znajdziemy ją w zupie (rewelacyjna siorba) i szaszłykach (najlepsze w Samarkandzie). Ale też w samsach – to, przekąska, lokalny fast food, który z nazwy przypomina indyjskie samosy. Wypiekane w tradycyjnych tondirach (podobne piece spotkamy od Indii po Armenię). Mięso otoczone ciastem francuskim. Jeśli ktoś nie lubi baraniny każdą z potraw może zamówić w wersji z wołowiną lub drobiem.

Pozy (buzy) – buriackie pierogi nad Bajkałem. Zobacz: Bajkał od kuchni

Kołduny

No właśnie, jak zakwalifikować to danie? Potrawa moich rodzinnych stron, pogranicza Litwy, Białorusi i Rzeczpospolitej. Utożsamione z Wileńszczyzną i tamtejsza szlachtą. W rzeczywistości na te tereny kołduny przywędrowały z Tatarami.  Nadzieniem jest mięso baranie, wołowe lub wołowo-jagnięce. Obowiązkowo w rosole. Zapraszam na Podlasie, na Szlak Tatarski, tu podadzą najlepsze!

Polecam też artykuł: Supra – zabawa w gruzińskim stylu.

Bohater z Chewsuretii

Nazywa się Micheil, jak poprzedni prezydent Gruzji. Ma 65 lat i jest lekarzem. Pracował w szpitalu w Tbilisi, ale zawsze myślał o powrocie w rodzinne strony. Po raz pierwszy usłyszałem o nim na przełęczy Datwis Dżwari. Na wysokości 2676 m n.p.m. spotkaliśmy miejscowych pograniczników. Mieli akurat wolne, więc zrobili piknik. Po gruzińsku: pomidory, ogórki, chleb, ser, trzylitrowy pojemnik z dobrym bimbrem oraz szczere zaproszenie – Chodźcie, wypijemy za piękno otaczających nas gór. Mówimy, że jedziemy do Szatlili i że zatrzymamy się u doktora. – O, to bohater – mówią. W czasie wojny Rosji z Czeczenią pomagał bojownikom. Przez góry przynosili do niego rannych. Przeprowadzał operacje u siebie w domu. Wielu uratował. Ale zapewne też niejeden Czeczen umarł na jego kuchennym stole.

Doktor Micheil z synem

Doktor Micheil (Misza) z synem

Następnego dnia urządziliśmy wycieczkę po Chewsuretii. Misza był naszym przewodnikiem. Pokazywał najciekawsze miejsca, wyszukiwał najładniejsze widoki. Niewielu tam ludzi, przez cały dzień spotkaliśmy ledwie kilku. Każdy  z dużym szacunkiem witał doktora.

Chewsuretia leży na północy Gruzji, tuż przy granicy z Czeczenią, w paśmie Wielkiego Kaukazu. Dojechać tu można tylko latem. Potrzebny jest samochód z napędem na dwie osie. Droga z Tbilisi zajmuje około 5 godzin.

Od kilku lat jeżdżę na Kaukaz i tylko dwa razy zdarzyło mi się, żeby ktoś w Gruzji odmówił rozmowy po rosyjsku. Raz zakonnica w jednym z klasztorów Kachetii, no i teraz Misza. Rosyjski zna na pewno. Nie ma innej możliwości. Studia skończył w ZSRR. Na półce stoją pisane po rosyjsku podręczniki chirurgii. Ale nie chce i już. Rozmawiamy więc przez tłumacza.

Zobacz nasz film z Gruzji.

Supra na przełęczy Datwis Dżwari

Supra na przełęczy Datwis Dżwari

Dom jest duży, ale warunki w nim raczej surowe. Prosto urządzony. Duża kuchnia, gdzie jadają zatrzymujący się tu globtroterzy. I duży pokój z telewizorem. Tam doktor Misza przyjmuje pacjentów. W obydwu pomieszczeniach na ścianach wiszą niedźwiedzie skóry. Chyba dla podkreślenia górskiego, twardego charakteru gospodarza.

Właśnie z oddalonej o kilka kilometrów wsi przyjechali rodzice z gorączkującym dzieckiem. Od niedawna rząd wypłaca doktorowi niewielką pensję. Obiecano przekazać samochód. Teraz też ma, ale niesprawny, stary, jeszcze z radzieckich czasów. Najbliższa apteka jest w zasięgu kilku godzin jazdy, więc doktor sam kupuje potrzebne medykamenty i rozdaje potrzebującym.

Misza jest jedynym ratunkiem dla zapuszczających się tu turystów. Pytam czy od zagranicznych podróżników też nie bierze pieniędzy. Odpowiada, że oczywiście nie, że nie mógłby inaczej, tak nakazuje gościnność. Próbuję tłumaczyć, że turyści mają ubezpieczenie, że dla towarzystw ubezpieczeniowych jest skarbem, ponieważ pomagając tu na miejscu, minimalizuje koszty, że jak wystawi rachunek na 50 dolarów, to zrobi im przysługę. Tylko macha ręką. Nie chce słuchać. Wiem, że go nie przekonam.

Chewsuretia, Szatili

Chewsuretia, Szatili

Mieszka z żoną i dwójką dzieci. Chłopcy są jeszcze mali, chodzą do  szkoły podstawowej. Rodzina spędza tu okrągły rok. To rzadkość. Mało kto zostaje na zimę. Warunki są surowe, życie ciężkie, a cały region przez kilka miesięcy odcięty od świata. Szatili, niewielka miejscowość pełniąca rolę stolicy Chewsuretii ma dziesięć, może kilkanaście domów. Plus odrestaurowany niedawno, piękny zespół średniowiecznych baszt obronnych. Wzniesione w XII wieku kamienne wieże są wizytówką regionu. Do tego szkoła i kościółek.

Od powrotu z Chewsuretii myślę o Miszy. O pracy, którą wykonuje nie oczekując niczego w zamian. O jego doświadczeniach z czasu wojny czeczeńskiej. O prosto urządzonym domu, w którym zimą musi być naprawdę zimno. Co wtedy robią dwaj mali chłopcy?

Przypominają mi się twarze tych ludzi i widoki tamtejszych gór. Odludnych i pięknych. Chewsuretia to wyjątkowe miejsce.

Więcej o tym regionie w artykule: Chewsuretia – między Gruzją a Czeczenią.

Co nowego?

Trochę się dzieje. Jak zwykle o tej porze roku. Maj i czerwiec upłynął pod znakiem Gruzji i Armenii. Kilka wypraw na Południowy Kaukaz. Jest jak było – bezpiecznie, gościnnie, super! Więcej na ten temat w artykule: Bezpieczne wycieczki do Gruzji i Armenii.

Jakimś cudem udało mi się wygospodarować kilka dni na wypad do Albanii. Piękny kraj, polecam!
Mój nowy blog o Albanii.

Górski Karabach

Górski Karabach

Zachód jest nudny. Cała nadzieja w takich miejscach, które do tej pory uważaliśmy za zupełnie nieturystyczne. Niesłusznie zresztą. Mają duży potencjał. Są ciekawe. Inspirują, wciągają. Potrafią zafascynować.

Szukam, podróżuję ich śladem. Wiele lat temu odkryłem Gruzję i Armenię, trochę później Mołdawię… Z Syrii i Libanu wyrzuciła nas wojna. Wielka szkoda, to były piękne wycieczki. Lubię bliższą egzotykę. Orient jest w zasięgu 3 godzin lotu. Polscy turyści od lat eksplorują daleką Azję czy Amerykę Południową, a nie byli jeszcze w Gruzji czy Albanii.

A w międzyczasie dużo pisania. Przymierzam się do książki. Na razie powstał nowy serwis poświęcony Gruzji.

Z najnowszych rzeczy: rozmowa o blogowaniu w „Dzienniku Turystycznym”.

Życzę udanych wakacji!

Supra – zabawa w gruzińskim stylu

Kto był w Gruzji, wie co chodzi. A kto nie był, powinien pojechać i zobaczyć. Będzie zachwycony.

Trudno wyobrazić sobie Gruzję bez supry.

Supra to stół i zgrupowani wokół niego ludzie; bohaterowie, którzy mają odegrać swoje role. Bo supra to coś więcej niż jedzenie i picie. To sposób bycia w grupie, określony porządek rzeczy, coś jak rytuał. To sytuacja porządkująca międzyludzkie relacje. Tak tworzy się ład. Może dlatego przybyszom z Zachodu tak bardzo się to podoba. Może tęsknimy za takim życiem.

Gruzińskie klimaty

Gruzińskie klimaty

Dzięki rytuałowi, który uświęca, wydawałoby się tak przyziemną czynność jak jedzenie i picie, dotykamy sacrum. Takie czynności porządkują świat i nadają życiu sens.

Nawet nie musi być stół. Wystarczy obrus położony na trawie. Suprę można zorganizować w pociągu albo na szczycie wzgórza.

Po kilku dniach spędzonych w górzystej Tuszetii wracamy do położonej znacznie niżej Kachetii – region ten jest centrum gruzińskiego wina, tu znajduje się 70 proc. upraw winorośli. Rodzice Niko stąd pochodzą. Dziś mieszkają w Tbilisi, ale na wsi został dom po dziadkach. Ojciec właśnie go remontuje. Prace trwają kiedy przyjeżdżamy. Pojawienie się gości stwarza zupełnie nową sytuację. Gospodarz instruuje robotników, dwaj mężczyźni z rusztowań wędrują do kuchni i biorą się za gotowanie. Powinny robić to kobiety, ale w tym prowizorycznym gospodarstwie są sami faceci. Dadzą radę. Musi być dobrze, goście przyjechali.

Szykują suprę, a w tym czasie ojciec Niko zajmuje się nami. Nie możemy czekać bezczynie. Pokazuje nam ogród, podaje świeżo zerwane z drzewa figi. Z piwniczki wyciąga trzy butelki domowej czaczy – to mocny, ponad pięćdziesięcioprocentowy alkohol własnego wyrobu. Każda butelka zawiera trunek o innym smaku, więc próbujemy po kieliszku z każdej. Czas mija. Idziemy wybrać wino. Gospodarz pokazuje wszystko, co ma. Pyta na jakie wino mamy ochotę. To my wybieramy. Przy nas i dla nas nalewa dwa obfite dzbany.

Tetri - białe wino z kwewri, obowiązkowy element supry.

Tetri – białe wino z kwewri, obowiązkowy element supry

Zapraszają do stołu. Sporo jedzenia. Szaszłyki, ryba, kiełbaski i oczywiście obowiązkowe w Gruzji  sery oraz duże ilości warzyw. Je się tu sporo wszystkiego co zielone. Na półmiskach leży natka pietruszki, szczypior, bazylia, estragon, kolendra… Bierze się kilka łodyg, zwija w kłębek, macza odrobinę w soli i zjada.

Gospodarz przyjmuje rolę tamady. Wznosi toasty. W ściśle ustalonym porządku. Silna tradycja. Więc musi być za wiarę, za ojczyznę, za przodków, a zaraz po tym toaście obowiązkowo za rodzące się właśnie dzieci. Gospodarz w kwiecistych przemowach mówi miłe rzeczy o gościach. Uczta trwa kilka godzin. Kończymy ją bo trzeba wracać do Tbilisi. W bardzo dobrych nastrojach ruszamy w drogę.

W turystyce supra próbuje dogonić własną legendę. Stała się sławna. Została jednym z symboli kraju. I atrakcją turystyczną. Piszą i mówią o niej na całym świecie. Traktowana jest jak wyjątkowy fenomen. Jedyny, niepowtarzalny i całkowicie oryginalny. A do tego bardzo stary. Ma być świadectwem pięknej i dawnej tradycji.

Nie ma jednej supry, jedynego kanonu i stylu. Różnią się w zależności od regionu i tradycji (oczywiście każdy będzie uważał, że jego supra jest najwłaściwsza). Ale jest kilka niepodważalnych reguł. Pije się wyłącznie na komendę, na hasło i toast wzniesiony przez tamadę. Niekoniecznie do dna, można tylko umoczyć usta. No chyba, że tamada ogłosi toast bolomde – wtedy nie ma wyboru, trzeba wychylić cały kielich. Tamada rządzi! Pije się wino, najlepiej tradycyjne gruzińskie, podawane w dzbanach (Gruzja jest ojczyzną wina). Od biedy może być czacza. W żadnym wypadku jednak nie należy wznosić toastów piwem.

Najpierw na stole lądują przekąski – bogactwo gruzińskiej kuchni: bakłażany nadziewane pastą z orzechów, kiszone kwiatostany kłokoczki kolchidzkiej, sery i sałatki. Później dania gorące. Jeśli jest na bogato, to kolejne półmiski będą ustawiane piętrowo, jeden na drugim. Przed podaniem chinkali (duże pierogi w formie sakiewek) zmienią nam talerze. Chodzi o to, żeby nie uronić ani kropli znajdującego się w nich rosołu. To coś jak konkurs. Wygrywa ta osoba, która będzie miała najczystszy talerz. Jedzenie chinakli to sztuka. Trzeba tego nauczyć turystów. Bo inaczej zjedzą je jak Magda Gessler – nożem i widelcem. Wtedy stracą to, co najlepsze – pływający w sakiewkach pyszny rosół. Więcej na ten temat: Chinkali.

Prowizoryczny stół w ogrodzie. Supra

Prowizoryczny stół w ogrodzie. Supra

Dla turystów są supry specjalne, restauracyjne. Można do nich zamówić  tamadę–aktora, specjalistę ubranego w tradycyjny strój z kindżałem. Wynajęty pan spełni rolę wodzireja. Wszystko zostanie odegrane jak w teatrze, wzorowo. Turystom się spodoba. Ale szczerze powiedziawszy ciekawsze są supry prawdziwe, spontaniczne i dziejące się naprawdę.

Wycieczka do Gruzji.

Zobacz blog o turystyce w Gruzji.

Bezpieczne wycieczki do Gruzji i Armenii

Z rosnącym zdumieniem obserwuję pojawiające się komentarze na temat wyjazdów na Południowy Kaukaz. Dotyczą one obaw związanych w wydarzeniami na Ukrainie. Słyszę od kolegów z branży, że niektórzy odkładają wycieczki do Gruzji i Armenii „ze względu na wojnę”. To naprawdę zaskakujące, ponieważ oba kraje mają dużo mniej wspólnego z wydarzeniami na Ukrainie niż Polska! Ani Gruzja, ani tym bardziej Armenia nie zaangażowała się tak mocno w kijowski Majdan, jak polscy politycy z partii rządzącej.

Gruzja, Cminda Sameba

Gruzja, Cminda Sameba

W Gruzji i Armenii jest bezpiecznie! To, co się obecnie dzieje na Ukrainie nie ma żadnego wpływu na sytuację w Tbilisi czy Erywaniu. Skąd to wiem? Ponieważ tam jeździmy. Wczoraj wróciłem z Armenii. Byliśmy z grupą turystów na wycieczce. I było super! Słoneczna pogoda, piękne góry, ciekawe zabytki, dobre jedzenie i wspaniali, gościnni ludzie. Wszystko, czego potrzebujemy do udanej wyprawy.

W czasie, gdy ja z jedną wycieczką byłem w Armenii, druga nasza grupa zwiedzała Gruzję. Nie napotkali żadnych utrudnień. Nie zmieniło się nic. Jest tak, jak było w zeszłym roku! Gościnnie, sympatycznie, super! Pojutrze znowu lecę do Tbilisi. Z grupą 17 osób.

W jednym i drugim kraju turystyka nie słabnie. Właśnie zaczął się sezon. W dobrych hotelach nie ma wolnych miejsc. Wszystko zajęte. Już teraz płacimy zaliczki za hotele na wrzesień i październik. Nie ma innego wyjścia, bo hotele są rozchwytywane. Jeśli przyjedzie mniej Polaków, to wyrównają to obywatele innych krajów. Południowy Kaukaz zrobił się modny. W Armenii jest dużo Francuzów, Włochów, Koreańczyków; są nawet turyści z Indii.

Warto dodać, że samoloty polskiego LOT-u do Erywania i Tbilisi nie lecą nad Ukrainą! Korytarz powietrzny prowadzi przez Rumunię i Turcję.

Zobacz nasz film z Gruzji.

Armenia, nad jeziorem Sewan

Armenia, nad jeziorem Sewan. Fot. K.Matys

Można zadać pytanie pomocnicze. Czy osoby, które boją się wyjazdu do Gruzji lub Armenii powiedziałyby to samo o Polsce? To znaczy, czy np. Francuzowi odradziłyby wycieczkę do Polski podpierając się wydarzeniami na Ukrainie?! Zapewne obruszylibyśmy się, gdyby Hiszpan nam oznajmił, że nie przyjedzie do Krakowa „z powodu wojny”. Jak popatrzymy na mapę, to zauważymy, że z Odessy jest bliżej do Warszawy niż do Erywania!

Bać się Gruzji ze względu na Ukrainę, to mniej więcej tak, jak zrezygnować z wakacji w Turcji z uwagi na wydarzenia w Syrii.

Mam nadzieję, że większość turystów nie ulegnie psychozie i nie wpadnie w pułapkę nakręcanego przez telewizję strachu.

Podróże mają tę zaletę, że kształcą i dają prawdziwy obraz świata. Kto był w Gruzji lub w Armenii na przestrzeni ostatnich dni, ten wie jak jest w rzeczywistość.

W naszym biurze nie zauważamy wyraźnego spadku zainteresowania. Niedawno mówiłem o tym branżowemu portalowi Tur-info. Już w tej chwili, na wrzesień, do samej tylko Gruzji mamy zapisanych ponad 150 osób. Jak na wycieczki objazdowe o wysokim standardzie, to naprawdę niezły wynik. Można powiedzieć, że jest dobrze.

Gruzja, wino i wyśmienita kuchnia.

Gruzja, wino i wyśmienita kuchnia.

Dlaczego więc piszę ten artykuł? Ponieważ w interesie wszystkich biur podróży jest powstrzymanie irracjonalnej spirali obaw. Im więcej ludzie wiedzą, tym lepiej. Nie ma lepszej metody niż rzeczowa informacja.

Gruzja i Armenia to kierunki niszowe, w skali polskiej turystyki mniej istotne. Znacznie bliżej Ukrainy jest Bułgaria, a tam latem wypoczywa wielu Polaków. Co będzie jeśli turyści wystraszą się również tego kierunku? A po nim przyjdą kolejne?! Oby nie.

Więcej informacji na moich blogach:

Armenia.blog.pl

Gruzja-Armenia.blog.pl

Nasze wycieczki do Gruzji i Armenii.

Zobacz opinie klientów o biurze Krzysztof Matys Travel.

Kutaisi. Nowe centrum gruzińskiej turystyki

Do niedawna było to prowincjonalne i niezbyt atrakcyjnym miasto. Brakowało też odpowiedniej bazy turystycznej. Ustępowało innym, nawet znacznie mniejszym ośrodkom. I zapewne gdyby nie położenie na trasie z Tbilisi do Batumi mało kto by tu w ogóle zaglądał.

Kutaisi

W centrum miasta

Ale w tym roku sytuacja się zmieniła. Miasto zyskało na popularności. Stało się tak dzięki bezpośrednim połączeniom lotniczym z Warszawą i Katowicami. Kilka miesięcy temu Wizzair uruchomił loty do Kutaisi. W ten sposób pojawiła się zupełnie nowa możliwość niedrogiego przelotu do Gruzji. Wielu amatorów niskobudżetowych podróży nagle zaczęło szukać na mapie gdzie też leży to Kutaisi.

Gruzja jest niewielkim krajem, ale rozciągniętym na osi wschód – zachód. Kutaisi położone jest niemal w połowie tej drogi. Do Tbilisi i do Batumi jest stąd kilka godzin jazdy samochodem. Stanowi też dobrą bazę wypadową w kierunku Swanetii. Zatrzymywaliśmy się tu tylko na jedną noc. Kutaisi nigdy nie było celem samym w sobie. Pojawiało się w programach wycieczek przy okazji. Oglądaliśmy klasztor Gelati i katedrę Bagrati. No może jeszcze jaskinie Sataplia i jechaliśmy dalej. A teraz? Teraz wiele wycieczek tu się rozpoczyna i tu kończy. Kutaisi stało się ważne.

Kutaisi, Bagrati

Katedra Bagrati

Zobacz przykładowe trasy wycieczek z Kutaisi.

Proces przyciągania turystów ledwie się rozpoczął. Na razie lądują tu samoloty z Polski, Ukrainy, Białorusi i Rosji. Do zrobienia jest jeszcze sporo, ale sukces jaki miasto odniosło na rynku polskim pokazuje duży potencjał.

Jakie jest Kutaisi? Na pierwszy rzut oka nieciekawe. Nie ma tu wielu atrakcji turystycznych. Baza hotelowa dopiero zaczyna się tworzyć. I to nie tyle w samym Kutaisi, co w położonym tuż obok Tsalktubo – kurorcie z czasów radzieckich. W najlepszej jego części, zarezerwowanej kiedyś dla wyższych rangą oficerów Armii Czerwonej powstał czterogwiazdkowy hotel. W robiącym wrażenie parku i wnętrzach przypominających sowieckie pałace z lat 50. XX wieku czujemy zmianę klimatu. W Kutaisi są natomiast hostele i pensjonaty. Nastawione raczej na niskobudżetowego turystę z plecakiem.

Pamiętam swoje pierwsze wizyty w Kutaisi ładnych kilka lat temu. Centrum miasta to był opłakany widok. Chodniki i ulice straszyły dziurami. Nie było też przyciągającej dziś uwagę turystów fontanny na głównym rondzie miasta. W ogóle było jakoś szaro i smutno. Dumnie wznosząca się nad miastem katedra Bagrati straszyła wtedy ruiną. Ktoś, kto pamięta tamte czasy, wie jak wiele się tu zmieniło. Kutaisi wypiękniało.

To rodzinne miasto Katie Melua. Wzmianki o tym, że urodziła się tu znana piosenkarka pojawiają się nawet w przewodnikach. Ale jest to też miejsce, gdzie przyszedł na świat Władysław Raczkiewicz, znany polityk okresu II Rzeczpospolitej i prezydent RP na uchodźstwie. Na Południowym Kaukazie mieszkało wielu Polaków. Robili tu kariery, służyli w armii rosyjskiej, prowadzili duże biznesy, trafiali jako jeńcy z powstań. Na początku XX wieku naszych rodaków było tu około 100 tys. Część z nich mieszkała w Kutaisi. Wtedy było to ważne miasto, stolica jednej z dwóch gruzińskich guberni.

Kutaisi, fontanna

Fontanna w centrum miasta. Nawiązuje do złota Kolchidy

Lotnisko znajduje się kilkanaście kilometrów za miastem. Jego remont, a właściwie całkowita przebudowa, był jednym ze sztandarowych działań ekipy prezydenta Saakaszwilego. Symboliczna jest nazwa lotniska. Nosi ono imię Dawida Budowniczego (David the Builder Kutaisi International Airport), co sugestywnie oddaje ideę tego procesu. Dawid był jednym z największych władców, od jego rządów zaczęły się złote lata Gruzji.

Jak dostać się do miasta?

Lotnisko położone jest przy głównej drodze Batumi – Tbilisi. Stojąc przy tej trasie tyłem do lotniska w lewo mamy drogę do Batumi, w prawo do Kutaisi i dalej do Tbilisi. W całej Gruzji komunikacja publiczna oparta jest o marszrutki, czyli minibusy kursujące na określonych trasach. Możemy wsiąść do marszrutki, która zaczyna bieg przy lotnisku (cena będzie trochę wyższa, i tak: Kutaisi ok. 7 lari, Tbilisi minimum 20 lari, Batumi 20 lari) lub próbować złapać marszrutkę przejeżdżającą trasą obok  – będzie taniej, ale nie zawsze są wolne miejsca, czasami trzeba długo czekać. Oczywiście można tez skorzystać z propozycji taksówkarzy, którzy pojawiają się przed lotniskiem w godzinach lądowania samolotów.

Cena taksówki z lotniska do Kutaisi, to ok. 20-25 GEL (lari). Na lotnisku jest punkt wymiany pieniędzy, czynny w porze przylotów. Kurs uczciwy, niemal identyczny jak w kantorach w mieście. Więcej na ten temat w artykule: Lotnisko w Kutaisi, informacje praktyczne.

Lotnisko jest niewielkie, ale nowoczesne, czyste i ładne. Działa jednak na pół gwizdka, lotów jest mało, więc całymi godzinami nic tu się nie dzieje. Zapewne dlatego nie ma na nim ani strefy wolnocłowej, ani żadnego sklepiku czy kawiarni. Nawet automatu z napojami. Wylatując więc z Gruzji nie ma szans na wydanie miejscowej waluty (lari). To stan na jesień 2013 r. Może w najbliższym sezonie coś się zmieni…

Kutaisi, parlament

Parlament w Kutaisi

Co warto zobaczyć?

Tuż za Kutaisi znajduje się wspaniały zabytek architektury sakralnej, czyli klasztor Gelati. Wzniesiono go na początku XII wieku, a przy budowie miał pracować sam Dawid Budowniczy. W bramie do monasteru znajduje się jego grobowiec. A w samym mieście, na wzgórzu pięknie prezentuje się katedra Bagrati. Wyświęcono ją w 1003 roku. W XVII wieku została w sporej części zniszczona. Wysadziła ją w powietrze turecka armia.  Przetrwały tylko fragmenty zewnętrznych ścian. Trwała w takiej postaci, uważana przez Gruzinów za narodowy i religijny symbol. Kilka lat temu postanowiono ją odbudować. I zrobiono to. Wbrew wytycznym UNESCO! Sposób w jaki to uczyniono wzbudza kontrowersje. Ja jestem zachwycony. To piękny przykład połączenia wiekowego zabytku z nowoczesnością. Część rekonstrukcji wykonano ze szkła i metalu. Wygląda rewelacyjnie, zwraca uwagę, wzbudza komentarze. Czyli jest wszystko to, czego potrzebuje promocja turystycznych miast.

Kutaisi ma za sobą długą i piękną historię. To tu znajdowała się starożytna Kolchida. Do tego miejsca, skuszeni bogactwem Kaukazu wybrali się dowodzeni przez Jazona Argonauci. W średniowieczu było królewskim miastem i pełniło rolę stolicy. Na początku XIX wieku, po zajęciu Gruzji przez Rosję, miasto stało się jednym z dwóch najważniejszych administracyjnych ośrodków okupowanego kraju. W czasach radzieckich ulokowano tu ośrodki przemysłowe. Dziś zostały po nich opustoszałe fabryki i dzielnice blokowisk. W latach 90. poprzedniego stulecia Kutaisi pogrążyło się w upadku. W całej Gruzji były tu problemy z zapewnieniem podstawowych potrzeb, takich jak ogrzewanie, woda i prąd. Niesamowitą historię z tamtych czasów opisuje żona Saakaszwilego, Sandra Elisabeth Roelofs. Miejscowy obyczaj stanowił, że elektryczność włączano w tych domach, w których ktoś zmarł. Tak więc pomysłowi mieszkańcy kilku bloków w Kutaisi zainwestowali w trumnę. Udając, że ktoś zmarł wystawiali wieko przed drzwi mieszkania. Stało tam przez trzy dni, bo tyle trwały przygotowania do pogrzebu. A w tym czasie mieszkańcy mieli prąd. Działało dopóki urzędnicy nie rozszyfrowali tego procederu. Tamte czasy na szczęście już minęły. Po rewolucji róż (2003 r.) wiele się zmieniło. Gruzja jest stabilnym i bezpiecznym krajem. Dziś już mało kto pamięta, że kilkanaście lat temu były takie kłopoty. Kutaisi też wygląda zupełnie inaczej. I przyciąga coraz więcej turystów.

Tu znajdują się propozycje wycieczek z przelotem do Kutaisi.

Zobacz blog: turystyka w Gruzji

Inne artykuły:

„Batumi, legenda i rzeczywistość”

„Tbilisi w obiektywie”.

pocztowka_gruzja_krzysztofmatystravel

Pocztówka z Gruzji

Jutro wracamy do Polski. To była kolejna, bardzo przyjemna wycieczka. Który to raz już w tym roku jestem w Gruzji? Bodaj piąty. I jeszcze dwie wyprawy przede mną. I tak od kilku lat. Właściwie to Gruzja mnie pochłonęła. Na miły sposób zniewoliła. Tak, jak kiedyś uzależniony byłem od Egiptu, tak dziś od Gruzji.

pocztowka_gruzja_krzysztofmatystravel

Zastanawiam się dlaczego tak się stało. Co w Gruzji jest aż tak niesamowitego? I szczerze mówiąc nic oryginalnego nie przychodzi mi do głowy. Chyba już za bardzo przyzwyczaiłem się do tych miejsc, zabytków, ludzi, kuchni, wina… Nie mam dystansu i świeżego oglądu właściwego komuś, kto przyjechał tu pierwszy raz. Tbilisi stało się tak oczywiste, jak mój rodzinny Białystok. Oswojone, prawie własne…

Kończymy wycieczkę. Przed nami już tylko uroczysta kolacja. Mnóstwo dobrego jedzenia, sporo wyjątkowego wina, pokaz tańców gruzińskich, ciekawa muzyka. My też pewnie potańczymy. I do Polski. Co by było gdybym miał szybko nie wrócić do Gruzji? Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji! Następna wycieczka już za kilkanaście dni.

A tu znajduje się mój nowy blog:  turystyka w Gruzji

Jak się pisze przewodniki

Temat to rozległy i obfitujący w rozliczne „ciekawostki”. W przewodnikach błędy się zdarzają. Niby nic w tym szczególnego, ale dla nas, osób oprowadzających wycieczki, fakt ten ma szczególne znaczenie. Turyści czytają przewodniki i bywa, że mocno przywiązują się do podanych tam informacji. Z jednej strony, chodzi o opinie autorów. Jeśli napisane jest, że coś koniecznie trzeba zobaczyć, to nawet jeśli w rzeczywistości jest to miejsce niewarte uwagi, trudno wytłumaczyć to turystom. Dopiero po fakcie przyznają rację. Z drugiej strony, mam na myśli oczywiste pomyłki i przeinaczenia. Błędy w datach, nazwach własnych czy opisach wydarzeń.

Na takie kwiatki zdarzało mi się trafiać przy kolejnych poznawanych przez lata krajach. Może kiedyś warto by było popełnić publikację zbiorczo ujmującą cały temat. Póki co, chcę opisać jeden przypadek. Z mojej ulubionej Gruzji. (Zobacz blog poświęcony Gruzji).

Rzecz dotyczy wyjątkowej kariery jaką zrobiła nieprawdziwa informacja. Oto „fakt” podany w jednym przewodniku, powtarzany jest w kilku kolejnych. Zmieniają się języki, autorzy i wydawnictwa, a mimo to błędny przekaz trwa. Przechodzi z książki do książki i z kraju do kraju. Czytają to rzesze turystów. Wina jest po stronie autorów, wydaje się, że przepisują jeden od drugiego bez najmniejszej próby weryfikacji  oraz wydawnictw, które najwidoczniej skąpią na porządną opiekę redakcyjną.

Jak można pomylić Macieja z Mateuszem?!

Gonio, miejsce pochówku św. Macieja

Gonio, domniemane miejsce pochówku św. Macieja

Tuż obok Batumi znajduje się często odwiedzana przez turystów twierdza Gonio (starożytne Apsaros). Turystyczną i historyczną rangę miejsca podnosi domniemany fakt pochówku jednego z apostołów. Chodzi o św. Macieja. To bardzo charakterystyczna postać – Maciej został dobrany do dwunastki na miejsce Judasza. I właśnie taki opis znajduje się na tablicy, ustawionej w  twierdzy Gonio. Trudno więc pomylić go z jakimkolwiek innym apostołem. Tymczasem dostępnie na naszym rynku przewodniki z Macieja czynią… Mateusza!

Leży przede mną przewodnik „Gruzja i Armenia oraz Azerbejdżan. Magiczne Zakaukazie”. Wydawnictwo Bezdroża,  z roku 2008. Na stronie 139 znajduję informację iż „podania głoszą”, że  w twierdzy Gonio znajduje się grób św. Mateusza.

To samo, w niemal dosłowny sposób powtarza wydany w 2013 roku przewodnik Pascala, „Gruzja, Armenia i Azerbejdżan”, s. 219:

Według legendy na obszarze twierdzy znajduje się miejsce pochówku św. Mateusza, jednego z apostołów.

Podobnie Katarzyna Pakosińska w swoich „Georgialikach”, s.143:

Legenda mówi, że to właśnie w Gonio został pochowany św. Mateusz, jeden z dwunastu apostołów Chrystusa.

Skąd ta pomyłka? Nie wiem, trudno przesądzać, może to zwykły błąd w tłumaczeniu. Na tablicy (widoczna na zdjęciu) mamy podaną wersję angielską – Matthias i rosyjską – Матфий. (Dla pewności sięgam do rosyjskojęzycznej wersji Dziejów Apostolskich [1,26]: И бросили о них жребий, и выпал жребий Матфию, и он сопричислен к одиннадцати Апостолам). Na pewno nie chodzi więc o Mateusza – w jęz. angielski Matthew.

Przewodniki z błędami

Być może polscy autorzy sugerowali się informacją zamieszczoną w przewodniku Lonely Planet „Georgia, Armenia & Azerbaijan” (pierwsze wydanie w roku 2000). Mam przed sobą trzecią edycję (maj 2008). Na stronie 94 znajdujemy takie zdanie:

This is a vast and almost totally intact Roman fortress, which now has stunningly luscious gardens and is home to the grave of the Apostle Matthew/Levi.

Co miałby robić apostoł Mateusz na terenie dzisiejszej Gruzji? Nie wiem. Nie znam żadnych źródeł sugerujących taką możliwość. Natomiast o Macieju i owszem. Wśród kilku przekazów jest i ten, który wymienia starożytną Kolchidę, czyli wschodnie wybrzeże Morza Czarnego. Dla historyka to oczywiście zbyt mało by stwierdzić, że św. Maciej na pewno pochowany został w Apsaros. Ale jeśli już podajemy informację o tym, że grób jednego z apostołów może znajdować się obok Batumi, to bierzemy pod uwagę Macieja, a nie Mateusza!

Apostoł Maciej

Apostoł Maciej

Jest kilka teorii dotyczących miejsca i przyczyn śmierci apostoła Macieja. Według najbardziej rozpowszechnionej miał być torturowany, a następnie ścięty toporem w Jerozolimie. Wg innej zmarł śmiercią naturalną w Macedonii. Tradycja grecka utrzymuje, że został pochowany na terenie twierdzy Apsaros (Gonio). Między innymi ten fakt jest podstawą dla Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego do powoływania się na tradycję apostolską (na obszarze dzisiejszej Gruzji poza Maciejem nauczać mieli apostołowie Andrzej, Szymon, Bartłomiej oraz Juda Tadeusz).

Praca pilota i przewodnika wycieczek to fascynujący temat. Również jeśli chodzi o jego relacje z grupą. Zasada wygląda mniej więcej tak, że im bardziej grupa zna pilota i ceni jego wiedzę, tym chętniej odkłada na bok książkowe przewodniki. Jeśli pilot jest znawcą tematu, to dzieje się to z oczywistą korzyścią dla turystów.

Więcej o Gruzji na tym blogu:
Człowiek gruziński – najstarszy Europejczyk!
Muzeum Stalina
Moda na Gruzję

Nasze wycieczki do Gruzji.

Człowiek gruziński

Odkrycie jakiego dokonano w Gruzji wywróciło do góry nogami obowiązujące teorie ewolucji człowieka.

Do tej pory uważano, że około 1,8 mln lat temu na terenie Afryki wyewoluował bezpośredni przodek człowieka, czyli Homo erectus. Stojąca na nogach istota, wyposażona w całkiem spory mózg (dwie trzecie objętości mózgu dzisiejszego człowieka) oraz potrafiąca wytwarzać proste kamienne narzędzia ruszyć miała na podbój Europy i Azji. Sądzono, że na tych kontynentach pojawiła się nie wcześniej niż 1 mln lat temu.

homo georgicus

Tak mógł wyglądać Homo georgicus

Tymczasem odkryte w Gruzji szczątki (między innymi czaszki z żuchwami oraz kości kończyn) znajdują się w warstwie datowanej na 1,8 – 1,7 mln lat! Co więcej, nie pasują do dotychczasowej systematyki. Wszystko wskazuje na to, że światu ukazał się nowy, nieznany dotąd przodek człowieka! Trzeba było utworzyć dla niego osobną nazwę. W ten sposób pojawił się Homo georgicus, czyli człowiek gruziński.

W świadomości opinii publicznej pojawił się nagle. Wystrzelił z wielkim hukiem i zajął ważne miejsce w naukowych opracowaniach dotyczących ewolucji człowieka. Szybko poznał go cały świat.

Co to zmieniło?

Dziś już nie da się z całą pewnością stwierdzić iż Homo erectus wyewoluował w Afryce. Możliwe, że miało to miejsce na Kaukazie. W skrócie mogło wyglądać to tak, że bardziej prymitywny przedstawiciel rodzaju ludzkiego, czyli Homo habiliz wywędrował z Afryki i gdzieś tu na pograniczu dzisiejszej Europy i Azji rozwinął się w Homo erectusa po to, by później wrócić do Afryki. W ten sposób Kaukaz stał się jedną z potencjalnych kolebek ludzkości.

Odkrycie z Dmanisi odbiło się szerokim echem. Tablica z Muzeum Narodowego w Tbilisi, zobacz: Wycieczka do Gruzji.

Homo georgicus miał 1,5 m wzrostu i puszkę mózgową o pojemności około 600 – 700 cm sześciennych. To znacznie mniej niż Homo erectus. Stawiało to pod znakiem zapytania kolejną obowiązującą do tej pory teorię, jakoby do dalekich, międzykontynentalnych podróży przodkowie człowieka potrzebowali dobrze rozwiniętego mózgu. Ręce człowieka gruzińskiego wskazują, że z łatwością mógł wspinać się po drzewach. Natomiast zachowane kości nóg sugerują, że hominidy te bez trudności poruszały się w pozycji wyprostowanej, (podobnie jak Homo erectus) mogły odbywać długie marsze i biegać. Paleoantrapolodzy od jakiegoś czasu podejrzewali już, że kluczową dla rozwoju człowieka mogła być właśnie umiejętność sprawnego poruszania się na dwóch nogach.

Odkrycia dokonano w Dmanisi – niewielkiej miejscowości położonej około 100 km na południe od Tbilisi. Prace archeologiczne prowadzono tu już w latach 30. XX wieku. Rozkopywano warstwy z okresu średniowiecza i epoki brązu. Pierwsze świadectwa bytności człowiekowatych na tym terenie pozyskał gruziński antropolog i archeolog David Lordkipanidze. Najważniejsze znaleziska, będące już dziełem międzynarodowej ekipy, miały miejsce w latach 1999 – 2002.

Dmanisi

Dmanisi, miejsce wykopalisk

Dmanisi stało się paleoantropologicznym eldorado. Na powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych znaleziono fragmenty szkieletów, w tym bardzo ważne kości nóg i rąk oraz mózgoczaszki z żuchwami należące do co najmniej pięciu osobników! Skąd aż tyle w jednym miejscu?! Możliwe, że natrafiono na legowisko tygrysa szablozębnego. Człowiekowate korzystały z jego stołu, pożywiając się niedojedzonymi resztkami (hipoteza padlinożerców), ale padały też ofiarą. Jedna z czaszek ma dwa otwory, idealnie pasujące do kłów tygrysa.

Ale Dmanisi stwarza też trudności. Burzy dotychczasowe koncepcje i stawia mnóstwo pytań. Jeden z paleoantropologów oznajmił półżartem, że właściwie to trzeba by to miejsce zakopać i udać, że nigdy niczego tu nie znaleziono.

Czaszki z Dmanisi

Czaszki z Dmanisi

Jednym z wyjątkowych znalezisk jest czaszka starszego osobnika. Pozbawiony zębów przeżył jeszcze kilka lat. Grupa, w której funkcjonował musiała się nim opiekować. Świadczyć to może o altruistycznych zachowaniach hominidów sprzed prawie 2 mln lat!

Człowiek gruziński okrzyknięty został pierwszym międzykontynentalnym podróżnikiem. Otwartym pozostaje pytanie, co skłoniło go do tak dalekich wędrówek. Może przemieszczał się wraz z tygrysami szablozębnymi, które szukały ciepłych lasów, uciekając z terenów, na które wchodziła sawanna.

Dmanisi można zwiedzać. Zabezpieczone daszkiem i otoczone wygodnymi chodnikami miejsce czeka na turystów. W małym pawilonie wyświetlany jest film pokazujący kolejne etapy prac archeologicznych. Pokazano też jak wyglądały tutejsze hominidy. Miejsce to kojarzy mi się z muzeum w Addis Abebie i słynną Lucy, okrzykniętą „prababką ludzkości” (więcej na ten Etiopia. Lucy). Z całą pewnością znaczenie skamieniałości z Dmanisi jest co najmniej porównywalne z tamtym, słynnym odkryciem.

Więcej o turystyce i wycieczkach do Gruzji.

Muzeum Stalina

Zaskoczony jestem, że przypadająca dziś rocznica śmierci Stalina wzbudziła tak duże zainteresowanie polskich mediów. Wyrwało mnie to z zimowego odrętwienia i przywołało wspomnienia z Kaukazu. Obowiązkowym elementem wycieczki do Gruzji jest oczywiście Gori – rodzinne miasto Stalina.

Muzeum Stalina Gori

Tablica przy wejściu do muzeum

Zwiedzamy wielki gmach muzeum poświęconego pamięci dyktatora, pancerny wagon którym podróżował oraz niewielki domek, w którym miał przyjść na świat. Interesujące miejsce, które dziś oczywiście nie ma na celu propagowania stalinizmu. Pokazuje raczej jak kiedyś za pomocą prostych metod wpływano na ludzi, jak tworzono kult. Jest trochę zabawnie, trochę pouczająco. Na ten temat pisałem wcześniej: Stalin już nie straszy.

Wagon Stalina

Pancerny wagon Stalina

Byłem tam dziesiątki razy. Oprowadziłem wiele turystycznych grup. Dwie czy trzy osoby odmówiły wejścia. Oczywiście, to zrozumiałe. Rachunek krzywd jest olbrzymi. Ale znacznie częściej spotykam się z innymi reakcjami. Dziś ludzie mają już chyba spory dystans, chcą zobaczyć, dotknąć, spróbować zrozumieć…. Turyści robią zdjęcia i dopytują o szczegóły. Zobacz też: Aleja Stalina.

Gori, dom Stalina

Rodzinny dom Stalina

W muzealnym sklepiku jedną z częściej kupowanych pamiątek jest wino marki „Stalin”. Czerwone. Takie sobie, ale etykieta na butelce robi swoje. Od kilku lat obserwuję wysyp pamiątek z wizerunkiem Stalina. Magnesy na lodówkę, figurki, talerzyki i znaczki pojawiają się na straganach w całej Gruzji. Musi być zbyt, ktoś to chce kupować. Podaż idzie za popytem. W Gori, przy muzeum starszy pan sprzedaje zapałki z portretem dyktatora. Ma ich całą walizkę. Kosztują grosze, ludzie kupują, nawet ci, którzy poddają w wątpliwość sens wizyt w takim miejscu.

PS. Muzeum powstało w 1937 roku, w czasie najstraszliwszej stalinowskiej nocy. Rozbudowano je w 1953 roku, po śmierci dyktatora. Gruzja odziedziczyła je więc w spadku po ZSRR. Nie zostało zamknięte z kilku powodów. W grę wchodziły również sympatie mieszkańców Gori, więcej pisałem o tym tu. Dziś pełni rolę turystycznej atrakcji, przyciągając wielu gości z całego świata.

Blog o turystyce w Gruzji.

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén