Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Konduktor poliglota

Szczyt wakacyjnego sezonu. Pociąg Tour de Pologne z Katowic do Gdyni. Wsiadam w Białymstoku. Podróż miło płynie. Nigdzie mi się nie spieszy. Jedziemy powoli, kreśląc zygzaki po ślicznych Mazurach i pięknej Warmii. Żadnego stresu, po 5 godzinach docieramy do Olsztyna (samochodem byłoby to 240 km!).

 

Na jednej ze stacji wsiada grupa harcerzy. Młodzież w wieku około 17-20 lat. Francuskojęzyczni, są z Belgii. Kilku siada w moim przedziale. Rozmawiamy po angielsku. Mili, uśmiechnięci, sympatyczni. Nie piją, nie klną. Podróż idealna. Straż Ochrony Kolei nie miałaby tu nic do roboty.

 

Przychodzi pora na sprawdzenie biletów. Konduktor chce wiedzieć ilu ich jest. Pyta więc wyrzucając z siebie: How much? Pytaniu towarzyszy szeroki ruch ramion. Ręce wyraźnie wskazują na to, że chodzi o wielkość grupy. Belg idealnie zrozumiał specyfikę sytuacji, bo nawet nie próbował tłumaczyć w jakimkolwiek języku. Po prostu na palcach pokazał, że jest ich piętnastu.

 

Dumny pracownik kolei oznajmia koledze, który właśnie podszedł: Dogadałem się. Jest ich piętnastu.

 

W moim przedziale jeden zasnął. Nogi ma na fotelu naprzeciwko. Miły konduktor pochyla się i zdecydowanym ruchem ręki, zrzuca je na podłogę. Zdezorientowanemu, wyrwanemu ze snu młodzieńcowi oznajmia: No szue! [pisownia fonetyczna]. A następnie, już w zrozumiałym i pięknym języku polskim dodaje: Nie wolno! I pokazuje palcem na belgijskie buty.

 

Skauci byli już pod koniec dwutygodniowej wycieczki po Polsce. W planach mieli jeszcze Malbork i Gdańsk. Podróżowali sami, bez polskiego pilota. Zdani byli na siebie. Z dużą ciekawością pytałem o ich wrażenia, o to jak poradzili sobie kupując bilety, pytając o drogę czy zamawiając jedzenie. Zaskoczeni byli słabą znajomością języków obcych oraz czasem, jaki tracili na transport. Podróżowali pociągami lub autobusami. Doświadczyli więc dwóch szczególnie „mocnych” stron naszej infrastruktury. Z przejęciem pytali, czy my naprawdę chcemy zrobić Euro 2012. Z ich punktu widzenia, to trudne do wyobrażenia. Brak dróg i szybkiej, sprawnej kolei. A do tego problemy językowe. Wyobraźmy sobie tłumy kibiców z całego świata i konduktorów machających rękoma.

 

Rozumiem, że budowa nowych torów wymaga olbrzymich nakładów. Wymiana taboru też. Ale zmiana jakości pracy, już chyba nie jest tak kosmicznym wydatkiem.

 

Coś mi się obiło o uszy, że związki zawodowe myślą o strajku na kolei. Było nawet referendum w tej sprawie. Chcą zarabiać więcej. Proszę bardzo, niech zarabiają. A w zamian niech chociaż nauczą się angielskiego!

 

Przecież to środek wakacji. Trasa przez turystyczne Mazury nad wybitnie turystyczne Wybrzeże. Pociągiem może jechać każdy. Nawet Belg! I co? Siedzący obok pasażerowie mają robić za tłumacza? Jak to świadczy o polskiej kolei, o całym kraju, o decydentach, którzy powinni widzieć sytuację na lata do przodu i odważnie dokonywać zmian na lepsze?! Co miałem tłumaczyć zagranicznej młodzieży. Że to przez komunizm, przez Moskwę?!

 

Dyrekcjom kolejowych spółek podpowiadam strategię negocjacyjną ze związkami. Albo konduktorzy nauczą się przynajmniej podstaw angielskiego, albo stracą pracę. Do wzięcia są młodzi, znający po kilka języków, wykształceni i gotowi uczyć się dalej – chociażby właściwego stosunku do klienta.

Poprzednie

Drogie last minute

Następne

Wakacyjny terror

Komentarzy: 8

  1. ~over

    Oj Panie Krzysztofie, obawiam się, że „porada” z ostatniego akapitu jest nietrafiona i wskazuje na brak znajomości polskich realiów. Przy okazji wspomnianych przez Pana nawoływań do strajku, widziałem w TV wywiad z konduktorką. Cyfry mnie przeraziły: 30 lat pracy 1200 pln netto! Tym samym nie wydaje mi się, żeby młody i znający języki Polak tak chętnie pracował w PKP z klientem (kasa/pociąg), w TAKICH warunkach, otrzymując TAKIE wynagrodzenie. Oczywiście nie neguję potrzeby zmian na kolei, problem jest jednak bardzo skomplikowany.

    • ~Krzysztof Matys

      Ależ oczywiście, rada ta, w przeważającej mierze, miała sarkastyczne zabarwienie. Lepiej to, niż strzelić sobie w łeb z rozpaczy (lub wstydu przed Belgami).Pewnie nie do końca, ale jakoś tam, rozumiem złożoność sytuacji. Tyle, że właśnie złożonością od 20 lat tłumaczy się brak zmian na lepsze. Poprzednio, na trasie z Białegostoku do Gdańska jechałem 25 lat temu! Z mamą i bratem na wczasy. 25 lat temu pociąg wyglądał tak samo i równie długo jechał!!! Przecież dziś, ćwierć wieku, to cała epoka. Zmieniło się wszystko! A na kolei nic. Winnych brak bo „sytuacja jest trudna”.Zarobki. Bilety sprawdzało nam 2 konduktorów (idąc obok siebie, po co?). Gdyby to była moja firma, robiłby to jeden. Za dwa razy wyższą pensję. Wtedy może opłacałoby się mu nauczyć angielskiego.

      • ~over

        Ze wszystkim się zgadzam Panie Krzysztofie. O pkp, zus, poczcie, nfz można pisać i pisać, najgorsze jest to, że wszyscy wiedzą o tych nowotworach ale zawsze stoi COŚ przed ich zreformowaniem.

        • ~a

          to co Pan pisze, jest jak najbardziej prawdziwe, zdecydowanie lepszy (z punktu widzenia klienta) bylby jeden konduktor mowiacy po angielsku, w przyjemny sposob obslugujacy podroznych i do tego zarabiajacy tyle, zeby byc zadowolonym ze swojej pracy i szanowac ja; pojawia sie jednak pytanie, co by sie stalo z tym drugim konduktorem, ktory moze nie chce, moze nie umie sie przystosowac do obecnych realiow, jezeli stracilby prace? W jaki sposob jego rodzina mialaby sie utrzymac, z czego zyc? To sa trudne pytania, na ktore ciezko znalezc jednoznaczna odpowiedz. Z punktu widzenia przedsiebiorcy sprawa wydaje sie byc oczywista, natomiast biorac pod uwage inne czynniki niz maksymalizacja efektywnosci pracy, takie proste juz to nie jest…ps. w naszym kraju (i nie tylko naszym) funkcjonuje mnostwo przedsiebiorstw, ktorych glowynym zadaniem wydaje sie byc zapewnienie ludziom srodkow do zycia (i sa to zarowno panstwa nisko rozwiniete jak i te najbardziej)pozdrawiam:)

  2. ~me

    A dla mnie najfajniejsze w podróżowaniu jest to , że czasem trzeba poużywać rąk, żeby sie dogadać 🙂 Z swoją drogą polecam próbę nabycia biletu do Girony na Costa Brava , gdzie nie uda się to za Boga , jesli nie wymówi się nazwy miejscowości po katalońsku

  3. ~Heniek

    wypadałoby jadąc do jakiegoś kraju nauczyć się choć podstawowych zwrotów. Przyjeżdżają do Polski i ani be ani me po polsku? Kiedyś językiem dominującym był angielski lub hiszpański. Teraz językiem polskim posługują się w wielu krajach. Na przykład taka Anglia, idziesz ulicami i słyszysz język polski. Więc przyjezdni do Polski niech się uczą tego pięknego języka. 🙂 😛

  4. ~cezio

    Witam Panie Krzysztofie, w 2002 roku byłem w Pekinie – kilka lat przed Igrzyskami. Miałem w hotelowym pokoju telewizor, z którego nie miałem żadnego pożytku – wszystko po chińsku. Niemniej jednak na co najmniej trzech kanałach były tam emitowane kursy języka angielskiego. Takiż sam kurs docierał do uszu pekińskiego taksówkarza przez radio. A u nas reklamy:)

  5. poligloci w Polce, no cóż nikt nie powiedział, że nie może nim być konduktor 🙂 Bardzo fajnie jest znać wiele języków. Mnie zainspirował artykuł o najbardziej znanych autorytetach językowych z pomocą Preply może I kogoś zainspiruje http://www.angielski.slowka.pl/artykuly,9-najpopularniejszych-autorytetow-jezykowych-w-polsce,m,2536.html

Dodaj komentarz

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén