Blog Krzysztofa Matysa

Podróże i coś więcej.

Tag: indie (Strona 2 z 2)

Tadź Mahal

Jeden z portali zamieszcza dziś artykuł o mocno niepokojącej wymowie. W skrócie można przedstawić to tak: Chcesz zobaczyć Tadź Mahal? Musisz się pospieszyć, ponieważ w ciągu pięciu lat zabytek runie!

Magia Tadź Mahal

Magia Tadź Mahal

Chodzi o to, że budynek wzniesiony został na podmokłym terenie, tuż nad brzegiem rzeki. Wybudowano go na mahoniowych palach. Drewno, jeśli na stale zanurzone jest w wodzie, trwa w dobrym stanie. Ale od jakiegoś czasu rzeka Jamuna ma coraz mniejszy nurt, teren pod budowlą wysycha i w wyniku tego pale szybko korodują. Mówiąc krótko, monumentalny budynek stoi na niepewnym fundamencie. Specjaliści alarmują, a Tadź Mahal ma kolejną reklamę.

Byłem, widziałem, oprowadziłem sporo wycieczek, ale Tadź jakoś mnie nie uwiódł. Oczywiście, jest piękny i wyjątkowy, bardzo charakterystyczny i wręcz idealnie pasuje do katalogu z wycieczkami, ale przecież to tylko powierzchowność, za którą kryje się okrutna historia. Warto wspomnieć też o tym, że choć zabytek stał się symbolem Indii, to raczej Hindusów obraża niż reprezentuje.

Wiem, że mogłem rozczarować niejedną osobę. Przepraszam, ale w przypadku tej atrakcji turystycznej, narosło tak wiele nieporozumień, że warto wyjaśnić to i owo.

Zacznijmy od nazwy

Zgodnie ze zmianami wprowadzonymi na XX posiedzeniu Komisji Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Polski (27 września 2005 roku) poprawna polska nazwa mauzoleum to Tadź Mahal. Tak też również powinniśmy wymawiać tę nazwę. Nie „tadż”, a „tadź”. Zgłoska „dź” jest wspólna dla języków Indii i języka polskiego. Jesteśmy uprzywilejowani. Anglicy nie maja takiego komfortu i muszą używać zgłoski „dż”. To za ich przykładem zaczęliśmy nazywać ten zabytek Tadż Mahal (od angielskiego Taj Mahal), ale jest to niepoprawne. Dziwne, że w wielu publikacjach ta forma dalej jest stosowana.

Tadź Mahal to bardzo oblegane miejsce

Romantyczna opowieść

Nie wiem kto to wymyślił i kiedy ów pomysł się pojawił, ale dziś mauzoleum nazywane jest Świątynią Miłości. Piękne to i idące naprzeciw naszym oczekiwaniom. W internetowym głosowaniu, jakie miało miejsce w latach 2006 – 2007, został wybrany do grona siedmiu nowych cudów świata. Przypisano mu takie atrybuty, jak miłość i pasja.

A jak to było naprawdę? Mumtaz Mahal, żona Szahdżahana (z pochodzenia Ormianka) była córką perskiego dostojnika i najbliższego współpracownika cesarskiego dworu. Wiele wskazuje na to, że ta wyjątkowo mądra kobieta, miała spory wpływ na męża. W zapętlonym w zdradach i okrucieństwie mogolskim dworze, mogła być jedyną osobą, której cesarz ufał. Tym też tłumaczy się rozpacz Szahdżahana po stracie żony. Mumtaz zmarła w czerwcu 1631 r. w wyniku powikłań porodowych. Urodziła czternaste dziecko (cóż za eksploatacja!) Organizm nie wytrzymał trudów podróży (towarzyszyła mężowi w wyprawach pacyfikujących kraj). Rozpacz Szahdżahana wyraziła się między innymi dwuletnim okresem żałoby. W całym państwie nikt nie mógł tańczyć i śpiewać. By wymusić żałobę wymordowano niejedną hinduską wieś (święta religijne związane są z tańcem i śpiewem). W wyniku tego, do tej pory, w miarę tolerancyjny władca, przeszedł na stronę twardego islamu, wszczynając prześladowania hinduskich wierzeń. Burzone były tradycyjne świątynie, a na ich miejsce wnoszone meczety. Zakazano małżeństw mieszanych. Szahdżahan pogrążył się w motywowanym religijnie okrucieństwie.

Szybko też znalazł pocieszenie. Zawsze otaczał się kobietami, ale teraz to był już czysty hedonizm. Podejrzewa się go o kazirodczy związek z najstarszą córką. Więcej na ten temat w artykule: Indie Wielkich Mogołów.

Budowa

Trwała około 20 lat. Zbiegła się w czasie z tragicznymi wydarzeniami. Doprowadzona do ruiny wysokimi podatkami,

Nasze biuro w Tadź Mahal

Nasze biuro w Tadź Mahal

indyjska wieś, cierpiała głód. Do tego doszły epidemie. Z głodu umierały całe prowincje. Mimo to budowa postępowała. Były fundusze na opłacenie 20 tys. robotników, drogie materiały, ogromne ilości pereł, srebra, złota i szlachetnych kamieni.

Raczej za wydumane (przez hiszpańskiego misjonarza) należy uznać informacje jakoby w pracach przy wznoszeniu mauzoleum udział brali Europejczycy (Włoch i Francuz). Nie mamy na ten temat żadnych innych wzmianek. Domyślamy się, że podbijający Indie biali, mieli kłopoty z uznaniem, że sami Indusi byli w stanie zbudować coś takiego. I z tego powodu pojawiła się popularna historia o udziale Europejczyków.

Symbol Indii

Tadź Mahal został wybudowany na indyjskiej ziemi, ale przez obcą dynastię, która podbiła Indie i nieludzką eksploatacją doprowadziła kraj do ruiny. Mogołowie byli muzułmanami, dlatego mauzoleum to ma islamska formę. Jest muzułmańskim grobowcem! Nie ma nic wspólnego z hinduską kulturą i tradycją! Mahatma Gandhi mawiał, że Tadź Mahal jest symbolem podboju i ucisku Indii.

W następnym miesiącu jadę tam ponownie. Jako pilot i przewodnik, z grupą turystów. Wcale nie będę zaskoczony, jeśli od początku wycieczki wszyscy będą pytać o Tadź Mahal. Nie będę zdziwiony, jeśli największe wrażenie zabytek wywrze na paniach.

Wydaje się, że część osób jest tak zauroczona popularną wersją historii o miłości, że gotowa jest przymknąć oko na niepasujące do tego obrazu okoliczności. Piękna legenda Tadź Mahal odpowiada na zapotrzebowanie. Chcemy bajki? Oto ona! Piękna, istniejąca na prawdę, z białego marmuru. Można dotknąć i zrobić zdjęcie.

Zobacz też: Kadźuraho, świątynie seksu i Orcia – prawdziwe Indie.

Autorskie biuro podróży Krzysztof Matys Travel

Cyganie

Ostatnio zrobiło się o nich głośno. W Polsce już od jakiegoś czasu systematycznie powraca temat Romów. Najpierw w Poznaniu, z powodu zakazu wstępu do jednej z restauracji, ostatnio w Limanowej, przy okazji bójki o dziewczynę.

Indie, Radżastan, tańce i stroje, które bardzo przypominają Cyganów

 

Wydarzenia te zdają się pokazywać istniejący problem. Właściwie to można by powiedzieć, że w kraju zmieniło się wiele, niemal wszystko, z wyjątkiem stosunku do Cyganów. Pamiętam z dzieciństwa (wczesne lata 80. ubiegłego wieku), że rodzice straszyli nas Cyganami. Że zabiorą nas jak nie będziemy grzeczni, że jak nie pójdziemy spać to przyjdzie po nas Cygan, itd. I rzeczywiście, baliśmy się strasznie! Dla dzieci Rom był kimś z tej samej kategorii co Baba Jaga i smok, tyle, że żywy, prawdziwy i realny, a więc podwójnie groźny. Pamiętam też, że dorośli we wsi również się ich bali. Wystarczyła informacja, że jeżdżą po wsi, żeby ludzie zostawiali prace polowe i pośpiesznie wracali do domów pilnować dobytku. Było w tym wszystkim sporo obaw, a mało szacunku dla drugiego człowieka.

 

Oczywiście, w żadnym wypadku nie jest to tylko polska specyfika. Rząd francuski odważył się na radykalny proces deportacji. Rumuni jak tylko mogą podkreślają, że bieda i przestępczość to nie oni, to „Gipsy”, a ostatnio Węgrzy na szczeblu rządowym musieli reagować na wzrost rasistowskich nastrojów. Temat asymilacji społeczności romskich miał być jednym z głównych obszarów aktywności Budapesztu w czasie kończącej się właśnie węgierskiej prezydencji. Ocenia się, że w Unii Europejskiej mieszka od 10 do 12 mln Romów. Jest to najliczniejsza unijna mniejszość etniczna! Silnie narażona na wykluczenia i dyskryminację. Według danych Komisji Europejskiej to właśnie ich najbardziej dotyka bieda i bezrobocie.

Baron Artur – król mołdawskich Cyganów

 

Kim są Romowie i skąd się wzięli?

 

Zaskoczyła mnie duża liczba Cyganów w Syrii. Jeżdżąc po kraju, w wielu miejscach natykałem się na ich obozowiska. Nadal żyją jak koczownicy, wędrują przez pustynne tereny, przemieszczając się na dużym obszarze pomiędzy Iranem, Turcją, Syrią i Jordanią. Wspaniale jest zobaczyć coś takiego. To tak jakby dotknąć wielu wieków historii. Wydaje się, że od starożytności nic się tu nie zmieniło. No może z wyjątkiem materiałów z których robione są namioty i środków lokomocji.

 

Romowie na Bliskim i Środkowym Wschodzie są świadectwem ich wędrówki w kierunku Europy z terenu dzisiejszych Indii. To właśnie Indie uznaje się za ich ojczyznę. Znalazło to nawet formalny wyraz, kiedy to w 1981 r. premier Indira Gandhi, zadeklarowała honorowy mecenat nad całą światową społecznością Romów. Opuścili Indie między V a XII wiekiem. Uciekali przed muzułmanami najeżdżającymi ziemie nad Indusem lub byli wywożeni jako niewolnicy. Możliwe też, że musieli emigrować ponieważ nie chcieli dostosować się do zrytualizowanych form życia ówczesnych plemion. Zawsze, kiedy jestem w północno-zachodnich Indiach przypominam sobie o Cyganach. Po setkach lat, nadal wiele łączy europejskich Romów z mieszkańcami Radżasthanu.

Słynna cygańska dzielnica w Sorokach

 

W połowie IX wieku mamy ich już w Konstantynopolu, gdzie nazywani byli Egipcjanami  – stąd angielskie gypsies. W XIII wieku jako jeńcy tatarscy zostali osadzeni w Rumunii i stali się chłopami pańszczyźnianymi (niewolnikami będą aż do 1864 r.!).

 

Pierwsze wzmianki o Cyganach w Polsce pochodzą z początku XV wieku. Nazwa wywodzi się z terenu Bizancjum: Atsinganos to ten, który „jest nietykalny”. Wyraźnie widać tu nawiązanie do hinduskich niedotykalnych (pierwotnych mieszkańców Indii, podbitych przez Ariów). Sami Cyganie mówią o sobie, że są Romami. Rom w ich języku znaczy „człowiek”.

 

Na większa skalę prześladowania Cyganów w Europie zaczęły się pod koniec XV wieku (pogromy w Hiszpanii). Następnie przyszły wydarzenia we Francji i Szkocji, pod przymusem byli przesiedlani do kolonii (Jamajka, Barbados, Luizjana).

 

W Polsce rzadko pamiętamy, że holokaust dotyczył również Romów. Hitlerowcy eksterminowali ich z równym okrucieństwem i bezwzględnością co Żydów. Przeprowadzano na nich badania biologiczne i sterylizowano. Na rozkaż Reichsfürera SS wszyscy mieli być skierowani do obozu koncentracyjnego Auschwitz.

 

Nie znam badań socjologicznych dotyczących stosunku Polaków do osób pochodzenia romskiego. Ale ciekawe jakie byłyby odpowiedzi na pytania typu: Czy zaprosiłbyś Cygana do domu? Czy pozwoliłbyś córce wyjść za mąż za Cygana?

………………..
Zdjęcie u góry: fragment okładki książki Heinz G. Schmidt, Jadą Cyganie!, Cyklady 2011.

 

Szkoła w Indiach

Od niedawna jest obowiązkowa. Państwowa i bezpłatna. Rządowi centralnemu i władzom lokalnym zależy na krzewieniu edukacji; stosuje się różnego rodzaju zachęty. Są regiony Indii, gdzie uczniowie za pojawienie się w szkole dostają pieniądze! Oczywiście bardzo niewielkie, ale to zawsze coś. Szczególnie dla biednych, wiejskich społeczeństw, gdzie ludzie żyją konsumując to, co im wyrośnie na niewielkich skrawkach ziemi. Nie obracają pieniędzmi, po prostu ich nie mają. Więc nawet grosik, który otrzyma dziecko, może być czymś cennym i wyjątkowym. W stanie Bihar za każdy dzień w szkole, uczeń otrzymuje 1 rupię (1 zł to około 15 rupii). Dzieci przyznają, że od kiedy wprowadzono te nagrody, nie opuszczają lekcji. Takie zachęty uruchamia się jeszcze z jednego powodu. W Indiach, bardzo często, dzieci pracują. Robią to bo muszą. Bez ich pomocy rodzina się nie wyżywi. Jeśli pójdą do szkoły, trzeba zrekompensować rodzicom utracone pieniądze. Problem jest bardzo poważny. Około 100 mln Indusów poniżej 14 roku życia pracuje. Zatrudniane są już pięciolatki! Oczywiście, nielegalnie. Bywa, że pracują jako niewolnicy; za niespłacone długi rodziców.

 

W drodze do szkoły

 

Jak to sugestywnie ujęła Arundhati Roy, „łatwiej jest wyprodukować bombę atomową niż wykształcić 400 mln ludzi”. Tylu Indusów nie potrafi czytać i pisać! Zmiana tego stanu nie jest łatwym zadaniem. Najgorzej jest na terenach wiejskich i w obrębie niższych warstw społecznych. Nie wystarczy zbudować szkoły i zatrudnić nauczycieli. Trzeba jeszcze przekonać miejscowych, że warto tam posłać dzieci.

 

Dużym problemem jest poziom analfabetyzmu wśród kobiet (połowa nie umie czytać). Dziewczynki rzadziej niż chłopcy uczęszczają do szkoły. Dlatego system zachęt skierowany jest w pierwszej kolejności do nich. Będąc ostatnio w Indiach słyszałem, o oryginalnym pomyśle. Te z nich, które mieszkają daleko od szkoły mają otrzymywać rowery.

 

Odwiedzamy szkołę podstawową w Kadźuraho (Khajuraho). Miejscowość słynie z niesamowitych erotycznych rzeźb zdobiących tysiącletnie świątynie. Miasto jest niewielkie (w kategoriach indyjskich to wręcz wieś). Jest popołudnie, jedziemy do szkoły. Dzieci uczą się na dwie zmiany, więc nie ma obawy, że nikogo nie zastaniemy. Budynek szkolny położony jest na uboczu. Wchodzimy. Od razu otacza nas mrowie dzieci. Maluchy. Do klasy pierwszej chodzą pięciolatki.

 

  

  Szkoła w Khajuraho

 

Dla nas, wszystko jest tu ciekawe. Na zewnętrznej ścianie budynku wymalowanych jest kilka tabelek. Na pierwszej tygodniowy jadłospis. Uczniowie bezpłatnie dostają obiady. Na drugiej rozpisana jest ilość dzieci w każdej klasie. Na trzeciej, rada pedagogiczna.

 

W szkole indyjskiej, zgodnie z tutejszą, wiekową tradycją, nauczyciel darzony jest ogromnym szacunkiem. Indusi mówią wprost, że przysługuje mu boska cześć. Podobnie sama szkoła. Przed drzwiami do każdej z sal stoją buty. Wewnątrz dzieci chodzą boso, tak jak w hinduskiej świątyni. Nie ma ławek i krzeseł. Uczniowie siedzą na podłodze. Piszą na małych tabliczkach.

 

W środku sali, na ścianie hymn Indii oraz modlitwa (recytuje się ją każdego dnia przed rozpoczęciem nauki). Nauczyciel pyta czy chcemy aby dzieci zaśpiewały. Oczywiści chcemy. Śpiewają z ogromną werwą i energią. Jakby to było coś najważniejszego w ich życiu. Niektóre zamykają oczy. Po to by się lepiej skupić i nie pomylić tekstu. Jak to wyglądało? Jakby żołnierze śpiewali hymn na paradzie wojskowej. Tyle, że ci mieli po pięć lat.

 

Przy pierwszym, pobieżnym spotkaniu, mam wrażenie, że jest to szkoła na poziomie naszej wiejskiej  podstawówki sprzed 50-60 lat. Takiej powojennej. Gdzie trzeba było powalczyć i z biedą, i z analfabetyzmem, i z brakiem przekonania do samej edukacji. Gdy szkoła niosła powiew nowoczesności i musiała zmieniać i kształtować społeczeństwo.

 

Nie ma jednej prawdy o Indiach. Nie sposób więc też jednoznacznie podsumować tamtejszej edukacji. Oczywiście, państwowa, bezpłatna i obowiązkowa szkoła podstawowa bywa różna. Często ma mizerny poziom i służy ledwie nauce czytania i pisania. Statystyki podają, że tylko 15 proc. absolwentów kontynuuje naukę w szkole średniej i tylko 7 proc. na studiach wyższych. Nauczyciele są słabo opłacani i często po prostu nie przykładają się do pracy (bywa, że w ogóle się w niej nie pojawiają). Dobrze natomiast rozwinięty jest tu system szkolnictwa prywatnego. W każdym mieście widać małe busy, a nawet wieloosobowe riksze, wożące dzieci do takich szkół. To one dają największe szanse na kontynuowanie nauki na najlepszych uczelniach. Wszystkie przedmioty, już od pierwszych klas, wykładane są po angielsku. To jeden z ogromnych atutów dzisiejszych Indii. Więcej Indusów mówi po angielsku niż Brytyjczyków i Amerykanów razem wziętych!

 

 Sala zajęciowa. Dzieci wybiegły na przerwę

Choć Indie nadal mają problemy z zapewnieniem dobrej, powszechnej edukacji na podstawowym poziomie, to przez ostatnie kilkadziesiąt lat i tak zrobiono tu ogromny postęp. W 1980 roku pisać umiało tylko 30 proc. społeczeństwa! Dziś około 70.

 

Na zakończenie, warto wspomnieć o szkolnictwie wyższym. Jakiś czas temu podjęto tu strategiczne decyzje. Postawiono na studia na najwyższym poziomie. Prym wiodą kierunki techniczne i najnowsze technologie. To tu na masową skalę kształcą się m.in. najlepsi informatycy, specjaliści od biotechnologii i lekarze. Efekt? Każdego roku z USA do Indii ucieka 300 tys. miejsc pracy. Ale w przeciwieństwie do Chin, są to stanowiska dla pracowników dobrze wykształconych! W Bangalur zatrudnionych jest więcej informatyków (150 tys.!) niż w słynnej Dolinie Krzemowej! Przyszłość należy do Indii! Choć czasem trudno w to uwierzyć, szczególnie odwiedzając małą, wiejską szkołę podstawową.

Wycieczki do Indii

 

Walentynki w Indiach

Przed chwilą w radiu usłyszałem krótką informację o tym, że tegoroczne walentynki w Indiach mają przebiegać w spokojnej atmosferze, bo policja zadba, by nikt nie nękał zakochanych par. O co chodzi?! Otóż w poprzednich latach hinduscy radykaliści zapowiadali zorganizowane akcje wymierzone święto zakochanych. Bojówki miały wyszukiwać osoby zbyt mocno okazujące sobie czułość w miejscach publicznych. Grożono pobiciem lub natychmiastowym doprowadzeniem do świątyni w celu zawarcia małżeństwa. Skąd takie pomysły? Walentynki przez niektórych traktowane są nie tylko jako coś obcego, ale też rażąco szkodliwego. To coś jak sabotowanie indyjskiego porządku społecznego.

Pełne erotyki przedstawienia z Kadźuraho

Celuje w tym populistyczna i nacjonalistyczna Indyjska Partia Ludowa (Bharatiya Janata Party). To jej młodzieżówka miała wystawiać patrole pilnujące „hinduskiej moralności”. Czy to rzeczywisty problem? Chyba nie. Jest to raczej fakt medialny. Chętnie podnoszony przez indyjskie i zachodnie media, ale raczej daleki od szarego dnia przeciętnego Indusa.

Zobacz też: Waranasi – święte piekło hindusów

Z jednej strony Partia Ludowa wykorzystuje wszelkie radykalne hasła, z drugiej, oczywiście widać pewne zmiany w indyjskim społeczeństwie. Szczególnie młodzi ludzie w dużych miastach śmielej okazują swoje uczucia. Ale czy ma to związek z walentynkami?

Tadź Mahal zaliczony został do grona siedmiu nowych cudów świata. Przypisano mu takie atrybuty, jak miłość i pasja

Parę dni temu wróciłem z Indii. Skromne przygotowania do święta zakochanych widziałem tylko w nowoczesnych centrach handlowych (ledwie w kilku sklepach). Nijak ma się to do tego, co dzieje się u nas. Trochę reklam w gazetach, jakieś promocje i ogłoszenia o skuteczności afrodyzjaków – oczywiście ajurwedycznych. Rok wcześniej byłem też o tej porze (wracałem 15 lutego), nie pamiętam właściwie żadnych oznak celebrowania walentynek. No może z wyjątkiem telewizji. Na kanale muzycznym królowały indyjskie piosenki o miłości, a tło stanowiły smsy z życzeniami.

Temat walentynek nie pojawiał się też w moich rozmowach z miejscowymi. Mam wrażenie, że w Indiach święto to ma minimalne znaczenie. Może próbuje się przebić w nieco hałaśliwy sposób (zawsze to temat dla mediów) i zaistnieć na rynku (marketing kocha takie okazje), ale –jeśli już jest – to dotyczy głównie tej części klasy średniej, która z uwielbieniem spogląda na naszą część świata.

Indie. Dziewczyna z plakatu

Jest jednak powód, dla którego warto napisać o walentynkach w Indiach. Otóż sam pomysł celebrowania tego dnia może być wyzwaniem dla hinduskiej mentalności. Nam, ludziom Zachodu, trudno dziwić się, że młodzi szukają kontaktu, że chcą się spotykać i spędzać razem czas. A święto to dobra okazja (na Zachodzie raczej obowiązkowa). Tyle, że to, co nam wydaje się oczywiste i naturalne, w innej tradycji wcale takie być nie musi.

W Indiach ciągle pokaźna większość małżeństw aranżowana jest przez rodziny młodych ludzi. Niektórzy twierdzą, że aż 98 proc. związków zawierana jest w ten sposób. Stąd mówi się tu, że lepiej pokochać kogoś, kogo się poślubiło, niż poślubić tę osobę, którą się pokochało. Ogromne znaczenie w doborze partnerów odgrywają profesjonalne, indywidualnie pisane horoskopy. Już we wczesnym dzieciństwie rodzice sprawiają swoim pociechom coś takiego. Na ich podstawie często oceniają czy dana osoba pasuje do ich dziecka czy nie. Analiza astrologiczna stawiana jest też potencjalnej przyszłej parze. Bywa, że to od jej wyniku zależy decyzja rodziców. Jak kiedyś powiedział mi pewien bardzo dobrze wykształcony Indus: „W Europie jest tak wiele rozwodów ponieważ zawieracie małżeństwa na chybił trafił. To loteria bez żadnej mądrości”.

Boska para

Jeszcze jedna rzecz odgrywa tu kolosalne znaczenie. W hinduskich wierzeniach reinkarnacja jest czymś oczywistym. Oczywiste również jest to, że małżeństwa trwają przez wiele inkarnacji. Aby para stworzyła naprawdę udany związek musi uczyć się tego w trakcie kolejnych wcieleń. Zatem dobrane małżeństwo ma za sobą setki, a może i tysiące lat praktyki. Trzeba uważać, by tego nie zepsuć. By przez niekontrolowany impuls nie połączyć się z kimś nowym i nieodpowiednim, z kimś, kto zniszczy nasz związek kształtowany przez kolejne ziemskie wcielenia. Tego właśnie pilnują rodzice, całe rodziny i… całe społeczeństwo! I jak tu do czegoś takiego zaadoptować walentynki?!

Randka

Ale jest też druga strona medalu. Indie zawsze były przesiąknięte erotyką. Piękna i zmysłowa sztuka wzbudzania i zaspakajania pragnień była tu czymś zupełnie oczywistym, a seks nie stanowił tematu tabu i nie był spychany w ciemne mroki wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie, przyjemność erotyczna traktowana była jako jedna z dróg doświadczenia boskości. Kobiety ubierały się zmysłowo (sari, bransoletki…), sypialnie zdobione były malunkami śmiałych scen. Najpierw cios temu sposobowi pojmowania pożądania zadali władający Indiami muzułmanie, a dzieła zniszczenia dopełnili Brytyjczycy. Dlatego dzisiejsze Indie oficjalnie są purytańskie. Ale prywatnie, kipią erotyką. Wysublimowaną, piękną i kobiecą. Między innymi, dzięki temu, mam wrażenie, że walentynki są tu przez cały rok. Nie tak hałaśliwe, nie tak skomercjalizowane i funkcjonujące niemal wyłącznie w obrębie par małżeńskich, ale są. Indusi uwielbiają temat miłości. Wystarczy przyjrzeć się ich literaturze, filmom i muzyce.

Zobacz też: Świątynie seksu

Wycieczki do Indii

Słonie. Indie i Nepal

Zwierzę to, obok Tadź Mahal, jest jedną z ikon indyjskiej turystyki. Wszystkie dłuższe programy zawierają przejażdżkę na słoniach. Niemal każdy turysta zwiedzający północną część kraju zalicza wjazd na grzbiecie elefanta do Fortu Amber. Podobnie jest w sąsiednim Nepalu. Tu największą atrakcją jest safari w Parku Narodowym Chitwan.

Jakie jest to zwierzę, niby każdy widzi, ale jednak…

Jeden z popularniejszych indyjskich motywów

 

Słonie indyjskie różnią się od swoich afrykańskich kuzynów. Mają mniejsze uszy, wklęsły kark, stanowiący idealne miejsca dla powożącego nim kornaka oraz krótszą trąbę. Wysokość w kłębie to 3 m, waga do 5 ton. Żyje do 70 lat. Chodzą na czubkach palców zakończonych paznokciami. Są zgrabne i delikatne, poruszają się cicho i bez śladów.

Porozumiewają się niskim, niesłyszalnym dla człowieka dźwiękiem, nawet na odległość 2 km. Są reliktem długiego procesu ewolucji, ogniwem pomiędzy życiem wodnym i lądowym. Dlatego bardzo dobrze pływają, traktując trąbę jak fajkę do snurkowania.

 

Safari w parku narodowym Chitwan

 

W historii, najbardziej znane były jako zwierzęta bojowe. Udanie pełniły rolę dzisiejszego czołgu. Służyły do rozbijania szyków nieprzyjaciela i wzniecania paniki. Na ich grzbietach mocowano stanowiska dla łuczników, oszczepników i małych katapult. Na starożytnych Europejczykach wywierały piorunujące wrażenie. Hannibal czy Persowie dysponowali niewielką ilością tych zwierząt (kilkadziesiąt sztuk), zbyt mało by stanowiły realną siłę. Co innego Indie. Szacuje się, że cesarz Ćandragupta, władający sporą częścią subkontynentu indyjskiego w IV w.p.n.e., w swojej ponad 600-tys. armii miał 36 tys. żołnierzy na słoniach!

Pierwsze, notowane w historii użycie słoni bojowych pochodzi z Indii (ok. 1100 p.n.e.), ostatnie też – miało miejsce w XVIII wieku!

Turystyczna atrakcja

 

Śladem tego jest figura wieży w szachach. Grę tę wymyślono w Indiach (choć nazwę ma perską), więc nic dziwnego, że wieża się porusza, i to na grzbiecie słonia.

Słoń jest częstym bohaterem lokalnych mediów. W Nepalu newsem w grudniu 2008 roku był fakt narodzin pary słoniątek. Bliźniaki u tego gatunku zdarzają się bardzo rzadko i traktowane są jako pozytywna wróżba. Byłem tam kilka dni temu. Gazety nadal o nich  piszą. Systematycznie donoszą o tym jak słoniątka rosną, czy są zdrowe i w jakiej kondycji jest ich trzydziestoletnia mama.

Media informowały też o zaginięciu największego znanego słonia azjatyckiego (mierzył 3,5 metra i przewyższał innych przedstawicieli gatunku aż o około 60 cm) oraz o grasującym dzikim słoniu, który zabić miał kilkanaście osób. Donosiły również o strajku opiekunów słoni.

Zwierzę to jest stałym elementem krajobrazu. W Nepalu żyje około 250 słoni, w tym część na wolności. Ich naturalnym środowiskiem jest niewielki pas nizin przy granicy z Indiami. Tu ulokowany jest park narodowy Chitwan, w którym turyści odbywają bardzo interesujące safari. Z grzbietu słonia tropi się nosorożce i tygrysy. Jedne i drugie zwierzęta są płochliwe i niebezpieczne. Słoni natomiast się nie boją, ani nie atakują. Turystyka nauczyła się to wykorzystywać. O ile spotkanie tygrysa wymaga szczęścia i większego wysiłku, o tyle nosorożce oglądamy niemal za każdym razem. I to z bliska! Bywało, że nasze słonie podchodziły nawet na odległość mniejszą niż 10 metrów. Nie chciałbym znaleźć się w takiej sytuacji stojąc na własnych nogach!

Zobacz też: Nepal, Himalaje.

 

Indie, Indie…

Za kilka dni znowu ruszam w trasę. Tym razem północne Indie i Nepal. Byłem tam już wcześniej. Bardzo lubię ten rejon świata i chętnie tam wracam. Wyjątkowo, program jest nieco zmodyfikowany, po raz pierwszy zobaczę Kalkutę. To wspaniale! Od dawna chciałem. Postrzegam Kalkutę jako ciekawe, rozbuchane kulturowo miasto. U nas kojarzy się wyłącznie z biedą i Matką Teresą, ale to tylko ułamek prawdy, może nawet nieco wypaczony.

 

A poza tym oczywiście standardowe miejsca: Delhi, Agra, Orcia, Gwalior, Kadźuraho, Waranasi…

 

Muszę przyznać się do jednego. W Indiach nie lubię zabytków mogolskich. Czerwony Fort w Delhi i niemal identyczny w Agrze, Tadź Mahal, itd. Wszystkie te islamskie zabytki, będące świadectwem okupacji i niszczenia Indii przez obcą dynastię, sprawiają na mnie jakieś przygnębiające wrażenie. Wolę to, co prawdziwie indyjskie…

 

„Jadę do Indii”. Co to właściwie znaczy? W domyśle, to coś więcej niż zwykła podróż. Wybierać się do Indii, to tyle, co chcieć doświadczyć czegoś naprawdę innego. Ludzie jadą tam nie tylko po to by zobaczyć. Niektórzy podróżują w poszukiwaniu siebie, sensu, duchowości…

 

Wielu ludzi nie poradziło sobie z Indiami. Mieli trudności z twórczą interpretacją tego co zobaczyli. Niektórzy mimo chęci i talentu nie potrafili ich opisać. Tak było z Kapuścińskim. Inni, mimo trudności ze zrozumieniem, pisali.

 

Indie są trudne. Indie są wymagające. Ktoś mądrze powiedział, że kraj ten już został odkryty, ale nadal czeka na zrozumienie.

 

Indie zachwycają lub odpychają. Im bardziej ktoś jest przywiązany do Zachodu i wszystkiego, co reprezentuje nasza cywilizacja, tym trudniej wniknąć mu w indyjską mentalność. Obserwuję to u turystów z którymi zwiedzam kraj. Niektórzy prześlizgują się tylko, nawet nie próbują zrozumieć. Na wstępie już odrzucają. Przyjechali żeby zobaczyć, odhaczyć na liście odwiedzonych miejsc, i tyle.

 

Tymczasem konieczna jest chęć i wysiłek. Za darmo, w intelektualnym sensie, nic tu nie dostaniemy.

 

Dawno temu Carl Gustaw Jung napisał:

Podróż do Indii, jeśli możecie sobie na nią pozwolić, jest w sumie, moim zdaniem, wielce budująca i z psychologicznego punktu widzenia bardzo wskazana, chociaż może ona podróżnika przyprawić o silny ból głowy.

 

Zdaniem Junga, jeśli uczciwie i pracowicie podejdziemy do tej wycieczki, to dowiemy się takich rzeczy o sobie samym i białym człowieku w ogóle, jakich dotąd nie usłyszeliśmy od nikogo.

 

Czy to nie jest najlepsza rzecz, jaka może wyniknąć z podróży?

Wycieczki do Indii

Strona 2 z 2

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén